Zagubiona w błękicie. Rozdział 5

Jason
Byłem zaniepokojony, kiedy zaraz po wejściu do stajni Richarda dostrzegłem Emily stojąca przed boksem i starającą się uspokoić zdenerwowanego Azira.  
— Nie denerwuj się, proszę. — mówiła błagalnym tonem. Koń wierzgał na wszystkie strony i głośno rżał. Zbliżyłem się o kilka kroków i wtedy mnie zobaczyła, jednocześnie zwracając się: — Pomóż mi. Nie wiem co się dzieje, od samego rana tak się zachowuje. Do tego kaszle i ma wysoką gorączkę. O co chodzi... — panikowała. Zmarszczyłem brwi patrząc na wierzchowca.
— Spokojnie. Wszystko będzie dobrze, mówiłaś o tym swojemu dziadkowi? — zapytałem.  
— Nie, pojechał do miasta. Może trzeba wezwać weterynarza?  
Zastanowiłem się przez chwilę, sam nie miałem bladego pojęcia co mu jest. Ale wiedziałem, że nie mogę wezwać weterynarza bez wiedzy Richarda. On zna się na koniach o wiele lepiej niż ja, zajmuje się nimi od zawsze.  
— Lepiej będzie jeśli zaczekamy do jego powrotu. Jeżeli sytuacja się pogorszy, a jego wciąż nie będzie, wtedy to zrobimy. — powiedziałem po czym wyprowadziłem ją stamtąd, co ani trochę nie było proste. Za nic w świecie nie chciała się ruszyć.
Wiem, że dużo ryzykuję czekając. Stan Azira może się pogorszyć w każdej chwili, zważywszy na to, że na dworze jest trzydzieści pięć stopni. Siedziałem na werandzie opierając łokcie na kolanach. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, minęły już dwie godziny a Richard jeszcze nie przyjechał.
— Jason! Chodź tu szybko! — usłyszałem po chwili. Zerwałem się na równe nogi i pobiegłem w stronę stajni, bo właśnie stamtąd dobiegał krzyk Emily.
Gdy już znalazłem się w środku, zobaczyłem coś co przyprawiło mnie o dreszcze. Azir leżał na prawym boku, na ziemi pokrytej sianem. Dziewczyna miała zapłakane oczy, łzy bezustannie spływały jej po policzkach.  
— Dzwonię po weterynarza. — odparłem stanowczo, a pięć minut później zrobiłem to. — Teraz musimy jedynie czekać. Nie martw się. — dodałem.  
Dwadzieścia minut później do moich uszu dobiegł dźwięk samochodu. Były dwie opcje: albo Richard wrócił do domu, albo przyjechał weterynarz. Kiedy wyjrzałem na zewnątrz, okazało się, że sprawdziło się moje drugie przypuszczenie. Kobieta o włosach w kolorze ciemnego brązu wysiadła z białego jeepa. Ubrana była w czarne dżinsy i zwykła białą koszulkę z logo firmy w której pracuje. Znałem ją, ponieważ już nie raz u nas była. Bez słowa zaprowadziłem ją do miejsca gdzie znajdował się Azir. Zaraz po tym, jak tylko Emily się dosunęła, Camille, bo tak miała na imię, przyklęknęła przy nim.  
Gdy kobieta badała konia, ja wraz z ciągle spanikowaną nastolatką siedziałem na małej drewnianej ławce postawionej w rogu stajni. Jej mina wyrażała strach, wyglądała tak jakby czekała na najgorsze. Chciałem ją w jakiś sposób pocieszyć, ale ani trochę nie wiedziałem jak.  
— To na pewno nic poważnego. — odezwałem się po dłuższym czasie ciszy panującej między nami.
— A co jeśli tak? — zapytała drżącym głosem. — Boję się...  
W tym momencie, toczyłem bitwę z własnymi myślami. Jedna strona mnie krzyczała bym ją przytulił, ale druga była temu kompletnie przeciwna. Może i dałbym radę się powstrzymać, gdyby nie fakt, że siedziała tuż obok mnie, a zapach jej waniliowych perfum sprawiał, że dostałem gęsiej skórki. Przymknąłem oczy i przełknąłem ślinę. Dasz sobie radę. Wmawiałem sobie, jednak po której chwili odezwała się moja podświadomość.  

I kogo ty próbujesz oszukać, mówiąc, że ona ci się nie podoba?  

Starałem się to zignorować, lecz nie było to takie proste. W końcu zaryzykowałem. Powoli i ostrożnie wyciągnąłem rękę i objąłem ją. Poczułem jak całe jej ciało się napina. Domyśliłem się, że powodem tego nagłego zdenerwowania, był mój dotyk. Ale po paru sekundach rozluźniła się i oparła głowę na moim barku.  
Emily  
Jakiś czas potem, gdy w dalszym ciągu siedziałam wtulona w chłopaka, usłyszałam głos kobiety.  
— Wychodzi na to, że ma ciężkie zapalenie płuc. — powiedziała do nas, po czym wstała z klęczek.
— To... Dosyć poważne, prawda? — zapytałam. Nie wiem kiedy ostatni raz targały mną tak negatywne emocje.  
— Niestety tak, ale spokojnie po tym jak już przejdzie leczenie, wszystko powinno zacząć wracać do normy. — odparła.  
— A wie pani może dlaczego zemdlał? — dopytywał się Jason.
— Mogło być to spowodowane przez wysoką temperaturę. Gorączka podczas tak upalnego dnia mogła doprowadzić do tego, że nie miał siły na to, by stać. Ale proszę się nie martwić, nie wiem ile będzie trwać leczenie być może nawet miesiąc, ale o ile jego stan się nie pogorszy, wszystko będzie dobrze. Będę tu przyjeżdżać co kilka dni by kontrolować jego zdrowie. A i jeszcze jedno... Proszę go nie przemęczać, bo to może mu zaszkodzić. — odparła i po chwili zaczęła pakować swoją torbę. Spojrzałam na nią, bezustannie czując strach, po czym wykrztusiłam:
— Dziękuję. — kobieta uśmiechnęła się do mnie, a ja gdy tylko wyszła podeszłam i usiadłam przy leżącym Azirze.  
Jason  
— Wszystko w porządku? — zapytałem kiedy przechadzaliśmy się po centrum handlowym. Minęły już dwa tygodnie odkąd dowiedziała się o chorobie swojego konia. Zauważyłem, że od tamtej pory chodzi smutna, dlatego chciałem ją gdzieś zabrać żeby jakoś poprawić jej humor, ale chyba nie idzie mi najlepiej.
— Nie. Jesteśmy w centrum handlowym a ja nienawidzę takich miejsc. — powiedziała i po chwili dostrzegłem jak kąciki jej ust minimalnie się unoszą. — A tak na poważnie, to... Tak. Jest dobrze. — znam ją nie cały miesiąc, ale mimo tego nie miałem problemu z tym by zorientować się, że mówi mi prawdy.  
— No dobrze... A mogę cię o coś zapytać? — kiedy pokiwała głową zgadzając się, zastanowiłem się jak sformułować pytanie. — Powiedz mi coś, na dworze jest ponad trzydzieści stopni, a t y ubrałaś się bluzę i długie dżinsy. Dlaczego? — nie wiedziałem dlaczego tak nagle się tym zainteresowałem, ale z jakiegoś powodu to mnie zaintrygowało. Dziewczyna jak tylko usłyszała moje pytanie pobladła. Wypuściła powietrze z płuc i odpowiedziała nieśmiało:
— Po prostu... Jest mi zimno. Niedawno byłam chora... I najwyraźniej jeszcze nie do końca wyzdrowiałam.  
Nie byłem pewien ile jeszcze dam radę znosić jej kłamstwa. Tak jak już wspominałem wcześniej, nie znamy się i nie ma obowiązku mi ufać, ale strasznie się o nią martwię. Jest bardzo skryta... Nie wiem co robić. Byłem pewien, że jeśli zdradzę jej moje podejrzenia wystraszy się i ucieknie. Po raz czwarty. A tego bym już nie wytrzymał. Spoglądałem na nią i na to jak powolnie idzie obok mnie. Miałem stu procentową pewność, że coś ukrywa. Nie wyglądała na kogoś, kto nie doświadczył w swoim życiu krzywd. A kiedy na nią patrzę, widzę po jej smutnych oczach, że ona doświadczyła ich zbyt wiele.  

________________________________________________________________

Hejka!  
Po raz kolejny przybywam z cholernie krótkich rozdziałem!  
Bardzo was za to przepraszam.  
Jutro pojawi się kolejny tym razem mam nadzieję, dłuższy.  
Wszystko się okaże.  
Piszcie w komentarzach jak wam się podobało, o ile się podobało i... Do jutra!

Wiki1212

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1333 słów i 7476 znaków, zaktualizowała 27 sty 2017.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Lolitkaa1

    Świetne :) czekam na kolejny jutro :)

    27 sty 2017

  • Użytkownik Christina

    To opowiadanie jest krótkie? Jak na opowiadanie na lol24 to długie. Po za tym opowiadanie jest genialne! <3 Czekam na kolejną część!

    27 sty 2017

  • Użytkownik Wiki1212

    @Christina Cieszę się, że się podoba :)

    27 sty 2017

  • Użytkownik nastolaka

    Mega:* czekam z niecierpliwscia na kolejna czesc: *<3

    27 sty 2017

  • Użytkownik Wiki1212

    @nastolaka Dziękuję :)

    27 sty 2017