Red Tab cz.10

Obiecałam sobie ze nigdy z nim więcej nie będę gadać. Los (no może raczej moja mściwa natura) sprawił jednak, że przez resztę obiadu prowadziliśmy z Wiktorem ożywioną rozmowę. Każde próbowało przekonać drugie do swojego zdania. Wymiana była tak gęsta, iż nawet nie zauważyłam jak stołówka powoli się opróżnia. Swój makaron zjadłam w pierwsze 5 minut. Teraz jedynie popijałam wolno kompot i obserwowałam jak Wiktor męczy się nad swoim posiłkiem.

-W co ty się w ogóle bawisz? Podobno jesteś dziwakiem i do nikogo się nie odzywasz – fuknęłam, po zakończeniu dyskusji na temat gramatyki języka norweskiego, który ponoć doskonale umiał.

-Bawię się w bycie dziwakiem i nie odzywanie się do nikogo - wzruszył ramionami z kpiną w głosie.

Zresztą czego ja mogłam się spodziewać po takim młotku. Chyba nie tego, że zacznie opowiadać mi jakiś ciężki, skomplikowany życiorys, który sprawił, iż jest taki, jaki jest. Bardziej odpowiedzi w stylu "Nie lubię ludzi". Dało się to widzieć po sposobie, jakim łypał wzrokiem na resztę.

-A czemu siedzisz sam? - spytałam w myślach stukając się po głowie.
Zaraz zacznę wypytywać o rozmiar buta i nazwisko rodowe matki.
Z pewnego nieznanego powody ten człowiek budził we mnie tę ciekawską naturę. Prowokowało mnie ona do zadawania owych pytań. Nawet gdy rozmówca lekceważąco je zbywał. Chyba zaczynałam być niezłym wrzodem na dupie. I jego, i Kariny. Nie zamierzałam tu zagrzać miejsca na dłużej, wiec chociaż dostarczę sobie trochę rozrywki. Wiedziałam dość dokładnie, że posiadanie takiego właśnie wrzodu jest szczególnie denerwujące. Moim zwykł być Kamil.

-Przecież ty tu siedzisz, sam nie jestem - wydawał się być niezwykle rozbawiony całą sytuacją.

-Gdybym nie usiadła, to nie miałbyś obok siebie nikogo w promieniu 200 metrów. Taki jesteś niemiły, że ludzie wolą jeść na parapecie zamiast obok ciebie?

-Tak. Teraz moja kolej. Ile masz wzrostu?

Zmarszczyłam brwi. Przypomniałam sobie o tym, by nikomu nie pozwalać patrzeć na mnie z góry. Gdybym wstydziła się odpowiedzi, ukazałbym słabość. A wzrost krasnoludka bywał czasami niezwykle przydatny i pod dniu tutaj zdążyłam się już o tym przekonać.

-1, 53 metra. A ty?

Parsknął śmiechem. Cham.

-Ciężko będzie ci się tu zaklimatyzować. Najniższa dziewczyna ma 10 cm więcej. Ja mam 195.

Fakt, był wysoki. Zauważyłam to przy pierwszym spotkaniu. Niech mu się jednak nie wydaje, że czyni go to lepszym ode mnie w jakikolwiek sposób.

-I co z tego? Myślisz, że sobie nie poradzę? I tak zamierzam być tu tylko – powiedziałam gotowa do walki.

Wzruszył ramionami. Ten gest doprowadzał mnie już do szału.

-Co masz teraz? – spytał, zmieniając tor rozmowy.

-Nie wiem, Alice ma przyjść do pokoju o 16.30 i wziąć mnie na parę testów.

-Pewnie strzelectwo, trening siłowy i wytrzymałościowy. Masz 10 minut więc radzę ci się zbierać.

Popatrzyłam na zegar na stołówce. 16.18. Musiałam już się zbierać. Wstałam od stołu i rzuciłam ostatnie pytania.

-A ty masz jakieś zajęcia? Nie wyglądasz byś się jakoś spieszył?

-Przychodzę na nie jak mam ochotę – powiedział na nowo biorąc się za swoją porcję.

Ten to ma dobrze. Odwróciłam się i wyszłam ze stołówki. W pokoju zastałam tylko Imogen, która przywitała mnie z wyrazem niezwykłego podziwu na twarzy.

-Nie wiem jak zmusiłaś tego człowieka do rozmowy. Nie wiem, czemu ciebie jako jedyną nie odprawił, gdy usiadłaś przy stole, a przede wszystkim nie wiem, jak udało ci się zmusić ten posąg do uśmiechu. Praktykujesz jakąś magię? Parapsychologię? Joanna i Karina zawsze śmieją się jak im o tym mówię! Teraz pewnie by…

Musiałam jej przerwać, bo mogłoby tak gadać w nieskończoność.

-Stop! Nie mam żadnych paranormalnych umiejętności. Gwarantuje ci, że używałabym je w innych celach. Nie wiem też czemu jest tak trudno ci uwierzyć, że Wiktor posiada umiejętność mówienia, ale niestety tak. Nie jest zresztą taki straszny – ostatnie zdanie wyszło samo z siebie i zastanawiałam się, czy aby na pewno jestem świadoma swoich słów. Chyba jednak tak. Owszem jest wredny, jego kpiący styl rozmowy mnie wnerwia, ale ma coś w sobie. Nie wiem co to było, ani czy na pewno chcę się tego dowiedzieć.

-Boże! Gdybyś widziała Karinę! Pilnowała się, by nie wybuchnąć. Nakrzyczała na Joannę! Na Joannę! Oczywiście ta ją szybko zgasiła.

Na moją twarz wkradł się niekontrolowany uśmieszek.

-Nie mów, że zrobiłaś to by ją wkurzyć!? Ona cię zabije! – Imogen była przerażona.

-Umiem o siebie zadbać. Nie martw się.

-Zaczynam się ciebie bać bardziej niż Joanny – ściszyła głos.

-Nie masz powodu – uśmiechnęłam się do niej. Nie chciałam by jedyna osoba, która była mi tu miła się mnie bała.

Rozległo się głośne pukanie. Otworzyłam i zobaczyłam Alice.

-Idziemy?

-Jasne.

Prowadziła mnie wąskimi korytarzami na sam dół garnizonu. Międzyczasie tłumaczyła, że musieli przenieść zajęcia strzelectwa do garnizonu. Wyciszyli ściany i poustawiali cele w starym magazynie. Po chwili byłyśmy już w pomieszczeniu. Nikt nie miał zajęć, więc byłyśmy jedyne w wielkim magazynie. Alice podała mi na początek wiatrówkę i kazała strzelać w odległą tarczę. Szybko się przekonałam, jak słaba w tym jestem. Dawała mi coraz to nowsze bronie i zapisywała coś w swoim notatniku. Widać było, że to nie dyscyplina dla mnie. Po tym przyszedł czas na ćwiczenia siłowe i wytrzymałościowe. Przeniosłyśmy się do innej sali. W tym choć trochę nadgoniłam. Na koniec czułam, że każdy mój mięsień dostał niezły wycisk i juto czekają mnie niezłe zakwasy. Miałam dość tego miejsca już po jednym dniu, a miałam wytrzymać tu aż miesiąc. Alice podała mi butelkę z wodą, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna.

-Pij. Musisz uzupełnić płyny. Tyle na dzisiaj. Po kolacji dam ci grafik zajęć na jutro.
Pokiwałam głową i upiłam duży łyk zimnej wody. Alice skierowała się do wyjścia i pospieszyła mnie ręką. Wstałam z maty z lekką trudnością.

-Mogę mieć osobiste pytanie? – spytała, odprowadzając mnie do pokoju.

-Wal – powiedziałam. Domyślałam się już czego może dotyczyć.

-Znałaś wcześniej Wiktora?

Bingo! Widziałam, że tylko o to może chodzić. To dość ciekawe, jakie mieli o nim zdanie.

-Nie.

-Wydajecie się w miarę zaprzyjaźnieni. Wiesz, dziwi mnie to, bo z nikim nie zdarzyło mu się wymienić więcej niż dwóch zdań, gdy nie ma takiej potrzeby. Powiedziałabym wręcz, że odgania ludzi, jak próbują z nim porozmawiać – podrapała się po karku zawstydzona.

-No fakt, przyjemny to on nie jest.

Alice nie zadawała mi już więcej pytań, uznając temat za skończony. Zabrała dopiero głos pod drzwiami pokoju.

-Mam dla ciebie dobrą radę. Są tu dziewczyny, którym może się nie spodobać twoja umiejętność zmuszenia do rozmowy Wiktora – ze skupieniem patrzyła w lewo. – Już są takie, co o tobie plotkują. Nie wspomnę o Karinie. Uważaj na siebie, bo wydajesz się osobą która umie przysporzyć sobie kłopotów.

Ile razy już to słyszałam? Skinęłam głową ze zrozumieniem i weszłam do pokoju. Karina leżała na łóżku, a Imogen z Joanną grały w karty na podłodze.
-O, jesteś! – wykrzyknęła Imogen. – Słyszałam, że zostaniesz przydzielona do mojej grupy sztuk walki. Musisz uważać na takiego grubasa. Już sobie wyobrażam jak cię powala.

Słyszałam prychnięcie Kariny.

-Ten krasnal jest sprytniejszy niż na początku sądziłam – powiedziała Karina i wlepiła we mnie wzrok. Było to inne spojrzenie. Nie patrzyła na mnie z wyższością, tylko jak na równego przeciwnika. Duma rozpierała mnie od środka.

-Kar, wyluzuj. Imogen, twoja kolej. Mamy godzinę do kolacji, może zagrasz z nami, Irydo? Lubisz pokera? Wydajesz się być dobra w blefowaniu – powiedziała Joanna znad kart.


-Jasne, poker to moja ulubiona gra – odpowiedziałam zgodnie prawdą i usiadłam na podłodze, obok Imogen. Przypomniałam sobie wieczory z kartami, Kamilem, Edwinem i mamą. Wspomnienia wprawiły mnie w dość smutny nastrój, który nie pozwalał w pełni skupić się na grze. Mimo wszystko po godzinie dziewczyny stwierdziły, że rzeczywiście jestem niezła. Joanna schowała talię do szafki i pospieszyła nas na kolację. Tym razem postanowiłam uniknąć szopki i usiąść obok Imogen. Po chwili tego pożałowałam. Jej koleżanki groźnie mierzyły mnie wzrokiem. Tylko Imogen próbowała podtrzymać rozmowę. Jedzenie z wyjątkowo trudem przechodziło mi przez gardło przez 5 par groźnie wlepionych we mnie oczu. Alice miała rację, łatwo nie będzie. To chyba jeden z głównych powodów, dlaczego o wiele bardziej wolałam spędzać czas z płcią męską. Kładłam nadzieję w jutrzejszym dniu. Poznam na zajęciach jakąś paczkę i w spokoju będę mogła z nimi zjeść. Ostatecznie był jeszcze Wiktor. Pogroziłam sobie w głowie palcem. Karina już poznała się na moim charakterku. Czy to nie był mój jedyny cel? Jeszcze zmuszę go to wypowiedzenia tych głupot, od razu po tym jak wygram zakład. Nie muszę się z nim zbytnio spoufalać. Nawet gdy ta ciekawska strona mnie chciała go bliżej poznać, zobaczyć jaką tajemnice kryje i czemu odstawia to przedstawienie. Po raz kolejny dziś upomniałam samą siebie i powróciłam w zadumaniu do jedzenia, próbując nie patrzeć w stronę prawie pustego stolika.

opopoo12

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1706 słów i 9609 znaków, zaktualizowała 1 lut 2016.

2 komentarze

 
  • Misiaa14

    No wkońcu boże jak ja za tym tęskniłam cudo :*

    1 lut 2016

  • Tessiak

    Już się bałam, że zakończysz pisanie. Bardzo mi się podoba to opowiadanie, uwielbiam dystopie. Jestem ciekawa co stanie się dalej, czy Iryda zdecyduje się zostać, czy wróci do wioski, co z Kamilem, jej mamą... czekam i życzę Ci dużo weny :)

    1 lut 2016

  • opopoo12

    @Tessiak dziękuję :) postaram się optymalnie wykorzystać ferie :D

    1 lut 2016