Red Tab cz.20

Szliśmy w ciszy już prawie cztery godziny. Nie przeszkadzał mi ten brak słów. Wręcz wydawał się niezwykle wygodny. Atmosfera była lekka niczym piórko. Posyłane uśmiech, przypadkowe ocieranie się dłoni. Było w tej wędrówce coś magicznego, coś czego nie należało psuć bezbarwną gadką. Całość była o tyle absurdalna, że szłam na pewną śmierć. Moje komórki mózgowe jednak skutecznie ukrywały przede mną tę informację.

Gdy poczuliśmy zmęczenie, Wiktor zarządził postój. Usiadł na większym kamieniu i wyjął mapę z plecaka. Ja w tym czasie wpatrywałam się w jego skupioną twarz i zgrabne palce sunące po mapie. Podniósł wzrok tylko po to by uśmiechnąć się do mnie i lekko ukazać dołeczki. Odwróciłam się i zaczęłam uważnie kontemplować drzewo obok. Usłyszałam zdławiony śmiech Wiktora.

Gdy powróciliśmy do wędrówki, mój towarzysz postanowił przerwać magiczną ciszę. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Narzekaliśmy na nauczycieli, a nawet na niektóre dziewczyny z garnizonu. Nagle temat zwrócił się ku muzyce, a po chwili śpiewaliśmy Rolling Stonesów "You can’t always get what you want”. Ethan nie byłby zadowolony z naszego niezbyt dyskretnego zachowania.

Kolejne godziny upłynęły nam równie szybko i poczułam niezwykłą senność. Słońce już dawno ukryło się za horyzontem, a las wydawał się niemalże martwy. Wiktor gadał w najlepsze w ogóle nie czując zmęczenia. W końcu jednak przestał ignorować moje bezustanne ziewanie. Znaleźliśmy dogodne miejsce i zrobiliśmy sobie "posłania” z leśnej ściółki. Pewnie zasnęłabym od razu, po glebnęciu się w śpiworze, ale bezustanne wiercenie Wiktora wytrącało mnie ze snu.  

-Co jest z tobą? Śpij. – mruknęłam już poważnie zirytowana.

-Ktoś musi stać na straży.

-Bo co? Dzik cię tu zaatakuje? Jesteśmy ustawieni w wyjątkowo mało rzucającym się w oczy miejscu. Śpij i przestań mnie denerwować tym kręceniem i wierceniem.

-Nie mogę zasnąć nawet gdybym chciał. Przepraszam, maluchu. Nie będę się już tak wiercił. Dobranoc – powiedział z lekką skruchą w głosie, w którą aż ciężko było mi uwierzyć.

-Czemu masz bezsenność? – spytałam. Wybudził mnie już trochę i stwierdziłam, że atmosfera jest dobra by trochę go podpytać.

-Nie znam dokładnego powodu. Od kiedy rodzice wyjechali do Ameryki mam z tym problem– zdziwił mnie stosunkowo szczegółową odpowiedzią – Myślałem, że jesteś strasznie śpiąca.

-Jak to? Zostawili cię? – nie mogłam ukryć zdziwienia w głosie.

-Musisz być na jutro wyspana. Czeka nas kolejny dzień drogi - zbył mnie Wiktor i odwrócił się do mnie plecami.  

Mogłabym zacząć swoją standardową wiązankę, ale miał jednak sporo racji. Sen był mi szczególnie potrzebny. Przeciągnęłam się parę razy i skuliłam w mały kłębek. Już prawie spałam, ale Wiktor znów mi przeszkodził.  

-Ir, spisz? - spytał szeptem.  

Zdrobnienie Ir, którego do tej pory używał tylko Kamil, jakoś poruszyło moje zaspane serce.  

-Jeszcze nie, a co? - spytałam za wszelka cenę chcąc ukryć ziewniecie.  

-Myślisz, że ktoś czeka na ciebie w te wiosce, do której tak chciałaś od początku wracać?  

Pytanie zapewne zwaliło by mnie z nóg na szczęście i tak leżałam. Przetarłam oczy i pogrążyłam się w wspomnieniach o miejscu, które zwykłam zwać domem. Czy mama wierzy w to, że wciąż żyję? Czy Kamil mnie szuka? Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Mogłam się jej jedynie domyślać.  

-Raczej nie. Myślę, że po tym co się stało, nie maja nadziei na mój powrót.  

Leżeliśmy parę kolejnych sekund w ciszy, gdy nagle padło kolejne pytanie z jego strony i zaczęłam zastanawiać się, czy nie doszło do jakiejś niespodziewanej zmiany ról.  

-A żałujesz tego że się tu dostałaś?  

Odwróciłam się w jego stronę i znalazłam wzrok skupiony w zupełności na mnie.  

-Ja - zaczęłam się wahać - ja... nie wiem...  

Zobaczyłam tylko lekki uśmiech na jego twarzy. Nie zdążyłam nawet zareagować, jak podniósł się i lekko przycisnął swoje usta do moich. Trwało to może głupi ułamek sekundy, a on powrócił na swoje miejsce i znów odwrócił się do mnie plecami.

-To nie żałuj – skończył  

Leżałam bezwładnie zastanawiając się, czy kiedykolwiek będę w stanie zareagować na jego pocałunek inaczej niż do tej pory. Kolejny raz byłam zwykłą papka. Moje myśli ukierunkowane były tylko w jego stronę. Nie liczyło się nic więcej niż ten moment, te słowa. Takie błahe a jednocześnie takie mocne. To on był głównym powodem mojej niejasnej odpowiedzi i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Było to gówniarskie i głupie z mojej strony. By w tak krótkim czasie dąć się omotać. Zawsze kpiłam z dziewczyn wpatrzonych w Kamila. Uważałam je za płytkie dziewuchy bez większych wartości. Myślałam, że taka próba ucieczki od brutalnej rzeczywistości jest dla wyjątkowo słabych osobników. Dlatego nie pozwalam Kamilowi zbliżyć się do mnie. Dlatego tak bardzo wzbraniałam się jakiegokolwiek uczucia. Uczucia był takie nieprzewidywalne i małostkowe. Przynosiły tylko ból. Osoby które kochaliśmy całe życie umiały odchodzić w parę marnych sekund. Zupełnie jak mój ojciec.  

Teraz jednak nie liczyły się żadne bariery. Wpatrywałam się w plecy Wiktora i z ledwo powstrzymywałam się przed tym, by przytulic się do niego całym ciałem. Jedyne co mnie powstrzymało, to sen który nakrył już w zupełności moje powieki.

*****

Po pobudce i krótkim śniadaniu ruszyliśmy w dalszą trasę. Gadaliśmy zupełnie jakby incydent z wczorajszej nocy nie miał w ogóle miejsca. Nawet zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno nie był wytworem mojej wybujałej wyobraźni. Jednak dotyk jego ust zdawał się za bardzo realny. Łapałam się parę razy nawet na tym, jak dotykałam opuszkami dolnej wargi, zupełnie jakbym podświadomie chciała wywołać tamte wspomnienie. Wiktor stawał się mistrzem w powolnym torturowaniu moich rozrzuconych myśli. Sprzeczność, którą był sprawiała, że tak bardzo mnie do niego ciągnęło. Niczym zagadka, które tak bardzo lubiłam rozwiązywać będąc dzieckiem.  

Po wielu godzinach marszu znaleźliśmy się nad krystalicznie czystym jeziorkiem. Wiktor wyrzucił plecak pod jakimś kamieniem i zaczął robić coś co kompletnie mnie zaszokowało. Mianowicie zaczął ściągać koszulkę.

-Ej! Co robisz?! – musiałam jakoś zareagować, bo niewiele brakowało aby z nosa trysnęła mi krew jak postaci z kreskówki.

Denerwująco podniósł brew. Udawałam, że tego nie zauważyłam i wgapiałam się we wszystko dookoła byle by uniknąć widoku gołej klatki piersiowej Wiktora i ciągu tatuaży na prawej ręce. Oczywiście bez większego powodzenia.

-Jak widzisz rozbieram się. Mam ochotę popływać. Po spaniu na tej ściółce przyda się nam odrobina kąpieli.

-Nam? – spytałam lekko przerażona – nie zamierzam się kąpać.

-Nie żartuj. Bywałem tu jako dziecko. Woda jest świetna – powiedział zbyt intensywnie patrząc mi w oczy. Nie mogłam przeoczyć jak bardzo na tle natury jego tęczówki przypominały kolorem zieleń kłosów trawy.

-Nie mam stroju kąpielowego – próbowałam wymyślić chociażby najgłupszą wymówkę.
Oczywiście odpowiedział mi śmiechem.  

-Idę. Możesz zaraz dołączyć albo śmierdzieć przez dalszą trasę – powiedział i machnął ręką.

Zostawił mnie samą na brzegu. Mimowolnie zaczęłam ściągać ubrania. Nie mogłam się z nim nie zgodzić. Po tylu godzinach wędrówki kąpiel była wielce pożądaną czynnością. Głupio było mi paradować przed nim w bieliźnie, ale raz już miałam okazję. Gdy tylko moje nogi obiegła zimna, orzeźwiająca woda wiedziałam, że to była jedna z najlepszych decyzji podjętych przeze mnie ostatnimi dniami. Wiktor był już cały zanurzony i tylko pomachał do mnie zapraszającym gestem. Szybko znalazłam się u jego boku.  

-Widzisz? To magiczne miejsce – powiedział i rozejrzał się dookoła.

Poszłam za jego tropem i również się rozglądnęłam. Dopiero teraz poczułam magię tego miejsca. Jezioro było bardzo długie i wąskie, niczym rynna. Po jego bokach gęsto rosły drzewa, których gałęzie delikatnie chyliły się w stronę wody. Korony tak skutecznie przysłaniały słońce, iż tylko w niewielu miejscach woda lśniła złotawym odblaskiem.  

-Rzeczywiście jest pięknie – przytaknęłam oniemiała urokiem tego zakątka.

Wiktor na chwilę przeniósł spojrzenie na mnie i delikatnie się uśmiechnął.

-Wiedziałem, że ci się tu spodoba. Tylko uważaj. W niektórych miejscach może być dla ciebie za głęboko.

-Jestem doskonałym pływakiem – prychnęłam.

Dla zaprezentowania swoich umiejętności zanurkowałam do powalonego przez środek jeziora drzewa. Wspięłam się trochę nieudolnie i na nim usiadłam. Stąd miałam doskonały punkt obserwacyjny. Zarówno na piękno natury, jak na Wiktora, który właśnie się ze mnie śmiał. Szybko do mnie podpłynął i paroma zwinnymi ruchami znalazł się obok mnie.

-Bywałeś tu jako dziecko? – odniosłam się do tego, co powiedział wcześniej.

Kiwnął tylko głową. Na jego twarzy malowało się jakieś wspomnienie. Nie koniecznie szczęśliwe.

-Czyli mieszkałeś gdzieś niedaleko?

-Nie koniecznie. Jakieś 3 godziny drogi rowerem. Uciekałem tu z domu na całe dnie – powiedział.  

Nerwowo pogładził włosy ręką. Widocznie nie był to dla niego zbyt komfortowy temat. Nie zamierzałam go dalej ciągnąć.

-Za ile ruszamy w drogę? – spytałam.

-Za jakieś pół godziny. Dojdziemy do domu, w którym kiedyś mieszkałem na granicy miasta i tam zanocujemy.

Po tych słowach, żadne z nas nie kwapiło się do rozpoczęcia nowej konserwacji. Przez 20 minut siedzieliśmy na drzewie nic nie mówiąc. Było między nami tyle nie wypowiedzianych słów i tyle nieopowiedzianych historii. Chciałam jednak wierzyć, że i na to nadejdzie pora. Że jutrzejszy dzień, nie będzie moim ostatnim. Chciałam, by misja zakończyła się powodzeniem. Pierwszy raz nie tylko chciałam mieć nadzieję, ale również ją dawać. Ludziom w garnizonie, którzy poświęcili swoje życie walce. Którzy liczą na mnie i na informacje, które mam zdobyć. Postaram się ich nie zawieść.

opopoo12

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1848 słów i 10417 znaków, zaktualizowała 6 sty 2017.

3 komentarze

 
  • Użytkownik sareva

    To zdecydowanie moje ulubione opowiadanie. Szkoda tylko, ze tak rzadko dodajesz

    12 sty 2017

  • Użytkownik Ewcia:D

    Ale się cieszę, że dodałaś! Supet część! Czekam na kolejną :)

    6 sty 2017