Red Tab cz.15

-11.40 – powiedziała chłodno Imogen, wyłączając stoper.

Cała zdyszana ze złością kopnęłam wystający konar. Nie miałam już żadnych szans na wygranie tego zakładu. Wszystko wskazuje na to, że będę musiała jutro wieczorem prawie nago wspinać się na jakiegoś iglaka.  

-Oj, nie przejmuj się tak! To genialny wynik! Wiesz, ile by mi zajęło, by chociaż osiągnąć poniżej 15?

Gdyby wzrok mógłby zabijać, już leżała by trupem.

-To mi nie pomaga. – syknęłam i usiadłam na trawie. Imogen po chwili do mnie dołączyła.

-Mam ciasteczka w szafce – uśmiechnęła się. Tym mnie kupiła.

-No dobra. Chodźmy, bo prysznic jest mi teraz jeszcze bardziej potrzebny niż jedzenie.

Po chwili byłyśmy już umyte w pokoju i zajadałyśmy się owsianymi ciastkami. Czułam się w jej towarzystwie bardzo swojsko. Po tygodniu z nią umiałabym zrobić szczegółowy opis jej osoby. Inaczej było z Wiktorem.  

Nawet, gdy wydawało się, iż nasze stosunki lekko się ociepliły, wciąż był niedostępny. Zwłaszcza po ostatnim zdarzeniu na treningu. Przez ostatnie dni unikał mojego wzroku zupełnie, jakby moje oczy były bliskie odczytania jego myśli. Sekretów. Uczuć. Nie było to podobne do zwykłego ignorowania, lecz bardziej do dziwnego rodzaju ucieczki. Jednak czy miałam jakiekolwiek prawa do oceniania jego zachowania?  

Sama przez większość czasu stosuje tego typu zagrywki. Unikam tematu rodziny, Kamila, domu jak ognia. Nawet gdy próbuję się otworzyć, płomienie wciąż stanowią zbyt wielką przeszkodę dla mojej zziębniętej duszy.

-Irka. Cayo mówił coś o mnie ostatnio? Dużo czasu spędzasz z nim i z Allanem – przerwała i spuściła wzrok. Zaśmiałam się.

Oglądanie tej dwójki sprawiało mi niezwykłą frajdę. Imogen zyskiwała coraz więcej pewności siebie, on z kolei z każdym dniem ją tracił. Wpatrywał się na nią na stołówce i naburmuszył się, jak zbyt długo gadała z innym stołownikiem. Był niezwykle łatwy w odczytaniu.  

-W sumie to nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Imogen pokiwała smutno głową.

-Myślisz, że coś z tego wyjdzie? – spytała z nadzieją w głosie.

-Pytasz się nieprawidłowej osoby – parsknęłam i napchałam sobie ciastek do buzi.

Imogen popatrzyła się na mnie chwile w głębokim zamyśleniu i otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie usłyszałyśmy głośny trzask drzwiami. Do pokoju wtargnęła Karina. Wyglądała jakby, co najmniej ktoś ją spoliczkował. Aż trzęsła się ze złości. Nie zaszczyciła nas oczywiście ani jednym spojrzeniem. Szybko wzięła swoje ciuchy i ruszyła do łazienki. Przez chwilę siedziałyśmy z Imogen zdezorientowane i wgapiałyśmy się w drzwi.

-Co ją ugryzło? – spytałam.

-Nie mam pojęcia – zamyśliła się Imogen – W każdym bądź razie, mam nadzieję, że ktoś w końcu powiedział, jaką suką jest. Albo któryś z chłopaków okrzyczał ją za te plotki, które o tobie rozniosła parę dni temu.

-Jakie plotki? – zmarszczyłam brwi.

-Ty to mnie w ogóle nie słuchasz! Mówiłam Ci o tym dziś rano przy stole!  

A, dziś rano.  

Dziś rano Wiktor był chyba świeżo po prysznicu, bo mokre kosmyki spadały na jego oczy. Wyglądał na zmęczonego. Pewnie znowu miał problemy z zaśnięciem. Praktycznie nic nie zjadł.
Stop!

Czemu ja to wszystko wiem? Miałam ochotę mocno się spoliczkować, ale Imogen wyglądała jakby zaraz miała mnie w tym wyręczyć.

-Widzisz znowu to robisz!  

-Przepraszam. Po prostu się zamyśliłam.

Nagle twarz Imogen złagodniała.

-Tęsknisz za rodziną?

Poruszyłam się nerwowo. Do tej pory nie pytała o takie rzeczy. Widziała, że to nie temat, który mam ochotę poruszać. Mimo to, nie to teraz mnie tak uderzyło. Zamiast myśleć o matce, Kamilu i reszcie wioski, ja myślałam o tym, czemu Wiktor mało zjadł. Poczułam do siebie niezwykłą nienawiść.

-Ja… – załamał mi się głos – jestem po prostu zmęczona.

Imogen pokiwała głową, pozostawiając nieprzyjemny temat. Zmierzwiła mi włosy, jak to miał w zwyczaju Allan, i weszła na swoje łóżko. Sama nakryłam się pierzyną i utonęłam w potoku myśli. Nie rozumiałam swojego zachowania. Czemu przez parę dni chodziłam zamyślona i nie umiałam się skupić? Czemu byłam pewna, że powodem nie była rodzina, tylko pewny zielonooki osobnik?  
Wstydziłam się tych myśli. Tego, że coraz bardziej chcę tu zostać. Każdy kolejny dzień dodawał pytajnik nad moją głowę. Była teraz plątaniną myśli, a nawet uczuć. Uczuć, które tak bardzo bałam się nazwać.

Nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam i zaczął się kolejny dzień. Imogen obudziła mnie w typowy do siebie sposób. Kołdra, która oplatała mnie szczelnie niczym kokon zniknęła, a za nią pojawił się charakterystyczny chłód.

-Wstawaj! Joanna i Karina już poszły na śniadanie!

Przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Szybko ubrałam się i poszłam z Imogen na stołówkę. Nałożyłam michę jedzenia i zasiadłam do jedzenia. Rozmowy były jak zwykle ożywione. Cayo wpatrywał się w Imogen i próbował zacząć z nią rozmowę. Ta zaś rumieniła się ledwo widocznie.  

Gdy najadłam się do syta, wiedziałam, że nadeszła ta chwila. Popatrzyłam w stronę stolika Wiktora. Zamyślony wlepiał wzrok na swoją kanapkę. No cóż, zakład to zakład. Wstałam od stołu i ruszyłam w jego kierunku. Zapukałam w stolik, wyrywając go z zamyśleń. Popatrzył zdezorientowany.  

-Przegrałam zakład. Kiedy mam się wspiąć się na to drzewo?

Podrapał się po głowie.

-W sumie to nie mu… - przerwał, gdy zobaczył za mną Caya, który właśnie tworzył gniazdo z moich włosów za pomocą ręki. Nie rozumiałam, czemu wszyscy tak bardzo lubili to robić.

-Irka, chodź. Biegamy dziś razem – byłam zbyt zajęta czekaniem na odpowiedź Wiktora, by odepchnąć jego dłoń, która nadal spoczywała na mojej głowie. Wiktor patrzył na nią gniewnie.

-Dziś od razu po kolacji – powiedział nagle zdecydowanym głosem.  

Wstał i minął mnie i Caya. Patrzyłam jak szybkim krokiem wychodził ze stołówki. A już myślałam, że chce mi odpuścić.  

-Weź tę łapę, pacanie! – dopiero teraz odepchnęłam dłoń Caya.  

Reszta dnia minęła jak zwykle. Jako pierwsi dobiegliśmy z Cayem na zbiórkę. Na samoobronie dałam wycisk Redowi, z czego byłam niezwykle dumna. Gdy wracałam minęłam Karinę. Ta unikała mojego spojrzenia i przyspieszyła kroku. Ciekawe co jej się stało. Zwykle w takich sytuacjach dostawałam z barka i musiałam rozmasowywać kościste ramię. Przy obiedzie żaden chłopak nie przyznał się do zwrócenia jej uwagi, więc podejrzenia Imogen okazały się nietrafne. Następne były zajęcia historii. Nie mogłam się oczywiście skupić i zamiast słuchać, wpatrywałam się w okładkę książki. Później strzelnica. Ani razu nie trafiłam w cel.  

Nadszedł czas kolacji. Stresowałam się tak, że ledwo co zjadłam. Całe towarzystwo patrzyło na mnie z troską. Rzeczywiście zawartość mojego talerza mogła budzić pewne obawy. Gdy już parę razy zamachałam widelcem, wstałam i podeszłam do Wiktora.

-Chodźmy – powiedziała tonem, jakbym co najmniej szła do ścięcia.  

Wstał i w znacznej odległości ruszyliśmy razem do lasu. Przebyliśmy krótki dystans w ciszy. Przede mną wyrosła bardzo wysoka sosna. No świetnie. Wiktor usiadł na pniaku i podniósł jedną brew.  
Nie wiem skąd wzięło się lekkie poczucie ulgi. Nie odwrócił wzroku, jak to miewał w zwyczaju przez ostatnie dni. Jego spojrzenie było niebezpiecznie intensywne, a na moich policzkach zapewne ukazały się wypieki. Miałam ochotę przywołać się do porządku jakimś ciosem, ale wolałam mieć to jak najszybciej za sobą. Zaczęłam rozpinać pierwszy guzik i niechętnie musiałam przyznać sama przed sobą, że drżą mi ręce.

Gdy byłam już prawie pozbyłam się marynarki, usłyszałam szmery za drzewami.

-Prędzej! Tam jest ta sosna! Chcecie stracić okazję pośmiania się z Irki?! – usłyszałam niewyraźnie Caya.

Właśnie tego potrzebowałam najbardziej. Wesołej widowni.

Zanim się jednak się obejrzałam, Wiktor wstał, mocno złapał mnie za rękę i pobiegł w drugą stronę, ciągnąc mnie ze sobą. Postanowiłam się nie zastanawiać nad motywem tej ucieczki i się jej poddać. Bezszelestnie i szybko poruszaliśmy się po lesie. Dopiero po 10 minutach zatrzymał się i puścił moją dłoń. Na jego twarzy malowała się niezwykła złość. Dostałam gęsiej skórki, z dziwnego strachu, który właśnie odczułam i zimnego powiewu wiatru. Wiktor tego nie przeoczył.

-Zapnij się – wskazał na moją rozpiętą marynarkę i odwrócił wzrok.

Szybko zapinałam się z powrotem. Byłam totalnie zagubiona. Nie wiedziałam, czemu znaleźliśmy się w tej sytuacji i czemu Wiktor podjął się tej ucieczki. Miałam już tego serdecznie dość. Robił mi jeden, wielki bałagan w głowie, a w sprzątaniu dobra nigdy nie byłam. Uczucie gniewu nagle zapanowało nad moimi myślami, słowami i czynami.

-Co to miało znaczyć?! Czemu mnie przywlekłeś ze sobą? O co ci do cholery chodzi?! – wrzasnęłam.

-A jak myślisz – odwrócił się do mnie i gniewnie popatrzył – chciałaś zrobić show dla Caya?! Jak tak, to było tam zostać!

Nie widziałam go nigdy aż tak wyprowadzonego z równowagi. Ciskaliśmy w siebie wilcze spojrzenia. Minęła chwila ciszy, którą postanowił ostatecznie przerwać.

-Daruję ci ten durny zakład. Ale teraz zostaw mnie w spokoju – powiedział i machnął ręką lekceważąco.

-Nie! – tupnęłam nogą, jak małe dziecko – Czemu mnie ignorujesz?  

-Mówiłem ci, że kontakt z tobą nie ma sensu, skoro będziesz tu tylko 2 tygodnie – wzruszył ramionami.

-A gdybym tu została? – spytałam, przed tym jak się dobrze zastanowiłam nad słowami, które wypowiadam.

Obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem, za którym sama nie wiem, co się kryło.

-Nie wiem.

-Doprowadzasz mnie do szału jak mnie unikasz, rozumiesz?!  

Świetnie. Włączył mi się tryb, w którym już zbytnio nie kontrolowałam tego, co mówiłam. Ostatni raz tak było nad jeziorem z Kamilem. Byłam gotowa przyprzeć go do jakiejś ściany, krzyczeć i wymachiwać rękami. Nie wiem skąd wzięłam na to energię, skoro jedzenie z kolacji nie starczyłoby 5-latce.

-Jak od początku zamierzałeś mnie ignorować, to nie powinieneś w ogóle zaczynać ze mną dialogów, tylko od razu traktować mnie jak innych! Czemu unikasz wszystkich odpowiedzi?! - kontynuowałam.  

Wyglądałam zapewnie jak byki na arenach, które wgapiały się w czerwoną płachtę. Działał na mnie w tym momencie tak samo. Już zamierzałam rzucić kolejną wiązankę, której będę później żałować, gdy podszedł do mnie na niebezpieczną odległość. Sięgałam mu do górnych kieszeni w mundurze. Ze złością zadarłam głowę do góry, gotowa dalej bronić resztki honoru, który jeszcze mi pozostał, ale stało się to.  

Jego usta delikatnie przywarły do moich. Poczułam elektryczny dreszcz, rozchodzący się po każdej części mojego ciała. Czas zupełnie się zatrzymał. Owady przestały latać, wiatr ustał. Jego wargi lekko smakowały moich, a ja wbrew wszystkim swoim postanowieniom, zaczęłam oddawać pocałunek. Nie umiałam przypomnieć sobie żadnego doświadczenia w życiu, które byłoby równie przyjemne. Było ożywcze niczym wejście do zimnej wody, bo całym dniu wygrzewania się na prażącym słońcu.  
Gdy jego ręce oplotły mocno moją talię, chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Nawet, gdybym nie miała wrócić do wioski i więcej nie zobaczyć matki. Nienawidziłam siebie za tą egoistyczną, samolubną myśl. Nienawidziłam jego, za to co ze mną robił.

Nagle oderwał się ode mnie, a ja poczułam na nowo uczucie pustki, którą niosłam ze sobą od dawna.

-To jest odpowiedź na twoje wszystkie pytania – powiedział słabym głosem i zostawił mnie samą w środku lasu.  

***
Przepraszam za taką zwłokę wszystkich, którzy czytają to marne dzieło :D  
W wakacje planuję zakończyć to opowiadanie, zobaczymy czy mi się uda.

opopoo12

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2182 słów i 12204 znaków, zaktualizowała 19 cze 2016.

6 komentarzy

 
  • LoveHaze

    To jak z kontynuacją? ????

    14 sie 2016

  • Lovcia

    Świetne. Kiedy kolejna? Love <3

    22 cze 2016

  • sareva

    jeszcze..... błagam

    20 cze 2016

  • Karolina12

    Cudne czekam na kolejne części. Prosze nie koncz tego opowiadania

    19 cze 2016

  • Misiaa14

    O Jezusie cudowne! !! Tak długo czekałam; -; boskie

    19 cze 2016

  • Natusik

    Nie wiesz ile czekałam na kolejną część. Opowiadanie osobiście mi się zajebiście przyjemnie czyta ;*

    19 cze 2016