Zagubiona w błękicie. Rozdział 2

Emily  
Kiedy tylko wbiegłam do swojego pokoju, od razu zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie plecami i wzięłam głęboki oddech. Otworzyłam jeszcze chwilę temu zamknięte oczy, po czym podeszłam do łóżka i usiadłam na nowej pościeli w kolorze bieli.  
Rozejrzałam się, cała sypialnia była urządzona według mojego pomysłu. Dziadek powiedział, że mogę mieć tu wszystko czego zapragnę. Tak właśnie powstał mój kącik, w którym dominował ciemny brąz. Na jednej z drewnianych ścian tuż nad biurkiem wisiała tablica korkowa na której znajdowały się zdjęcia przedstawiające mnie z Azirem, moich dziadków oraz mamę. Mimo tego, iż niektóre z nich przywołują smutne wspomnienia, lubię na nie patrzeć. Zaraz obok po prawej stronie stała dużych rozmiarów szafa na ubrania, w której jeszcze nic nie było ponieważ jeszcze nie zabrałam się za rozpakowywanie walizek.  
Przy łóżku miałam komodę, a na jej blacie stała lampka nocna i mój telefon. Nieopodal znajdował się fotel i półka po brzegi wypełniona książkami. Naprzeciwko mnie było lustro, w którym wyraźnie widziałam swoje odbicie. Zaczęłam myśleć o tym co wydarzyło się kilka chwil wcześniej. Przed oczami bezustannie pojawiał mi się chłopak, stojący przede mną i patrzący mi prosto w oczy. Przeszywał mnie swoim błękitnym spojrzeniem. Był tak blisko... Chciał mnie dotknąć, dlatego spanikowałam. Wiem, że nie było to najmądrzejsze posunięcie z mojej strony, ale to okazało się silniejsze ode mnie.  
Z zamyślenia wyrwał mnie dziadek, który właśnie wszedł do pokoju. Tak samo jak ja wcześniej, zamknął drzwi. Kiedy rozległo się charakterystyczne kliknięcie, nasze oczy się spotkały.  
—Emily... Dlaczego tak nagle uciekłaś? — zapytał. Spuściłam głowę, skupiając wzrok na swoich dłoniach.
— Ja... — zaczęłam, ale nie dokończyłam bo nie wiedziałam co dokładnie mam powiedzieć. Gdy ponownie spojrzałam na mężczyznę, ten zorientował się o co chodzi. Po chwili ciszy która zapanowała między nami, usiadł obok mnie, zaraz potem zabierając głos.  
— Posłuchaj... Wiem, przez co przeszłaś. Doświadczyłaś samych okrucieństw i to od osób, które powinny się o ciebie troszczyć. Rozumiem, że teraz kontakt z mężczyznami jest dla ciebie trudny, ale Jason to naprawdę świetny chłopak. Znam go i wiem, że nigdy nie zrobiłby ci krzywdy. Jemu możesz zaufać. — powiedział w dalszym ciągu wpatrując się we mnie. — Jeśli jednak nie chcesz, nie musisz go poznawać, ale chcę abyś była świadoma tego, że on może ci pomóc. — po tych słowach opuścił sypialnię.  
***
Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Przeciągnęłam się i zaraz potem znalazłam się w pozycji siedzącej. Wtedy przypomniało mi się wszystko, co wydarzyło się wczoraj. Westchnęłam, i żeby choć przez chwilę o tym nie myśleć, wyjęłam ubrania które mam zamiar dzisiaj założyć. Naprawdę muszę się rozpakować.  
Ze względu na nieprzyjemną pogodę, włożyłam szarą bluzę bez kaptura z napisem "Game over”i jasne dżinsy z obtarciami na kolanach. Ostatnim elementem ubioru były jak zwykle moje białe conversy. Po doprowadzeniu włosów do porządku, wolnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę dolnego piętra. Gdy zajrzałam do kuchni, zobaczyłam leżącą na stole karteczkę, a której zostało napisane kilka słów: "Pojechałem do sklepu, wrócę niedługo”, domyśliłam się iż ten liścik jest od dziadka. Westchnęłam. Nie miałam ani jednego powodu, dla którego miałabym zostać dzisiaj w domu, dlatego nie jedząc śniadania poszłam do stajni.  
Kiedy już siedziałam na grzbiecie Azira, rozejrzałam się dookoła. Znowu poczułam się tak, jakby wszystko wokół mnie nabrało barw. Chociaż jeszcze nie ruszyłam, już czułam, że on i ja jesteśmy sobie przeznaczeni. Razem tworzymy więź której nie da się zniszczyć. Ja i Azir jesteśmy jednością.  
W końcu wykonałam delikatny ruch lejcami, i po chwili koń zaczął kłusować, a po niespełna dwóch minutach swobodnie przeszedł do galopu.  
Stałam prawie na samym brzegu klifu, w dalszym ciągu na grzbiecie ogiera. Wokół nas panowała cisza. Obserwowałam krajobraz który miałam przed oczami. Najbardziej zafascynowały mnie burzowe chmury powolnie zbliżające się do naszej części wsi. Kiedy tak wpatrywałam się w przestrzeń nie dostrzegłam osoby stojącej obok mnie.  
— Hej, znowu się spotykamy. — te słowa natychmiast wyrwały mnie z zamyślenia.
Przekręciłam głowę w lewo i wtedy ujrzałam Jasona oddalonego ode mnie raptem dwa metry. Tak samo jak ja, siedział na koniu. Podejrzewam, iż była to klacz ponieważ miała nienagannie piękny wygląd i śnieżnobiałą maść. Przyglądałam się chłopakowi ale nie odezwałam się nawet słowem. Ignorując go, ponownie skupiłam się na zjawisku które wcześniej obserwowałam.  
— Jeśli chodzi o wczoraj, to nic się nie stało. Mówi się, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie ale to tylko takie powiedzenie. — powiedział, po czym zaśmiał się nie odrywając ode mnie wzroku. Nie patrzyłam na niego, ale czułam na sobie jego spojrzenie.
— Ciebie to bawi, dobrze wiedzieć. — wypowiedziałam pierwsze słowa. Kątem oka zauważyłam, jak uśmiech z jego twarzy zniknął od razu kiedy to usłyszał.  
— Przepraszam. — odparł ściszonym głosem.  
— Jak mnie znalazłeś? — zapytałam tym razem zerkając na niego. Byłam lekko pod denerwowana, ponieważ to miejsce tak samo jak mój pokój było moim azylem. Dawało mi ukojenie. Było wyjątkowe, bo było moje. Dlatego niepokoi mnie jego obecność.  
Jego odpowiedź sprawiła, że zmroziło mi krew w żyłach. Zamarłam.  
— Często tu przychodzę, jeszcze nigdy cię tu nie spotkałem... Chyba oboje pałamy sympatią do tego miejsca. — radosny grymas ponownie wykrzywił jego wargi. Nie chciałam by zobaczył, że jego słowa mnie przeraziły, dlatego szybko zwiesiłam głowę. Zauważył to i najwyraźniej nie mógł nie zareagować. — Wszystko w porządku? — zadał pytanie, wypuściłam powietrze z płuc.
— Tak. — nie wiedziałam czy chcę dalej toczyć tę rozmowę. Nie wiedziałam, gdzie mam spojrzeć. Złapanie z nim kontaktu wzrokowego, jest teraz ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę. Poczułam palący ogień rozlewający się po całym moim ciele, wywołany strachem.  
— Powiedz, od kiedy jeździsz? — Przygryzłam lekko dolną wargę zastanawiając się, dlaczego wciąż tu jestem, a raczej dlaczego on tu jest.  
— Odkąd skończyłam cztery lata. A teraz ty mi powiedz, dlaczego tak nagle się mną zainteresowałeś? — wyraźnie dostrzegłam delikatne zmieszanie na jego twarzy, lecz mimo tego odpowiedział:
— Już od dawna chciałem cię poznać. Wyglądasz tak jakbyś była do mnie wrogo nastawiona, dlaczego? Co jest w tym złego? — patrzył na moją twarz tak jakby chciał z niej coś wyczytać.  
Ja robiłam coś na wzór, tylko że mi nie zależało na tym by dowiedzieć się czegoś z mimiki jego twarzy. Kiedy dokładnie analizowałam jego wygląd, zauważyłam, że błękit jego oczu najbardziej przyciąga uwagę ze wszystkich części ciała. Blond włosy minimalnie i swobodnie postawione do góry, pasują do jasnej cery chłopaka. Wyraźnie widać było, że ma zgrabną i umięśnioną sylwetkę. Obecnie ubrany był w koszulkę, której kolor przypominał wyblakłą czerwień i czarne dżinsy. Na jego szyi widniał srebrny naszyjnik z czymś co przypominało pionowo ułożony prostokąt z napisem, ale nie dałam rady go odczytać, ponieważ był za daleko.  
Kiedy wróciłam do rzeczywistości, westchnęłam po czym wypowiedziałam słowa, które zakończyły rozmowę.  
— Właśnie to, zostaw mnie w spokoju. — powiedziałam. Wycofałam się i po chwili galopem pobiegłam w stronę domu.
   ***  
— Tato zostaw to! — krzyczałam ze łzami w oczach, ale moje błagania poszły na marne. Nie minęłam chwila a pusta butelka po wódce, przeleciała tuż obok mnie i kilka sekund później z hukiem rozbiła się o ścianę znajdującą się za mną. Gdy zorientował się, że nie trafił, chwiejnym krokiem podszedł do mnie i zamachnął się. Nie zdążyłam zareagować, co poskutkowało tym, że po chwili dostałam z całej siły pięścią w twarz.

Obudziłam się cała zalana potem wśród skłębionej pościeli. Zerwałam się do pionu, i przyłożyłam dłoń do czoła. Za oknem panowała straszna burza. Oddychałam szybko i płytko, opadłam z powrotem na poduszkę, próbując uspokoić moje galopujące serce.  
Jason
— Stary, ogarnij się w końcu. Wiem, że bardzo cierpiałeś po tym, jak Sally cię zdradziła ale to było rok temu. Już dawno powinieneś sobie kogoś znaleźć. — powiedział, a ja westchnąłem jednocześnie przewracając oczami.
— Daj mi wreszcie spokój. Nie chcę się z nikim spotykać. — odparłem stanowczo, zaraz potem odchylając głowę na oparcie kanapy. W pewnej chwili, choć nie wiem dlaczego, przed oczami ukazała mi się Emily. Jej drobne ciało, małe różowe usta, brązowe oczy... Potrząsnąłem głową, by odegnać od siebie myśli o niej.  
— Jason, nie masz dziewczyny już od roku, I od tak długiego czasu nie uprawiałeś seksu. Jak ty to wytrzymujesz... — kiedy tylko te słowa dobiegły do moich uszu, nie mogłem się powstrzymać i po chwili parsknąłem śmiechem a następnie pociągnąłem niewielki łyk piwa z butelki którą trzymałem w dłoni.  
Z reguły nie piję dużo, nawet na imprezach. Co innego Oliver, chłopak który siedzi obok mnie potrafi w pół godziny zapić się do nieprzytomności. Mógłby całymi dniami przesiadywać w klubach i pić niezliczone ilości alkoholu. Jednym słowem, jest szalony. W przeciwieństwie do jego dziewczyny Mai, która z charakteru jest o wiele spokojniejsza. Często musi sprowadzać Olivera na ziemię.  
Ta dwójka, spotyka się odkąd oboje ukończyli szesnaście lat, za co bardzo ich podziwiam. Mimo tego, że ich charaktery tak się różnią to tworzą idealną parę. Oboje mają w sobie duszę artysty. Oliver od dziecka gra na gitarze i na dodatek śpiewa, ma niesamowity głos. Mógłbym go słuchać bez końca. Zaś Maia ma niespotykany talent do malowania, razem tworzą coś pięknego.  
Mój związek z Sally trwał trzy lata, i do tej pory nie mogę uwierzyć, że przez tak długi czas nie zauważyłem tego jaka jest naprawdę. Z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciela.  
— Pamiętasz moją kuzynkę, Cassey? Jeśli chcesz, mogę was umówić. — mówił, ale szybko mu przerwałem.
— Przestań. Naprawdę, jeśli poczuję, że brakuje mi drugiej połówki, dam ci znać. — powiedziałem zaraz potem klepiąc go po ramieniu. — A teraz wybacz, ale Richarda nie będzie do południa i obiecałem mu, że zajrzę do koni, więc muszę iść. — brunet bez żadnych protestów pożegnał się ze mną i wyszedł, a ja zaraz po nim.  
Skierowałem swoje kroki w stronę stajni, gdy dotarłem do celu otworzyłem ogromne drzwi wykonane z sosnowego drewna, i wszedłem do środka. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zobaczyłem Emily stojącą na środku stajni z Azirem u boku. Właśnie była w trakcie czesania jego grzywy. Wiedziałem, że jeśli się teraz odezwę, wystraszy się ale mimo tej świadomości, zaryzykowałem.  
— Coraz częściej cię widuję. — powiedziałem, a ona nie zareagowała tak jak się tego spodziewałem. Wręcz przeciwnie, była spokojna. Na chwilę tylko zaprzestała pielęgnowania swojego konia, lecz mniej więcej minutę później ponownie się nim zajęła. — Nawet się ze mną nie przywitasz? — zapytałem zbliżając się o kilka kroków. W dalszym ciągu cisza. Zaśmiałem się rozbawiony jej zachowaniem. — Ignorujesz mnie? Dlaczego? Co ci takiego zrobiłem? — zadałem kolejne pytanie tym razem podchodząc na tyle blisko, że mogła poczuć mój oddech na swoim karku.
Cały czas była odwrócona do mnie plecami, ale dostrzegłem, jak mięśnie jej ramion się napinają.  
— Odsuń się. —powiedziała stanowczo, a w jej głosie wyczułem panikę. Zmarszczyłem brwi i posłusznie zrobiłem to, czego oczekiwała. Najwyraźniej moja bliskość wywołała u niej strach. Nie chcę, żeby tak było. O co chodzi? To pytanie chodziło mi po głowie do momentu, aż uświadomiłem sobie, że nie przyszedłem tutaj po to by z nią rozmawiać. Wycofałem się zaraz potem odwracając się i zajrzałem do pozostałych koni, by zobaczyć czy im niczego nie brakuje. Wszystko było tak jak trzeba, co świadczyło o tym, że nic więcej mnie tu nie trzyma.
Prawdą jest, że chciałem jeszcze zostać i porozmawiać z Emily, ale nie byłem pewien czy ona też tego chcę. A wnioskując po jej reakcji... Raczej wolałaby żebym sobie poszedł. Kiedy już miałem wyjść, przystanąłem i spojrzałem na dziewczynę po chwili mówiąc:
— Do zobaczenia wieczorem. — po raz kolejny zamarła. Przekręciła lekko głowę w lewo, i z wyraźnym zmieszaniem, zapytała:
— Wieczorem? O czym ty mówisz?  
— Wczoraj, twój dziadek zaprosił mnie na dzisiejszą kolację. Stwierdziłem, że nie mam serca mu odmówić więc... Jeszcze się dzisiaj zobaczymy. — po tych słowach po prostu opuściłem pomieszczenie zamykając za sobą drzwi.  
Wtedy też, zdałem sobie sprawę z tego, że nie udało mi się sprawdzić jak czuje się Azir. Nie mogłem tego zrobić w jej obecności. Richard bezustannie spiera się przy tym, że to nie jest odpowiedni moment by powiedzieć jej, że nie jest z nim dobrze. Zastanowiłem się nad tym przez chwilę, lecz w końcu postanowiłem wrócić do domu.  
Gdy tylko postawiłem nogę na podłodze w salonie, zadzwonił mój telefon. Zamknąwszy drzwi, wygrzebałem urządzenie z głębi kieszeni spodni. Na ekranie wyświetlił się numer mojej mamy. Westchnąłem zaraz potem klikając na zieloną słuchawkę, po drugiej stronie usłyszałem powitanie, lecz nie takie jak w większości rozmów.  
— Och, odebrałeś. Co za szczęście, ostatnio zdarza ci się to coraz rzadziej. — wypowiedziała zdanie z nutą pogardy w głosie.
— Tak, wiem. Czy jest jakiś konkretny powód dla którego dzwonisz? — zapytałem. Nie jestem pewien, ale przeczuwam, że udało się wam wywnioskować, że nie przepadam za rozmowami z moją matką, z ojcem tak samo.  
— Nie. Znaczy... Chciałam zapytać, dlaczego już nas nie odwiedzasz? —  
— Po pierwsze, mam już dwadzieścia jeden lat, swoje życie w które wlicza się praca. A po drugie, po co mam przyjeżdżać? Abyś razem z ojcem, znów mogła mi wytknąć, że popełniam błąd pracując w stadninie, jak instruktor jazdy konnej? Nie dzięki. Musisz się z tym pogodzić. — odparłem stanowczym tonem.  
Tak jest od zawsze, od dziecka kochałem konie, ale moi rodzice tego nie rozumieli. Przez tak długi czas musiałem przed nimi ukrywać, że chodzę na lekcje, że zaczynało mnie to męczyć. A kiedy w końcu im to powiedziałem? Nie mogli uwierzyć, uznali, że to co robię jest beznadziejne.  
Zawsze radzili mi, żebym zajął się czymś co przyniesie mi w życiu duży zysk. Ale ja tego nie chciałem. Bogactwo i sława nigdy nie były tym, czego oczekiwałem od życia. W przeciwieństwie do moich rodziców, kierowałem się pasją. Marzyłem by robić to, co kocham.  
— Jesteś jeszcze młody, za parę lat zrozumiesz, że mieliśmy rację. — mówiła, a we mnie wzbierała się złość, rosnąc z każdą minutą coraz bardziej.
— Nigdy. Rozumiesz? N i g d y nie przyznam wam racji. Jeśli jeszcze to do ciebie nie dotarło, to wiedz, że to właśnie przez was i wasze chore ambicje wyniosłem się z domu mając siedemnaście lat. Jeżeli tak ma wyglądać każda nasza rozmowa, to lepiej w ogóle do mnie nie dzwoń. — wygarnąłem, po czym rozłączyłem się. Rzuciłem telefon na kanapę, zaraz potem przecierając twarz dłońmi.  


-----------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka.  
Tak jak powiedziałam, jeśli owe opowiadanie przypadnie wam do gustu pojawię się z powrotem w sobotę.  
Jak zauważyłam, zwróciło na nie uwagę kilka osób, tak więc... Lepsze to niż nic :D  
Dziękuję tej garstce zainteresowanych :)  
Piszcie jak wam się podobało, o ile się podobało. Oczekuję szczerych opinii ;)  
Do zobaczenia, najprawdopodobniej jutro bądź w przyszłym tygodniu :)

Wiki1212

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2946 słów i 16509 znaków, zaktualizowała 21 sty 2017.

2 komentarze

 
  • Użytkownik arinaxd

    Swietna, choj jak to ja nie gadzam sie wniktorych okresleniach co do jazdy czy czesci konia.  Lecz znasz mnue i wiesz czemu. Pozdro ari ????

    24 sty 2017

  • Użytkownik Wiki1212

    @arinaxd Ah, co do tej części z końmi... Faktycznie, coś może się nie zgadzać bo nie mam w tym temacie zbyt dużego doświadczenia. Wiedzę czerpałam z internetu tak więc mogło się tak wkraść kilka niedociągnięć xD Mam nadzieje jednak, że nie brzmi to jakoś tragicznie xDD

    24 sty 2017

  • Użytkownik Christina

    Mi się bardzo podobało! <3 Czekam z niecierpliwością na kolejną część!

    21 sty 2017

  • Użytkownik Wiki1212

    @Christina Miło słyszeć, dziękuję :)

    21 sty 2017