Chłopiec z Czarnego Lasu- rozdział 1

...Ven wbiegł na polanę i zobaczył trzech dorosłych mężczyzn i dwóch innych ludzi których wieku ani płci nie był w stanie teraz rozpoznać. Jeden z mężczyzn stał przy nieznajomym człowieku trzymając go za ubrania, z nożem przystawionym do szyi. Ven był w stanie usłyszeć słowa jakie napastnik wypowiadał.
-Dziadek się tak nie szarpie, chłopcy sobie ulżą i będzie po problemie. Jak dziewczyna nie będzie się opierać to może nawet szybko pójdzie.
Starzec musiał zauważyć chłopaka i krzyknął.
-Dzięki bogom! Panie, ratuj nas. Mam dużo złota, jeśli nam pomożesz nie pożałujesz!
-Słyszałeś dziadka?- powiedział jeden z dwóch mężczyzn stojących przy drugim człowieku. Teraz Ven mógł zobaczyć, że była to dziewczyna, mniej więcej w jego wieku. Leżała na ziemi z rozpiętą koszulą, tak, że Ven mógł zobaczyć jej dziewczęce piersi. Szybko odwrócił od niej wzrok, poczuł dziwne uczucie, jak wtedy, kiedy dziewczęta z Kraju Słońca oglądały się za nim- Szukaj złota Derdil!
Mężczyzna stojący przy "dziadku" zaczął obmacywać jego kieszenie, zapewne w poszukiwaniu upragnionego złota.
-Coś ty za jeden?- krzyknął drugi mężczyzna stojący nad dziewczyną.
Ven nie odpowiedział. Popatrzył po mężczyznach i zrozumiał, że to zwykli gwałciciele i bandyci.
-Co się tu dzieje?- zapytał zamiast tego, oczywiście znał odpowiedź jednak wolał się upewnić- Czemu dręczycie tego starego człowieka i ta dziewczynę?
Chłopak starał się mówić te słowa najgroźniejszym głosem jaki tylko był w stanie z siebie wydobyć.
-A co nie widać?- zarechotał jeden z mężczyzn- Pokazujemy tej dziwce co to znaczy prawdziwy mężczyzna, a od jej ojca pobieramy zapłatę za naukę. Jak się nie podoba, to spadaj.
-To wy macie stąd spadać. I to na jednej nodze- w Venie obudziły się wspomnienia, te o których cały czas próbował zapomnieć.
-Patrz go! Przychodzi nieproszony i jeszcze nas będzie pouczał. Chłopaki, na niego! Sam jest!
Właśnie tego Ven oczekiwał. Ściągnął kaptur, potem cały płaszcz.
-Zamknijcie oczy- polecił starcowi i dziewczynie.
Zmienił się. Teraz jego niebieskie oczy błyszczały od podniecenia, a jego kruczoczarne włosy, były czarniejsze od węgla. Kiedy opuszczał Czarny Las był tylko zagubionym chłopcem, ale teraz kiedy tu wrócił był już młodym mężczyzną. Lekki zarost dodawał mu kilku lat. Bandyci na widok jego twarzy jakby lekko się cofnęli, ale potem znowu zaczęli biec w jego stronę. Ven obnażył miecz i przyjął postawę obronną. Odbił grad ciosów padających na jego brzuch, a następnie wykonał piruet, podczas którego wykonał paradę skośną na plecy. Odbił cios jednego z agresorów, ten lekko zaszokowany stracił równowagę. Ven wykorzystał ten moment i ciął go od ramienia aż do uda, poprawiając moc uderzenia skrętem bioder. Mężczyzna padł na ziemię bez życia. "Jeszcze dwóch" pomyślał chłopak. Rabusie nie dali czasu na odpoczynek. Pchani emocjami nacierali jak szaleni, a Ven raz po raz odbijał ich ciosy. Drugiego ciął przez twarz wykorzystując impet jego własnego uderzenia, ten padł wydając z siebie dźwięk podobny do krzyku zarzynanej świni.
-I co teraz? Zostałeś sam- Ven zapytał ostatniego z żyjących mężczyzn- Ciągle możesz się poddać.
-Nigdy! Nie po tym co zrobiłeś Derdilowi i Hawkinowi! Zajebie cię!- krzyknął bandyta biegnąc jak szalony na Vena.
Chłopak z łatwością odparł jego cios, ale rozwścieczony mężczyzna wyciągnął sztylet, więc Ven musiał wykonać piruet w lewo uderzając go głowiną w skroń. Ten upadł na ziemię po kilku zachwianych krokach. Ven podszedł do niego i stwierdził, że mężczyzna nie żyje. "Hmm, chyba za mocno uderzyłem" pomyślał. Chciał wyciągnąć z niego jeszcze jakieś informacje. Wyczyścił miecz o trawę, zabrał płaszcz i ruszył w stronę starszego mężczyzny i dziewczyny. Jednak kiedy przechodził obok pierwszego pokonanego mężczyzny usłyszał szept.
-Niemożliwe... Więc jednak pochodzisz z rodu Torenów...
Ród Torenów? O co mogło mu chodzić. Ven zatrzymał się przy nim, pochylił się nad dogorywającym bandyta i zapytał go.
-O czym ty mówisz?
-Twoje... włosy, ten kolor...- wyszeptał mężczyzna- Tylko ród Torenów posiada te kruczoczarne włosy... Dziwne, posiadasz również oczy rodu Plavook... Nie słyszałem o dziecku wywodzącym się z obu tych rodów od czasu...- jego głos się załamał, a następnie całkiem ucichł.
Ven wstał, przepełniony ciekawością i niepewnością. Kim był? Kim była jego matka? Wspomnienia o niej ponownie wlały smutek do jego serca. Powolnym krokiem ruszył w stronę wdzięcznych mu ludzi. Podszedł do dziewczyny, lecz ta zakryła twarz rękami i zaczęła płakać. Ven doskonale ją rozumiał, właśnie mężczyzna chciał ją skrzywdzić, dlaczego miałaby zaufać innemu?
-Panie! Dziękujemy ci!- wykrzyknął starszy mężczyzna, jak ocenił chłopak miał około sześćdziesięciu pięciu lat- Wybacz, jednak nie mam złota przy sobie. Ale jeśli zgodzisz się wyruszyć z nami do Kamiennego Miasta nagroda cię nie minie- propozycja starca nie była taka zła, Kamienne Miasto było oddalone od Czarnego Lasu o około dwa tygodnie drogi, a Ven dawno nie był w stolicy Kraju Morza.
-Bardzo dziękuję za propozycję, ale muszę odmówić. Pan raczej też się nigdzie nie ruszy przez następne dwa miesiące. Za 3 dni śnieg zasypie przełęcze i utknie tu pan na dobre. A co do nagrody, to niech się pan nie kłopocze, nie potrzebuję jej. Mam nadzieję, że najdzie pan schronienie. Żegnam.
-Poczekaj chłopcze!- powiedział starzec- zdaje mi się, że mieszkasz gdzieś niedaleko, czy nie miałbyś nic przeciwko, gdybyśmy się u ciebie zatrzymali? Oczywiście tylko na jakiś czas.
Ven to przemyślał i doszedł do wniosku, że zimą ciężko będzie przeżyć samemu, w chacie było za dużo do zrobienia w ciągu dnia. Ktoś musiał przecież pilnować, aby ogień w kominku nie zgasł.
-Czemu nie. Ale jest jeden warunek.
-Tak chłopcze?
-Mam wrażenie, że jesteś człowiekiem uczonym, chciałbym cię później o coś zapytać.
-Ależ oczywiście chłopcze, każdemu, komu jestem w stanie pomóc dobrą radą, pomagam. Taką mam pracę, jestem doradcą księcia Maksymiliana z Kamiennego Miasta.
"Hmmm, skądś kojarzę to imię." Stwierdził Ven.
-Ale jest jedna rzecz o którą chcę cię zapytać chłopcze- te słowa zdziwiły Vena, myślał, że wszystko sobie ze starcem wyjaśnili.
-Czy możemy porozmawiać po drodze?- zaproponował Ven- Robi się zimno.
-Ach, tak. Ruszajmy. Tylko, w którą stronę?
-Marsz trochę nam zajmie. Ten las jest ogromny, chyba jedyny tak stary i ogromny las jaki istniej. Będziemy iść około jednego dnia. Proponuję zatem abyśmy zatrzymali się gdzieś niedaleko i rozbili obóz.
-Masz łeb nie od parady chłopcze, zaiste to największy znany ludzkości las. Zgadzam się z pomysłem rozbicia obozu. Przydałoby się też ognisko, w nocy może być całkiem zimno.
Ven podszedł do dziewczyny i podał jej rękę. Ta nieśmiało ją chwyciła i wstała z ziemi. Jej koszula była teraz zapięta. Spojrzał jej w prosto w jej piwne oczy, ale ona zarumieniła się i uciekała od jego wzroku.
     Obóz rozbili niedaleko, pod największym drzewem w okolicy. Starzec z dziewczyną poszli nazbierać chrustu, a Ven ruszył na polowanie. Jednak bez pułapek niewiele upolował, zaledwie dwa zające i bażanta. Na co dzień, w Czarnym Lesie nie brakowało zwierząt, tu czuły się bezpiecznie. Z dala od ich największych wrogów: ludzi. Jednak zimą wiele zwierząt zaczynało hibernację, to dlatego tak trudno było coś upolować. Kiedy chłopiec wrócił ze zdobyczą do obozowiska jego goście już tam byli. Ven wyciągnął swój nóż i zaczął skórować zwierzęta.
-Skąd masz tak piękny nóż chłopcze?- zapytał ewidentnie zaciekawiony starzec.
-To jedyna pamiątka po moje matce.
"Ciekawe, na głowni widnieje niedźwiedź, symbol rodu Plavook. Muszę się bliżej przyjrzeć temu chłopcu..."- te myśli nie dawały starcowi spokoju.
Gdy Ven skończył upiekli mięso nad ogniskiem. Może nie najedli się do syta, ale przynajmniej nie byli głodni.
-Starcze, czy mogę cię o coś zapytać?- zapytał Ven kiedy już zjedli, a dziewczyna zasnęła- Mógłbyś powiedzieć mi coś o rodzie Torenów i rodzie Plavook.
-Hmm... Oczywiście chłopcze. To dziwne, że interesują cię dwa najstarsze rody. Oba  walczyły ze sobą od wieków. Do czasów Henryka Szybkiego. Legenda głosi, że nikt przedtem i potem nie będzie w stanie tak szybko strzelać z łuku jak Pierwszy Król. Henryk miał dość walki więc dogadał się z rodem Torenów, jak możesz się domyślić sam pochodził z rodu Plavook. Dwa największe rody stworzyły silne państwo. Pozostał tylko wybór króla. Specjalna powołana do tego rada wybrała na to stanowisko Henryka. Ród Torenów był jednak niezadowolony. Aby załagodzić sytuację Henryk podzielił kraj na kilka mniejszych państw, które istnieją do dnia dzisiejszego. Książęta miały za zadanie zastępować króla w danym państwie, król nie mógł przecież być we wszystkich naraz. Wszystko było dobrze, do czasu rebelii. Klan Torenów miał dość pozostawania w cieniu rodu Plavook, oczywiście to była tylko ich interpretacja zaistniałej sytuacji. Ród Torenów wdarł się do stolicy razem ze stutysięczną armią do stolicy wszystkich krajów, do Tori. Wszyscy członkowie rodu Plavook zostali zabici, nie oszczędzili nawet kobiet i dzieci. Chociaż słyszałem, że to tylko plotki, i wierzyłem, że to prawda, aż do dzisiaj... O czym to ja... Ach tak... Od tego czasu, to jest od siedemnastu lat ród Torenów prowadzi swoje żelazne rządy, za czasów panowania rodu Plavook było lepiej. Ludzie mieli coś do powiedzenia... teraz liczy się tylko to kto ile złota jest w stanie zarobić...Oho chłopcze, ale się rozgadałem. Czas już spać nie sądzisz? Jutro dokończę ci moją opowieść, ale w zamian muszę cię o coś zapytać.
Starzec obrócił się na bok i po kilkunastu minutach zasnął.
     Ven długo się zastanawiał nad tym co opowiedział mu starzec. Czy mógł być jakoś powiązany z tymi rodami? Teraz nie był w stanie tego stwierdzić. Spojrzał jeszcze raz w czarne niebo, stwierdził, że nic teraz nie wymyśli, najlepiej będzie jeśli pójdzie teraz spać. Przecież jutro też jest dzień...

Vilgefortz

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1879 słów i 10567 znaków, zaktualizował 11 lis 2017.

Dodaj komentarz