Red Tab cz.18

Siedziałam godzinę w gabinecie Sandersa, który po usłyszeniu mojej decyzji, wykazywał nienaturalne wręcz szczęście. Z entuzjazmem opowiadał mi o kolejnych etapach czekającej mnie misji. Dowiedziałam się, że całą drogę przebędę z Wiktorem. Z wielkim wysiłkiem ukryłam grymas na twarzy. Podobno znał to miasto najlepiej ze wszystkich, gdyż stamtąd pochodził. Trudno mi było przyjąć do wiadomości tę informację. Bywały momenty, w których podobnie jak inny i ja wierzyłam, że pochodzi z jakiegoś warsztatu, a jego ojcem jest szalony pasjonat robotyki. To by tłumaczyło, czemu tak mało ma wgranych uczuć.

Po wyjściu z gabinetu sama nie mogłam określić kotłujących się we mnie uczuć i myśli. Z jednej strony po raz pierwszy w życiu poczułam się kimś znaczącym. Kimś, komu wolno iść z podniesionym czołem. Jednak była też ta druga strona medalu. Ganiła mnie za bezmyślnie podjętą decyzję i za godzenie się na pewną śmierć. Ale czy w życiu coś jest pewniejsze od niej?

Nagle w mojej głowie narodził się kolejny błahy w porównaniu do innych problem. Jak będzie wyglądać podróż z Wiktorem? Obecnie unikaliśmy się jak ognia i nawet nie próbowaliśmy tego zmienić. Miałam wrażenie, że stało się między nami za dużo i za mało. Nie mogłam uwierzyć, że pozwoliłam sobie na jakiekolwiek przywiązanie do tej osoby, a jednocześnie wiedziałam, że pewna część mnie wcale tego nie żałuję. To właśnie ona kazała mi zbliżać się do niego i powoli odkrywać jego najgłębiej skryte tajemnice. Nawet, gdy wszystko inne wydawało się wręcz krzyczeć „NIEBEZPIECZEŃSTWO”.              

Nie próbowałam nawet analizować całej sytuacji z Kariną. W tym momencie zbyt dużo miałam na głowie. Rozszyfrowywanie jeszcze tego dałoby mi kolejne elementy układanki, a nie rozwiązanie.

Weszłam cicho do pokoju, ale żadna dziewczyna nie spała. Karina czytała książkę, a Joanna z Imogen grały w karty. Imogen wydawała się być tak podekscytowana, że ledwo utrzymywała talię w rękach. Gdy tylko mnie zobaczyła, cisnęła nią na podłogę i wstała.

-Czekałam na ciebie, dziewucho! Ile cię Sanders trzymał? Co przeskrobałaś? – Imogen wyglądała, jakby zaraz miała mnie sklepać po twarzy.

-Nic. Po prostu pytał mnie jak się tu czuję i czy się zaklimatyzowałam – dziwiłam się, że kłamstwo tak łatwo mi znów przyszło.

-Przez godzinę? – podniosła głowę znad książki Karina. Spróbowałam zignorować drwinę w jej głosie.

-Tak – wzruszyłam ramionami.

Imogen pokiwała głową, jakby znowu wyczuwała, że naginam fakty. Uważałam jednak, że lepsze słabe kłamstwo niż prawda. Jakbym powiedziała, że wyruszam pojutrze na samobójczą misje, mogłaby mnie przywiązać do jakiegoś drzewa i pilnować od zmierzchu do świtu. Znalazłam w niej przyjaciółkę, której nigdy nie miałam. Po raz kolejny dziś, żałowałam, że to świat w którym panuje czerwona tabletka. Gdyby nie ona, wzięłabym Imogen do wesołego miasteczka i obżerała się ciastkami i lodami cały dzień. Nie musiałabym nic przed nią ukrywać.  Moim najpoważniejszym problemem byłby zapewne dobór skarpetek do butów, albo kłótnia o wzory chemiczne z tatą. Na śniadanie nie miałabym jakiś małych przetworzonych warzywek tylko wielkiego, słynnego omleta mojej mamy. Codziennie słuchałabym dzikiego i głośnego rocka, czekając na moment jak wkurzony ojciec wysadza korki.

Doprowadziłam się do ładu i skończyłam z marzeniami. Wiedziałam jak bezsensowne one były. Rzeczywistość mnie nie rozpieszczała, podobnie jak każdego w tym garnizonie. W tym momencie musiałam się szybko nauczyć grać jak Wiktor i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kiwałam głową wsłuchując się w relacje Imogen po spotkaniu z Cayem, śmiałam się jak Joanna chłodziła jej zapał, oddawałam z podwójną siłą wilcze spojrzenia Kariny znad książki. Z pewnym wewnętrznym rozczarowaniem stwierdziłam, że perfekcyjnie mi to wychodzi.

W nocy oczywiście nie mogłam zasnąć. Każda próba kończyła się przykrą pobudką, spowodowaną nieprzyjemnym koszmarem. Kusiło mnie by wybrać się do biblioteki, ale w tym momencie nie chciałam spotkać Wiktora bardziej niż, kiedykolwiek wcześniej. Nie oswoiłam się z myślą, że będzie przewodnikiem po mojej samobójczej misji. Zastanawiałam się, co o tym wszystkim w ogóle myślał. Jak zareagował na wieść o mojej decyzji. Zwykle głównym powodem, dla którego mnie unikał, był rzekomo fakt, iż nie zamierzałam zagrzać tu długo miejsca. Czy teraz coś ulegnie zmianie w naszej zawiłej i wyjątkowo nienormalnej relacji?

Powodem bezsennej nocy było również wielkie poczucie winy. Zamiast życia u boku mamy, wybrałam o wiele krótsze tu. Zdawałam sobie sprawę z tego, że pewnie szybko pożałuje swojej decyzji, ale obecnie nie zamierzałam jej zmieniać. Powrót do wioski również mógłby okazać się nie do końca dobrym wyjściem. Dopiero teraz zdawałam sobie z tego sprawę. Jeśli moja mama uznała mnie za ofiarę tabletki i nieoczekiwanie pojawię się u jej drzwi byłaby pewnie niezwykle szczęśliwa. Jednak sielanka we wiosce również niekoniecznie mogłoby trwać długo. Pewnie prawdziwi funkcjonariusze mogliby dorwać mnie podczas kolejnych wypraw, z których wcale nie zamierzałabym zrezygnować. A życie jest obecnie zbyt krótkie by umierać dwa razy.

Wierzyłam, że mama pogodzi się jakoś z moją stratą i dostanie odpowiednie wsparcie od Edwina i Kamila. Bądź, co bądź musiałam im przyznać, że zawsze stali u naszego boku. Nawet, gdy zarówno ja, jak i moja mama nie umiałyśmy okazać wystarczającej wdzięczności.

Gdy noc dobiegła końca, a w pokoju zaczęła się typowa poranna krzątanina, wiedziałam, że dzisiejszy dzień trudno będzie mi się na czymkolwiek skupić. Gdyby nie Imogen weszłabym w drzwi, które niestety nie przyszło mi przez myśl by otworzyć. Na stołówce przez przypadek zrzuciłam jajecznice z talerza i o mało co się na niej nie poślizgnęłam. Na szczęście Raff mnie przytrzymał i burknął, żebym uważała. Przy stole nie udzielałam się i nie włączałam do długich konwersacji. Jedyne, co zwróciło moją uwagę to złączone pod stołem dłonie Caya i Imogen. Poczułam lekkie uczucie zazdrości. Czemu wszystkie relacje międzyludzkie nie mogą być takie proste?

A propos tych trudniejszych, cały czas miałam wrażenie, że wzrok Wiktora był skupiony na mnie. Nie krył się z tym nawet, gdy próbowałam skrzyżować nasze spojrzenie. Dałabym wiele za jakiś magiczny artefakt pozwalający czytać jego myśli.  

Po skończonym posiłku, wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia. Zdążyłam zaledwie dojść do drzwi, a poczułam oplatającą się dłoń na moim nadgarstku. Odwróciłam się by zobaczyć, kto za mną stoi.

-Możemy pogadać? – spytał spokojnym tonem Wiktor.

Kiwnęłam jedynie głową na zgodę. Ruszyliśmy w stronę wyjścia wraz ze spojrzeniami ludzi zgromadzonych na stołówce. Wiktor przepuścił mnie w drzwiach i skierowaliśmy się do lasu wąskimi ścieżkami. Przez chwilę żadne z nas nie zamierzało się odezwać. Dopiero po paru minutach zmęczona podchodami, przerwałam ciszę.

-Chciałeś pogadać. O czym?

-Myślę, że wiesz – podrapał się po głowie. Przystanął na moment i popatrzył się na mnie. – Naprawdę zamierzasz to zrobić?

-Tak – powiedziałam, dziwiąc się jak łatwo te słowa przeszły mi przez usta.

-To oznacza, że zostajesz, jak wszystko się uda? – popatrzył na mnie z dziwnym uczuciem w oczach.

-Póki co tak – powiedziałam, siląc się na obojętny ton.

Następne wydarzenia przeszły mi przez oczy niczym pourywane klatki jakiegoś filmu. Wiktor mocno mnie przytulił, a ja sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Jak zwykle w takich chwilach stałam się bezmózgowi galaretką. Tak bardzo nienawidziłam tego uczucia, lecz tak bardzo nie chciałam się z nim żegnać.

Ogarnij się, Iryda. On sobie tylko słabo pogrywa.

Zaczęłam się kręcić niespokojnie, chcąc wyrwać się z objęć jego silnych ramion.

-Tylko przez chwilkę, maluchu – mruknął w moje włosy, a ja zaprzestałam wszystkich prób wydostania się z tego miłego więzienia.

Staliśmy tak przez chwilę, gdy nagle Wiktor zamierzał przerwać tę słodką męczarnie i oderwał się ode mnie.

Uśmiechnął się sadystycznym uśmiechem, który znałam tak dobrze z początków nasze znajomości.

-Pamiętaj maluchu, że cokolwiek się stanie zamierzam przyprowadzić cię tu powrotem całą i zdrową – powiedział i pstryknął mnie w nos.

Skierował się do garnizonu, a ja stałam w miejscu lekko sparaliżowana.

-Chodź. Odprowadzę cię na strzelnice – odwrócił się do mnie i poczekał, aż do niego poczłapię.
Zobaczyłam jego lekki uśmiech i nagle znalazłam w sobie pokłady optymizmu mojej matki.
Wierzyłam, że ta misja nie będzie moją ostatnią.

Ba! W tym momencie uwierzyłam nawet, że jeszcze zobaczę się z moją mamą.

Nie wiedziałam czemu ten człowiek tak różnie na mnie oddziaływał. Wiedziałam jednak w tym momencie, że nie chciałam znać odpowiedzi. Pierwszy raz wolałam porozsypywane puzzle.
Bo taki właśnie był. Sprzecznym, dziwnym człowiekiem. Nie dało się przewidzieć jego zachowań, ani słów. Nic nie łączyło się w całość. Być może to był jego główny urok.  Być może jego największa wada.


Popatrzył się na mnie kolejny raz i poszerzył uśmiech, całkowicie biorąc władzę nad resztką moich racjonalnych myśli.

opopoo12

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1710 słów i 9668 znaków.

10 komentarze

 
  • Hihi

    Kiedy wkoncu nowa cześć ?!?!?!????

    25 paź 2016

  • opopoo12

    @Hihi muszę znaleźć jakąś motywację, bo miałam wenę, zaczęłam nową serię, ale ukradli mi telefon na którym pisałam. Mam pogrom pecha ostatnio, przepraszam za opóźnienia

    26 paź 2016

  • Hihi

    @opopoo12 rzeczywiście masz pecha , trzymam kciuki żeby szybko sie pojawiła nowa cześć i żebyś znalazła telefon ????????

    26 paź 2016

  • Tak

    Czekamy na następną !!

    1 paź 2016

  • Nataliiia

    Kiedy następna część???

    17 wrz 2016

  • Natusik

    Aaaa no zajebiste!!!!

    16 wrz 2016

  • Olifffka<3

    KC !!!????

    16 wrz 2016

  • ...

    Jedno z lepszych opowiadan tutaj. Strasznie podoba mi die narracja. Niby zwyczajna ale ma cos w sobie.

    15 wrz 2016

  • kaay~

    Czekam na next!!:D

    15 wrz 2016

  • LoveHaze

    No po prostu kocham to opowiadanie ???? Nie mogę się doczekać następnej części ????

    15 wrz 2016

  • Misiaa14

    Jejuś cudowne :*

    15 wrz 2016

  • jaaa

    Czekam na kolejna część <3

    15 wrz 2016