Ależ droga na wesele... 24 "Drugi"

Ależ droga na wesele... 24 "Drugi"- Nie podoba? No to zobaczysz, że teraz ci się spodoba! Bo tak się składa, że teraz jest moja kolejka!

Marta leżała na tylnym siedzeniu, z rozchyloną spódnicą i udami wciąż drgającymi po wcześniejszej eksplozji. Jej oddech był urywany, piersi unosiły się szybko, policzki miała zarumienione, a spojrzenie utkwione gdzieś między podsufitką a mgłą, która osiadła jej na rzęsach. Czuła go jeszcze w sobie. Każdy mięsień drgał od wspomnienia, że była brana bez pytania.  

– Teraz moja kolej. - kontynuował.

Ton był spokojny, ale nie pozostawiał złudzeń.

Pierwszy odwrócił głowę gwałtownie. Na jego twarzy zagrało coś między śmiechem a niedowierzaniem.

– Ty? Teraz? – prychnął. – Widziałeś, co się działo? Myślisz, że jestem gotów oddać ją... ot tak?

– Nie pytam – odpowiedział drugi, nie unosząc głosu.

Zapadła chwila napięcia. Ciężka, męska cisza, która mogła się skończyć wszystkim. Marta uniosła głowę i spojrzała na nich.

Nie była pytana. Nie była o nic proszona. We wzroku drugiego było coś jak...  wyrok.

Pierwszy z nich spojrzał na nią raz jeszcze. Jej usta były lekko rozchylone, jakby nadal go czuły, ale wzrok... wzrok już należał do drugiego.

– No dobra – burknął. – Ale zapamiętaj, kto ją pierwszy wyruchał.

Drugi tylko się uśmiechnął. Cicho. Pewnie. Jak ktoś, kto nie musi mówić. Zbliżył się do kobiety. Marta nawet nie drgnęła. Jej nogi lekko się rozsunęły. Oczy miała zamknięte, ale jej ciało jakby mówiło: „Jakiż mam wybór??? Jestem gotowa”.

I wtedy przejął ją całkowicie.


Patrzył na nią z góry — nie jak na kobietę, którą ma zdobyć, ale jak na własność, która właśnie czeka, by ją rozpakować... i posiąść. Jego wzrok był ciężki,  a przy tym... fascynująco skupiony. Tak patrzy ktoś, kto nie zadowala się byle czym. Kto lubi prowadzić — nie tylko ciałem, ale także spojrzeniem, oddechem, dominującą obecnością.

Marta, nadal półleżąca, uniosła się lekko, jakby chciała się do niego dopasować zanim jeszcze ją dotknie.

I wtedy to zrobił.

Złapał ją jedną ręką za kark, przyciągnął do siebie. Ich twarze dzieliły milimetry.

– Teraz już jesteś moja – mruknął nisko. – Cała. Zobaczysz, który jest lepszy.

I nie czekał na odpowiedź. Pchnął ją w dół na siedzenie z siłą, która nie bolała — ale wyrażała absolutną stanowczość. Jej usta rozchyliły się bez słowa, ramiona opadły. Poddała się całkowicie. Nie potrzebowała już żadnych gestów obronnych. To był moment, na który, jakby w głębi duszy czekała – drugi mężczyzna, nowe tempo, nowa siła. Jeszcze nigdy w życiu nie była z dwoma mężczyznami na raz. Choć doskonale pamiętała, że kiedyś, na wycieczce do Grecji, dwóch dojrzałych mężczyzn złożyło jej taką wyuzdaną propozycję - że przyjdą wieczorem obaj do jej pokoju... Oczywiście ją odrzuciła. Ale do dziś pamiętała, jak się wtedy przejęła.

Drugi był bardziej metodyczny. Jakby wiedział, że Martę  trzeba ujarzmiać powoli – i czynić ją jeszcze bardziej rozpaloną.

Podciągnął jej sukienkę jeszcze wyżej, rozgarniając materiał z takim namaszczeniem, jakby odsłaniał coś cennego. Jej uda były już wilgotne. A on tylko się uśmiechnął, szorstko, brutalnie zadowolony.

– Wiedziałem, że musisz posmakować nasze towarzystwo.

Wszedł w nią gwałtownie, ale z precyzją. Ruch był jeden – konkretny, aż zabrakło jej tchu. Głowa odchyliła się do tyłu, kark napiął, ręce chwyciły za boki siedzenia, jakby tylko tkanina pod nią mogła ją teraz utrzymać w miejscu.

Osiłek, który był w niej chwilę wcześniej, siedział z przodu, obserwując wszystko w lusterku. Uśmiechał się szeroko, z dumą. Jakby właśnie przekazywał swoją zdobycz w godne ręce.

– Patrzcie na tę pannicę... jak przyjmuje. Jakby się urodziła po to, żeby ktoś ją trzymał za włosy i brał od tyłu w aucie – mruknął.

Marta jęknęła cicho, drżąc. Ale to nie był jęk bólu. To był jęk kobiety, która poczuła zdobywcze pchnięcie. Moc dzikiej siły. Uwięziona nie tyko przez brutalną zaborczość, ale także... może i przez własne pragnienie?

Objął ją za talię i zaczął poruszać się rytmicznie – głęboko, mocno, nie zostawiając jej przestrzeni na myśli. Liczyło się tylko ciało. Dźwięki, które wydawała, coraz mniej przypominały stłumione westchnienia. Teraz były to pełne, szczere stęknięcia kobiety jakby przekraczającej granicę...

Jej głowa opadła w dół, ramiona się ugięły, a biodra zaczęły same wychodzić mu naprzeciw. Jakby ciało przejęło władzę, zostawiając duszę w tyle.

A wtedy on pochwycił ją za włosy i odchylił jej głowę w tył.

– Powiedz nam teraz lalka, i kto ci to robi najlepiej? Kto cię rucha fest?!

– Ach... – szepnęła Marta, jęcząc, z oczami zamkniętymi. – Ach...!

Choć w duchu pomyslała - "Nikt dotąd... nikt tak jak wy mnie nie wyobracał..."

I właśnie wtedy przyspieszył.

Rytm stał się ostry, nieubłagany. Marta stała się falą — wijącym się ciałem, które przyjmowało wszystko. Wewnętrzne napięcie rosło jak ogień na wietrze.
Mężczyzna poruszał się w niej z tą pewną, bezczelną regularnością, która nie zostawiała przestrzeni na wątpliwości – każde jego pchnięcie było jak uderzenie młota, a jednak prowadzone z precyzją rzeźbiarza. Marta stała się falą — wijącym się, rozpalonym ciałem, które przyjmowało wszystko. Każdy jego ruch wbijał się w nią głęboko, aż po kręgosłup, aż po gardło.

Wewnętrzne napięcie rosło jak ogień na wietrze – żywiące się każdym jego oddechem, jego spojrzeniem, jego dłonią, która zaciskała się teraz na jej biodrze z taką siłą, że zostawi ślady. Ale ona tego właśnie chciała. Każde przesunięcie jego dłoni, każde kolejne pchnięcie, wbijało ją głębiej w siedzenie, aż stała się tylko narzędziem jego przyjemności. I własnej rozkoszy.

– A to dopiero początek, laleczko – warknął cicho, pochylając się nad jej uchem. – A ty przecież miałaś jechać... na wesele?
Zadrżała, ledwo słyszalnie. Wspomnienie celu podróży przebiło się przez mgłę uniesienia niczym echo z innego świata – nierealne, abstrakcyjne.
– Ciekawe, jak wejdziesz tam teraz – kontynuował, nie przestając się poruszać. – W tej swojej ładnej sukience... Z włosami w nieładzie... pończochami w takim stanie…. i tą słodką wilgocią między udami.
Przytrzymał ją za kark, mocniej, nachylając się jeszcze bardziej.
– Czułaś nas w sobie. Dwóch. Cała byłaś nasza. A teraz co? Staniesz przy stole, będziesz grzecznie uśmiechać się do ciotek?
Wsunął się w nią jeszcze mocniej. Jęknęła. To, co mówił, było jak podsycanie ognia, który już niemal trawił ją od środka. Oparła dłoń na szybie, z której dawno już znikła para. Wargi rozchyliły się, drżała cała – z emocji, z upokorzenia, z podniecenia.
– Może jeszcze zatańczysz pierwszy taniec z jakimś kuzynem? – sapnął. – Tylko że twoje ciało... będzie pamiętało. Bo będziesz czuła każdy nasz ślad. Będziesz myślała o tym, jak zaciskają ci się uda, gdy tylko wspomnisz, jak cię braliśmy.
Palce zacisnęły się na jej biodrze. Pchnął ją mocniej. Głębiej.
– Będziesz tam siedzieć przy stole, a każdy będzie się zastanawiać, czemu tak dziwnie błyszczą ci się oczy. A każdy facet będzie chciał wiedzieć... co ci się stało po drodze.
Marta zaczęła drżeć. Dłoń, którą trzymała na szybie, ześlizgnęła się bezwładnie. Jej ciało nie wytrzymywało – całe drgało w spazmatycznym rytmie, każdy nerw pulsował pod skórą. On to czuł.
– No już, Marto. Pokaż, że lubisz, jak cię biorą. Że jesteś taka… – szepnął, tuż przy uchu.
I wtedy to przyszło.
Fala rozkoszy, jak uderzenie. Jak ogień, który nie płonie, lecz eksploduje od środka. Marta jęknęła głośno, całkowicie tracąc kontrolę. Jej ciało zwinęło się w spazmie, biodra uniosły w ostatnim, niepowstrzymanym drgnięciu. Czuła, jak wszystko w niej się otwiera, jak cała staje się jednym drżeniem.
On przytrzymał ją mocno, aż sam pchnął biodrami raz, drugi, trzeci – i wydał z siebie niski, chrapliwy jęk. Drgnął w niej jak dzikie zwierzę i zamarł.
Wnętrze auta znów wypełniło się ciszą. A potem tylko szum liści i ich urywany, przerywany oddech.
Marta leżała, z policzkiem wtulonym w chłodną szybę.Czoło chłodziło się o szkło, ale całe jej ciało wciąż pulsowało, rozpalone, drżące, jakby było zanurzone we własnym epicentrum. Jej uda powoli zamykały się wokół ciepła, które jeszcze nie zgasło. W ustach miała słonawy smak własnego jęku, w głowie – burzę.

A w sercu… coś nowego. Nie tylko rozkosz. To był wstyd.
I właśnie ten wstyd – gorący, zmysłowy – zaczął ją rozpalać od nowa.
Nie była już kobietą, która jechała po prostu na wesele. Teraz była kobietą, która w aucie dała się wziąć dwóm nieznajomym. Bez zbyt wielkiego tak naprawdę oporu. Niemalże z własnej woli. I coś w niej… krzyczało z podniecenia, gdy uświadomiła sobie, że zaraz stanie na środku sali, z twarzą wciąż rumianą, z ciałem jeszcze obolałym, z bielizną noszącą ich zapach. I nikt nie będzie wiedział.
Ale ona będzie.

Drgnęła, zaciskając uda. Spódnica opadła, próbując zasłonić to, co się wydarzyło. Ale nie potrafiła już niczego ukryć. Nie przed sobą.
Poczuła dłoń na karku. To był ten drugi – cichy, silny. Nachylił się do niej i szepnął tak, że dreszcz przeszedł jej po plecach:
– A teraz pojedziesz tam cała wystrojona… jak aniołek. I nikt się nie domyśli, że zostałaś rozłożona jak zabawka. Że przyjęłaś nas obu, bez słowa.
Zadrżała.
– Wiesz, co lubię najbardziej? – kontynuował, muskając jej ucho. – Te spojrzenia. Gdy ktoś patrzy na ciebie i myśli: „taka cnotliwa…”. A ty właśnie wtedy ściskasz uda, bo jeszcze czujesz, jak cię braliśmy.
Marta jęknęła cicho. Półgłosem. Bo to było prawdą. I to ją podniecało bardziej niż wszystko inne. Właśnie ten kontrast.
Była cnotliwa – w oczach świata.
Ale pod tą tkaniną… już dawno oddała wszystko.  
– A jak ktoś cię zapyta, czemu się tak uśmiechasz, powiesz im? – zapytał tamten jeszcze, z tym ironicznym szelestem śmiechu w głosie. – Powiesz, że w drodze... spotkała cię przygoda?
Marta przymknęła oczy. Czuła się w duszy kompletnie naga, choć ubrana w elegancką sukienkę. No teraz już nieco potarganą… I właśnie to uczucie – że nikt nie wie, że nikt nie podejrzewa, że ona ukrywa tak nieprzyzwoitą prawdę za spojrzeniem powściągliwej kobiety.
Wzięła głęboki oddech.  
– Zawieziemy cię na to na wesele  – powiedział dresiarz. – I zostawimy przy wejściu. Chcesz, żeby wszyscy widzieli, jak wysiadasz z naszej bryki?

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1976 słów i 11059 znaków, zaktualizowała 31 maj o 7:37.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Historyczka

    No właśnie? Czy ci panowie dresiarze - mogliby się pojawić na weselu?

    16 godz. temu

  • Użytkownik WersPer

    Może zaprosisz "kolegów" na wesele... Może być ciekawie...

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Historyczka

    @WersPer  

    Jak to się mówi - "na pasierby" :) - I cóż ci dresiarze mogliby zrobić na weselu?

    18 godz. temu

  • Użytkownik WersPer

    Jest wiele możliwości... Np. panowie spędziliby noc poślubna z Tobą. Oczywiście mimo Twoich "zdecydowanych" sprzeciwów...

    4 godz. temu

  • Użytkownik ichtiolog

    "droga na esele"
    Co to jest "esele"?

    Przedwczoraj

  • Użytkownik Historyczka

    @ichtiolog  

    Dziękuję za czujność rewolucyjną. Tak to jest, że tekst można sprawdzić, a tytuł już wpisuje się w pośpiechu :)

    Natomiast literalnie odnosząc się do Twojego pytania - jeśli 23 poprzednie odcinki miały tytuł "Droga na WESELE" - to zapewne wiele osób mogło odgadnąć czym jest to owo "ESELE" - w 24-tym. A, że Tobie się nie udało... cóż. Nie skomentuję.

    18 godz. temu

  • Użytkownik Historyczka

    Czy taki finał zostawiamy? Czy ktoś miałby jakieś propozycje na inną puentę? :)

    Przedwczoraj