Red Tab cz.22

Mogłabym codziennie wstawać tak jak dzisiaj. Zamiast krzyków matki, bądź standardowej porannej krzątaniny dziewczyn w garnizonie, obudził mnie lekki pocałunek złożony na moich ustach. Byłam wtulona w Wiktora tak mocno, że niemalże każdy możliwy centymetr kwadratowy mojego ciała przylegał do niego. Otworzyłam powoli oczy, by ujrzeć jego figlarny uśmiech i pojedynczy dołeczek w policzku.

-Dzień dobry, Ir – rozpromienił się jeszcze bardziej.

-To się dopiero okaże – odparłam, gdy moje procesy mózgowe zaczęły przyzwoicie działać.

Jakkolwiek piękny i przesłodzony mógł wydawać się dzisiejszy poranek, nie mogłam zapomnieć, że jest to tylko przyjemny początek nieprzyjemnego końca.  To właśnie parę następnych godzin zweryfikuje całe moje życie. Czy przysłużę się wyśmiewanej z początku przeze mnie sprawie? Czy zginę jak jedna z tych 6262000 osób i stanie się jedynie kolejną cyfrą w liczniku zagłady czerwonej tabletki?

Wiedziałam jednak, że na przemyślenia i ewentualne pretensje do samej siebie za podjęcie tej decyzji, jest już za późno. Dziś mam działać, a nie rzucać się w wir rozmyślań. Przetarłam więc powieki i odkleiłam się od Wiktora. Poczułam dziwną pustkę, zupełnie jakbym miała zacząć za nim tęsknić, nawet gdy nie znajdował się dalej niż na odległość  trzydziestu centymetrów. Jakby ktoś kiedykolwiek powiedział mi, że dotknie mnie takie uczucie zapewne miałabym niezły ubaw. Teraz jednak stało się to realnym problemem, a ja poczułam się jak typowa, zakochana, święcąca oczkami nastolatka. Zganiłam się za to myślach. To nie czas na romansowanie.  

-Wstawaj – powiedziałam i w sekundzie sama rozprostowałam nogi – Mamy dziś robotę do wykonania.

-Kto by pomyślał – Wiktor prychną – Ty, Iryda, która wyśmiewała wszystkich w garnizonie, mówiąc , że walczymy o przegraną sprawę, nagle palisz się do tak trudnej i niebezpiecznej misji.

Na te słowa zrobiło mi się głupio. W istocie z początku ich sprawa wydawała mi się kompletnie stracona i bezsensowna. Wolałam chować się po lesie myśląc, że takie życie w pełni mnie usatysfakcjonuje. Te parę tygodni jednak dość mocno przewartościowało moje życie. Nie nałożyli mi klapek na oczy, dalej uważałam, że sprawa jest przegrana, a nasze starania to niczym strzelanie w czołg pistoletem na kulki. Poznałam jednak ukryty sens tych działań. I właśnie dla tego sensu postanowiłam sama wciągnąć się w tą z góry przesądzoną bitwę.

-Szkoda mi się was zrobiło po prostu – wzruszyłam ramionami.

-W takim razie – wstał, stanął na wprost mnie i złapał mnie za ręce – Dziękuję w imieniu całego garnizonu za okazaną nam łaskę.

-Drobiazg  - powiedziałam i zaśmialiśmy się razem.

Nikt po tej błahej konwersacji nie poznałby, że chodzi tu o misje, która zapewne będzie moją pierwszą i ostatnia. Gawędziliśmy dalej o tym przy śniadaniu, śmiejąc się  i upychając się razowymi bułkami. Nawet gdy próbowałam spoważnieć i przypomnieć sobie dokładnie wszystkie podpunkty dzisiejszej misji, Wiktor skutecznie doprowadzał mnie do śmiechu. Nigdy nie zgadłabym, że za maską odosobnionego, bezuczuciowego robota, kryje się taka zabawna i troskliwa osoba. Jak widać, wcale nie trzeba było spożyć czerwoną tabletkę, by odczuć jej działanie. Sama świadomość jej istnienia i strat, które wywołała, sprawiała, że niektórzy ludzie ukryli uczucia głęboko w sobie. Zaczęli zachowywać się nie lepiej niż ci, którzy połykali je garściami. I ja, i Wiktor byliśmy takimi właśnie pośrednimi przypadkami.

Sielankę trzeba było jednak przerwać. O dziewiątej pięćdziesiąt sześć byliśmy już gotowi do wyjścia. Część niepotrzebnych rzeczy zostawiliśmy w schowku Wiktora. Ruszyliśmy, by dokładnie na godzinę dwunastą piętnaście być przed północnym wejściem do tunelu. Cała przeprawa przez tunel miała zająć dwie i pół godziny. Następnie pół godziny przeznaczone miałam na dostanie się do szybów wentylacyjnych i do jednego z głównych archiwów. Wtedy dokładnie o piętnastej piętnaście, kończą zmianę jedni strażnicy i zaczynają drudzy. Z licznych obserwacji wynikało, że zanim wejdą do środka zdążą pogadać ze sobą przy wyjściu i wypalić papierosa. To dawało dokładnie cztery i pół minuty. Właśnie tyle czasu miałam na wejście i zdobycie kluczowych informacji. Brzmiało jak misja samobójcza i w istocie nią była. Zwłaszcza że, co parę dni strażnicy mijali się bez słów. Nikt nie mógł dać mi gwarancji, że nie trafiłam na właśnie taki dzień. Z trzema strażnikami w środku raczej nie dawałam sobie zbyt dużej szansy. Reszta stacjonowała na zewnątrz, bądź pobocznych blokach. Przemknięcie obok nich bez tunelu byłoby niemożliwe, dlatego cała nadzieja była pokładana we mnie i tych marnych paru minutach.  

Moja głowa pracowała na najwyższych obrotach przypominając sobie absolutnie każdy mały szczegół swojego zadania oraz rysunkowych planów tuneli i bazy, które pokazywał mi Sanders. Skupiłam się na tym w stu procentach, po mimo zbyt dobrego humoru Wiktora i ciągłych zaczepek.  
Gdy dotarliśmy do wejść do tuneli, zakrytych przez gęste bluszcze, i jemu udzielił się mój spokój i opanowanie. Bądź co bądź, ale to on tu był tym doświadczonym.  

-Zapraszam – powiedział – Trochę ciasno, ale taki maluch powinien dać sobie radę.

Nawet teraz nie mógł się powstrzymać? Zrezygnowana i lekko wściekła ruszyłam w stronę wejścia. Zostałam jednak powstrzymana przez żelazny uścisk na moim nadgarstku.

-A pożegnanie? – zapytał lekko zdezorientowany Wiktor – Nie będę cię widzieć całe 6 godzin.

Zastanawiałam się czy chce mi dać jakąś namiastkę fałszywej nadziei czy może naprawdę wierzy w to, co mówi. Podeszłam do niego i zmierzwiłam mu włosy.

-Tylko tyle? – spytał.

-Reszta, jak wrócę – powiedziałam, grając w jego grę.

Pokiwał jedynie smutno głową i otworzył mi klapę od wejścia. Moim oczom ukazał się ciemny wąski tunel. Zapewne zamieszkało w nim setki szczurów i innego robactwa, ale próbowałam o tym na razie nie myśleć.

-Powodzenia – rzucił mi ostatni uśmiech, a ja wczołgałam się do ciasnych, wąskich korytarzy.

~~~~~~

Po dwóch godzinach czołgania się w przeraźliwie ciasnym i ciemnym tunelu, przeklinałam swoją durną chęć przysłużenia się sprawie. Co chwile wątłe światło latarki ukazywało mi grubego dużego szczura, a robaki wesoło gryzły mnie po nogach po mimo długich nogawek. W myślach przeklinałam Sandersa i cały ten cholerny garnizon. Parłam jednak dalej, podziwiając moją wrodzoną upartość.

Jedno jednak mnie podtrzymywało stale na duchu. Pierwszy raz mój największy kompleks okazał się zaletą. Żadna z dziewczyn w garnizonie nie przeczołgałaby się nawet dziesięciu metrów wąskiego korytarza. Czasami dochodziło do mnie nawet uczucie dumy.  

Mimowolnie pomyślałam o tym jak Imogen wgramala się do tunelu i staje oko w oko z grubawym, obślizgłym szczurem. Ta wizualizacja mocno mnie rozbawiła. Jej wspomnienie dodawało mi otuchy w tym całym bagnie. Śmiało mogłam ją nazwać moją pierwszą przyjaciółką. Nawet gdy wiele rzeczy siedzących w mojej głowie nie umiałam przeistoczyć w słowa, wydawało mi się, że nie były one potrzebne, a Imogen widziała o mnie więcej niż ktokolwiek inny. Nie zachowałam się fair nie żegnając się z nią, ale pożegnania były moją najsłabszą stroną. Jeżeli to przeżyje i wrócę do garnizonu, czeka mnie pewnie niezłe lanie.

Dotarłam wreszcie do wejścia do szybów wentylacyjnych. Przede mną rozciągały się trzy ścieżki, lecz ja wiedziałam dokładnie która wybrać. Z zwinnością kota przemknęłam prawym korytarzem. Po paru dłuższych chwilach znalazłam się nad głównym pomieszczeniem. Przez malutkie kratki dostrzegłam trzech zbierających się do wyjścia strażników. Jeśli chodzi o czas to trzeba było przyznać, że wyrobiłam się całkiem nieźle. Powoli odkręciłam małe śrubki i byłam gotowa wyjść i zdobyć jak najwięcej informacji. Moje skupienie sięgało zenitu, serce biło tak głośno, że przez chwilę bałam się że to ono mnie zdradzi. Po krótkiej krzątaninie drzwi nareszcie zatrzasnęły się z strażnikami. Odczekałam krótką chwile, odsunęłam kratkę na bok i wyskoczyłam z szybu.

3:00. Tyle minut dawałam sobie na wykonanie tej misji. Nie mniej i nie więcej. Ruszyłam szybko i cicho do biurka. 2:53. Przez chwilę przeczesywałam napisane po francusku akta. Dowiedziałam się podstawowych informacji.  Jak liczne są armie w najbliższych bazach i trochę o stanie uzbrojenia. 1:33. Na prawej ścianie widniały zdjęcia poszukiwanych oraz pociągnięte między nimi sznurki zupełnie jak w serialach szpiegowskich. Kątem oka spojrzałam na portrety by zauważyć, że na jednym widnieje Sanders. Jakoś mnie to nie dziwiło. Jednak to twarz wywieszona obok niego przykuła moją uwagę. Zamarłam na tak długo chwilę jaką mogłam sobie wtedy pozwolić. 1:20. Mój ojciec. Tak właśnie by teraz wyglądał. Pod jego zdjęciem widniał krótki aczkolwiek treściwy wyjaśniający wszystko napis. „Chemik. Podejrzewany o rozprowadzanie antidotum i szczepionki. Należy do ruchu oporu.” 1:15. Muszę pozbierać myśli bo inaczej nadzieja która przepełniła właśnie moją duszę zostanie szybko ugaszona. 1:03. Staje przed wielką mapą Europy. Na górze widnieje złowrogi napis „Czystka”. Pojedyncze punkty zostały oznaczone z dopiskiem daty. Nie musiałam być wyjątkowo inteligentna by dodać dwa do dwóch. Zaznaczone punkty to miejsca, w które zamierzali wysłać rakiety. Ich rysunki były na ścianach. Daty zaś to dni, w których miała nastąpić ta katastrofa. 0:40. Zapamiętuję każde najbliższe miejsce i z ulgą zauważam, że nie zaznaczono naszego garnizonu. Chłonę kolejne dawki nadziei, po to, by w ciągu kolejnych paru sekund została ona doszczętnie zniszczona. Mały punkcik na mapie zdradzał lokalizacje mojej wioski. Dokładnie za dziewięć dni, na moich przyjaciół, matkę, Kamila spaść miała rakieta. 0:20. Weź się w garść Iryda, zdążysz ich uratować. Wmówiłam to sobie, tylko bo to by wrócić do normalnego funkcjonowania. Inaczej całe moje staranie spełzłyby na niczym, a dawka posiadanych przeze mnie informacji nie zostałaby wykorzystana. Zależało teraz ode mnie życie zbyt wielu by wpatrywać się w jeden punkt. Skupiłam się na reszcie. 0:03. Zapamiętałam już wszystkie miejsca i daty. Dokładnie 10 miejsc skazanych było na zagładę w ciągu następnego tygodnia. Usłyszałam krzątanie się w korytarzu i zamarłam. Z zwinnością lisa wskoczyłam powrotem do szybu zamykając za sobą kratkę. -0:10. Do pokoju wchodzą rozgadani strażnicy. Płynny francuski wskazuje, że nie tylko stany bawiły się w zagładę ale również Kanada. Jak najciszej zakręciłam małe kratki. Parę sekund później i zginęłabym w tym pokoju wraz ze zdobytymi informacjami. Cicho pognałam tunelami. Serce wyskakiwało mi z piersi, ale adrenalina zdziałała swoje i po chwili wyszłam z szybu do wąskich tuneli.  

Pewnie w normalnej sytuacji cieszyłbym się że przeżyłam i planowała kolejne działania w moich życiu. Pocałowałbym Wiktora i skończylibyśmy to, co już zaczęliśmy. Wróciłabym do wioski na krótki czas by pożegnać się z mamą i zapewnić, że jestem pewna tego co robię i tego za co walczę. Nawet Kamila bym wytuliła i przekonała do pójścia ze mną. Resztę życia spędziłabym w garnizonie, czekając jak reszta na jakikolwiek przełom, ruch, ciesząc się z najmniejszego sukcesu.

Sytuacja jednak ulęgła kompletnie zmianie, tak jak i moje priorytety. Dostarczę wszystkie informacje Sandersowi i poproszę o wysłanie ich szpiegów do wioski. Następnie spróbuje się dowiedzieć jak najwięcej o moim ojcu. Jak przeżył? Jak nie odczuł działania tabletki? Czy możliwe by był zaszczepiony?
Byłam bliska eksplozji spowodowanej zbyt dużą dawką emocji. Szczury, robale i liczne zadrapania, nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Napędzana niezwykłą siła dotarłam do wyjścia przed czasem.

Przy wyjściu siedział Wiktor i czytał jakąś książkę. Na mój widok niezwykle się rozpromienił. To również nie zrobiło na mnie wrażenia. Nie czas na skupianie się na swoich uczuciach.

-Iry- nie dokończył bo weszłam mu  w słowo.

-Nie mamy czasu. Wyruszamy od razu – powiedziałam twardo i nie zważając na wycieńczenie, ruszyłam w stronę garnizonu.

~~~~

Od autorki: Wiem, że pisanie tej serii zajmuję mi o wiele za dużo czasu. Przepraszam tych, co nadal czytają moje opowiadanie. Serie kończy następny rozdział, który pojawi się do końca tygodnia.

opopoo12

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2283 słów i 12948 znaków, zaktualizowała 3 lip 2019.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Niutria

    To jest cudo tak się wkreciłam ze ojeju mam nadzieje ze jednak szybciej zdołasz to dodać!  Przesyłam dużo weny buziki :zakochany:

    3 lip 2019