Deszcz ciemnych gwiazd #12

Deszcz ciemnych gwiazd #12TERAŹNIEJSZOŚĆ  

Ostry ból rzucił Hardine na ziemię. Głowa jej, dosłownie, pękała. Oczywiście, spodziewała się zemsty ze strony Mewrysa, jednak była zaskoczona rozmiarem odczuwanego cierpienia. Widzący pochylał się nad nią, wypalając spojrzeniem dziury w mózgu Hardine.  
-Jestem tobą bardzo rozczarowany. - powiedział, unosząc jej twarz za podbródek. - Patrz, co narobiłaś… Patrz!
Posłusznie potoczyła spojrzeniem po wyspie. Grube tomy walały się niedbale pod stopami niby niepotrzebne rupiecie. Część fruwała przypominając papierowe motyle z poszarpanymi nawałnicą skrzydełkami. Wokół Boukliv pływały, niczym wraki statków, martwe ciała smoków z rozpłatanymi Blaskiem wnętrznościami. Chmura kruków zawisła nad wyspą ponurą grozą w oczekiwaniu uczty. Kilku Widzących dogorywało, jęcząc. Ich Aury gasły niby zdmuchiwane wiatrem świece. Hardine zamknęła oczy. Po jej brudnym od krwi policzku potoczyła się samotna łza.  
-To nie moja wina. - szepnęła, próbując odepchnąć widmo otaczającej jej tragedii poza świadomość.
-Owszem twoja. - odparł zimno Mewrys. W jego głosie nie dało się usłyszeć żadnego uczucia. Był matowy jak zachmurzone niebo. - Wstań i zacznij szukać księgi.  
-Nie. Nie mogę cię uwolnić. Nie mogę, Mew. - powtarzała bez przerwy w jakimś amoku.  
- Więc zginie ich jeszcze więcej. - oznajmił, wskazując umierających.  
-Nie zdążyłam się zregenerować. Jeśli znów posłużysz się moim ciałem, umrę. A ty razem ze mną. - zagroziła, niezbyt przekonująco. Wciąż miała problem w zrozumieniu swojego położenia. Błądziła po omacku, nie wiedząc już, co jest prawdą.
-Jeśli liczyłaś na to, że ten chłopaczek zdoła zmienić przyszłość…  
-Kochał mnie. - stwierdziła pod wpływem niezachwianej pewności, jednocześnie czując echo obecności Cerena w swojej wydrążonej duszy.
-Dlatego go zabiłaś. Bo cię kochał. Bo boisz się być kochaną. - analizował szybko Widzący, z łatwością forsując głęboko skrywane przez dziewczynę sekrety.
-Mylisz się. - rzuciła słabo, w skazanej na porażkę próbie obrony. Jak, do Widzących, ma bronić się przed kimś, kto siedzi wewnątrz jej głowy?  
-Zrobiłaś to, Dine. Zabiłaś go, ponieważ chciał cię zatrzymać, chciał o ciebie walczyć… A ty chciałaś by mu się udało. Pragnęłaś, żeby wziął cię w ramiona i zabrał do domu, ale strach kazał ci go zniszczyć nim oddałabyś mu serce… - ciągnął nieubłaganie.
-Przestań!  
-Zanim stałby się tak ważny, że mógłby cię skrzywdzić...
-Dosyć! - krzyknęła, zginając się w pół.  
-Wbiłaś nóż w jego pierś, bo byłaś gotowa mu zaufać. Jesteś potworem, Hardine. Takim samym potworem jak ja.  
- Zamknij się!
-Ale nie musimy się wstydzić tego, kim jesteśmy. Możemy być dumni. Urodziliśmy się silniejsi niż reszta.
-Nie… - zaprotestowała. Mewrys podszedł bliżej. Język Widzącego stanowczo rozepchnął wargi dziewczyny. Pocałunek niemal pozbawił ją tchu.  
-Ty i ja urodziliśmy się, aby rządzić. - oświadczył Mewrys. Hardine drżała. Jakaś jej część zgadzała się nim. Inna wciąż była przeciw. Ceren. On by wiedział, co powinna zrobić. Chłopak, którego tak bardzo bała się pokochać. Gdyby tu był… A jeżeli Mewrys ma rację i są sobie przeznaczeni? Hardine doskonale zdawała sobie sprawę, że pogrąża się w szaleństwie, zawieszona pomiędzy dobrem a złem na cienkiej nici zawahania. Czym jednak było dobro? Czym zło? Rozmyślania przerwał jej naglący głos Widzącego. - Znajdź księgę, zawiera wszystkie odpowiedzi.  

Szkarłatna Księga, oczywiście. To przez nią te wszystkie zniszczenia. Wiedza, pozwalająca Mewrysowi narodzić się ponownie. Księga zakończy jej cierpienie. Księga ją uwolni. Księga da jej drugą szansę. Wszystko naprawi. Hardine wstała, podchodząc do umierających. Wili się w agonii z twarzami poskręcanymi męką. Wybrała najbardziej przytomnego.  
-Gdzie jest Księga? - zapytała. Wykrzywił zaciśnięte bólem wargi w brzydki grymas. - Gdzie jest księga? - ponowiła pytanie, wbijając palce w otwartą ranę pulsującą zielonym Blaskiem. Widzący jęknął. Po czole spływały mu okrągłe krople krwawego potu.  
-Księga… nie… jest… dla… ciebie… Mewrys… - wydusił przez poharatane gardło.  
-Na imię mam Hardine. - warknęła, chwytając go za długie włosy, niegdyś o pięknym srebrzystym odcieniu, teraz uwalane błotem i krwią.  
-On… tobą… mani… mani…pule…  
-Gdzie jest Księga?  
- Nie… znajdziesz… tam…ulgi…  
- GDZIE JEST KSIĘGA?
-Mewrys… nie… musisz… tego… robić…  
Hardine wściekła zanurzała dłoń we flakach umierającego, aż poczuła kręgosłup. Zacisnęła rękę na kręgach. Skręcała mocno nadgarstek do usłyszenia charakterystycznego chrupnięcia. Widzący zdechł w eksplozji Blasku. Stanęła przy kolejnym rannym oblepiona wnętrznościami. Zadała zimnym tonem to samo pytanie. Nie czuła zupełnie nic, jakaś bezdenna pustka wypełniła po brzegi całe jej jestestwo.  
-Księga nigdy nie zostanie odnaleziona… - odparł zapytany, nie kryjąc ponurej satysfakcji.  
-Kto ją ukrył? KTO?! - potrząsała jak opętana ramionami Widzącego, jednak odpowiedź nie nadchodziła. Odepchnęła ze wstrętem krztuszące się wymiocinami ciało. Przekroczyła już granicę obłędu.  
-Musisz się dowiedzieć, Dine. - zażądał Mewrys, coraz bardziej zniecierpliwiony.  
-Próbuję…  
-Musisz postarać się bardziej.  
-Nie potrafię… - odrzekła bezradnie. Widzący po raz kolejny sprawił jej ból. Syknęła, niemniej ukłucie rozjaśniło myśli dziewczyny. Z nową energią wykrzesała iskierkę bladego Blasku. Kosztowało ją to resztkę tych sił, które jeszcze pozostały Hardine po ostatnich eksplozjach. Wyniszczony organizm zapłonął ponownie, płomieniem męki spopielając każdy nerw dziewczyny. Iskierka osiadła na skórze umierającego, wymuszając odpowiedź.  
- Rafinella… Szkarłatną Księgę ukryła Rafinella… - wymamrotał Widzący. W chwilę potem jego oczy zgasły. Mewrys przytulił Hardine, szepcząc pochwały. Delikatnie ułożył ją do snu pośród papierowego cmentarzyska.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Margerita

    łapka w górę biedna Hardine

    16 cze 2017

  • Użytkownik Naznaczona

    Uwielbiam fantasy :)

    31 maj 2017

  • Użytkownik Somebody

    @Naznaczona  <3

    31 maj 2017