Nie jesteś taki jak on, prawda? cz 8

Przyszła mu od razu myśl. ,,Po co mu miecze, to nam mogą się przydać. Należę do nas, tam są nasze dusze”.
Mark nie zdawał sobie sprawy, że myśli jak Marr.
Miłe zapachy docierały z kuchni. Linda weszła z tacą. Usiedli do stołu, Mark odsunął jej krzesło, a Linda odwzajemniła mu ten gest dobrego wychowania, miłym uśmiechem. Jedli bez słów. Mężczyzna kilka razy spojrzał na brunetkę. Pomyślał o Sarze i córce. Wiedział, że załatwił, co trzeba i zaraz po obiedzie musi uciekać. Musiał przyznać, że prawa ręka Henrego dobrze gotuje, tak uczciwie, gdyby mu przyszło oceniać, tylko nieco inaczej i wcale nie gorzej od Sary. Linda chyba wyczuła jego myśli, może jednak powiedziała to zupełnie naturalnie.
– Smakowało ci?– zapytała miło, kiedy skończyli. Jej głos był pozbawiony zimna, a nawet ciepły, z miejsca to odczuł.
– Tak, bardzo. Dziękuję. To ja już chyba pójdę – rzekł Mark i wstał.
Wyciągnął rękę na pożegnanie.
– Myślałam, że jeszcze zjesz deser.
Pomyślał tylko, że dziwnie wygląda, bo wcześniej jej twarz pozostawała bez zarzutu. Przymknęła lekko oczy i... osunęła się na dywan. ,,No, ładna historia" –  pomyślał Mark.
   Podszedł do niej, nie oddychała. Co gorsza, nie czuł również pulsu. Musiał działać szybko. Położył ją na łóżko. Zaczął reanimację. Po wdmuchnięciu jej paru oddechów zaczął czuć tętno. Otworzyła oczy. Mark pomyślał przez sekundę, że tylko jedna kobieta, jaką zna, jest od niej nieco piękniejsza. Znowu myślał bezwiednie jak Marr i oczywiście miał na myśli Seen. Powrócił jednak szybko w swojej świadomości do percepcji Marka Ferbisona. Niby miał paszport na nazwisko Toma Lorenzo, ale nigdy nie zapomniał, jak się nazywa. ,,Sara jest też bardzo piękna i właściwie trudno określić, która z nich jest ładniejsza". Zupełnie zapomniał, że ułamek chwili wcześniej myślał jak Marr i porównał urodę Lindy do Seen. Mark raczej nie przypominał sobie, by zwracał uwagę na kobiety. Co do Lindy, odniósł wrażenie, że jest ładną kobietą, zaraz jak ją zobaczył u Henrego, lecz wówczas była inaczej ubrana. Ta kreacja z jedwabiu z pewnością dodawała jej uroku.
– Uratowałeś Henrego, a teraz mnie – rzekła cicho.
Wstała. Mark nie uważał, że zrobił coś specjalnego. Każdy pewnie by postąpił identycznie na jego miejscu.
– Nie mam miliona, aby ci się odwdzięczyć.
Zupełnie nie rozumiał, czemu to mówi. Nie odczuł tego jako nietakt, ale chciał dać jej odczuć, że w żaden sposób nie powinna się czuć zobowiązana.
– Nie musisz mi się...
Nie dokończył. Linda szarpnęła ramiączko i jej piękna kreacja spłynęła na dywan. Mark stał zaskoczony. Ujrzał piękne, smukłe ciało. Bez skazy. Dostrzegł jeszcze lekko rozchylone, wilgotne usta. Patrzyła mu prosto w oczy. Nie zdołał nawet pomyśleć, czy to zaplanowała. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że odczuł już coś w San Francisco.
Linda wykorzystała jego zaskoczenie i zanim się spostrzegł, jej usta znalazły się na jego. Poczuł wilgoć jej warg i wysunięty język, lecz zdołał to przerwać, zanim dotknęła jego. Z największą trudnością oderwał usta od jej ust.
– Lindo, co robisz? Być może nie bardzo doszłaś jeszcze do siebie, po omdleniu.
   Patrzył w jej ładne oczy, a te świeciły blaskiem. Wyczuł, że to nie efekt omdlenia. Ona z pewnością była podniecona i zdziwił się, jak mogło się to stać, tak szybko. Brunetka nie poczuła się odtrącona i nadal chciała, chyba być z nim blisko.
– Jesteś piękny, silny. Pragnę cię od chwili, kiedy cię ujrzałam. Nie robisz nic, ale masz coś w sobie, czemu nie potrafię się oprzeć.
Całowała jego tors i sięgała dłonią niżej. Mark jeszcze nie opanował sytuacji, a jak na złość „zapomniał” na chwilę, że kocha Sarę. Szczerze, nie potrafił jej odepchnąć, co zresztą nie leżało chyba w jego naturze. Próbował tylko negocjować.
– Przecież kochasz Henrego.
Nie odczekała nawet chwili i odrzekła zdecydowanie.
– Również go nienawidzę.
Powiedziała to, lecz ani na chwilę nie zaprzestawała pieszczot dłońmi. Mark miękł w jednym miejscu, właściwie na całym ciele, a tylko w jednym twardniał. Szczególnie że jej usta coraz bardziej zbliżały się w tamtym kierunku. Szukał rozwiązania tej niezręcznej chwili. Czuł, że za chwilkę będzie jeszcze trudniej jej odmówić, bo już rozpięła mu spodnie i patrzyła wyraźnie zadowolona z odkrycia. Mark czuł się nieco bezrady wobec zaistniałej sytuacji, ponieważ Linda ujęła jego gotową intymność i już zbliżyła głowę tak blisko, że domyślał się, co zaraz nastąpi. Kiedy sądził, że  stanie się nieuniknione, przyszła mu genialna myśl.
– Dlaczego zabiłaś tego człowieka w Perth?
Bingo!
Gorące zapędy Lindy zgasły równie szybko, jak się rozpaliły...
Była wstrząśnięta tym, co powiedział, a może jeszcze czymś. Podniosła się z klęczek i zapomniała, że jest naga. Może nie miało to dla niej znaczenia. Stał przed nim, ale od razu zrozumiał, że już odgonił tym trafnym stwierdzeniem jej ochotę na zbliżenie. Dostrzegł, że ładne, czarne brwi zbiegły się nad noskiem, a oczy emanowały złością.
– Ten głupiec mnie oszukał, mieliśmy jechać razem, a on wziął pieniądze i zaplanował zwiać. Chciał mnie wystawić, jak jakąś głupią dziwkę.
Jej złość wcale nie zmalała. Podeszła do biurka, otworzyła szufladę i wyjęła pistolet z krótkim tłumikiem. Mark zachował zimną krew. Zupełnie się nie bał, szczerze mówiąc, bardziej przeszkadzała mu jej nagość.
– Najpierw chciałaś się ze mną kochać, a jak nic z tego nie wyszło, chcesz mnie zabić?
Powiedział tak, ponieważ uspokojona już nieco Linda mierzyła prosto w jego nagą pierś, co prawda miał koszulę, ale rozpiętą i rozchyloną. Ona patrzyła na niego z ... miłością, jednak doskonale wymierzony pistolet, nawet nie drgnął w jej dłoni. Mark musiał przyznać, że była naprawdę piękna, szczególnie w tym ujęciu.
Już złość jej przeszła i oddychała spokojnie. Z pewnością nie przeszkadzało jej, że jest bez niczego. Niezmiennie patrzyła na niego wzrokiem pełnym uczucia i niestety nadal z pragnieniem. Cóż, Mark wyglądał komicznie. Rozpięta koszula, spodnie i dumnie patrzący w sufit spory organ, dlatego pewnie, nieświadomy rzecz jasna mężczyzna, ujrzał w jej oczach poza miłością i podnieceniem, odrobinkę rozbawienia.
– Znam się na pewnych reakcjach. Ty się w ogóle nie boisz.  
Na szczęście nie wspomniała niczego więcej.
Mark uporała się w miarę z widokiem jej gołego ciała i mógł odpowiedzieć szczerze. Pomyślał, że w związku z zaistniałą sytuacją może się z nią podzielić prawdą.
– Masz rację. Jest tak teraz dlatego, że mnie nie można zabić. Przynajmniej nie jest to łatwo zrobić, tak mi się wydaje.
– Aha – powiedziała tylko. –  Ale mylisz się, ja nie chciałam cię zabić.
   Mark miał nadludzkie własności, ale ustępował daleko lordowi Marr. Mark mógł wyprzedzić spadający metal z dźwigu, ale nie mógłby wyprzedzić kuli. Marr mógł. Kiedy powiedziała „zabić”, błyskawicznie odkręciła pistolet w kierunku swojej pięknej głowy i natychmiast nacisnęła spust.
Dźwięk rozchodzi się w powietrzu z prędkością jednej trzeciej kilometra na sekundę, a kula wylatuje z lufy pięć razy szybciej. Mark znalazł się przy niej na czas. Rozległ się stłumiony dźwięk wystrzału. Poczuł ucisk sprężonego powietrza na dłoni, która znalazła się między lufą a jej skronią. Nie zastanawiał się nad prawami fizyki, bo to mu zostało niejako objawione w mniej niż ułamku chwili. Ciśnienie gazów najpierw wypchnęło kule, z ogromną siłą. Reszta zgromadzonych gazów z tej krótkiej odległości z pewnością by ją zabiła, a normalnej osobie rozerwałaby dłoń. Przypomniał sobie słowa Juli. Faktycznie nie był zupełnie normalny. Jeszcze podczas wybuchu jeepa o tym nie pomyślał, lecz teraz tak. Stali tak minutę. Nie wiedział, co odczuwa Linda. Ona piękna i naga z dymiącym pistoletem. Stał bardzo blisko jej ciała. Czuł jej chłodne i jędrne piersi na nagim torsie. Próbował nie myśleć o tym, że jego wciąż twardy organ opiera się tylko nieco powyżej, częściowo wygolonego łona. Usłyszał jej głos.
– Gdzie kula, nie mogłam chybić?
Mark powoli otworzył dłoń. Linda zobaczyła kulę, która miała znaleźć się zupełnie w innym miejscu.
Czasami ludzkie reakcje są dziwne, a czasem bardzo właściwe. Linda zapytała bardzo naturalnie.
– Kim jesteś, Mark?
– To długa historia.
Linda ciągle naga, przytulona do niego, rzuciła pistolet na dywan i objęła go rekami za kark. Jej wzrok emanował i miłością i nie mniejszym niż poprzednio pragnieniem połączenia. Patrzyła z bliska swoimi ogromnymi oczami.
– Jestem taka nieszczęśliwa. Miałam piętnaście lat, byłam na ulicy. Długa historia. Uciekłam z domu z powodu rodziców. Nie chciałam robić tych rzeczy ani nie dotknęłam narkotyków. Znalazł mnie głodną i załamaną. Powinnam być wdzięczna i tak czułam. On był pierwszym, ale ja nie byłam gotowa. Zrobił to, mimo że nie chciałam. Dopiero wchodził na pierwsze szczeble drabiny gangsterskiej. Zaczął się mną opiekować. Jestem z nim. Nie jest zły, ale nie mogę mu tego zapomnieć, że mnie wziął bez mojej zgody. Pokochaj mnie, ten jeden raz – poprosiła.
Nie zastanawiał się ani chwili, ujął jej głowę w dłonie i pocałował ją bardzo delikatnie w usta. Ten pocałunek nie miał nic wspólnego z erotycznym pożądaniem. To była czysta miłość. Marr zobaczył jej duszę. Jasną chmurkę z ciemną plamą w środku. Patrzył. Ciemna plama zaczęła  
  topnieć, po chwili znikła. Stał się na powrót Markiem Ferbisonem.
– Spróbuj mu wybaczyć. Powiedziałaś, że nie jest zły. Nienawiść to zła rzecz. Spala od środka.
Spojrzał na leżący pistolet.
– Obiecaj, że nigdy już tego nie zrobisz.
Ona nadal patrzyła prosto w oczy. Mark nie wiedział, nic o mocy tego pocałunku, ponieważ to nie on pocałował, tylko Marr. Miłość w jej oczach nawet wzrosła, lecz pożądanie prawie zniknęło całkowicie.
– Uratowałeś mnie dzisiaj dwa razy. Przed twoim przyjściem wzięłam tabletki. To była trucizna... Obliczyłam dobrze czas. Chciałam z tobą zjeść obiad i umrzeć. Przepraszam, nie pomyślałam, że sprawiłabym ci kłopoty. Nie planowałam tego... co wiesz. Nie mogę cię winić za to, ale zaraz, kiedy wróciłam do życia, z miejsca mocno cię zapragnęłam.
–  Nie miałaś nic pod spodem...
–  To przypadek. Kiedy jestem sama, chodzę czasem nago. Ty... czy ty bałeś się trochę mojej nagości? Chyba nie jestem brzydka?
–  Nic o tym nie wiem. Jesteś piękna, jeżeli chcesz wiedzieć, moje zdanie. Już jest dobrze, prawda?
–  Och, nawet nie wiesz jak! Twój pocałunek był większy niż cały seks razem. W całym moim życiu. Nie rozumiem jak to możliwe. To była sama czysta miłość. Naprawdę nie rozumiem...
Mark milczał chwilę.
– Muszę już iść, naprawdę.
Zapiał koszulę i spodnie.
–  Żegnaj Lindo, obiecujesz?
– Tak – usłyszał jej głos, kiedy mijał drzwi.
W jakiś sposób wiedział, że dotrzyma obietnicy. Musiał jednak ochłonąć i dlatego nie dojechał zamówiona taksówką do hotelu, tylko szedł około kwadransa piechotą.
   Sara i Julia siedziały w pokoju.
– Nie chciałyśmy się ruszać bez ciebie – rzekła Sara i pocałowała go namiętnie.
Na szczęście, szósty kobiecy zmysł u niej spał. Mark zaczął zastanawiać się, czy zrobił coś złego. I znowu Julia mu pomogła. Właściwie nie Julia, tylko Seen. Nachylił się, by przytulić Julię. Przytuliła go i pocałowała delikatnie w usta. Całowała go w usta bardzo rzadko. I robiła to oczywiście bardzo delikatnie. Dla ścisłości pocałowała go Julia.
– Uratowałeś czyjeś ciało, a potem duszę. Zrobiłeś dobrą rzecz. To Linda, prawda? –  to już powiedziała, jako Seen.
– Tak, jak to wiesz?
– Wiem.
Nagle sobie przypomniał. Wiedział, że ta drobna istota jest jego córką, ale i kimś innym.
– Kim jesteś teraz? – zapytał nagle.
Julia spojrzała na niego smutno.
– Szkoda, że tak mało rozumiesz i prawie nic nie widzisz, lordzie Marr.
Tym razem Sara chyba nie wytrzymała. I co dziwne nie miała pretensji do męża, tylko do córki. Wyraźnie usłyszeli niezadowolenie w jej głosie. I pewnie miała całkowicie rację.
– Hej, mam pytanie – zapytała – Dlaczego nazywasz tatę, lord Marr, a to już słyszałam kilka razy?  
– Bo to jest lord Marr, ale ty widzisz jeszcze mniej i rozumiesz... prawie nic.
Dziewczynka poszła do drugiego pokoju, zatrzaskując drzwi. Sara spojrzała na Marka.
– I nic jej nie powiesz? Najpierw pocałowała twoje usta, a potem coś szepnęła ci do ucha. Następnie powiedziała, że nic nie rozumiesz. Potem, że ja jestem ślepa i kompletnie głupia.
Mark stał bezradny. Potrafił złapać kulę wystrzeloną z pistoletu, ale nie umiał znaleźć odpowiedzi na logiczne zarzuty.
– Nic jej nie powiesz? – zapytała powtórnie.
Mark wiedział, że Sara nic nie wie teraz o Seen i Marr, więc tłumaczenie jej tego nie miałoby sensu.
– Dobrze, porozmawiam z nią, tylko się nie denerwuj. Kocham cię, Saro.
Pocałował ją mocno. Wszedł do drugiego pokoju.
– Co robisz, Julio?
– Ja tak muszę.
Julia płakała. A Mark miał słabość do łez, szczególnie łez Julii.
– No już dobrze, kochanie. Nie płacz.
Podszedł do niej i objął ją. Ona ciągle płakała.
– Czego nie widzę?
– Że jestem Seen!
– To wiem, jesteś w jakiś sposób, Seen. Kiedy Seen miała trochę więcej niż jedenaście lat.
– Nie, Lordzie Marr. Dlaczego mówisz w trzeciej osobie? To ja! Mam postać księżniczki Seen taką samą jak wówczas, kiedy obudziliśmy się w grocie. Ja jestem Seen, twoja żona i kochanka. Ty, mama czy lepiej On– thi, wszyscy ludzie widzą mnie jako małą Julię. I ja jeszcze kilka dni temu tak widziałam, ale to złudzenie. Przyznasz, że widzisz mnie czasem jako dorosłą Seen, prawda?
– Tak to prawda, ale to jest miraż.
– Mylisz się, wtedy widzisz prawdę. Ja wiem, że trudno ci w to uwierzyć. Tylko dwoje ludzi na Ziemi widzi mnie w prawdziwej postaci.
– Kto?
– Ja i...
– I kto jeszcze? – zapytał zniecierpliwiony.
– Nawet tego nie wiesz?
– Dragonn Kerr? – zapytał niepewnie.
– Oczywiście, że tak.
– Kiedy ten koszmar się skończy? – zapytał zrezygnowany.
– Nie mogę ci powiedzieć teraz, jeszcze nie jesteś gotowy.
Przestała płakać. Mark poczuł się silniej. Oczywiście stał sie na powrót Markiem, jej ojcem. Przyszło mu coś na myśl i sądził, że tym, co powie, wykaże jej, że się myli.
– Dobrze, księżniczko Seen. Przypuśćmy, że jesteś Seen. W takim razie czemu nie czujesz zazdrości, że kocham Sarę, całuję ją i śpimy razem? – Nie jestem zazdrosna, że całowałeś Lindę, bo zrobiłeś to z miłości.
– Wiesz i to!
– Wiem wszystko, co było przedtem.
– Miałaś wizję?
– Nie, to przyszło jako pewność, nie potrafię tego wytłumaczyć. Przyjdzie dzień, że ty zobaczysz, jak jest naprawdę. W tym dniu zobaczysz i zrozumiesz. On– thi i Dragonn Kerr, również zobaczą to i zrozumieją. I nie pytaj, jak wiem, bo nie mam na to racjonalnego wytłumaczenia.
– Co to będzie za dzień?
– Każdy z naszej czwórki otrzymał nieśmiertelność. Niedawno zrozumiałam i uwierzyłam, że nie tylko Dragonn Keer się nie zmienia. Ani ty, ani ja, ani On– thi. My jesteśmy w tej samej postaci. Czy pamiętasz Sarę inaczej niż teraz, znasz ja prawie trzynaście lat? Czy zmieniła się chociaż troszkę?
– Nie, ale pamiętam siebie, kiedy rosłem.
– Czy kiedykolwiek się zraniłeś?
– Nie – odrzekł Mark, po chwili zastanowienia.
– A czy pamiętasz mamę, że się skaleczyła?
Mark znowu się zastanawiał dobrą chwilę.
– Na pewno, chociaż raz... Nie, nie przypominam sobie.
– Pamiętasz, że uświadomiłeś sobie, iż mam pieprzyki jak Seen?
– Tak, ale Seen się urodziła z nimi. Przy okazji, powiedziałaś córciu w samolocie, że nie wiem jak wyglądała Seen, kiedy miała niespełna dwanaście lat, jak ty teraz. Mówiłaś również i to przed chwilą, że ty i Seen macie to samo ciało. Przecież wiem, jak wyglądasz, widzę cię codziennie.
– O tak?
Spojrzała na drzwi.
– Zamknij drzwi na klucz.
Mark bezszelestnie zamknął drzwi. Sam nie rozumiał, czemu zrobił to. Nawet nie pomyślał, że córka wydała mu polecenie, chociaż w łagodny sposób.
– Mam nadzieję, że... Julia, co ty!
Za późno. Zdjęła koszulkę. Zdjęła wszystko.
– Robię to, co muszę. To ma ci pomóc. I tak nie widzisz wszystkiego.
Za jej plecami dostrzegł kominek.
– Co ty mówisz, widzę, że jesteś goła!
– Czy mam coś na sobie?
Mark był zbyt zaszokowany, by dyskutować o tym, co za dziwne pytanie mu zadała.
– Nic, zupełnie nic.
– Nie widzisz tu nic? – pokazała na biodra, a dokładnie wskazała palcem łono.
Widział ją nago. To nie była jeszcze kobieta, ale z pewnością nie była już dzieckiem. Normalnie by się wycofał, ale teraz trwał jak zamurowany. A jakby było mało, że stała przed nim nago, prosiła go, by patrzył tam, gdzie najbardziej nie chciał.
– Nie masz nic tam – rzekł cicho.
Cały drżał. Mark bał się. Nawet w tej trudnej sytuacji próbował zebrać myśli. Czego się bał? Julia nie była w pełni rozwinięta, ale miała już włoski na łonie. To, że zobaczył ją nago, stawiało go w bardzo niezręcznej i niekomfortowej sytuacji. Ale on wyraźnie bał się jej nagości. Mimo że wspominała mu poprzednio, że go pragnie i że jest Seen, to nie miało znaczenia. Dla niego była córką i jako takiej nigdy by nie tknął, w sensie fizycznym. Nie miał również najmniejszych odczuć, jakie odczuwał w hotelu z Lindą. Wiedział, że tego się nie boi. Dlaczego więc bał się jej nagości, nie pojmował.
– Mówiłam, że jeszcze nie czas. Ale to widzisz.
Jeden palec wskazał obojczyk, drugi wewnętrzną część uda, blisko łona. Mark nie chciał patrzeć, ale coś otworzyło się w nim i zobaczył. W miejscach, gdzie Julia pokazywała palcami, dostrzegł jaśniejsze miejsca. Bez wątpienia miejsca te przypominały blizny.
– Mała Seen tego nie miała, prawda? Senn została zraniona strzałami, kiedy ją uratowałeś.
Miała wtedy dwadzieścia pięć lat, ale dobrze, że chociaż to widzisz. To jest mój dar dla ciebie. Wiele mnie to kosztowało, chyba pojmujesz, co mam na myśli. Moje wewnętrzne ,,Ja” cały czas powtarza mi, że jestem Julią, a jako taka nigdy bym się przed tobą nie rozebrała. Widocznie moc tego, co się dzieje, traci siłę nad moim ciałem i duszą. Ja wiem, że jestem Seen. Tylko Seen.
Ubrała się szybko.
– Jak to możliwe, że tego nie widziałem przedtem, tych blizn?
– Nie mogę ci tego powiedzieć, bo nie wiem.
Julia uśmiechnęła się subtelnie.
– Powiem ci, co mogę powiedzieć. To się skończy, kiedy każde z naszej czwórki stanie twarzą w twarz z tym, czego się najbardziej obawia.
– Ja prawie pokonałam to u siebie. Mimo to wiem, że nie będzie łatwo.
Julia albo lepiej Seen nie wiedziała, że się myli. Nie zdawała sobie sprawy, że Mark nie może czegoś zobaczyć nie tylko z powodu, że nie jest gotowy. Nie mógłby i tak, ponieważ ona nie była gotowa. Nawet jako Seen tego nie wiedziała... Ona czuła, że jest blisko rozwiązania. Nie wiedziała, że jest bardzo daleko.
– Dane mi jest wiedzieć czego obawia się Dragonn. Niestety nie wiem jeszcze, czego boi się Sara lub lepiej On– thi. I oczywiście wiem, czego ty się obawiasz. To wiedziałam pierwsze.
Mark dokładnie wiedział, co to jest, nie wiedział tylko, czemu się boi. Natomiast Seen znowu była w błędzie, a Mark i nawet jako Marr nie wiedział wszystkiego.
– Nie ma innej możliwości? –  zapytał nieco zrezygnowany.
– To jest cena za nieśmiertelność – rzekła z przekonaniem.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i fantasy, użył 3570 słów i 20282 znaków, zaktualizował 7 kwi o 7:54.

Dodaj komentarz