To, jak wyglądało małżeństwo Zofii i Henryka jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że wolę być sama. Obraz, jaki miałam przed oczami, kiedy o nich pomyślałam, przywodził na myśl pogorzelisko. Na dobrą sprawę tak było. Zofia wypaliła się jako kobieta i straciła wiarę w siebie. Henryk nie potrafił zrozumieć i pogodzić się z zachowaniem żony. Imponował mi tym, że tak naprawdę to on bardziej starał się ratować ten związek.
Plan, jaki miałam na ich terapię, zakładał solidną pracę z Zofią i nieco mniejszą z jej mężem. Konieczne było, aby moja pacjentka przypomniała sobie swoje młodzieńcze lata. Musiała na nowo nauczyć się uwodzić swojego męża. To samo w sobie nie było trudne, ale przekonanie jej do tego było nie lada wyzwaniem. Najgorsze były jej humory i wahania nastroju. Kilka dni po wizycie u mnie, gdzie zadeklarowała chęć do ratowania małżeństwa, zadzwoniła do mnie i wszystko odwołała. Plotła to samo co na początku i odniosłam wrażenie, że najchętniej sama pchnęłaby Henryka w ramiona jakiejś młodej dziewczyny. Nie dość, że jej teoria by się sprawdziła, to jeszcze nie musiałaby się wysilać na ratowanie związku. Nie dałam za wygraną. Choć było to dla mnie novum, udało mi się ją telefonicznie przekonać do zmiany decyzji. Nie była zachwycona, kiedy zaproponowałam spotkanie w klubie fitness, ale na to także w końcu przystała.
Z Henrykiem popełniłam błąd na samym początku. Chyba trochę poniosła mnie fantazja albo źle oceniłam sytuacje podczas naszego pierwszego spotkania. Pokazanie mu się półnago było idealnym sposobem na sprawdzenie, czy jest impotentem, ale zbudowało to w jego głowie fałszywy obraz tego, jak będzie wyglądała nasza terapia. Musiałam nieco ostudzić jego zapał i nakierować go na żonę. Samym Henrykiem planowałam zająć się później, kiedy już nieco ogarnę jego ślubną.
- Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się tak zmęczyłam - oznajmiła, ocierając twarz ręcznikiem.
Prawdę mówiąc, spodziewałam się tego. Z wywiadu, jaki z nią przeprowadziłam, wynikało, że preferuje raczej kanapowy tryb życia.
- Początki zawsze są trudne, ale i tak dobrze sobie radzisz.
- Jak na mój wiek, chciałaś powiedzieć?
- Nie prawda! - zaprotestowałam ze szczerym uśmiechem.
Pięćdziesięcioletnia kobieta wcale nie musiała odstawać wyglądem i sprawnością od trzydziestolatek. Wystarczyło spojrzeć na kilka przedstawicielek świata show-biznesu jak Jennifer Lopez, aby się o tym przekonać. Wymagało to, co prawda pieniędzy, chęci i systematyczności w dbaniu o siebie. Tego ostatniego z Zosią już nie osiągniemy, ale liczyłam, że i tak da się ją wyprowadzić na prostą.
Przeskakiwałyśmy z bieżni na rowerek i z powrotem. Widziałam jak z zazdrością i lekkim wstydem patrzy na inne kobiety. To był dobry znak. Nic tak nie motywuje nas do działania, jak zazdrość. No takie już jesteśmy!
Po dwóch godzinach pracy nad sylwetką udałyśmy się do szatni.
- Co robisz? - zapytała lekko speszona, kiedy weszłam razem z nią do jednej kabiny prysznicowej. Położyłam palec na ustach, prosząc, by nie robiła zamieszania. Byłam pewna, że pierwszą myślą, jaka przyszła jej do głowy było to, że jestem lesbijką.
- Przepraszam cię, ale naprawdę nie rozumiem — powiedziała już nieco ostrzejszym tonem.
Muszę zobaczyć twoje ciało, żeby wiedzieć, co jest w nim dobre, a nad czym musimy jeszcze popracować. Poza tym chciałabym, żebyś pozbyła się skrepowania, kiedy pokazujesz się nago innej osobie.
- Że co? Niby komu miałabym się pokazywać?
- W zamyśle tylko Henrykowi, ale kto wie...
Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Dopuszczała do siebie myśl o tym, że mogłaby wdać się w romans. To była dla mnie przydatna informacja, choć rodziła pewne obawy. Henryk nie byłby zachwycony takim efektem wspólnej terapii małżeńskiej.
Stanęła do mnie tyłem, zdejmując swoje fatałaszki. Po chwili namysłu odwróciła się w moją stronę. Trzymała dłonie na genitaliach. Wzrok miała spuszczony. Podniosłam jej głowę do góry i lekko się uśmiechnęłam.
Piersi miała w całkiem niezłym stanie. Nie straciły jeszcze całkowicie swojej jędrności. Położyłam na nich dłonie i pokiwałam głową z uznaniem. Na twarzy ich pani pojawił się uśmiech. Gorzej było z nogami. Zosia miała żylaki, co nie wyglądało ładnie. Spódnica do kolan w jej wypadku nie wchodziła w grę. Dało się to wyleczyć i zamierzałam ją do tego gorąco zachęcać, ale na to trzeba było czasu. Siedzący tryb życia dało się zauważyć w kilku fałdkach tłuszczu. Nie zamierzałam chodzić z nią wiecznie na siłownię. Dobry trener osobisty, najlepiej młody i przystojny powinien znacznie lepiej ode mnie pomóc jej spalić to i tamto.
Nie zmuszałam jej do pokazywania cipki. To nie było koniecznie, choć kusiło mnie, żeby ją zobaczyć. Zawsze się zastanawiałam, jak zmienia się z wiekiem to, co mamy najcenniejsze.
Po fitnessie poszłyśmy na wspólne zakupy. Jej proste, białe biustonosze musiały zostać zastąpione seksowną czarną koronką. Zaopatrzyłam ją także w koszulkę nocną i szlafroczek. Dwie bluzeczki, jedna para butów i spódnica na początek powinny wystarczyć, pomyślałam, kiedy wychodziłyśmy z galerii.
- Mam to wszystko pokazać teraz Heńkowi? - zapytała, potrząsając torbami.
- No co ty! Nie mów mu, że byłaś na zakupach, tylko załóż coś z tego. Przyzwyczajaj go do innego oblicza jego żony. Innego niż to, które widywał ostatnio.
- I to wystarczy?
- Nie, ale powiem ci, co masz dalej robić.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.