Chłopiec z Czarnego Lasu- rozdział 20

Ven nie spał zbyt dobrze. Podczas prób uśnięcia trafiły go koszmary. Nie bał się przyznać, że bał się snu, bał się samego strachu jaki się z nim wiązał. Nie chciał jednak nikomu o tym mówić, nie wiedział jak ludzie którzy ostatnio byli mu bliscy zareagują na to, że osoba którą wszyscy mieli ze przywódcę ich wyprawy ma poważne wątpliwości co do sowich przekonań i celu swojej podróży. Mimo że ludzie postrzegali go jako osobę silną psychicznie chłopak bał się demonów przeszłości. Chciał żeby ludzie nie widzieli jego wewnętrznej rozterki, nie było nic gorszego od współczucia. Bardzo chciał zapomnieć o tym co się stało ponad dekadę temu, same chęci nie wystarczały jednak. Dziecięca psychika jest bardzo plastyczna, a ślady jakie się w niej pojawiają, szczególnie te głębokie i bolesne, ciężko wymazać. Jednak zmusił się do wstania rano z łóżka. W końcu miał plan na dzisiejszy dzień. Wczoraj po kolacji zapytał Riviana czy mógłby spotkać się chociażby na chwilę z księciem Maksymilianem. Chciał przekonać się jakim człowiekiem jest pracodawca starca.
Tak więc ubrał się i ochoczo zszedł na śniadanie. Jedno trzeba było przyznać, dania w domu Riviana były przepyszne. Ven nigdy nie jadł nic lepszego. Mimo, że jedzenie mu smakowało nie mógł zjeść dużo, zdenerwowało go to bo naleśniki, które dzisiaj im zaserwowano były wręcz wyborne. Wychodząc złapał tylko za płaszcz i wybiegł zwiedzać miasto.  
     Ven nie był jak typowy turysta, nie interesowały go stare budowle i piękne ogrody. Zamiast tego wolał przejść się nierozpoznany po najbiedniejszych dzielnicach miast i zobaczyć jak ludzie, którym powodzi się w życiu lepiej traktują biedniejszych od siebie. Intrygowała go ludzka psychika i łatwość z jaką czynimy drugiemu krzywdę.
     Jednak slumsy Kamiennego Miasta były inne. Ludzie nie żebrali, siedzieli tylko oparci plecami o mury i w ciszy umierali z głodu bądź trawiących ich chorób. Ilość szlachty żyjąca w tym mieście była bardzo podobna do tej w stolicy całego kontynentu. Dodatkowo tutaj dla Strażników jedyną rozrywką było pobicie lub częściej skopanie bezbronnych ludzi, którzy nie mieli już nawet siły krzyczeć z bólu więc wydawali z siebie jedynie stłumione pomruki. Z drugiej strony grabarze i ludzie odpowiedzialni za zbieranie zwłok mieli ręce pełne roboty. Nie mogli narzekać na brak pieniędzy. Ale ci najbiedniejsi nie mogli sobie nawet pozwolić na godny pogrzeb. Ich ciała wrzucano do wielkich dołów i palono aby choroby nie rozprzestrzeniały się w metropolii. Ven za punkt honoru postawił sobie zmienić ten świat, chciał położyć kres tej bezsensownej nienawiści do ludzi biedniejszych. Wiedział jednak, że nie zdoła pomóc wszystkich. Dlatego zastanawiał się nad stworzeniem szkoły dla tych wszystkich niechcianych, nienawidzonych, porzuconych lub z góry straconych dzieci. Edukacja mogłaby pomóc im stanąć na nogi i zmienić swój los. Ale to nie była pora na rozważania o planach na przyszłość, Ven musiał rozejrzeć się jeszcze po mieście aby nie miało ono już przed nim żadnych tajemnic. Do spotkania z księciem miał jeszcze sporo czasu. Postanowił więc wspiąć się na wieżę jednego z większych budynków w mieście usiąść na gzymsie i podziwiać Kamienne Miasto z lotu ptaka. Poza tym wspinaczka to zawsze dobry sposób spędzania wolnego czasu.  
     Kiedy tak siedział i czekał zgłodniał trochę, zszedł więc z wieży i postanowił kupić sobie słodką bułkę. Na szczęście nieopodal znajdowały się stragany, na których z pewnością mógł kupić sobie coś do jedzenia. Kiedy niepostrzeżenie poruszał się ulicami miasta poczuł, że ktoś szarpnął go lekko za koniec płaszcza. Na początku poczuł się trochę niepewnie i obrócił się szybko z zamiarem samoobrony, ale ujrzał za sobą tylko małą dziewczynkę w starej, poszarpanej i brudnej sukience. Miała odrapane nóżki i obite kolana, nie wiedzieć czy od zabaw z rówieśnikami czy od celnie wymierzonych kopniaków Strażników. Kiedy zobaczyła uniesione ręce Vena przestraszyła się nieco, chłopak momentalnie opuścił je i przykucnął. Dziewczynka patrzyła na niego badawczo. Czekał na to aż odezwie się pierwsza, chciał zobaczyć jak bardzo jest odważna i zdeterminowana. Jednak przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie tylko, więc Ven wstał i ruszył w swoją stronę. Tak jak przypuszczał dziewczynka ruszyła za nim i po raz kolejny chwyciła go za płaszcz i pociągnęła go delikatnie. Tym razem Ven wiedział, że mała naprawdę jest zdesperowana.
- Głodna jesteś? – nie za bardzo wiedział jak zacząć rozmowę, a to pytanie wydało mu się najbardziej odpowiednie.  
Dziewczynka nie odpowiedziała, kiwnęła tylko lekko swoją małą główką chowając lekko twarz w dłoniach.
- No to zaczekaj tu chwilę. – odpowiedział szybko i zmusił się na najlepszy uśmiech na jaki było go stać. Mimo to ciągle widział, że dziecko traktuje go z pewną rezerwą.  
Odnalezienie odpowiedniego  kramu nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Kupił trzy bułki, jedną dla siebie i dwie dla dziewczynki. Poprosił sprzedawczynię aby zapakowała je w osobne pakunki. Zapłacił za przysmak i podziękował za miłą obsługę po czym ruszył w stronę uliczki, w której zaczepiło go dziecko. Zauważył ją niemal od razu, mimo że starała się skryć. Widać nie była w tym jeszcze zbyt wprawna. Tym razem Ven uklęknął przed dzieckiem i wyciągnął przed siebie opakowanie z posiłkiem. Dziewczynka spojrzała mu prosto w oczy, było to jedno z najbardziej badających spojrzeń jakie w życiu Ven widział. Kiedy jej rączka znajdowała się już bardzo blisko ręki Vena dziewczynka przyśpieszyła niespodziewanie ruch ręki i nerwowo wyrwała papierową torebkę z ręki chłopca. Odbiegła ze zdobyczą w ręce na bezpieczną odległość i dopiero wtedy spojrzała na Vena, jakby bała się że zabierze jej wymarzony posiłek. Potem uchyliła trochę pakunek i spojrzała do środka.  
- Dziękuję panu, jest pan dobry! – wykrzyknęła swoim cienkim, dziecięcym głosikiem. Uśmiechnęła się do niego tak szczerze i serdecznie, ukazując swoje małe zęby, jak Ven nigdy jeszcze w życiu nie widział. Zaskoczyło go to, że zwykłe dziecko dwa razy w ciągu tak krótkiego czasu było w stanie zdziwić go swoimi reakcjami. Przez chwilę klęczał jeszcze patrząc w stronę, w którą dziewczynka odbiegła i dopiero potem podniósł się i lekkim uśmiechem na twarzy ruszył na spotkanie z księciem Kamiennego Miasta odpowiedzialnym za wszystkich jego mieszkańców, nawet małe, porzucone dzieci.

Vilgefortz

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1180 słów i 6759 znaków, zaktualizował 9 paź 2018.

2 komentarze

 
  • czytelnik2

    bez sensu taka długa część

    9 paź 2018

  • emeryt

    Nareszcie kolejna część, dzięki.

    9 paź 2018

  • Vilgefortz

    @emeryt Przepraszam za tak długą przerwę, w międzyczasie nazbierało się trochę obowiązków o wyższej wadze niż umialnie sobie czasu przy pisaniu opowiadań. Mam nadzieję że dam teraz radę utrzymać dawną regularność.

    9 paź 2018