Red Tab cz.16

Chwilę zajęło mi dojście do siebie. Straciłam umiejętność logicznego myślenia i odbierania bodźców. Chciałam za nim pobiec, ale  i moje nogi mnie zawiodły. Chciałam zapytać, co to miało znaczyć. Kazać mu wziąć odpowiedzialność za papkę, którą robi mi w głowie.  
Zamiast tego stałam piętnaście minut wpatrując się w miejsce, które przed chwilą opuścił.  
Gdy wróciłam do pokoju, wiedziałam już, że tej nocy nie zasnę. Imogen powiedziałam, że Wiktor odpuścił mi tę szopkę, ale chyba nie zamierzała mi w to uwierzyć. Taksowała mnie podejrzliwym wzrokiem przez resztę wieczoru. Nie lubiłam jej okłamywać i źle się czułam zatajając coś przed nią, ale czułam, że dziś ciężko będzie mi cokolwiek z siebie wykrzesać. Rozmowę o tym przełożyłam więc na jutro. Weszłam do łóżka, opatuliłam się szorstką kołdrą i powróciłam do dzisiejszego pocałunku. Ganiłam się w myślach za to, że tak bardzo chciałam by nie był to pierwszy i ostatni. Moje myśli były skupione tylko i wyłącznie na tym osobniku. Pozwoliłam sobie wyjątkowo na tę słabość i nie próbowałam nawet z nimi walczyć. Nieudolnie próbowałam łączyć elementy układanki, którą był. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęło widnieć i jasnawe światło u dołu drzwi powoli wkroczyło do pokoju. Po chwili w pokoju rozpoczęła się rytualna krzątanina i przygotowania do śniadania.  
Idąc z Imogen na stołówkę, sama nie wiedziałam, czego mam się spodziewać dziś po Wiktorze. Czy znowu sufit i ściana okażą się dla niego o wiele ciekawszymi obiektami niż moja osoba, czy może podejdzie do mnie i wytłumaczy, co tak naprawdę wczoraj się stało. Bo obawiam się, że zamiast „odpowiedzi na moje wszystkie pytania” otrzymałam powód do zadawania stu kolejnych.  
-Czemu wróciłaś wczoraj taka milcząca? – Imogen zadała pytanie, które wyrwało mnie z kolejnych minut przemyśleń.
Podrapałam się po głowie. Nie wiedziałam, jak zręcznie uniknąć odpowiedzi, ale na szczęście pomógł mi w tym Cayo.
-Witam miłe panie! Gdzie ty się wczoraj podziałaś, Irka?! Szukałem cię później z Allanem i Maxem po wszystkich wyższych drzewach. Nie mów, że ci odpuścił? Taka strata… - pewnie by jeszcze dalej gadał, ale rozzłoszczona Imogen przerwała jego monolog.
-A co? Aż tak bardzo żałujesz, że nie zobaczyłeś wyrozbieranej Irydy? – spytała z przekąsem.
-Nie – szybko zaczął tłumaczyć się Cayo. – Nie chodziło mi o to. Ja… No ten… Chciałem się tylko pośmiać. Allan i Max mnie namówili… Serio!
Imogen tylko potrząsnęła ze zrezygnowaniem głową i wbiegła do stołówki pierwsza, zostawiając nas w tyle.
-O co jej chodzi? – oburzył się Cayo.
Parsknęłam śmiechem. Zrobiłam to, co zwykle oni mi i rozczochrałam pociesznie włosy Caya. Musiałam niemalże doskakiwać, ale jakoś sobie poradziłam. Uśmiechnął się do mnie i stwierdziłam, że chyba ta technika tylko na mnie nie działa.
-Oj, Irka. Ile ty masz wzrostu?  - obrócił temat o 180 stopni.
Zadarłam nos w górę, jakbym chciała nadać sobie tym parę (albo nawet paręnaście) brakujących centymetrów.
-1,53.
-Chyba w szpilkach. Ty masz takie naciągane 1,50.  
Co z nim nie tak? Miał linijkę w oczach czy jakiś skaner. Moje 1,53 było rzeczywiście trochę naciągane. Ostatnio mierzyłam się dawno temu i pokazało 1,49, więc pozwoliłam sobie na złudzenie, że jednak trochę od tej pory podrosłam. Chyba jednak pomiar Caya bardziej był zbliżony do rzeczywistości.  
-Śmiej się, ile chcesz. Jestem za to o jakieś pięć razy zwinniejsza od ciebie.  
-Jesz też pięc razy więcej – skomentował, patrząc jak nakładam sobie stołówkowe jedzenie.  
Machnęłam jedynie lekceważąco ręką. Po wczorajszej głodówce musiałam nadrobić kalorie. Gdy na moim talerzu pojawiła się ostatnia warstwa jedzenia, pozwoliłam sobie poszukać wzrokiem Wiktora. Siedział jak zwykle na swoim miejscu i niechętnie grzebał widelcem w jakieś żółtej papce. Wykrzywił usta w niezadowoleniu, a ja złapałam się na tym, że chciałam, by robiły coś totalnie innego.  
Koniec, Iryda!
Musiałam aż upomnieć się w myślach i pilnować by w odpowiednim momencie oderwać od niego nieruchome gałki oczne. Szybko jednak wróciłam do normalnego stanu i zajęłam moje miejsce wśród chłopaków. Weszłam w połowie rozmowy o nowych danych i statystykach, które odebrano wczoraj w nocy z sąsiedniej bazy. Podobno znaleźno parę mniejszych wiosek, gdzie młodzieży okazała się chętna do rozpoczęcia szkolenia wojskowego. Ciężko było mi uwierzyć w to, że tak duża liczba młodych osób dobrowolnie zgłosiła się na tę misje samobójczą. Mimo to nie pierwszy raz słyszałam o takich przypadkach. Wiele osób, które zdążyłam tu poznać, chętnie opowiadało o swoim dniu naboru. Czuli dumę, że mogą uczestniczyć w „czymś wielkim”. Większość była niemalże pewna pomszczenia swoich bliskich i ostatecznej wygranej. Szykowali się do ataku z niezwykłym zapałem, co z początku wydawało mi się szczególnie abstrakcyjne. Z każdym dniem jednak odkrywałam kolejne powody ich zaangażowania. Moja pogarda wobec nich zmieniała się w szacunek, a czasami nawet podziw.
Wtedy jednak w mojej głowie pojawiał się obraz mamy, która czekała przed domem zawsze, jak wracałam z jakieś wycieczki. Nie byłam pewna, czy teraz również chociażby wygląda przez okno z nadzieją na mój powrót. Wierzyłam jednak, że tak było i czułam się zobowiązana jej nie zawieść. Została mi tylko ona i czułam się źle za każdym razem, jak myślałam o przedłużeniu mojego pobytu w garnizonie. Nawet gdy pojawił się ku temu kolejny powód.
Powód, na którego właśnie ukradkiem spoglądałam, nie mogąc się nadziwić jak bardzo zielone są jego oczy.  
Bolało mnie, że gdy tylko spotykał mój wzrok odwracał głowę. Wiedziałam już z własnego doświadczenia co to ma oznaczać. Znowu będzie traktował mnie jak innych, bądź unikał jak ognia. Smętna strona mojej osoby wyobrażała sobie już najgorsze scenariusze na kolejne dwa tygodnie lecz nagle ta zadziorna zamierzyła dojść do głosu.
Jakim prawem chce mnie teraz unikać?! Po tym jak przerobił mnie w bezbarwny i bezmyślny organizm jednokomórkowy? A to wszystko przez to, że zamierzał pobawić się właśnie moją osobą?!
W mojej głowie rozpętała się burza z piorunami i nagle wczorajsze wydarzenia przestały mieć dla mnie znaczenie. Czar prysł, a ja powróciłam do swojej ludzkiej formy.  
Jeśli myśli, że może mnie ignorować po tym, co się stało, to niech spodziewa się ode mnie dokładnie tego samego. Koniec z naszymi rozmowami. Koniec z empatią i chęcią poznania jego sekretów. Koniec z durnymi myślami, jakby to było, gdybym tu została. Czułam się, jakbym właśnie odstawiała jakiś twardy narkotyk. Bo właśnie tym był.
Narkotykiem.
Cholernie uzależniającym. Wysysającym logiczne myślenie. Nadającym życiu poboczny sens. Czymś od czego powinno się trzymać z daleka.
Więcej nie popatrzyłam się w jego stronę. To samo tyczyło się obiadu i kolacji. Byłam twarda nawet przez kolejne cztery dni. Zajmowałam się wszystkim, byle nie myśleć o nim. Chodziłam z Imogen, Cayem i resztą ekipy nad rzekę. Zimny nurt pozwalał mi ochłonąć po wcześniejszych wydarzeniach. Nie mówiłam oczywiście nikomu o tym, co się stało. Uważałam to za temat zamknięty i nie podlegający dyskusji. Do czasu.
-Idę – pomachała mi Imogen – Cayo na mnie pewnie już czeka.
Przewróciłam oczami i zamknęłam za nią drzwi. Mieli dziś jakąś nieoficjalną randkę i przysięgam, że nie wyobrażałam sobie, że można zmienić tyle razy ubranie w ciągu godziny. Mruknęłam pod nosem i rzuciłam się na łóżko, zmęczona zabawą w stylistę. Z przykrością stwierdziłam, że odzwyczaiłam się do samotnych wieczorów. Zwykle po kolacji gadałyśmy z Imogen, albo grałyśmy w karty z Joanną. Karina zwykle czytała jakąś książkę i krzywiła się, za każdym razem jak zaczynałam coś mówić. Dziwiłam się, że zeszła z wojennej ścieżki i zaprzestała działań mających na celu wyeliminowanie mojej osoby. Z początku wydawała się bardzo zdeterminowana, by pokazać mi kto tu tak naprawdę rządzi.  
Chyba wywołałam ją swoimi myślami, bo właśnie otworzyła drzwi. Gdy tylko zobaczyła mnie samą, chciała już się odwrócić i wyjść, ale moja ciekawość w końcu wzięła górę.
-Czemu nagle przestałaś ochotę mnie zabić? – walnęłam prosto z mostu, jak to zwykle miałam w zwyczaju.
Obrzuciłam mnie swoim najostrzejszym spojrzeniem.
-A kto powiedział, że nie mam – syknęła. –Nasyłasz na mnie Wiktora i dziwisz się, że cię unikam?
Przez chwilę nie umiałam połączyć faktów i dodać dwa do dwóch.  
-Co ja zrobiłam? – powiedziałam maksymalnie skonsternowana.
-Nie udawaj głupiej. Dobrze wiem, do czego jesteś zdolna. Jednak to był cios poniżej pasa. Powiedział mi, że jak nadal będę ci utrudniać życie to dopilnuje by Sanders wywalił mnie za podburzanie i niszczenie atmosfery.
Na chwilę zamarłam, nie wiedząc jak ułożyć dalsze słowa. Co ona do cholery mówiła? Nie rozumiem, czemu Wiktor posunął się do czegoś takiego i nawet nie wiedziałam, czy chciałam to rozumieć. Po raz kolejny burzył swoimi działaniami moją wizję o nim. Co to za gra i czemu tak daleko się w niej posuwa?  Czemu raz gada ze mną, całuje mnie, a na drugi dzień udaje, że nie istnieje? Czemu sprawia, że nie potrafię myśleć o niczym innym?
-Ja nic o tym nie wiedziałam – powiedziałam tylko, nie wiedząc nawet jakbym miała się z tego tłumaczyć.
Badała mnie długo wzrokiem, ale na szczęście niezręczną ciszę przerwało pukanie do drzwi. Pobiegłam bez zastanowienia do nich, myśląc, że znajdę za nimi jakiś ratunek.
Otworzyłam drzwi zamaszyście i po raz już setny dziś mnie zatkało.  
W drzwiach stał Wiktor, który nie wyglądał na zadowolonego.  
-Sanders cię wzywa. Za mną.

opopoo12

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1846 słów i 10133 znaków.

4 komentarze

 
  • endajsniezalogowana

    kochamkochamkocham już wiem, dlaczego pod moimi opowiadaniami był lincz, kiedy części pojawiały się od święta :< zabić cię koleżanko?

    7 wrz 2016

  • jaaa

    Ja chce kolejna czesc <3

    7 wrz 2016

  • Misiaa14

    Powiem Ci tyle kochana...uwielbiam to opowiadanie ...ale no cóż..części są naprawdę rzadko

    6 wrz 2016

  • opopoo12

    @Misiaa14 Przepraszam za to, ale naprawdę ciężko mi się piszę jak nie mam weny. Drugą część napiszę chyba najpierw całą, a dopiero później będę dodawać...

    7 wrz 2016

  • Misiaa14

    @opopoo12 weny życzę w takim razie :*

    7 wrz 2016

  • kaay~

    Suuper !!! Czekam na next:D

    6 wrz 2016