Zagubiona w błękicie. Rozdział 6

Emily
"Jesteś tępą szmatą, nic nie wartą suką”  
Słowa które trzy miesiące temu padły z ust mojego ojca, krążyły po mojej głowie i nie byłam w stanie się ich pozbyć.  
Siedziałam na schodach przed domem i wpatrywałam się w krople deszczu w szybkim tempie spadające z nieba. Nie zauważyłam, że w tym czasie ktoś pojawił się obok mnie.  
— Hej młoda. Dlaczego siedzisz tutaj sama? — do moich uszu dobiegł głos Olivera. Nie patrząc na chłopaka, oparłam głowę na kolanach podciągniętych pod brodę.
— Chciałam pobyć chwilę na świeżym powietrzu. — po tych słowach, chłopak usiadł obok. Przez co najmniej pięć minut trwaliśmy w ciszy. Jednak po minionym czasie brunet zabrał głos:  
— Wiem, że to nie moja sprawa ale... Co jest między tobą a Jasonem? — zadając to pytanie sprawił, że zamarłam. Rozszerzyłam powieki a wargi mimowolnie delikatnie się rozchyliły.  
— Co...? Ja i Jason? Między nami nic nie ma. Jesteśmy... Sama nie wiem. Nie mam pojęcia kim dla siebie jesteśmy. — odpowiedziałam zaraz potem wzdychając.  
Od czasu kiedy go poznałam, nie myślałam o tym. Nie zastanawiało mnie to w jakiej relacji jesteśmy. Zaskoczyła mnie insynuacja Olivera, że coś może między nami być. Przecież go nie znam, a on nie zna mnie. Co prawda, nie mogę powiedzieć, że nie jest przystojny bo wiem, że byłoby to kłamstwem. Ale to, że tak myślę nic nie znaczy. Traktujemy się tylko jak dwójka znajomych, to wszystko.  
— Podobasz mu się. — stwierdził spoglądając w tą samą stronę co ja. Mokra piaszczysta droga, kilka domów po drugiej stronie a w oddali zamglony las, którego kolor przypominał wyblakłą zieleń.
—To nie możliwe.  
— Emily... Znam go lepiej niż ktokolwiek inny. Wiem, kiedy jest zły nawet jeśli tego nie okazuje. Kiedy ma ochotę płakać, mimo tego, że stara się powstrzymywać łzy. Kiedy ktoś mu się podoba... Patrzy na tę osobę jakby była ósmym cudem świata. Tak właśnie jest z tobą. On chce się do ciebie zbliżyć, ale nie potrafi. Ty może na razie tego nie zauważasz, ale ja jestem tego pewien. Nie musisz mi wierzyć, ale chcę abyś o tym pamiętała, ponieważ sama niedługo się o tym przekonasz.  
W całym ciele czułam drżenie. Moje serce z całej siły obijało się o żebra. Analizowałam każe słowo, jednocześnie starając się zapanować nad atakiem paniki.  
***  
Rozglądałam się dookoła, obserwując piękny krajobraz. Zawsze kiedy siedzę na grzbiecie Azira, wszystko wydaje się piękniejsze. Świat nabiera kolorów, nagle zapominam o tym co sprawia, że cierpię. Zamknęłam na chwilę oczy i wciągnęłam do płuc świeże powietrze o zapachu skoszonej trawy.  
Kiedy rozmawiałam z Camille powiedziała mi, że Azir nie może przebywać na przejażdżkach dłużej niż pół godziny. Myśląc o tym, westchnęłam i pogłaskałam go po szyi. W pewnej chwili poczułam, że coś jest nie w porządku. Zauważyłam, że koń zaczął nerwowo wierzgać. Próbowałam go uspokoić, ale moje starania poszły na marne. Wtedy wydarzyło się to, czego obawiałam się najbardziej. Azir stanął dęba jednocześnie zwalając mnie na twardą jak kamień ziemię. Nie rozumiałam nic z tego co się teraz wydarzyło. Leżałam na plecach oddychając z trudem, kiedy już udało mi się otrząsnąć z szoku, podniosłam się do pozycji siedzącej. Momentalnie dopadł mnie silny ból w okolicach kostki. Lecz nie to spowodowało strachu, który nastąpił po krótkiej chwili, ale to, że nigdzie nie widziałam mojego konia. Zawołałam go, ale nic z tego.  
Zrezygnowana, powolnie wstałam po czym będąc bliska płaczu odwróciłam się i kulejącym krokiem ruszyłam w stronę domu. Kiedy już znalazłam się na piaszczystej drodze oddalonej od domu raptem o dziesięć metrów, usłyszałam krzyk.  
— Emily! — gdy odwróciłam się w prawo, zobaczyłam Jasona biegnącego w moją stronę. Znalazłszy się przy mnie, spojrzał zaniepokojony na moją nogę. — Boże, co ci się stało? — zapytał zaraz potem przewieszając moją prawą rękę przez ramię i dodatkowo łapiąc mnie w talii. Kiedy już posadził mnie na najwyższym stopniu drewnianych schodów przed swoim domem, odetchnęłam z ulgą.
— Azir... Uciekł. Byłam z nim na spacerze, z początku był spokojny ale później, zaczął się denerwować. Spadłam, a on gdzieś pobiegł. — mówiłam drżącym głosem. Samotna łza spłynęła po moim policzku. — Muszę go znaleźć. — powiedziałam, a mężczyzna w dalszym ciągu wpatrywał się we mnie pięknymi oczami. Wiem, że nie powinnam teraz o tym myśleć, ale ich wyrazisty błękitny kolor bezustannie robił na mnie ogromne wrażenie. Po raz kolejny wróciłam uwagę na jego twarz. Delikatne rysy, usta które z odległości wyglądały na miękkie ale i lekko spierzchnięte za razem.
Wytarł mój mokry policzek. Kiedy jego kciuk zetknął się z moją rozgrzaną skórą, przeszedł mnie przyjemny dreszcz, ale również kolejna fala strachu. On siedzi tak bardzo blisko mnie... Zbyt blisko. Uspokoiłam się wbijając paznokcie w dłoń, którą trzymałam na kolanach.  
— Posłuchaj, zrobimy tak: najpierw pójdziemy do mnie i opatrzę ci nogę. Zadzwonię do twojego dziadka a później wezmę Bellę i pojadę poszukać Azira. Bądź spokojna, wszystko będzie dobrze. — mówił i choć było to sprzeczne z moimi uczuciami, pokiwałam głową ze spokojem.
Tak jak zaplanował, tak zrobił. Siedziałam na krześle w jego kuchni podczas gdy on szykował okład na moją prawdopodobnie skręconą kostkę. Przykucnął po chwili i sekundę później poczułam jak w miejscu kontuzji, ostrożnie rozsmarowuje maść rozgrzewającą. Przyglądałam się wolnym i precyzyjnym ruchom jego rąk. Jakiś czas później sięgnął po bandaż i owinął nim moją kostkę.
— Gotowe. Wygląda na to, że jest skręcona. Bardzo cię boli? — zapytał jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
— Tak... — odparłam w tym samym czasie kiwając głową. — Ale to nie istotne. Strasznie się martwię, obiecaj mi, że go znajdziesz. — dodałam cicho. Blondyn również kiwnął głową i odparł:  
— Oczywiście. Zrobię co tylko się da. — po tym wstał, chwycił moją twarz w dłonie i musnął wargami moje czoło. — Zaczekasz tutaj, dobrze? — ponownie wykonałam twierdzący gest głową. Chłopak odwrócił się po czym nie mówiąc już nic więcej, po prostu wyszedł z mieszkania.

Od dwóch godzin siedzę na jego kanapie na którą przeniosłam się chwilę po tym jak opuścił dom. Byłam coraz bardziej zdenerwowana, ponieważ nie dostałam żadnych informacji na temat Azira. Wiem tylko, że dziadek wrócił i od razu dołączył do Jasona. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Bez wahania zgodził się mi pomóc. Maia miała rację, to świetny chłopak. Wtedy też zaczęłam zastanawiać się nad słowami Olivera. W dalszym ciągu uważam, że to nie możliwe by ktoś taki jak Jason mógł zwrócić na mnie uwagę. Nie zależy mi na tym, ale prawda jest taka, że po tym wszystkim co się wydarzyło, to w jaki sposób byłam dzisiaj przez niego traktowana, tchnęło we mnie nadzieję, że być może niebawem wydarzy się coś, co pomoże mi odbudować moje życie na nowo. Ten moment w którym pocałował mnie w czoło... Nie, nie... Nie powinnam o tym myśleć. Ale niestety tak właśnie jest. Myślę o tym nie mogę przestać.  
W pewnej chwili, drzwi się otworzyły a w nich pojawił się Jason, wyraźnie bardzo zmęczony. Zerwałam się na równe nogi co poskutkowało silnym bólem przeszywającym całe moje ciało. Spojrzałam na chłopaka, który podszedł do mnie i chwycił mnie za łokcie jednocześnie karcąc mnie wzrokiem. Upomniał mnie, że nie powinnam wstawać, ale zignorowałam to i zaczęłam zasypywać go pytaniami.  
Dowiedziałam się, że znaleźli go niedaleko w lesie bardzo osłabionego. Powiedział mi też, że dziadek już zdążył zadzwonić do Camille. Chciałam się z nim zobaczyć, ale Jason protestował.  
— Lepiej będzie, jeśli na razie wrócisz do domu i odpoczniesz. — zmarszczyłam brwi. Po dłuższym czasie namawiania, w końcu się zgodził. Objął mnie ręką w talii i zaprowadził do stajni. Camille wraz z dziadkiem siedzieli przy leżącym Azirze.
Po mniej więcej dziesięciu minutach, Camille przerwała ciszę trwającą między nami.
— To na pewno nie jest zwykłe zapalenie płuc, podejrzewam kolkę. Była bardzo długo nie leczona, a to może się źle skończyć. Muszę rozpocząć leczenie natychmiast. — powiedziała, zaraz potem wstając i szybkim korkiem wyszła. W jednej chwili mój oddech przyśpieszył. Jason najwyraźniej zorientował się, że się zdenerwowałam, ponieważ objął mnie ramieniem.  
***
Camille pojechała godzinę temu, po tym jak wróciła do stajni podała Azirowi lekarstwo które według niej jest jedynym które może mu pomóc. Zanim wyszła, poinformowała nas, że przyjedzie jutro z rana by sprawdzić, czy jego stan się poprawił. Przez resztę dnia nie potrafiłam odsunąć od siebie myśli o tym, że mój koń jest poważnie chory. Nigdy nic mu nie dolegało... To co dzieje się teraz, jest jak nóż w serce.  
Leżałam na łóżku w swoim pokoju, ale nie mogłam już dłużej tego znosić. Noga za każdym razem jak tylko próbowałam wstać, dawała o sobie znać. W końcu jednak zaryzykowałam i postanowiłam wstać by pójść na dół do kuchni. Gdy byłam w połowie schodów, usłyszałam głos mojego dziadka.  
— Nie wiem, jak mogłem tego nie zauważyć. Przez to wszystko, Azir cierpi. Nie rozumiem, jak mogłem nie dostrzec tego, że jest tak poważnie chory. — mówił, a w jego głosie wyczułam strach i poczucie winy.
— Mam nadzieję, że szybko wróci do zdrowia. Mogliśmy zadzwonić po nią od razu, jak tylko pojawiły się pierwsze problemy. Powinniśmy też powiedzieć o tym Emily od razu jak przyjechała, nie potrzebnie z tym zwlekaliśmy. Teraz nie przechodziłaby tego aż tak bardzo... — kiedy tylko jego słowa dobiegły do moich uszu, nie mogłam w to uwierzyć. Zeszłam z ostatniego stopnia i stanęłam w drzwiach kuchni.
— Czy ja dobrze zrozumiałam? Wiedzieliście o tym? — pytałam będąc na skraju nerwów. — Jason, podejrzewałeś coś? I nic z tym nie zrobiłeś? — nie potrafiłam zrobić nic innego, jak tylko pytać. Mężczyzna patrzył na mnie zszokowany, a ja traciłam siły próbując to wszystko zrozumieć. — Wiesz co? Zaczynałam myśleć, że jesteś w porządku. Że jesteś kimś komu mogę zaufać, ale jednak się pomyliłam. Nie zbliżaj się do mnie więcej, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. — wykrzyczałam, nie przestając patrzeć mu w oczy. Zanim zdążył zareagować, odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia tak szybko, jak tylko było to możliwe.  
Jason  
Minęły już trzy dni odkąd Emily powiedziała, że nie chcę mnie znać. Już od trzech dni mnie unika, i nie odzywa się słowem, kiedy przypadkiem się na nią natknę. Nie wiem co o tym myśleć.  
Siedziałem na kanapie pijąc kawę z nadzieją, że to mi pomoże. Nie przespałem dzisiejszej nocy, bo nie mogłem wymazać z pamięci widoku zdenerwowanej Emily. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Za każdym razem, gdy kłóciłem się z Sally, było mi źle, bo wtedy jeszcze ją kochałem. Ale nigdy nie czułem się tak jak teraz. Świadomość, że ona może mi tego nie wybaczyć, kompletnie mnie dobija. Emily jest cudowną dziewczyną, inną niż wszystkie które do tej pory poznałem. Jest... Delikatna, nieśmiała i bardzo skryta. Co sprawia, że poznanie jej bliżej jest praktycznie nie możliwe.  
Ale mimo wszystko, nie mogę odpuścić. Za bardzo mi zależy.  
Patrzyłem przed siebie, czując latające w brzuchu motyle na samo wspomnienie spojrzenia ciemnych oczu dziewczyny, która przez ostatni miesiąc, poważnie zawróciła mi w głowie. Nie mogę już dłużej okłamywać samego siebie. Ta dziewczyna mi się podoba, i to bardziej niż bym się tego spodziewał. W tym samym czasie, gdy to do mnie dotarło rozległ się dźwięk dzwonka mojego telefonu leżącego na szklanej ławie stojącej przed kanapą. Wyrwany z rozmyślań, nachyliłem się i chwyciłem urządzenie przykładając je do ucha.  
— Hallo. — wymamrotałem.
— Cześć, synu. — głos mojego ojca po drugiej stornie sprawił, że wszystkie moje mięśnie się napięły.  
— Tato... — nie miałem najmniejszej ochoty na rozmowę, a już na pewno nie z nim. — Po co do mnie dzwonisz? — zapytałem.  
— Chciałem poinformować cię o tym, że jutro na wieczór przyjedziemy z mamą. — czułem jak krew zaczęła się we mnie gotować. Zdenerwowałem się, bo wiedziałem, że to nie skończy się dobrze. Moi rodzice nigdy nie przyjeżdżają bez powodu. Na pewno znowu będą chcieli nakłonić mnie do zmiany zdania i namówić do znalezienia bardziej wartościowej pracy. Nie potrafią zrozumieć, że to co robię teraz, jest tym co kocham.  
Choć w głębi byłem temu zupełnie przeciwny powiedziałem, że będę miał wtedy czas więc więc mogą przyjechać. Dlaczego nie skłamałem?  
Najwyraźniej mojemu tacie tak samo jak i mnie nie chciało się dłużej prowadzić tej rozmowy ponieważ po kilku sekundach usłyszałem dźwięk oznaczający, że się rozłączył. Westchnąłem po czym spojrzałem na zegarek. Dochodziła już godzina dziewiąta co znaczyło, że za niecałe pół godziny zaczynam pracę. Wstałem, chwyciłem torbę i zostawiając na ławie niedopitą kawę, wyszedłem.  
***
— Idzie ci świetnie, jestem z ciebie dumny. — kiedy ją obserwowałem widziałem, że mimo trudnej sytuacji jest już lepiej i stara się dawać z siebie wszystko.
— Dziękuję. — zapadła między nami cisza. Chciałem o coś zapytać, ale nie byłem pewien czy powinienem. Po raz kolejny westchnąłem i zaryzykowałem:
— Posłuchaj... Wiem, że to raczej nie jest moja sprawa, ale czy myślałaś już nad tym, z kim chcesz zamieszkać? — mam nadzieję, że pytając ją o to nie sprawiłem jej bólu. Sprawa rozwodowa jej rodziców jest w toku i niedługo wszystko się zmieni. Widziałem w jej oczach smutek, nie opuszczał jej już od dnia w którym mi o tym powiedziała. Cienie pod oczami można by dostrzec ze znacznie większej odległości. Tak samo jak to, że przez ostatnie trzy tygodnie schudła. Zawsze była szczupła, ale zauważyłem, że stres ją wykańcza.  
— W sądzie mówią, że lepiej by było gdybym została z mamą, ale ja nie wiem... Zresztą nie martw się. Jakoś sobie z tym poradzę. — mówiła jednocześnie trzymając kciuki w przednich kieszeniach spodni.  
— Wiem. Wiem, że sobie poradzisz, bo jesteś naprawdę dzielną dziewczyną. Nie znam nikogo, kto byłby w takiej sytuacji tak silny, zważywszy na to, że masz dopiero szesnaście lat. Zawody są za tydzień, nie będę miał ci za złe, jeśli przez tą sprawę nie będziesz mogła wziąć z nich udziału, ale wierzę, że jednak się uda. Długo trenowałaś i jestem pewien, że będzie dobrze. — powiedziałem i uśmiechnąłem się delikatnie. — Dzisiaj daję ci już wolne, odpocznij. Ale zanim wyjdziesz chcę ci powiedzieć, żebyś pamiętała o tym, że niezależnie od tego co się stanie, zawsze możesz do mnie przyjść. — po usłyszeniu tych słów, odwzajemniła uśmiech.  
Kiedy już poszła, ja chciałem jeszcze zostać by posprzątać boksy. W pewnej chwili drugi raz do moich uszu dobiegła melodia z komórki. Wyjąłem ją i spojrzałem na ekran. To Richard. Trochę zdziwił mnie fakt, że do mnie dzwoni. Przeważnie robi to gdy dzieje się coś złego. Momentalnie zacząłem się niepokoić. Gdy mówił, jedyne co udało mi się wywnioskować, to to, że coś stało się Emily. Nie musiał mówić już nic więcej, jak tylko usłyszałem jej imię, rozłączyłem się i ruszyłem do samochodu.  
Nie zwracałem uwagi na światła i znaki drogowe, chciałem jak najszybciej być przy niej. Kiedy już znalazłem się pod szpitalem wysiadłem i nie zamykając drzwi od auta, pobiegłem do budynku. Na parterze w recepcji dowiedziałem się, że Emily leży na drugim piętrze w sali  dwadzieścia pięć. Stojąc w progu drzwi prowadzących właśnie na ten korytarz, ujrzałem Richarda siedzącego na krześle. Podbiegłem do niego i nie zwlekając, zapytałem cały w nerwach:
— Co z nią? Co się stało?  
— Usiądź. — tak jak powiedział, tak zrobiłem. — Słuchaj, musisz coś wiedzieć. Emily, ma bardzo poważną wadę serca, połączoną z anemią i dosyć częstymi atakami paniki. Nie może się denerwować, bo to prowadzi do dosyć skomplikowanych reakcji. Godzinę temu dostała list od swojego ojca, jej serce nie wytrzymało i straciła przytomność. Musiałem ją tutaj przywieźć. — nie rozumiałem z tego, co mówił. Nigdy bym się nie domyślił, że Emily jest tak poważnie chora. Zastanowił mnie także ten list. Dlaczego miałaby się stresować po dostaniu listu od własnego taty? Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z tego, że to trochę dziwne, że w tym roku przyjechała tak wcześnie. Ale nie myślałem o tym zbytnio, aż do teraz. Chciałem wypytać o to Richarda, ale odparł, że lepiej będzie, jeśli sama mi o tym powie.  
Zaraz po zapytaniu, czy mogę do niej wejść, na całe szczęście uzyskałem twierdzącą odpowiedź. Wstałem i po chwili znalazłem się w sali. Dziewczyna siedziała na łóżku szpitalnym pokrytym białą pościelą oparta o dużą poduszkę. Gdy tylko mnie zobaczyła, odwróciła głowę do okna. Nawet teraz, jej wychudzone ramiona były zakryte szarą bluzką. Była o wiele bardziej blada, niż zazwyczaj podejrzewam, że ostatnio straciła na wadze. Bardzo się o nią martwię. Podszedłem bliżej i usiadłem na krześle stojącym obok.  
— Jak się czujesz? — zadałem pytanie z nadzieją, że mi odpowie ale chyba za dużo od niej wymagam. Widziałem, że ciągle jest na mnie wściekła. — Emily... Porozmawiaj ze mną. Od trzech dni jestem zdenerwowany, bo się do mnie nie odzywasz. Lubię cię i nie czuję się z tym dobrze. Wiem, że zrobiłem źle nie mówiąc ci o moim podejrzeniach co do Azira, ale po prostu się bałem. Nie potrafiłem zebrać się w sobie by ci o tym powiedzieć. Przepraszam. — usłyszałem jak wydała z siebie ciche westchnięcie. Odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie. Smutek. Rozczarowanie. Ból. To tylko widzę w jej oczach. Odnoszę wrażenie, że to wszystko przeze mnie.
— Zraniłeś mnie. Ukryłeś prawdę na temat jego zdrowia, a on jest dla mnie bardzo ważny. Bardziej niż cokolwiek innego, myślałam, że mogę ci zaufać. Myślałam, że możesz mi pomóc, ale najwyraźniej się myliłam... — po usłyszeniu tych słów, chwyciłem ją za dłoń. Gwałtownie wciągnęła powietrze.  
— Możesz mi ufać. Pomogę ci, jeśli tylko mi na to pozwolisz. Musisz mi wybaczyć, inaczej nie dam rady. Proszę... — mówiłem błagalnym tonem. Szczerze? Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Nie miałem pewności, że mi wybaczy. Grobowa cisza między nami zaczęła mnie męczyć. Powiedz coś, Emily. Prosiłem ją w myślach, w końcu moje prośby zostały wysłuchane.  
— Posłuchaj... Ja też cię lubię. I chcę ci wybaczyć, ale musisz mi obiecać, że mimo tego, że nie jesteśmy w poważnej relacji, już nigdy niczego przede mną nie ukryjesz. — zaśmiałem się. Byłem szczęśliwy. W końcu się pogodziliśmy, czy mogę chcieć czegoś więcej?  
— Jesteśmy przyjaciółmi, dla mnie to bardzo poważna relacja. — powiedziałem a po chwili dostrzegłem, że na twarzy siedemnastolatki pojawia się szeroki uśmiech który odwzajemniłem. Jest taka piękna...  
***
Jeszcze godzina. Za godzinę przyjadą moi rodzice. Świadomość, że niebawem wejdą przez próg mojego domu, wywoływała nerwy targające całym moim ciałem. Na całe szczęście miałem kilka rzeczy do zrobienia, więc mogłem choć na chwilę odgonić negatywne myśli. Byłem w trakcie mycia Belli, gdy za plecami usłyszałem głos:
— Jesteś chyba najnudniejszym facetem jakiego znam. Jest piątek, godzina ósma wieczorem a ty zamiast iść na imprezę, myjesz konia. — słysząc to, nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem. Nie musiałem się wysilać, by zorientować się, że ten zabawny komentarz pochodzi od Olivera.
— Nie jestem taki jak ty. Moje życie to nie tylko zabawa. Właśnie... Myślałeś może o jakiejś pracy? — zapytałem po raz kolejny dając mojemu przyjacielowi do zrozumienia, że pod paroma względami naprawdę się różnimy. Ja chcę wieść spokojne i dorosłe życie, a on zachowuje się tak, jakby ciągle miał osiemnaście lat, a za kilka dni dobije do dwudziestu pięciu. Co prawda dalej jest młody, ale to już nie to samo. Jednak do niego to nie dociera.  
— Nie pouczaj mnie, dzieciaku. — za każdym razem, gdy tylko nadarzy się okazja wypomina mi, że jestem od niego młodszy o cztery lata. Tak jak Emily ode mnie. Dlaczego nie mogę przestać o niej myśleć nawet teraz? Zaczynam nienawidzić siebie za to, że aż tak bardzo mi się podoba. — Pokłóciłem się z Maią. — dodał po krótkiej chwili milczenia. Przerwałem dotychczasową czynność, lecz nie spojrzałem na niego. — Wczoraj poszliśmy do klubu, wszystko było dobrze dopóki nie poszedłem do kibla. Kiedy wróciłem zobaczyłem coś, co wytrąciło mnie z równowagi. Jakiś obleśny typ z nią tańczył. Obejmował ją dłońmi w pasie, a ja wpadłem w szał. Dopadłem go i bez wahania dałem w mordę. Wyrzucili mnie, Maia jest na mnie wściekła. Mówiła, że nie powinienem reagować tak agresywnie. No ale kurwa, co miałem zrobić widząc, jak jakiś obcy facet obmacuje m o j ą dziewczynę? Przecież większość ludzi, zareagowałaby podobnie. — powiedział zdenerwowany. Przyznałem mu rację, po czym zadał mi pytanie dotyczące mojej relacji z Emily, które kompletnie zbiło mnie z tropu. Odparłem, że jesteśmy przyjaciółmi i poprosiłem o zmianę tematu, ponieważ zdałem sobie sprawę z tego, że jeśli będę myślał o niej w każdej minucie dnia, to nie będę mógł normalnie funkcjonować. A problem tkwi w tym, że nie potrafię wyrzucić jej z głowy.  
***
Stres mnie nie opuszczał. Zostało kilka minut do przyjazdu rodziców. Czego tym razem będą ode mnie chcieli? To pytanie nie dawało mi spokoju. W pewnej chwili usłyszałem jak drzwi się otworzyły, i do środka weszła para. Kobieta ubrana w czarne materiałowe spodnie i białą koszulę, spojrzała na mnie niebieskimi oczami. To właśnie po niej je odziedziczyłem. To sprawia, że jesteśmy do siebie podobni. Włosy i oczy, to nas łączy.  
Charakterem nie upodabniam się do żadnego z nich. Na jej szczupłej twarzy dostrzegłem znaki świadczące o tym, że niedawno skończyła pięćdziesiąt lat w postaci zmarszczek w okolicy skroni i ust. W końcu jednak odwróciłem wzrok od niej i skupiłem go na mężczyźnie stojącym obok. Był od niej niewiele starszy, ubrany w ciemny garnitur. No tak, bo w czym innym mógłby chodzić biznesmen. On zaś wyglądał tak, że jakby ktoś zobaczył nas razem nie domyśliłby się, że to mój ojciec. Czarne włosy i równie ciemne oczy nie pasowały do mnie nawet w najmniejszym stopniu.  
— Tak dawno się nie widzieliśmy. — odezwała się w końcu mama. — Tęskniłeś?
Nie. To słowo cisnęło mi się na usta, ale zrezygnowałem z wypowiedzenia go na głos. Zamiast tego, po prostu milczałem. Bez słowa zaprowadziłem ich na kanapę. Po jakimś czasie zacząłem się niecierpliwić.  
— O co chodzi? Znowu przejechaliście taki kawał drogi tylko po to, by wypomnieć mi, że mój zawód nie jest niczego warty? — zapytałem ledwo powstrzymując złość.
— Na to jeszcze przyjdzie czas. Przyjechaliśmy by ci o czymś powiedzieć i przy okazji prosić o przysługę. — odpowiedział tata. Zmarszczyłem brwi nieco zdziwiony. — Chodzi o Erice. Ona... Ma raka. — mój oddech w jednej chwili stał się cięższy. Serce uderzało o żebra tak mocno, że odniosłem wrażenie jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi. Rozchyliłem wargi chcąc coś powiedzieć, ale żadne słowo nie wypłynęło z moich ust.  
Erica, moja młodsza siostra. Jest w wieku Emily, moje oczko w głowie. Kiedy się wyprowadzałem, miałem siedemnaście lat, a ona trzynaście. Nie mogłem zabrać jej ze sobą, a zresztą ona chciała zostać. Za bardzo ich kocha. Na całe szczęście, wobec niej nie zachowują się tak jak wobec mnie. Nie wymagają tak wiele, co bardzo mnie cieszy ponieważ gdyby było inaczej, nie zniósł bym tego. Teraz gdy dowiaduję się czegoś takiego, mam ochotę płakać.  
W dalszym ciągu nie byłem w stanie powiedzieć choćby jednego zdania.  
— Postanowiliśmy powiedzieć ci o tym osobiście. Tak jak wspomnieliśmy wcześniej, chcielibyśmy cię też o coś prosić. Tak się składa, że ostatnio mamy małe problemy z tatą, i częściej się kłócimy co nie daje jej warunków do swobodnego życia jakiego potrzebuje. Pomyśleliśmy, że mógłbyś zabrać ją do siebie. Zaopiekowałbyś się nią o wiele lepiej niż my. — bez zastanowienia pokiwałem głową. Myśl, że będę miał ją przy sobie sprawiła, że przez sekundę byłem szczęśliwy. Mimo tego, że właśnie usłyszałem najgorszą rzecz w życiu.  

__________________________________________________________________
Hejka!  
Tak jak myślałam, ten rozdział jest o wiele dłuższy od poprzedniego :D
Mam nadzieję, że wam się spodobał.  
Piszcie jak wam się podobało, o ile się podobało i... Widzimy się niebawem :D

Wiki1212

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4696 słów i 25850 znaków, zaktualizowała 28 sty 2017.

5 komentarzy

 
  • nastolaka

    Omg<3:*cudo czekam na kolejna czesc z niecierpliwoscia ;)

    28 sty 2017

  • Wiki1212

    @nastolaka Dziękuję :)

    28 sty 2017

  • aldonka

    Hej, bardzo fajne opowiadanie, ale ci rodzice Jasona... masakra. Dziecko ma raka a oni zamiast powstrzymać się od kłótni dla jej dobra wolą wysłać ją do brata... mam cichą nadzieję, że w prawdziwym życiu nie ma takich ludzi. Pozdrawiam Cię i czekam na więcej :)

    28 sty 2017

  • Wiki1212

    @aldonka No cóż... Czasem tak bywa, też mam nadzieję, że na tym świecie nie ma takich ludzi, choć śmiem wątpić, bo ludzie bywają różni... Ale tak po za tym, to miło mi, że opowiadanie ci się podoba :)

    28 sty 2017

  • Christina

    Jak ty to robisz, że za każdym razem przeczytania Tego opowiadania chcę mi się płakać choć przeczytałam je z 5 razy? Może nie jest dla innych to wzruszające, ale dla mnie tak.  Już nie mogę się doczekać kolejnej części, wszystko we mnie krzyczy! Całusy! <3 Ch.

    28 sty 2017

  • Wiki1212

    @Christina Dziękuję za tak miłe słowa, nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy <3 :)

    28 sty 2017

  • Mariposa2000

    <3  <3  <3

    28 sty 2017

  • Wiki1212

    @Mariposa2000 Cieszę się, że się podoba :)

    28 sty 2017

  • lili123456789

    Cudo;) kiedy next??

    28 sty 2017

  • Wiki1212

    @lili123456789 Być może jutro, być może w poniedziałek... Wszystko się okażę :) Cieszę się, że się podoba :)

    28 sty 2017