Chłopiec z Czarnego Lasu- rozdział 14

Kiedy zbliżyli się do bram miasteczka zatrzymał ich Strażnik. Był tak przeciętny, że idealnie pasował do opisu Strażnika. Około dziewięćdziesiąt procent z nich to byli bandyci, którzy w zamian za żołd zgodzili się służyć Torenom. Średniego wzrostu, wychudzony z lekkim zarostem. Ręce trzęsą mu się od wieloletniego nadużywania alkoholu, mimo że ma dopiero około trzydziestu lat. Mimo tej przeszłości i raczej wątpliwego zdrowia tacy ludzie pilnowali porządku w Zjednoczonym Królestwie, często również wydawali sądy. Teraz wystarczy, że ktoś wiedział za którą stronę trzymać miecz to od razu go przyjmowano. Mimo, że kraj nie szykował się do wojny ciągle szkolono i zbrojono nowych Strażników. Ich liczba w całym kraju wynosiła już około stu czterdziestu tysięcy. Zjednoczone Królestwo nie było zbyt dużym krajem, więc taka ilość zbrojnych z pewnością wystarczyłaby do utrzymania granic w przypadku ewentualnego ataku. Strażnik chwilę się im przyglądał, po czym odkrzyknął:
- Coście za jedni?! – ewidentnie drzemał, jednak na dźwięk końskich kopyt zerwał się na równe nogi.
- Jestem Rivian, doradca Księcia Maksymiliana z Kamiennego Miasta. – odpowiedział poważnie i z taktem starzec. – Dlaczego nas zatrzymujesz?
- Księcia Maksymiliana? – trzymana przez niego halabarda chwiała się lekko od prawej do lewej, z pewnością był pod wpływem co najmniej kilku piw. – Nie znam.
- Nie śmiem wątpić. Taki cham jak ty z pewnością nigdy nie stanął na jego dworze. – Rivian uniósł lekko głowę w geście wyrażającym brak szacunku.  
- Żaden ze mnie wielki pan, to fakt. – odparł Strażnik i rozsiadł się na stołku. – Ale skoro nie znam waszego Księcia to pewnie mnie wkręcacie. Bardzo mi przykro, ale tacy wielcy panowie i panie jak wy nie pasują do tego brudnego miasta, nie mogę was wpuścić. – uśmiechnął się, ale przez brak zębów wyglądał raczej przerażająco.
- Kmiocie! Czy ty wiesz z kim rozmawiasz?!
- Nie. I widzisz, w tym jest cały problem.
- Patrzcie go! Ubrali go w mundur i ma się za ważniaka! – wykrzyknął zdenerwowany Rivian.
- Co to ma być?! – z oficerki wyszedł Strażnik zapewne nieco tylko wyższy rangą. Pociągał nosem, ale na pewno nie był to katar. – Co to za krzyki.
- Panie dziesiętniku! Ten tu mówi, że jest doradcą jakiegoś Księcia Maksymiliana i żąda by go wpuścić.  
Dziesiętnik spojrzał na Riviana po czym odwrócił głowę w kierunku podwładnego.  
- No i dlaczego się awanturuje?  
- Bo nie chcę go wpuścić? – odpowiedział znudzony Strażnik.
- A dlaczego nie chcesz go wpuścić?
- Od razu widać, że to jakiś przekręt. Poza tym nie znam żadnego Księcia Maksymiliana.  
- Ty idioto! Mówiłem ci, że masz mnie wołać kiedy coś ci nie pasuje, a nie awanturować się od razu.
- Czyli on…
- Tak ty idioto! – dziesiętnik strzelił Strażnika w głowę otwartą ręką po czym podbiegł do Riviana. – Proszę nam wybaczyć. Ten tu jest nowy, nie zna się jeszcze.
- Nic nie szkodzi… - odparł Rivian lekko unosząc brodę.  
- Niech mi pan wybaczy, ale muszę zapytać. Kim są ci ludzie?
- Oczywiście, rozumiem się doskonale. Wytycznych należy przestrzegać. To moja siostrzenica wraz z synem. – Rivian wskazał na Dophne i jej syna. – A ten tu to mój ochroniarz. A i moją córkę już chyba znasz.  
- Tak panie. Proszę mi wybaczyć. – dziesiętnik ukłonił się nisko. – Witamy w mieście!
Kiedy odjechali trochę dalej Rivian odetchnął głęboko.  
- Udało się. A już myślałem, że nam się nie uda.
- Teraz tylko musimy odnaleźć gospodę i…
Urwał bo usłyszał jak tłum zaczyna krzyczeć., , To pewnie kolejna egzekucja” – pomyślał. Coś jednak kazało mu zobaczyć co tam się dzieje.
- Coś się dzieje… - zaczął. – Powinniśmy zobaczyć o co chodzi.
- Chłopcze, nie wiem czy to bezpieczne….
- Anabel i Dophne poczekają tutaj. Pojedziemy sami.
- Ciągle nie wiem czy to dobry pomysł…
- Nie traćmy czasu!
I tak ruszyli w stronę rynku.  
Tak jak przypuszczał czekał na nich tłum ludzi skupiony wokół podestu, który służył do wykonywania egzekucji i do głoszenia przemów. Na nim stało czterech Strażników niskich rangą i jeden setnik. Poza nimi stał tam jeszcze kat, w czarnym kapturze z w obusiecznym toporem w ręce.
- Ciszej ludzie! – wykrzyknął setnik, ludzie natychmiast umilkli. Mimo, że nie chcieli wykonywać poleceń wątpliwego pochodzenia setnika nie mogli sobie pozwolić na stratę takiej rozrywki jak egzekucja kilku bandytów. Nie myśleli o nich jako o ludziach, bardziej jak o zwierzętach w cyrku. To straszne, ale przecież to tylko wyjęci spod prawa bandyci. Sami zgotowali sobie taki los, czy nie zasługiwali na to?
Wtedy na podest wprowadzono czterech ludzi. Mieli na sobie stare, dziurawe i brudne ubrania, a na głowach worki. Ludzie zaczęli krzyczeć coraz głośniej. Niezdrowe podniecenie słyszalne w ich pustych, spazmatycznych krzykach trochę przeraziło Vena.  
- Tak jak wcześniej mówiłem – krzyczał setnik – Ci ludzie zostali skazani za swoje zbrodnie na karę śmierci przez powieszenie. Teraz wykonamy wyrok.
Kat odstawił swoją zabawkę i podchodził do każdego ze skazanych po kolei, ściągał im worki z głów i zakładał pętle na szyje. Jak Ven mógł ocenić z tej odległości najstarszy z kryminalistów miał nie więcej niż osiemnaście lat. To było trzech chłopców i jedna dziewczyna. Jeszcze raz spojrzał na twarz każdego z nich i stwierdził, że mają czternaście, siedemnaście, piętnaście i siedemnaście lat. Przynajmniej na tyle wyglądali. Zastanawiał się jak straszne zbrodnie popełnili tak młodzi ludzie. Każdy z nich miał łzy w oczach, nie wyglądali na zatwardziałych przestępców. Kiedy Kat skończył przygotowywanie skazańców podszedł do drążka, który najprawdopodobniej służył do uwalniania zapadni.
- Czy macie jakieś ostatnie słowa? – zapytał nonszalancko Strażnik. – He, He żartowałem. Tacy ludzie jak wy nie mają prawa do ostatnich życzeń czy słów. To sprawiłoby, że ktoś mógłby was zapamiętać, a wy musicie zostać zapomniani. – odparł z twarzą niewzruszoną jak kamień po czym podniósł rękę i szybko ją opuścił. Na ten sygnał kat pociągnął za drążek i zapadnia się uwolniła. Skazańcy zawiśli, rozpaczliwie próbowali się ratować. Jednak nie przyniosło to skutku. Najdłużej walczyła dziewczyna, ale po chwili i ona poddała się. Cztery ciała dyndały na szubienicy. Tłum zamiast ucichnąć krzyczał domagając się więcej krwi. Wtedy na podest wszedł starszy kapłan. W mieście znajdowała się świątynia Falkira.
- Znam go – Ven szepnął do Riviana.
- Naprawdę? – zapytał zdziwiony starzec.
- Tak. Kiedyś często podróżowaliśmy przez to miasteczko z panem Leonardo. To dziwne, zawsze kiedy tędy przejeżdżam dochodzi do egzekucji człowieka, który próbował obrabować świątynię i zabić tego starca. Dziwne, że nikomu się to nie udało. Przecież to tylko stary, słaby kapłan.
- Rzeczywiście dziwne…
- To nie ma sensu. – Ven zamyślił się. – Chyba że…
- Dzieci! – kapłan rozpoczął swoją przemowę. – Dobrze wiecie, że zeszłej nocy ktoś znowu odważył się wkraść do domu bożego i podnieść rękę na wybranego przez samego Falkira kapłana! – ten, kto nauczył go jak podburzać tłum wykonał świetną robotę, ludzie wręcz szaleli. – Na szczęście sam Falkir czuwa nad świątynią i nade mną! Nasz bóg sprawił, że nic mi się nie stało, a Straż złapała sprawcę! Oto i on!
Strażnik wprowadził ja podest młodą dziewczynę, miała na oko piętnaście, szesnaście lat. Musiała być nieźle zdesperowana, że odważyła się obrabować świątynię. Tak jak wcześniejsi skazani miała na sobie stare i potargane ubranie. Do tego było brudne od krwi. Najprawdopodobniej jej krwi. Widać był, że dziewczyny nie traktowano dobrze w więzieniu. Tortury jakim ją poddano na pewno nie były lekkim kawałkiem chleba. Mimo to dziewczyna pewnie stała na nogach. Vena dziwiło, że teraz zamiast Strażnika to kapłan prowadził proces przestępcy.  
- Tak dzieci, to ta bezbożnica odważyła się kraść w boskiej świątyni! Czy należy się jej kara?!
Na to pytanie tłum odpowiedział przerażającym krzykiem. Wszyscy, jak jeden mąż w jednej chwili nie szczędzili sowich gardeł i krzyczeli, że ta dziewczyna powinna dzisiaj umrzeć. Mimo, że jedynym obciążającym ją dowodem były słowa klechy ludzie szybko spisali ją na straty.
- Niechaj tak będzie… - odpowiedział kapłan z uśmiechem na ustach.

Vilgefortz

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1540 słów i 8720 znaków, zaktualizował 25 lip 2018.

Dodaj komentarz