Zagubiona w błękicie. Rozdział 15

Emily
Macie czasami takie wrażenie, że wszystko wokół was, nabiera barw? Tak nagle, z szarej ponurej przestrzeni zmienia się w pełen kolorów raj? Ja właśnie tak się teraz czuję. Przemierzając piękną zieloną łąkę na grzbiecie Azira obserwowałam cudowny krajobraz dookoła mnie. W tamtej chwili byłam szczęśliwa, nie myślałam o tym, że to wszystko może się kiedyś skończyć.
Z uśmiechem na twarzy zatrzymałam wierzchowca w chwili w której dotarłam do jeziora. Od momentu kiedy Jason zaprosił mnie tutaj na randkę, często tu przychodzę. Zeszłam z konia i podeszłam bliżej wody. Usiadłam na brzegu i zaczęłam wpatrywać się w to co miałam przed oczami. Patrzyłam na kaczki, ryby, i skaczące w oddali zające. W pewnej chwili jednak mój spokój zakłóciła jedna mała myśl. Nie niewiadomego powodu, zaczęłam wspominać Marka. Przypomniały mi się początki naszego związku, kiedy to był wobec mnie czuły i kochany. Kiedy zapewniał mnie, że zawsze będziemy razem i że nigdy mnie nie zrani. Nie mogłam uwierzyć w to, że nic nie zauważyłam. To stało się tak nagle, pojawił się w moim życiu i kompletnie w nim namieszał. Naprawdę go kochałam, wierzyłam, że to ci jest między nami jest czymś wyjątkowym. To co zrobił... Bez reszty mnie zniszczyło. Przez niego mój świat się zawalił. Ale dla niego, to nic nie znaczyło. Dla niego byłam tylko głupią idiotką. Tak samo jak dla mojego ojca. Oni obaj potraktowali mnie jak rzecz. Sprawili, że przestałam wierzyć w to, że na tym świecie są dobrzy ludzie. Poznanie Jasona pomogło mi choć w małym stopniu odzyskać nadzieję na lepsze życie. Potrzebowałam kogoś takiego jak on, kogoś kto wywoła na mojej twarzy uśmiech zawsze gdy będzie blisko. Ten mężczyzna jest dla mnie kimś wyjątkowym i oddałabym wszystko, by już na zawsze przy nim być.  
***
Dwie godziny później, wróciłam do domu. Zeszłam z siodła, i chwyciłam za uzdę by zaprowadzić Azira do stajni. Gdy tam weszłam, moim oczom ukazał się Jason niosący w prawej ręce wiadro z paszą. Zauważyłam, że bardzo często przebywa w naszej stajni. Oczywiście, nie twierdzę, że to źle. Wręcz przeciwnie, bardzo cieszy mnie fakt, że zgodził się pomagać dziadkowi. A dzięki temu ja mogę spędzać z nim więcej czasu. Jednak w tej chwili nie byłam z tego powodu zadowolona, ponieważ nie chciałam by patrzył mi w oczy. Od razu domyśli się że płakałam.
— Jejku... Kotku, gdzie ty byłaś przez ten cały czas? Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś. — powiedział zostawiając wiadro i podchodząc do mnie. Nie odpowiadając na jego pytanie poszłam z Azirem w stronę jego boksu. — Hej, co się dzieje? Jesteś na mnie zła, zrobiłem coś nie tak? — pytał, w końcu postanowiłam się odezwać.
— Nie, nic nie zrobiłeś. Po prostu mam gorszy dzień, i tyle.
— Powiedz mi. Wiesz, jak bardzo zależy mi na tobie i na naszym związku, prawda? Dlatego chcę, byśmy byli ze sobą szczerzy. Ja inaczej nie potrafię. — mówił, a w jego głowie wyraźnie wyczułam strach i smutek. Przez dłuższy czas patrzyłam mu bezpośrednio w oczy. Też nienawidzę kłamać, ale o wiele bardziej nie chcę obserwować tego, jak zamartwia się z mojego powodu. Czułam jak rozpacz wzrasta we mnie z każdą chwilą coraz bardziej, pod wpływem kompletnego poczucia bezsilności, bez wahania przytuliłam się do niego i zaczęłam cicho szlochać. Usłyszał to i już po chwili obejmował mnie z całej siły i gładził dłonią włosy. — No już, spokojnie maleńka. Nie płacz...
— Ja już nie daję sobie rady, Jason. To mnie przerasta, kiedy myślę o tym co się działo... Nie jestem w stanie myśleć o sobie w dobry sposób. To wszystko moja wina, byłam zbyt głupia by zauważyć jacy ludzie mnie otaczają. Gdybym w porę dostrzegła to wszystko, do niczego by nie doszło... — chłopak słysząc te słowa, odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w twarz.
— O czym ty mówisz? Nic, co wydarzyło się w twojej przeszłości, nie jest twoją winą. Nie masz prawa tak myśleć, to oni teraz powinni siedzieć i płakać a nie ty. Chodź. — chwycił mnie za rękę i podeszliśmy do ławki. Usiadł na niej, i posadził mnie na swoich kolanach. Oparłam głowę o jego tors wsłuchując się dokładnie w to, co mówił. — Ja wiem, że przeszłaś wiele, że odczuwasz ogromny ból, ale wiedz, że ani Mark ani twój ojciec, nie są tego warci. Musisz zostawić za sobą przeszłość, nauczyć się żyć teraźniejszością i myśleć o przyszłości. Bo jeśli tego nie zrobisz, nigdy nie będziesz na tyle silna by zrobić kolejny krok. — podniosłam się i napotkałam zamglony wzrok Jasona wpatrującego się we mnie jak w obrazek. Nic nie mówiąc, powoli zmniejszyłam odległość między nami i musnęłam wargami jego usta, a chwilę późnij oparłam swojego czoło o jego. Oboje nie mogliśmy przestać się uśmiechać. Wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął nią mojego podbródka. Jego pocałunki zawsze były czymś, czego nie jestem w stanie opisać. W dalszym ciągu jestem pod wrażeniem tego z jakim spokojem i intensywnością mnie całuje. Kiedy rozchylił moje usta, poczułam jak nasze języki łączą się w pięknym tańcu. Po czasie liczącym mniej więcej trzy minuty, ponownie nasze twarze znajdowały się kilka centymetrów od siebie. Dostrzegłam, że jego źrenice znów się rozszerzyły a oddech stał się cięższy. Ujął moją dłoń i lekko ścisnął zaraz potem szepcząc:
— Nigdy mnie nie opuszczaj.
— Nigdy tego nie zrobię. — odparłam, mając ogromne poczucie pewności, że zostanę z nim na zawsze.
***
Cieszyłam się, kiedy dziadek powiedział, że podczas mojej nieobecności, zaprosił Jasona na kolację. Ostatnio gdy tak zrobił, byłam na niego zła. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o tym, jak wspaniałym chłopakiem jest Jason. Szybko przebrałam się w wygodniejsze ubrania, po czym zeszłam na dół.
— O Emily, jesteś już. Świetnie. — powiedział. Blondyn odwrócił się w moją stronę szeroko się uśmiechając. Co prawda widzieliśmy się jakieś cztery godziny temu, ale mimo tego strasznie się za nim stęskniłam. Zrobił kilka kroków, i objął mnie jedną ręką w pasie zaraz potem nachylając się do mojego ucha.
— Hej piękna. — jego zniżony głos sprawił, że całe moje ciało pokryło się gęsią skórką. Przygryzłam delikatnie dolną wargę kiedy poczułam, jak jego wilgotne usta dotykają mojego policzka.
Wszyscy troje zasiedliśmy do stołu. Dziadek specjalnie dla mnie, przygotował danie wegetariańskie. Nałożyłam na talerz nie wielką ilość makaronu ze szpinakiem, lecz od razu zdałam sobie sprawę, że nie dam rady. Przeważnie jeśli już jem, robię to w samotności. Prawdą jest że nie miałam w ustach ani okruszka już prawie od tygodnia, ale obecność innych ludzi sprawiła, że jeszcze bardziej odechciało mi się jeść. To głupie, że wstydzę się własnego chłopaka i osoby z rodziny? Może. Ale nic z tym nie zrobię, to zaszło za daleko.
Siedzimy przy stole już od pół godziny. By nie wzbudzać podejrzeń, udało mi się zjeść połowę mojego dania. W pewnej chwili, w mojej głowie pojawiła się ta sama myśl która nawiedza mnie za każdym razem.

Dlaczego jesz? Nie możesz. Musisz być chuda, a od tego, przytyjesz.

Choć starałam się to zignorować, po raz kolejny stwierdziłam, że moja podświadomość ma rację. Kiedy Jason wraz z dziadkiem zagłębili się w rozmowę o footballu, szybko odeszłam od stołu i poszłam do toalety. Gdy już się tam znalazłam, upadłam na kolana, a chwilę później zwróciłam wszystko co do tej pory pojawiło się w moim żołądku. Kiedy już było po wszystkim, wstałam by opłukać usta. Właśnie wtedy usłyszałam głośnie pukanie do drzwi.
— Emily, wszystko w porządku? Tak nagle wyszłaś, kochanie... — chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale otworzyłam drzwi.
— Jest dobrze, spokojnie. Chciałam po prostu... Skorzystać z toalety, a nie chciałam wam przerywać w rozmowie. Nie bój się, nic mi nie jest. — skłamałam. Hm... czy wspominałam o tym, że nienawidzę kłamać? Ale w tym wypadku nie jestem w stanie się przyznać, to dla mnie zbyt trudne. By trochę go uspokoić, wykrzywiłam wargi w delikatnym półuśmiechu. Mężczyzna pokiwał głową po chwili pytając czy chcę byśmy poszli do mojego pokoju, sekundę później dodając, że dziadek powiedział, że sam posprząta. Tak jak on wcześniej, pokiwałam twierdząco.
Chłopak siedział na moim łóżku opierając się plecami o ścianę, a ja znajdowałam się pomiędzy jego nogami z głową swobodnie leżącą na jego klatce piersiowej. Bardzo lekko gładził opuszkami palców moje lewe przedramię, na którym przypadkowo podwinął się rękaw swetra.
— Skarbie, mogę cię o coś zapytać?— gdy z moich ust wypłynęło to pieszczotliwe słowo, w moim brzuchu zaczęły latać motylki. Kiedy dostałam pozwolenie, odrobinę się zawahałam, ale zrobiłam to. — Kiedy byliśmy na randce, i zabrałeś mnie do restauracji, wtedy powiedziałeś że nie dogadujesz się z rodzicami. Jeśli to możliwe to... Mogę wiedzieć, dlaczego? — wiedziałam, że raczej na pewno nie będzie chciał rozmawiać o rodzicach. Lecz nie mogłam już dłużej udawać, że mnie to nie interesuje. Jason westchnął, po czym ku mojemu zaskoczeniu zaczął opowiadać.
— To wszystko jest dosyć skomplikowane. Oni... Odkąd tylko skończyłem cztery lata byli wobec mnie bardzo wymagający. Nie ruszało ich to, że byłem mały. Zależało im tylko na tym, bym był taki jak oni. Zmuszali mnie do uczestniczenia w różnych dodatkowych zajęciach takich jak, korepetycje z angielskiego, hiszpańskiego, lekcje pianina czy aktorstwa. Nienawidziłem tego, ale byłem za mały by się im przeciwstawić. Bardzo długo musiałem ich błagać, by kupili mi konia. Bo wtedy to była jedna rzecz której szczerze pragnąłem. — przerwał na chwilę. Chwycił moją lewą dłoń i splótł ze sobą nasze place, a zaraz potem zaczął gładzić ją kciukiem. — W końcu się udało, i przez jakiś czas, byłem szczęśliwy. Miesiąc później urodziła się Erica, bardzo się z tego powodu cieszyłem, ale w głębi duszy bałem się. Bałem się, że ją też będą chcieli wychować na idealne dziecko. Ale na całe szczęście, od niej nie wymagali tak wiele, choć nie mogę powiedzieć, że nie traktowali jej surowo. Każdego dnia, martwiłem się tylko o nią, nie o siebie. Nasze dzieciństwo, nie było przyjemne. Było naznaczone niepewnością, strachem, krzykiem i bólem. Dlatego wyprowadziłem się w wieku siedemnastu lat. Najbardziej cierpiałem przez to, że nie mogłem zabrać jej ze sobą...
— Nie wiem, co mam ci teraz powiedzieć. Twoi rodzice nie powinni się tak zachowywać, w końcu jesteście ich dziećmi. — powiedziałam, a chwilę później przyszedł mi do głowy pomysł tak szalony, że aż bałam się wypowiedzieć go na głos. — A... Powiedz mi, czy jest taka możliwość, bym mogła ich poznać? Może miałabym szansę na to, by z nimi porozmawiać i zmienić ich nastawienie.
— Nie. To nie możliwe. Przecież już ci mówiłem, oni nie są zbyt towarzyscy. Pamiętam ten moment, kiedy miałem piętnaście lat, przyprowadziłem do domu dziewczynę. Chciałem przedstawić ją rodzicom z nadzieją, że ją zaakceptują. Lecz, gdy tylko wszedłem do domu ona nawet nie zdążyła się z nimi przywitać, a już została zasypana pytaniami, na temat tego gdzie chodzi do szkoły, gdzie pracują jej rodzice i ile zarabiają. Nawet nie wiesz, jak źle się wtedy czułem, nie chcę by ciebie spotkało coś podobnego. — mówił, ale nie mogłam tak łatwo odpuścić, zrodziła się we mnie nadzieja, że mogę mu pomóc dlatego chcę zrobić wszystko co się da. Błagałam, prosiłam mówiąc że bardzo mi na tym zależy, bo nie chcę by cierpiał. — Nie wiem, jak to wszystko wypali, ale przemyślę to.
***
"A później nauczyłam się wszystkiego od nowa. Pojawił się ktoś, kto przebił się przez wzniesiony przeze mnie mur. Wziął go szturmem i nie pozwolił mi się z powrotem za nim schować."
Te słowa idealnie odwzorowują moje życie. Bo tak właśnie było, nie spodziewałam się tego, że w moim świecie pojawi się ktoś taki jak Jason. Wcześniej, wszystko wydawało się być takie proste. Teraz, choć dzięki niemu jestem szczęśliwsza, czuję ciągłą presję i jeszcze bardziej obawiam się tego, że zniszczę coś na czym mi zależy.
Związek z nim, jest dla mnie czymś naprawdę ważnym. On, jest dla mnie kimś bez kogo teraz trudno mi żyć. Wspiera mnie i jest obok zawsze kiedy go potrzebuję. Nawet przy mamie nie czułam się tak, jak przy nim. To coś niesamowitego.
Pochłonięta myślami i książką, nie zwracałam uwagi na nic co było wokół mnie. Dopiero po dłuższym czasie gdy podniosłam głowę, moim oczom ukazała się dziewczyna stojąca na werandzie, tuż przed drzwiami domu Jasona. Zaglądała przez okno, co spowodowało, że delikatnie się zaniepokoiłam. Zmarszczyłam brwi zaraz potem wstając i idąc w jej stronę.
— Przepraszam... Kim pani jest? — zapytałam próbując ukryć zdenerwowanie. Przyjrzałam się baczniej jej twarzy. Na oko miała dwadzieścia lat, wysoka, szczupła, długie blond włosy. Nie potrafiłam jej skojarzyć dlatego odpuściłam.
— Mam na imię Sally, przyszłam do Jasona... — mówiła, ale ja przestałam słuchać jak tylko wypowiedziała swoje imię.  
— Czekaj... Sally? To ty... Jesteś byłą dziewczyną Jasona, prawda? — zapytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
— Tak... Chciałam zwrócić mu płytę jego ulubionego zespołu, zostawił ją u mnie kiedy jeszcze byliśmy razem. Przepraszam, a ty kim jesteś? — nie miałam pojęcia, jak zareaguje na moje słowa, ale wtedy nie za bardzo się tym przejmowałam. Sam fakt, iż wdałam się w rozmowę z byłą dziewczyną mojego chłopaka, mnie dobija. Kolejna rzecz której nie planowałam, tylko tym razem bez pozytywnych skutków. Dziewczyna wydaje się sympatyczna, lecz mimo wszystko zaczęłam odczuwać w jej obecności same nieprzyjemne emocje.
— Ja... Jestem Emily, on i ja, spotykamy się od jakiegoś czasu.
— A... Rozumiem. No, w każdym razie to może przyjdę innym razem by mu to oddać. Chyba, że ty mu ją dasz, tak będzie prościej. — powiedziała i wyciągnęła w moją stronę rękę w której trzymała przedmiot. Wzięłam go, i po chwili z powrotem wlepiłam wzrok w kobietę, ponieważ wyraźnie widać było, że chciała dodać coś jeszcze. — Zanim pójdę wiedz, że masz naprawdę wiele szczęścia. Jason to świetny chłopak, lepszego nie znajdziesz. Rozstaliśmy się z mojej winy, i jedyne co mogę teraz powiedzieć, to to, że naprawdę żałuję tego co zrobiłam. Wcześniej nie doceniałam tego jaki jest kochany, troskliwy... Mam nadzieję, że przynajmniej wam się ułoży. Muszę już iść, cześć. — w jej głosie wyczułam wiele smutku i rozczarowania.
Gdy tylko oddaliła się ode mnie i wsiadła do czerwonego audi, poczułam ulgę ale zarazem zdenerwowanie. Po raz kolejny skupiłam wzrok na płycie, która już od jakiegoś czasu jest w moim posiadaniu, a chwilę później postanowiłam pójść do miejsca pracy Jasona i zwrócić mu to już teraz. Kiedy dotarłam na miejsce, usłyszałam jego głos:
— Dobrze. Przy następnym skoku chwyć mocniej za lejce i trochę bardziej się pochyl, wtedy skoczy wyżej.— powiedział. Chyba musiał wyczuć moją obecność, ponieważ odwrócił się i spojrzał na mnie. — Tamara, zrobimy sobie krótką przerwę, okey? — zawołał.— Co tam maleńka? — Podszedł i chciał mnie objąć, ale pod wpływem nerwów nie pozwoliłam mu na to i cofnęłam się odrobinę. Chłopak zmarszczył brwi z lekka zdziwiony moim zachowaniem, ale zignorowałam to i zaczęłam mówić:
— Twoja była dziewczyna... Była przed chwilą u ciebie i chciała ci to dać. — oznajmiłam przekazując mu płytę. — Podobno zostawiłeś to u niej, któregoś dnia kiedy... Jeszcze ze sobą byliście.
— No tak... Kompletnie o tym zapomniałem. Ale to teraz nie istotne. Może lepiej powiedz mi, dlaczego jesteś na mnie zła? Bo teraz wyraźnie widzę, że coś jest nie tak. — zapytał spoglądając na mnie w dalszym ciągu marszcząc brwi. Staliśmy raptem piętnaście centymetrów od siebie, fakt, że przerasta mnie o ponad dziesięć centymetrów odbiera mi trochę pewności siebie, ale wiem też, że muszę mu to powiedzieć.
— Hm... Pomyślmy, co mogło mnie zdenerwować? Może to, że twoja była dziewczyna przychodzi od ciebie jak gdyby nigdy nic i mówi, że żałuje tego, że się rozstaliście dając mi tym samym do zrozumienia, że nadal cię kocha i chcę do ciebie wrócić? Ty też tego chcesz? Pewnie dlatego, tak łatwo jej wybaczyłeś.Posłuchaj mnie, już raz zostałam skrzywdzona, już nigdy więcej nie dam tak sobą pomiatać. — nie kontrolowałam słów które ze mnie wychodziły, nie potrafiłam ich zatrzymać. Może powód dla którego teraz, na niego krzyczę wydaję się być błahy, ale taki nie jest. Nie dla mnie.
—Nie no nie wierzę. Naprawdę jesteś o nią zazdrosna? Ani trochę nie liczy się dla ciebie to, że powiedziałem, że zerwaliśmy ponad rok temu? Ja rozumiem, że doświadczyłaś w swoim życiu naprawdę wielu krzywd i masz problem z tym by komuś w pełni zaufać, ale ja już nic do niej nie czuję. Teraz jestem z tobą i tylko z tobą chcę być. Wypominasz mi coś co już było, ciągle to robisz! Przecież to nie ma sensu!
— Dla mnie ma. A jeśli tego nie rozumiesz, to zastanów się nad tym, czy ten związek ma jakikolwiek sens. — odparłam stanowczo, po czym odwróciłam się i poszłam w przeciwną  
stronę.

__________________________________________________________
Cytat z książki "Uratuj mnie" Anny Bellon  
Hejka.  
Co tam u was?  
Jak minął wam tydzień?  
Ja tak szczerze, to nie narzekam, bo minął dosyć szybko.  
Co do rozdziału, to wydaje mi się, że jest całkiem okay.  
A co wy myślicie? Jakie są wasze opinie, na temat tego co się w nim wydarzyło?
Piszcie wszystko w komentarzu :)  
No to chyba tyle... Widzimy się niebawem :)

Wiki1212

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3335 słów i 18433 znaków, zaktualizowała 3 mar 2017.

1 komentarz

 
  • cukiereczek1

    Czekam na kolejną z niecierpliwością dodaj coś szybko :* :) :* :*

    3 mar 2017