Deszcz łez

Bolały mnie wszystkie mięśnie, kiedy na mnie spoglądał.
Przeszywającym wzrokiem, wyrywającym powoli z wnętrza te wszystkie ważne i nieważne myśli.
Z zakątków i pajęczyn, między gdybaniem, zawiesiną tych wszystkich trafnych i nietrafnych wyborów.
Śmiał się.
Głośno i tak poniekąd swojsko.
Był jak dobre masło na wsi, któremu nie dorównają nigdy sklepowe substytuty.
Z drugiej strony, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, a niewielki pokój wypełniało tylko tlące się światło, zaczynałam drżeć, widząc jego wkradający się na usta uśmiech.  
Był prezentem spakowanym w nienaganne pudełko, które cieszyło oczy.
No i co z tego?
Wewnątrz roiło się od okropnych, przebrzydłych robali, larw, śmierdzących zgnilizną resztek.  
A ja kochałam i kochałam, jak durna.
Zobojętniała na wszystkie klepnięcia w ramię, te porozumiewawcze, wymienione w pośpiechu spojrzenia, słowa niedocierające do świadomości, a jedynie bujające się gdzieś w prawo i w lewo, ulatujące, jak moja ostrożność i rozsądek.  
Mieli rację.
Otoczka bezpieczeństwa, perspektywy na przyszłość obmyślane pod grubym kocem, gdy znajome dłonie nie były tylko fizycznym oparciem, ale i tym na wypadek potknięcia się gdzieś między jedną myślą a drugą, to wszystko nic, kłamstwo.  
Co robią ludzie, którzy w jedną, gwałtowną chwilę orientują się, że budowali zamek z piasku?
Że wystarczył moment, aby fala zmyła wszystko, co znajdowało się w zasięgu wzroku?
Pewnie siedzą teraz na lodowatym parapecie z wódką w ręku i zapijają wszystko, czemu nie zdążyli w porę zapobiec.
To jest możliwe, naprawdę jest do cholery możliwe, aby człowiek mógł zniszczyć drugiego człowieka.  
Gorsze niż spluwa przy skroni, sznur na szyi, utopienie, oderwanie na żywca wszystkich kończyn.  
Naprawdę wolałabym, aby ktoś przekroił mnie na pół a potem posolił.  
Procenty rozgrzewają gardło i wszystko inne oprócz serca.
Zamarzło, zbuntowało się i nie chce ze mną rozmawiać.  
To nie czas na rozterki, nurkowanie w swoim wewnętrznym ja, by zrozumieć coś, czego zrozumieć na trzeźwo i nietrzeźwo się nie da.  
Po prostu tak się stało, głupia babo.  
To dlaczego czuję, że policzki mokną?
Potrzebuję parasola
Wcale nie pada.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 407 słów i 2284 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Mirek

    5+ jak zawsze

    13 paź 2017

  • Użytkownik zabka815

    Wow świetne! Zajefajnie  piszesz brak mi słów nie wiem co napisać  :) Czekam na kolejne dzieło  :kiss:

    13 paź 2017

  • Użytkownik Malolata1

    @zabka815 baaaaardzo dziękuję ;*

    13 paź 2017

  • Użytkownik Black

    Przyznam szczerze larwy i robale mnie kupiły:D Składam pokłon boska istoto. Okaż łaskę swym poddanym i zaszczyć nas kolejnym dziełem. Tak, zdecydowanie tak.

    12 paź 2017

  • Użytkownik Malolata1

    @Black ojeeeej, jak miło czytać takie piękne słowa! To się nazywa pełna motywacja!

    13 paź 2017

  • Użytkownik agnes1709

    O masakro Boska, coś Ty tu nawyprawiała?!:eek: Zaczepisto zarąbisto wykurwiste!!! Zamek z piasku powalił mnie na kolana z rozdziawioną gębą. CAŁUSY ŚLĘ CAŁUŚNE:kiss:

    12 paź 2017

  • Użytkownik Malolata1

    @agnes1709 caaaaałusy, dziękuję i chylę się nisko! :*

    13 paź 2017