Chłopiec z Czarnego Lasu- rozdział 5

Podróż przez las o tej porze roku była uciążliwa. Ziemia była przesiąknięta wodą z powodu kilkumiesięcznych opadów deszczu. Śnieg zaczynał padać coraz częściej i bardziej obficie. Mimo, że Ven spędził w tym lesie większość swojej młodości i znał go jak własną kieszeń musiał uważać gdzie stawia kroki, ponieważ jeden nieostrożnie postawiony krok mógł skutkować bolesnym upadkiem.
     Powrót to lasu sprawił, że mógłby przysiąc, że widzi samego siebie przebiegającego pomiędzy drzewami jako mały chłopiec. Jednak bolesne wspomnienia związane ze śmiercią pana Leonardo nie chciały go opuścić. Chciał zadań Rivianowi wiele pytań, które go nurtowały. Jednak chwila nieuwagi mogła kosztować ich kilka dodatkowych dni podróży, a na to nie mogli sobie pozwolić, śnieg wkrótce zasypie przełęcze. Postanowił więc zaczekać, aż teren zbliżą się bardziej do starej chatki pośrodku ogromnego lasu. Przez to podczas podróży poruszali się raczej nie rozmawiając ze sobą. Mimo to Ven ciągle czuł na sobie wzrok Anabel. Według jego obliczeń pokali już większość drogi i pozostało im tylko 5 dni drogi do ich celu. Wieczorem, kiedy wszyscy zjedli posiłek i szykowali się do spania Ven zadał starcowi pytanie, które dręczyło go już od jakiegoś czasu.
- Panie Rivianie...
- Rivianie, mówiłem ci już chłopcze, mów mi po imieniu. Bez nazywania mnie panem. Nie musisz mi przypominać jak stary jestem.
- Niech mi pa...Proszę mi wybaczyć. Chciałem zapytać jak długo znałeś się z panem Leonardo.
- Tak szczerze to sam nie wiem. Urodziliśmy się i dorastaliśmy w jednej wiosce. Nie sądzę aby mówił ci o swoim życiu przed tym jak wybrał życie samotnika. Pochodzimy z biednych chłopskich rodzin. Nasi rodzice byli prostymi rolnikami, nawet ziemia, na której uprawiali pszenicę nie była ich. Jednak sporo się różnili. Moi rodzice zawsze starali się wyrwać ze wsi, zarobić trochę pieniędzy na lepsze życie. Natomiast jego rodzice pogodzili się ze swoim niezbyt dostatnim życiem. Za to kierowali się swoimi zasadami moralnymi, byli naprawdę wspaniałymi ludźmi. Tworzyliśmy zgraną paczkę przyjaciół, ja i on. Później dołączyła do nas Segeras. Oczywiście mieszkała w tej samej wsi co my, jednak dopiero po jakimś czasie uznaliśmy ją za godną, o ile mogę się tak wyrazić, naszej przyjaźni. Z czasem Leonardo i Segeras zaczęli przypadać sobie do gustu. Zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu. Nie mogłem tego znieść. Segeras była piękniejsza niż jakakolwiek kobieta jaką widziałem. Oczywiście, jak to młodzi chłopcy zaczęliśmy rywalizować o jej względy, ale w tym starciu nie miałem szans z Leonardem. Wiele lat później powiedziała mi, że porwał ją swoją rozwagą i ogromnym zrozumieniem do otaczającego go świata. Oczywiście jak sam wiesz był również przystojnym mężczyzną. W międzyczasie moi rodzice zrobili interes życia, zarobili tyle pieniędzy, że mogli wreszcie wynieść się z tej przeklętej wsi. Mieliśmy wtedy po piętnaście lat. W dniu urodzin Leonarda wszyscy świetnie się bawili, tańczyli, śpiewali. To były jedyne momenty, które pozwalały zapomnieć o przykrej codzienności. Brat Leonarda dał ponieść się emocjom i postanowił udowodnić wszystkim, że przejdzie po zamarzniętym jeziorze. Na jego nieszczęście zbliżały się roztopy, więc lód był cienki. Nie udało się go uratować. Był od nas młodszy o 3 lata. Jego rodzice nie mogli się z tym pogodzić. Jego matka popełniła samobójstwo dwa tygodnie później, a ojca zabili wilki gdy był na polowaniu. Segeras starała się go wspierać jak tylko mogła, ale jej rodzice byli zmuszeni znaleźć jej małżonka. Tego wymagała tradycja. Rodzice chcieli jak najlepiej dla córki, szukali jej jak najbogatszego męża. Leonardo nie wchodził w grę. Bez rodziców, bez pieniędzy, bez szansy na przyszłość. I tak ich miłość legła w gruzach. Mimo licznych protestów Segeras musiała porzucić Leonarda. Złamała mu tym serce. W międzyczasie moi i jej rodzice doszli do porozumienia co do ślubu Segeras. W zamian za brak posagu jej rodzina zgodziła się oddać mi jej rękę. Jak sam możesz się domyśleć nie był zbyt zadowolona. Za to ja byłem zadowolony. W końcu mogłem pokazać Leonardowi kto jest lepszy. Wiem, że to było głupie, teraz żałuję, że nie starałem się wtedy porozmawiać z ojcem o tym wszystkim. Ale ona tak mi się podobała, a wcześniej była poza moim zasięgiem.  
W jeden dzień straciłem najlepszego przyjaciela i przyjaciółkę, a w zamian za to zyskałem żonę. Oczywiście na początku się opierała, ja nie naciskałem. Bałem się, że mnie znienawidzi. Ale z czasem jej niepewność i brak przekonania zmieniły się w obojętność. Nigdy mnie nie kochała, ale myślę, że z czasem przynajmniej przestała mnie nienawidzić. Leonardo myślał, że wszyscy go opuściliśmy, odwróciliśmy się do niego plecami. Nie pozwalałem Segeras się z nim spotykać, bałem się, że ją stracę. Dziwiło mnie to z jaką pokorą przyjął to wszystko, nigdy nie powiedział, że życie potraktowało go niesprawiedliwie. Mimo, że ludzie wytykali go palcami żył z dnia na dzień i chyba nigdy nie przestał wierzyć, że bogowie mają w tym wszystkim jakiś plan. Ale pewnego dnia opuścił wioskę, nikomu nie powiedział dokąd się wybiera. Przypuszczaliśmy, że postanowił postarać się o mieszkanie w mieście i jakąś pracę, co z jego majątkiem było nie lada problemem. Zawsze ciężko było coś zarobić, a co dopiero młodemu mężczyźnie bez pieniędzy na start. Mimo to zaskoczył wszystkich i jakimś cudem mu się udało. Leonardo był niezwykły. Nie był zbyt dobrze zbudowany, co często przeszkadzało w pracach fizycznych. Braki siły fizycznej nadrabiał szybkością i inteligencją. Jak później się dowiedziałem podjął pracę w tartaku w Kamiennym Mieście. Ta praca zdecydowanie nie była łatwa, wymagała ogromnego poświęcenia. Po kilku miesiącach zarobił wystarczająco na wynajęcie pokoju. Wieczory spędzał w karczmie, przy kuflu piwa. I to właśnie w tym miejscu wszystko się odmieniło. Tamtejszy najwyższy urzędnik znany był ze swojego zamiłowania do napojów alkoholowych, więc często szlajał się po mieście wyrzucany z kolejnych lokali. Pewnej nocy spotkał w jednym Leonarda i jako, że był pijany wylał mu wszystkie swoje smutki związane ze swoimi obowiązkami. Leonardo, jako iż był człowiekiem wyrozumiałym, wysłuchał go i doradził najlepiej jak tylko potrafił. Następnego dnia urzędnik posłał po niego straż i sprowadził do pałacu. Tak odmieniło się całe jego życie.

Vilgefortz

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1190 słów i 6765 znaków, zaktualizował 4 cze 2018.

2 komentarze

 
  • Vilgefortz

    Chciałem bardzo przeprosić za dosyć dużą nieregularność, ale muszę przyznać się, że brakowało mi weny i chęci do pisania. Teraz mam zamiar to zmienić i mam nadzieję, że z przyjemnością będziecie czytać dalsze części.  ;)

    4 cze 2018

  • Vilgefortz

    @KontoUsunięte Myślę, że dzisiaj będę w stanie coś jeszcze napisać. Chciałbym utrzymać regularność minimum jednego rozdziału tygodniowo.

    4 cze 2018

  • Vilgefortz

    @KontoUsunięte Ogólna koncepcja dopiero rodzi się w mojej głowie, ale mogę obiecać kilka opowiadań z tego wykreowanego świata, oczywiście z różnymi bohaterami.  ;)

    4 cze 2018

  • Almach99

    Dobrze sie czyta. Nie poddawaj sie, pisz...

    15 maj 2018