Ven obudził się chwilę po świcie. Podniósł głowę i zobaczył, że starzec i dziewczyna ciągle śpią. Postanowił pójść nad pobliską rzekę aby przemyć twarz i lekko się orzeźwić. Wiedział, że rzeka nie była daleko więc szedł powoli. Po drodze przyglądał się drzewom, z nudów szukał śladów zwierząt. Na jednym drzewie zobaczył ślady małego ptaka, który budował swoje gniazdo w sitowiu. Ven nie wiedział jak on się nazywa, więc postanowił, że zapyta o to starca.
Po dziesięciu minutach był już przy rzece. Podszedł do brzegu, ukląkł nad wodą i zaczął myć twarz. Woda była lodowata. Poczuł się jakby miliony malutkich igieł wbijały się w jego policzki. Kiedy skończył wstał i rozejrzał się, las był taki jakim go zapamiętał. Odwrócił się i już miał wracać kiedy usłyszał nieznajomy głos za swoimi plecami.
- Chłopcze... Podejdź bliżej...
Ven obrócił się. Jego oczom ukazała się kobieta. Nie była to zwyczajna kobieta, w sumie Ven nie wiedział nawet czy była to kobieta. Świetlista postać podobna do kobiety stała na drugim brzegu rzeki.
- Chodź do mnie... Wiem, że tego chcesz... Wiem O tobie wszystko...
Jej głos był przyjemny, można było w nim wyczuć życzliwość i wiedzę, jaką posiadała ta, hm... kobieta.
- Kim jesteś? - zapytał bez specjalnego zastanowienia Ven
- Jestem wszystkim... Jestem w każdym istnieniu... W zwierzęciu, w człowieku...
- Odpowiedz jaśniej - powiedział powoli zniecierpliwiony chłopak.
- Jestem Mocą... Jestem w każdym istnieniu... Jednak nie każdy ma zdolności do używania mnie... Ty chłopcze... Jesteś inny... Masz w sobie to, co pozwoli ci mnie kontrolować - mówiąc to świetlista kobieta wyciągnęła rękę do chłopca - Złap mnie za rękę chłopcze, a dam ci Moc, która pozwoli ci zmienić ten świat.
Ven był lekko zaskoczony. Czyżby to wszystko było snem, a on jeszcze się nie obudził? Jednak ta kobieta miała w sobie coś, co przyciągało do niej Vena. Mimowolnie ruszył przed siebie. Czuł zimną wodę kiedy przechodził przez rzekę, to oznaczało, że nie mógł spać.
- Właśnie tak chłopcze. Złap mnie za rękę. Razem zmienimy ten świat!
Ven chciał się zatrzymać, ale nie mógł. Jego nogi poruszały się mimowolnie.
- Będę kim tylko zechcesz- kontynuowała kobieta- Będę najlepszą kochanką jaką kiedykolwiek mógłbyś mieć. Mogę zastąpić twoją matkę. Tylko złap mnie za rękę...
Ven już miał dotknąć jej ręki. Czuł, że jeśli tylko ją dotknie straci wolną wolę. Kiedy opuszki ich palców już miały się zetknąć chłopiec poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Z trudem odwrócił głowę. To co zobaczył zaszokowało go. Chociaż mógł się tego spodziewać, kiedyś przygotowywał się na tą chwilę. Ujrzał za sobą pana Leonardo. Był uśmiechnięty. Kiedy go dotknął poczuł przepływającą dobroć i życzliwość starszego człowieka. Jednak Moc nie dała za wygraną.
- Czemu patrzysz w przeszłość chłopcze? Ten człowiek już nie żyje. Nie zdoła ci pomóc, jesteś mój. Poddaj się Mocy. Niech Moc cię wypełni. Moc... Moc... Moc...
Ostatnich słów już nie słyszał. Zanurzał się w mroku. Czuł jak przepełnia go teraz nienawiść. Czuł też jeszcze coś, jednak nie potrafił tego nazwać.
- Tak chłopcze! Przez ludzi zaznałeś strachu, nienawiści i smutku... Teraz oddasz im to, na co zasłużyli, z nawiązką. - mówiąc to świetlista kobieta, podająca się za Moc zmieniła barwę, z jaką rozświetlała okolicę. Wcześniej biło od nie ciepłe, żółtawe światło. Teraz czuć było chłód niebieskawej poświaty. - Pokażemy im chłopcze. Pokażemy im czym jest ból i cierpienie! Teraz to oni będą płakać po nocach śniąc o dawno umarłych bliskich, będą śnić jak obcy ludzi niszczą to co mieli w życiu najcenniejsze i to co kochali. Poznają czym jest prawdziwa Moc, razem pokażemy...
Ostatnie słowa słyszał jakby dostał czymś po głowie, jakby zanurzał się w wodzie. Nienawiść wypełniła go po brzegi. Zobaczył ciała bandytów, których wczoraj zabił. Nie poczuł nic. Nic oprócz obojętności. Ven myślał, że to już koniec. Że Moc pochłonie go całkowicie. Że przejmie nad nim kontrolę i sprawi, że chłopak zemści się na świecie, za krzywdy jakich doznał. Bał się tego. Nie obwiniał nikogo o to, co go spotkało. Nikogo oprócz siebie. Gdyby tylko był silniejszy, gdyby tylko był w stanie obronić matkę, wszystko potoczyło by się inaczej. To wszystko było jego winą, za którą teraz przyjdzie zapłacić nie jemu, ale niewinnym ludziom. Teraz wypełniła go wściekłość. Czy ten czas poświęcony na opanowanie drzemiącej w nim Mocy poszedł na marne? Oh, gdyby tylko pan Leonardo żył na pewno pomógłby mu jakąś dobrą radą. Gdyby mógł chociaż porozmawiać z matką, może znalazłby odpowiedzi na tyle nurtujących go pytań. To była ostatnia rzecz o jakiej pomyślał. A potem była już tylko pustka. I nic poza nią.
Czuł jak zbiera się w nim nienawiść, jak zamienia się w obojętność, jak Moc przejmuję nad nim kontrolę. Jednak kiedy miał już całkowicie zanurzyć się w pustce poczuł przepełniającą go radość i uczucie ciepła. Poczuł zapach róż i malin. Z odmętów swojej pamięci wydobył wspomnienie o tym zapachu. Pamiętał, że takich perfum używała jego matka, mimo, że mieszkali w chacie matka zawsze dbała o to, aby flakonik z perfumami pozostawał pełen. Sama je przygotowywała. Ven pamiętał jak kiedyś przez przypadek rozbił naczynko z perfumami. Czuł się wtedy głupio. Matka patrzyła na niego z karcącą miną. Chłopczyk schował twarz w dłoniach, jakby to miało sprawić, że kobieta go nie zauważy. Kiedy do niego podeszła trochę się przestraszył. Ale matka zamiast skarcić chłopca przytuliła go mocno to piersi i powiedziała " To nic synku. Nic się nie stało. Mamusia zrobi nowe perfumy. Może dla ciebie też coś wybierzemy, hmm? ". Doskonale pamiętał jej twarz z chwili kiedy skończyła to mówić. Twarz pełną ciepła i miłości. Jej serdeczne oczy patrzące na chłopca, jakby zaraz miała go stracić na zawsze. Jej uścisk. Nic nie mogło zastąpić uścisku matki. Nic. Venowi brakowało potem tego uścisku. Chociaż może to jego brak ukształtował go na takiego właśnie mężczyznę jakim był.
Ven poczuł się dziwnie. Wszystkie negatywne uczucia zaczęły z niego jakby ulatywać, Wspomnienia o matce sprawiły, że zamiast nienawiści i obojętności zaczął czuć szczęście, a jego serce wypełniało poczucie bezpieczeństwa. Zaczął powoli wracać do świadomości. Kiedy w pełni odzyskał zmysły poczuł dłoń na swoim drugim ramieniu. Jednak nie była to dłoń mężczyzny. Była mniejsza i delikatniejsza. Z uczuciem ciepła Ven mógł sprawniej poruszać głową. Tym razem obrócił ją szybciej. Ujrzał postać uśmiechającej się kobiety. Miała około 35 lat jak ocenił Ven. Jej uśmiech był pełen ciepła. Tak samo jak jej oczy. Jej piękne błękitne oczy, przepełnione miłością i dobrocią. Zaraz potem chłopak zwrócił uwagę na jej włosy. Burza loków o kolorze i połysku złota. Chcąc nie chcąc chłopak musiał przyznać, że kobieta ta była wyjątkowo piękna.
- Synku- zaczęła - Jestem z ciebie taka dumna. Poradziłeś sobie z tym wszystkim. I do tego wyrosłeś na bardzo przystojnego młodego mężczyznę.
Mówiąc to zachichotała, a Ven przypomniał sobie ten uśmiech i ten śmiech. Teraz dokładnie pamiętał jak razem z nią leżał i podziwiał nocą gwiazdy. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek była smutna.
- Esni! - zaczął niespodziewanie pan Leonardo - Piękna jak zawsze. - mówiąc to lekko pochylił głowę w geście szacunku. - Nic się nie zmieniłaś. Więc tak jak podejrzewałem to twój syn. Łatwo się było domyśleć, był tak samo uparty jak ty.
Pan Leonardo i jego matka zaśmiali się razem. Ven był lekko zszokowany. Skąd starzec znał jego matkę? I co ważniejsze dlaczego nie wspomniał, że ją znał?
- Nie ignoruj mnie chłopcze! - usłyszał Moc, musiał przyznać trochę zapomniał o jej obecności - Nie widzisz, że oni tylko tobą manipulują?! Tylko ze mną będziesz prawdziwie szczęśliwy!
- Nie. - odparł krótko chłopak - To ja będę wybierał czy chce czynić zło czy dobro. To ty musisz się dostosować, nie ja.
Moc cofnęła się o krok. Popatrzyła na chłopaka i niespodziewanie się uśmiechnęła. Był to szczery uśmiech.
- Gratuluję chłopcze. Nie straciłeś głowy. Zachowałeś zimną krew. Mam nadzieję, że będziesz postępował zgodnie ze swoim sercem. Muszę przyznać twoje cele są szlachetne. Od dzisiaj będę ci pomagać.
Mówiąc to zaczęła zbliżać się do Vena z ramionami otwartymi w geście, który mógł oznaczać, że chce go przytulić. Kiedy miała go dotknąć zniknęła, a wraz z nią pan Leonardo i Esni, jego matka. Ven cieszył się z tego spotkania. Nie tak wyobrażał sobie spotkanie z Mocą, ale chyba dobrze, że miał to już za sobą.
Podniósł się z kolan, na których klęczał, i odszedł w stronę obozu, w którym spał starzec i dziewczyna. Jeszcze raz obejrzał się przez ramię w stronę rzeki i uśmiechnął się mimowolnie.
2 komentarze
emeryt
Drogi Autorze, według mnie rozpocząłeś bardzo ciekawie, z niecierpliwością będę czekał na dalsze odcinki tego opowiadania. Pozdrawiam i życzę dużo wspaniałej weny.
rys
dobre czekam na dalsze czesci