Tu Rivian przerwał. Odwrócił głowę w lewo i spojrzał w głąb ciemnego już lasu. Wyraz jego twarzy, głęboko zamyślonej, w tym świetle wydawał się Venowi bardzo znajomy. Niemal bliźniaczo podobny do twarzy pana Leonarda. Ale to było niemożliwe. Przecież kiedy patrzył mu w twarz był pewien, że wygląda on zupełnie inaczej od jego mentora. Ostatecznie stwierdził, że to zmęczenie płata mu figle i mąci w głowie.
- Tak... Nie łatwo było dowiedzieć się o jego przeszłości. Ale kiedy znalazłem się już na dworze Maksymiliana było o wiele prościej. No, nie wyprzedzajmy faktów. Leonardo szybko został głównym doradcą tegoż urzędnika. Z czasem nawet go zastąpił. Potem kiedy na tronie Kamiennego Miasta zasiadł Maksymilian został jego prawą ręką. W mieście nic nie działo się bez jego wiedzy i zgody. Książę ufał mu bezgranicznie. Nawet podczas przewrotu Torenów starsi rodu musieli się z nim liczyć. W międzyczasie w kraju panowała ogromna susza. W naszej wsi wszyscy bankrutowali, jeden po drugim. Moja rodzina wyszła z tego obronną ręką. Później dowiedziałem się, że ich wcześniejsze sukcesy i to cudowne ocalenie podczas kiedy niewinni ludzie umierali z głodu i pragnienia to wszystko zasługa Torenów. Moja rodzina zgodziła się szpiegować dla nich. Moi rodzice poinformowali mnie, że muszę wyjechać do stolicy Kraju Morza. Miałem tam podjąć pracę jako doradca księcia. Zabrałem ze sobą Segeras i kilku służących i wyruszyliśmy w drogę. Po kilkunastu dniach byliśmy na miejscu. Kilka dni po przybyciu przedstawiono mnie księciu i jego ówczesnemu doradcy. Jakże wielkie było moje zdziwienie kiedy obok mojego przyszłego pracodawcy zobaczyłem starego przyjaciela. Nie przywitał się ze mną. Nie uścisnął nawet mojej ręki. Odwrócił tylko głowę w stronę okna, jakby chciał dać nam do znajomości, że świat go wzywa, woła go aby do niego przybył. Potem odwrócił głowę w stronę drzwi i ruszył do nich. Kiedy książę wołał go zbył go tylko ręką unosząc ją nad głowę i machając nią w geście pożegnania. Potem nie widziałem go już nigdy.
Tu Rivian znowu przerwał i ponownie zwrócił swój wzrok na śpiący las.
- Co działo się dalej? - spytał niepewnie Ven.
- Ehh... Potem rozpocząłem nudne życie doradcy. Masa spotkań, narad i papierów do podpisywania. Pewnego dnia Segeras oznajmiła mi, że spodziewa się dziecka. Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłem. Miałem nadzieję, że to pozwoli nam w końcu bardziej się do siebie zbliżyć. W dniu rozwiązania nie czuła się najlepiej. Niestety nie przeżyła porodu. Długo nie mogłem pogodzić się z tym, że ją straciłem. Wtedy rodzina bardzo mi pomogła. Opiekowali się Anabel i starali się jak najszybciej przywrócić mnie do dawnej kondycji psychicznej. Musiałem żyć. Żyć i być silnym dla mojej córki. Dla Anabel. Wiesz? Ona tak bardzo przypomina Segeras. Czasem czuję się, że ona patrzy na mnie. Że mimo tego co jej zrobiłem kocha mnie. Miłość to niesamowite uczucie chłopcze, niesamowite i niezbadane. Ale może po prostu się oszukuję. Może ona nigdy mnie nie zaakceptowała. Kiedy tak myślę przypominam sobie Leonarda i jego wiarę w boski plan. Wtedy od razu czuję się lepiej. Wiem, że po coś tu jestem, mimo tych wszystkich okropnych rzeczy jakie uczyniłem swoim bliskim.
Drewno strzeliło w ognisku, zrobiło się nieco jaśniej. Venowi zdawało się, że zobaczył łzę spływającą po policzku starca.
- Dziękuję ci chłopcze. Czuję, że potrzebowałem tej rozmowy.
- To ja dziękuję, że opowiedział mi pan tyle o moim mistrzu. Myślę, że nikt inny nie mógłby mi tyle o nim opowiedzieć.
- Może masz rację chłopcze. Ale to już nie rozważania na dzisiaj. Myślę, że to czas, aby trochę się przespać. - mówiąc to starzec kładł się na swoim posłaniu i przykrywał się skórami. - Dobrej nocy chłopcze.
- Dobrej nocy. - odpowiedział Ven.
Kiedy Ven obudził się rano las ciągle spał. Jedyne co dało się słyszeć co jakieś małe zwierzątko, które z pewnością w poszukiwaniu jedzenia wyruszyło przed resztą mieszkańców po skrzącym się śniegu. Spanie pod drzewami było dobrym pomysłem. Gdyby nie to zapewne cała trójka byłaby teraz przysypana śniegiem. Kiedy już sam wstał obudził resztę i po około godzinie wyruszyli w dalszą drogę. Dotarli do przełęczy, na szczęście śnieg nie zdążył całkowicie jej zasypać. Potem musieli już tylko wdrapać się na małą górę. Nie była zbyt wysoka, więc szybko się z tym uporali. Kiedy już stanęli na jej szczycie im oczom ukazała się dolina.
- Oto Szepcząca Dolina, miejsce do którego zmierzaliśmy. - oznajmił Ven - Dalej nie możemy się udać, śnieg pewnie zasypał już okolice położone dalej na północ. Teraz tylko musimy dostać się do chaty.
Kiedy schodzili z wzgórza uwagę Vena zwróciło stado kruków, zdziwił się bo jego zdaniem było ich zdecydowanie za dużo jak na tę porę roku. Mimo to ruszyli dalej.
Dodaj komentarz