Senn już w pierwszych dniach postanowiła sobie, że ona sama zacznie któregoś dnia. Kontrolowała swoje ciało. Już nigdy nie dopuściła, by być podnieconą, jak pierwszej nocy. Wiedziała, że gdyby do tego dopuściła, nie mogłaby się sama zatrzymać. Czy była zła na niego, że jej nie chce? Oczywiście! Tylko że po tym, kochała go jeszcze bardziej i tym bardziej próbowała to ukryć. Czy przez te kilka lat, które Marr z nią spędził, chociaż raz pozwolił sobie być podniecony fizycznie? Nie. Ani razu. Jak to możliwe? Marr był wyjątkowy i miał doskonałego mistrza. Jedną z ostatnich rzeczy, jaką nauczył go mistrz, była kontrola odruchów seksualnych. A było to tak. Siedzieli kiedyś przy ogniu i oczywiście rozmawiali o drodze miecza.
– Już wiesz, że największym wrogiem wojownika nie jest wróg zewnętrzny, tylko wewnętrzny. I nie wychodzi on z serca, ale z głowy. Jest on w jego mózgu. Jest jeszcze coś, o czym nigdy ci nie mówiłem.
– Co to takiego, mistrzu At-a?
– Wróg w mózgu ma brata bliźniaka.
– Och, doprawdy?
– Tak, jest to sprytny wąż. Ma nawet głowę jak wąż.
– Nie wiem, o czym mówisz mistrzu.
– Jest jak najmocniejsze opium. Jeśli raz pozwolisz mu podnieść głowę... Ten bliźniak jest nawet gorszy od pierwszego. Jest to jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo dla męża, bo w tym samym czasie tylko jeden z bliźniaków rządzi.
– Niestety, nadal nie rozumiem, o czym mówisz. Nie znam tego bliźniaka i nigdy go nie widziałem – rzekł chłopak.
– Tak, to prawda on śpi u ciebie, ale widziałeś go tysiące razy.
– Och tak! Co to jest?
Mistrz zaczął się głośno śmiać. Kiedy się uspokoił, powiedział.
– Następnym razem, kiedy będziesz oddawał mocz, popatrz.
Marr palnął się w głowę.
– Rozumiem, ale przecież niejednokrotnie był twardy, czyli podnosił łeb.
–Tak, to naturalne. Dzieje się to w nocy lub nad ranem. Mówię o sytuacji, kiedy byłbyś z kobietą i tak by się stało. Wtedy jeden bliźniak przestaje rządzić, a drugi zaczyna. Mój stopień mistrzostwa nie jest tak wysoki, by go kontrolować!
Dlatego Marr nigdy nie pozwolił sobie na to. Nawet jeden raz.
Trudnym testem dla Seen, na początku ich znajomości, była kobieca przypadłość. Nawet wtedy nie chciała być kłopotem dla niego (Z kobietami są same kłopoty) Po pierwszym razie nic nie powiedział. A przecież wiedział i czuł co się z nią dzieje. Ona nic nie mówiła, a on udawał, że nic się nie stało. I tym razem znowu tylko urósł w jej sercu.
Znali się już długo, kilka lat. Walczyli razem. Pomagali sobie w czasie piaskowej burzy lub zimowej ulewy. Byli jak dwaj najlepsi przyjaciele jak brat i siostra. Ona uczyła się być mężczyzną, on jak być kobietą. Byli doskonali. Po pewnym czasie Seen dowiedziała się, w jaki sposób on wytropił tych, którzy przybyli, by ją zabrać, ludzi króla Ran -ta. Na szczęście spóźnił się wówczas tylko chwilkę. Na szczęście.
*
Tym razem było inaczej. Już z daleka ich zmysły wojowników mówiły im, że coś jest nie tak. Nie mylili się. Dostrzegli ukrytych, uzbrojonych ludzi. Wielu...
– Nie sądzę, żeby szykowali się na nas – szepnęła.
– Nie – szepnął Marr. - Nie widziałem kupców.
– Ani ja – dodała. - W ogóle nikogo.
– Nie, jest samotna para.
– Tak, masz rację. On przystojny, ciemnowłosy, a ona piękna, o ciemnomiedzianych włosach, prawie czarnych włosach.
– Czy to możliwe, by szykowali się na nich?
Nie wiem, musimy być uważni – rzekła.
*
Wówczas się nie powiodło. Thor nie miał dość ludzi, a Dragonn zniknął, ale Thor nie zapomniał, wzmocnił się jeszcze bardziej. Czekał, tropił... Pragnienie zemsty wypełniło jego serce i wypaliło w nim resztkę dobra...
Dragonn i On-thi byli ze sobą dwa lata. Tak jak obiecał Dragonn, nauczył ją władać mieczem. Musiał przyznać, że była zdolna i pracowita. On-thi miała wyćwiczoną naturę. Żyła przecież sama w dzikiej przyrodzie i przeżyła. Teraz nauka władania mieczem była ucieczką przed jej cierpieniem. To działało na nią jak balsam. Po dwóch latach jej zdolności wzrosły ogromnie. Przez ten czas żyła z Dragon podobnie jak Marr i Seen bez fizycznego kontaktu. Było jednak zupełnie inaczej. On nie chciał ani ona. Przynajmniej na płaszczyźnie świadomości. Głęboko w nich sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej. Dragonn przez cały czas dbał o nią w swój zimny sposób. Ona nauczyła się tego typu zachowania. Można by powiedzieć, że zakochała się w nim lodowato. Wiedziała na pewno, że ten człowiek, który uratował jej życie, kocha ją tak samo, jak ona jego, zimno. Wiedziała, że ten jej nigdy nie porzuci jak inni, ani nie będzie chciał dzieci. Na swój sposób, On-thi osiągnęła uczuciową stabilizację. Z tym że panowała tam temperatura, w której hel staje się cieczą.
Teraz jechali razem, nie przeczuwając niebezpieczeństwa. Mijali małe wzniesienia i wjechali na obszar krzewów. Dopiero teraz Dragonn coś wyczuł, a On-thi w chwilę potem.
– Coś jest nie tak, miej się na baczności, On-thi.
Powoli założyli stalowe osłony, ochraniające szyje i torsy. W chwile później Thor wyjechał zza małego pagórka wraz z ósemką. Dragonn od razu go poznał.
– No i co teraz – odezwał się Thor? - Czy nadal chcesz mnie zabić, szaleńcze? O, widzę, że spodobała ci się ta dziwka. Ma ogniste usta i krok, nie uważasz?
– Nie daj się ponieść emocjom, On-thi – powiedział cicho Dragonn.
Powoli sięgnął za kusze.
– Nie radzę – rzekł Thor.
Wszyscy jego ludzie wyciągnęli kusze. Dragonn schował kuszę, tamci też.
– Zróbmy tak. Jeśli uda ci się pokonać mnie i wszystkich moich ludzi, twój zysk. Jeśli nie, utrzymam cię przy życiu i na twoich oczach pobawią się twoją dziwką. Potem zostawimy cię, byś długo i z bólem umierał. Nie sądzę, żeby nawet jej gorący organ, wytrzymał ich wszystkich, więc pewnie umrzecie razem – zaśmiał się Thor.
Dragonn puścił mimo uszu wulgarne słowa i kalkulował zimno. Przez chwilę pomyślał, że wygrał już z dziesiątką. A teraz ma On-thi. Wtedy jego dusza zadrżała. Następni ludzie Thora wyjeżdżali zza zarośli i pagórków. Przyjaciel kobiety naliczył około czterdziestu. Jednak nie obawiał się o siebie...
– Zabij się lub ja ciebie zabiję przedtem – rzekł spokojnie Dragonn.
– Dziękuję k.... Dragonn.
On-thi chciała powiedzieć, kochanie, ale nie przeszło jej to przez gardło. I to nie ze strachu.
– Kto pierwszy go zrani, ma ją pierwszy – krzyknął Thor.
Na szczęście Thor posłał tylko ósemkę zbirów.
Ruszyli na nich. Dragonn i On-thi zeskoczyli z koni. Koń jest świetnym zwierzęciem, ale słabym na atak. Mieli większe szanse na ziemi. Jeśli można mówić, że je mieli. Dragonn walczył jak tygrys. Wtedy pierwszy raz pomyślał, że jest nim i że przydałby mu się lew do pomocy. On-thi walczyła dzielnie.
Nie zmarnowałem czasu, przemknęło mu przez myśl.
Podświadomie uświadomił sobie, że jej obecność pomaga i... przeszkadza. Walczył wzmocniony jej obecnością, ale wiedział też, że ją chroni.
Pokonali pierwszą ósemkę, lecz obydwoje odnieśli rany. Nie zbyt mocno, ale zawsze. Druga ósemka ruszyła. Walka tym razem trwała dłużej, dużo dłużej. Dragonn oddychał ciężko i poruszał się wolniej. Kondycja On-thi była gorsza, miała trzy rany. Dwie na rękach i jedną pod kolanem. Dragonn miał ciętą ranę na plecach, dwie na prawicy, rozcięte ucho i ranę nad okiem. Z tych najgorsza była ta nad okiem, bo krew zalewała oko. Jeśli krew zalewa oko, powoduje to, że oka nie można później uratować. Rany prawicy determinowały, że wynik walki był tylko kwestią czasu. Pokonali drugą ósemkę. Dragonn obtarł oko, dało to mu chwilową ulgę.
– Nie damy rady – rzekł.
W jednej chwili pomyślał, że nie zdoła zrealizować swojego życiowego wyzwania. Przemknęło mu też przez myśl, że chciałby coś powiedzieć On-thi.
– Zabij mnie – rzekła.
On patrzył na nią chwilę, przystawił swój miecz tuż nad ochroną jej szyi. Widzieli, że trzecia ósemka rusza.
– Zrób mi przysługę i przebij mi serce – poprosiła cicho.
Dragon popatrzył jej w oczy. Przyłożył ostrze miecza do jej piersi.
– Poczekaj, chciałam ci powiedzieć, że...
W chwilę przed śmiercią zdecydowała powiedzieć mu prawdę, ale nie zdążyła mu powiedzieć, bo coś się stało. A stało się tak nagle...
Obydwoje myśleli, że to mała trąba powietrzna wywołana przez pustynny wiatr, lecz nie był to wiatr. To Seen i Marr dołączyli nagle w wir walki. To prawda, wpadli, wykorzystując swoje nadnaturalne własności. Właściwie nie swoje, ale moc mieczy. Widocznie starzec z osady się pomylił, oni zapomnieli o łańcuszku na biodrach Seen, lecz miecze nie straciły mocy. To może nie było honorowe, lecz czterdzieści dwoje przeciwko dwojgu, również nie było. W pierwszej chwili ani Dragonn, ani On-thi nie wiedzieli, co się dzieje. Zobaczyli, że bez jednego uderzenia mieczem cała następna ósemka napastników, padła martwa. Thor też nie wiedział, co się dzieje. Kiedy zorientował się, że ktoś pomaga napadniętej dwójce, rzucił wszystkie siły do ataku. Seen i Marr mieli wrażenie, że oni nie walczą. To miecze prowadziły ich ręce, a nie odwrotnie. Najpierw oni, mieczom trochę przeszkadzali, lecz nauczyli się po kilku chwilach łączyć się całkowicie z nimi. Te cudowne miecze miłości stały się na parę chwil mieczami śmierci. On-thi i Dragonn widzieli blond włosy Seen i ciemne Marr. Stali bez ruchu i patrzyli. Głowy spadały, ciała rozcięte na pół, drgające dłonie z trzymanymi mieczami, padały na ziemię. Po chwili zobaczyli, że to koniec. Przystojny ciemnowłosy młodzieniec z piękną, złotą spinką z rubinami, spinającą mu włosy i piękna jak bogini Seen. Zbroczeni krwią przeciwników. Nawet nie zmęczeni, bez najmniejszej rany. On-thi zobaczyła, że Thor ucieka na koniu. Teraz wszyscy to zobaczyli.
– Ty tchórzu – powiedziała On-thi.
Senn szepnęła coś cicho. Nikt nie usłyszał, tylko koń, którego dosiadał Thor. Towarzyszka Marra, szepnęła bardzo cicho ,,e-tche” co w języku konia znaczy „stój”. Rumak stanął jakby zatrzymany niewidzialną siłą, a zaskoczony Thor wyleciał z siodła wyrzucony siłą rozpędu. Jego koń zarżał, spojrzał na blondynkę i pogalopował do reszty braci i sióstr, bo wszystkie czterdzieści dwa konie napastników się rozbiegały po sawannie. Potem wolne jak wiatr konie pobiegły na pola sawanny.
Prawie tydzień później, grupa kupców napotkała na sawannie ciekawe znalezisko. Kłębowisko siodeł. Kiedy zaczęli je liczyć, doliczyli się czterdziestu trzech. Wszystkie miały to samo uszkodzenie. Przegryzione strzemiona. Tylko konie wiedziały, jak to się stało.
Tymczasem Thor zaczął zbierać się po upadku. Seen i Marr stali pośrodku kłębowiska trupów. Patrzyli bez słów na dwójkę zmęczonych ludzi, którzy powoli szli do potykającego się co chwilę Thora. Zawiadomione sępy i inne padlino żercze zwierzęta zwietrzyły krew. Z promienia pięciu mil zaczęły zbliżać się do miejsca, gdzie teraz stała Seen i Marr. Thor ranny lekko upadkiem, lecz sparaliżowany strachem stał z mieczem. Po jednej stronie stała piękna o ciemnomiedzianych włosach kobieta i trochę starszy przystojny mąż. Dragonn z wielką trudnością uniósł miecz.
– Zostaw. Twój miecz nie jest jego warty – rzekła On-thi.
Dragonn pierwszy raz w życiu jej posłuchał. Ona uniosła swój miecz.
– Broń się tchórzu, jeśli wygrasz, jesteś wolny.
On przez chwilę stał. W końcu pojął, co usłyszał. Z dziką furią rzucił się na ranną On-thi.
– Giń ognista dziwko – wrzasnął.
Skąd On-thi wzięła siłę, tylko bogowie wiedzieli. Z nauczoną przez Dragonn techniką odbijała i uderzała. Jej siłę stanowiła teraz gorycz odrzucenie, pogardzenie, a głównie pamięć nocy z Thor. W końcu jedno świetne cięcie rozcięło mu prawy nadgarstek. Niezbyt mocno, ale na tyle, by upuścił miecz. On-thi przystawiła mu miecz do szyi. Z największą trudnością podniosła jego miecz.
– Miej litość Harr, traktowałem cię dobrze, pamiętasz noce?
Próbował się uśmiechnąć.
– Chciałem tylko być wolny jak ptak.
– Tak, wiem. To za te noce – rzekła.
Jego miecz w jej prawicy, rozdzielił jego męskość. Odcięła jednym cięciem mu jądra i część członka. Już nic nie mogło go uratować, krew sączyła się szybko, a ból był nie do zniesienia.
Zanim ogromne fale bólu zdążyły go kołysać, usłyszał przez gęstą, czerwonosiną mgłę głos On-thi.
– Uwolnię cię z tego świata, jednak po drugiej stronie czekają na ciebie tylko demony.
Agonia jego nie trwała długo. On-thi szybkim prostym pchnięciem wbiła mu jego miecz w samo serce.
– Nie wiem, czy je miał – rzekła do Dragonn.
Nawet nie spojrzała na konającego Thor.
Serce Thor zrobiło tylko dwa uderzenia i zamarło.
Zwalił się bezwładnie jak kłoda na twarz. Rękojeść jego miecza zetknęła się z ziemią i popchnęła ostrze głęboko przez tors na wylot. On już tego nie czuł. Jego wolna dusza nie odleciała jednak do demonów. Zapłakała chwilę nad jego ciałem, obtarła łzy i poleciała do oceanu dusz, w ogrodzie Boga, by tańczyć z nimi radosny taniec...
Kulejąc, wsparci o siebie On-thi i Dragonn szli z powrotem w kierunku swoich wybawicieli.
– Co chciałaś mi powiedzieć, kiedy trzymałem ostrze na twojej piersi? – zapytał Dragonn.
– To nie ważne – rzekła On-thi.
Przez chwilę byli tak blisko wyzwolenia, jednak z każdym krokiem, bliżej swoich wybawicieli stygli i stygli. Kiedy stanęli przed Seen i Marr byli znowu dwoma, żywymi bryłami lodu.
– Dziękujemy – rzekła On-thi.
Dragonn nic nie powiedział najpierw, potem zapytał.
– Kto cię uczył?
Pytanie skierował do Marr.
– Mistrz At-a – odrzekł krótko chłopak.
– Poznałem go kiedyś – rzekł Dragonn. - Zapytał mnie, czy chce zabijać, czy bronić motyle. Powiedziałem, że nie wiem. On rzekł. ,,Kiedy będziesz wiedział, przyjdź znowu. Na razie nie mogę cię uczyć”.
I tak zawiązała się między nimi znajomość. Najdziwniejsza znajomość, jaką znała Ziemia. Dwie bryły lodu z dwoma płonącymi rydwanami miłości. O ile On-thi nie chciała zapomnieć, co dla nich zrobili, Dragonn robił wszystko, by o tym nie pamiętać. Jeszcze jedna rzecz stała się niejako od razu, natychmiast. Seen pokochała On-thi, czystą bezwarunkową miłością. Jako bardzo wrażliwa osoba odczuła cierpienie ciemnowłosej szatynki. Dała jej wszystko, co miła, by ukoić jej ból. Miłość jest jedyną rzeczą, którą dając całkowicie, niczego nie tracimy, a wręcz zyskujemy więcej. Towarzyszka Dragonna natomiast poczuła coś pierwszy raz. Jej najgłębsze wnętrze znalazło to, czego się okropnie bało. Szukała po omacku. Potem dzień po dniu jaśniej i bliżej. Oczywiście kochała Dragonn, oczywiście podobał się jej Marr, lecz odczucie jej nie myliło. Senn nigdy by jej nie porzuciła!
Pewnej nocy, kiedy leżeli razem na stepie, blisko pustyni, już wiedziała. Na chwilę pozbawiona zimna i ścian. Chciała powiedzieć jej. Nie wiedziała, że Seen obudziła się również. On-thi chciała obudzić Seen i powiedzieć jej, jak bardzo ją kocha i jak jej dobrze, że ona jest obok. On- thi zrozumiała w tym momencie, że to czego szukała całe zycie nie znajduje się w ciele mężczyzny, tylko kobiety. Tej kobiety, leżącej obok. Prawie gotowa była to zrobić. Chciała ją przytulić mocno i gorąco. Pragnęła położyć głowę na jej piersi obok serca. I wiedziała, że w tym uścisku mieściłaby się każda miłość. Matki do dziecka, żony do męża, siostry do brata. Wszystko. I nie tylko na płaszczyźnie uczuciowej, ale i fizycznej. To, co odczuła, było pełnym, wielowymiarowym spektrum miłości. Seen obudzona czekała, ale On-thi zaczęła się cofać, lecz to, co poczuła, trzymała i nie chciała stracić. Poczęła otaczać to, czym miała i znała. Bryłami lodu. Od tej chwili, gdzieś głęboko wiedziała, że zniesie wszystko, co przeżyła i jeszcze raz i więcej. Tylko nie to, jeśli Seen by ją odrzuciła. Tego nie mogłaby znieść. I nie tylko jej ciało by umarło. Miała pewność, że jeśliby to się stało, umarłaby jej dusza. Jej świadomość zaczęła produkować i kreować zagrożenie. Nie obawiała się o Dragonna. Tylko jedna osoba mogła zagrozić tej miłości. Marr.
Na płaszczyźnie fizycznej, Marr kochał i pragnął Seen. Podobała mu się jako kobieta On-thi. Czuł podświadomie, że cierpi z jakiś powodów. Widział w osobie Dragonn przystojnego męża o silnym charakterze i nie rozumiał, czemu nie zwróci się do On-thi, bo czuł, że ta w jakiś sposób go pragnie i kocha. Wiedział również, że jest w jakimś stopniu atrakcyjny dla On-thi. Nie absorbowało go to, kochał i pragnął Seen, doskonale.
Seen kochała i pragnęła prawie doskonale Marr. Kochała czystą, uczuciową miłością On-thi. Było w tym trochę pragnienie wynagrodzenia jej odrzucenia i tego, że On-thi nie mogła mieć dzieci, lecz nie była to miłość z litości. Najbardziej zbliżony wzorzec to kontynuacja miłości do Her-ge. Chociaż tylko pozornie, bo Seen kochała Her-ge jak matkę natomiast On-thi, kochała pełnym spektrum miłości. Dragonna kochała jak każdego człowieka (Kochała wszystko i wszystko kochało ją)
On-thi była biedna i spragniona uczucia. Pierwszy raz kochała człowieka, który określał się inaczej, niż kim był w rzeczywistości. Dla niej Dragonn był dobry. Kochała go i pragnęła jak kobieta mężczyznę. Nie sądziła, że ta miłość kiedyś zostanie wyjawiona. Czuła, że coś jest nie tak z jej druhem, lecz nie wiedziała co. Podobał się jako mężczyzna, Marr. Nie myślała nic więcej. W jej sercu nie było miejsca na dwa serca. Gościł tam tylko Dragonn.
Dragonn kochał On-thi bez myśli, że dopuści to przed sobą. Widział, że Seen jest piękna. W jego świadomości sex był ani dobry, ani zły. Mimo że uważał, że Seen jest piękna, nie czuł do niej nic na płaszczyźnie fizycznej. Nie myślał o tym, ale jeśli miałby z kimś mieć zbliżenie, to tylko z On-thi. To jeśli chodzi o Dragonn Kerr.
Na platformie fizycznej i uczuciowej. Przyjaźń z miłością w jednej parze o temperaturze ognia. W drugiej to samo o temperaturze płynnego helu.
Całkiem inaczej wyglądała sytuacja w głębokich zakamarkach podświadomości.
Najbardziej bliska pokoju w duszy była Seen. Nigdy nie miała ojca. W swoim czystym obrazie wirtualnego ojca Ur-tach przedstawiał się doskonale. Jednak jej dusza w młodym ciele została wzburzona, kiedy dowiedziała się co się stało z jej przyjaciółką O-zee. Niestety jej podświadomość postawiła pytanie: Gdyby Ur-tach postąpił jak ojciec O-zee?
Dlatego to nie Dragonn Kerr, a Kryształ wybrał ją jako małą Julię, a ta musiała przekonać się, że jej ojciec jest czysty. Dlatego Mark Ferbison musiał zdać próbę, której żaden człowiek by nie zdał.
Marr, syn króla. Od siódmego roku życia spędzał czas z mistrzem At-a, a przedtem spędzał czas w naturze z kochającą matką. Ponieważ At-a miał specjalny dar widzenia przyszłości, zobaczył, że Marr jest czymś, uprzedzony do kobiet. Dlatego wraz z rodzicami chłopca, chciał pomóc. Nie wiedział, że związana z tym sytuacja właśnie wpłynie na Marr, a jego największy wróg, zrodzi się z tego.
Po odnalezieniu Kryształu Dragonn Keer otrzymał moc. Mógł zrealizować swoje marzenie. Mógł zmienić świat, ale czy dzięki mocy, jaką dał mu Kryształ, mógł zwalczyć największy strach w sobie? Podświadomy strach Seen i Marr doprowadził ich do niemożliwej sytuacji. Jedyną najbliższą osobą dla Marr była Seen. Czy mogła pomóc mu w pokonaniu wroga w nim? Bardzo chciała. Kryształ wiedział, czego boi się Mark. Dlatego Julia mogła w tym pomóc. Jednak Seen pomyliła się w ocenie i zamiast pomóc Marr, sprawiła, że pokonanie dwóch wrogów w sobie stało się dla Marka niemożliwe. Czy rzeczywiście Seen kochała bezwarunkowo On-thi? Tak, widać to od razu, ponieważ Julia stała się dla niej jak córka, a Sara jak matka. Właśnie wzajemna miłość między matką a dzieckiem, jest najbardziej zbliżonym wzorcem miłości bezwarunkowej. Senn miała ciało Julii. Po pierwszych wizjach Seen i Marr sądzili, że Julia to młoda Seen. Dopiero później Senn uświadomiła sobie, że nie wie, kim jest Julia, lecz Senn słusznie wiedziała, że jedyną osobą, która pomoże jej otrzymać z powrotem swoje ciało, jest Marr, lecz aby to zrobić Marr musiał pokonać wroga w sobie, a właściwie dwóch. Seen chciała pomóc On-thi, ale nie wiedziała, czego ona boi się najbardziej. Kochała ją i była kochana przez nią. Jak mogła wiedzieć, że On-thi właśnie tego się boi, ponieważ obawiała się, że może to utracić? Gdyby Seen wiedziała, co to jest, próbowałaby rozwiązać tę potrójną zależność. I może jej starania przyniosłyby rezultat. Jednak uświadomiła sobie, że doszedł element, z którym nie wiedziała, jak sobie dać radę kompletnie. Nie wiedziała w końcu, kim jest Julia!
Dragonn sądził, że on wpędził ich w kłopoty, które ich poróżnią, wrzucając ich w przyszłość. Że doprowadzi to do zachwiania lub zniszczenia ich miłość. W rzeczywistości znowu za tym stał więcej Kryształ niż on.
On-thi niepłodna, porzucana, odpychana, żyła niejako pod klątwą. Jednak nadal pragnęła miłości. Trafiła w końcu na Dragonn Kerr, który nie był zły, jak sam sądził. On po prostu bał się miłości. Mimo że z pozorów On-thi była najbardziej nieszczęśliwa z całej czwórki, to jednak pragnęła miłości. Najbardziej nieszczęśliwy był właśnie Dragonn. Co robił przez 12 tysięcy lat? Uczył się, gromadził doświadczenie. Bo chciał zwyciężyć swojego wroga. On nie chciał tak naprawdę zniszczyć miłości Seen i Marr. Walczył z tym, czego zwalczyć nie mógł. Z miłością w sobie. Zbudował maszynę, którą mógł skanować myśli i uczucia. Po zniszczeniu króla i jego podwładnych nie chciał już zabijać. Był najsilniejszy, nieśmiertelny. Po co miałby zabijać? Kiedy, jak sądził, wysłał całą trójkę w przyszłość, obserwował ich posunięcia, myśli i pragnienia. Mimo to nie wiedział, czego naprawdę boi się Marr i nie za bardzo rozumiał posunięcia Seen. Obserwował On-thi, bo tak naprawdę tęsknił za nią, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał. Mimo że wrzucił ich do pętli czasu, znowu zrobił to Kryształ, a nie on. Potem próbował wielokrotnie zabrać On-thi z powrotem, ale nie potrafił. Ucieszył się w końcu, kiedy wróciła, co prawda nie w przeszłość, ale do jego miejsca w Orchard vally w Singapurze. Miał dowody przeciwko Marr. Chciał złamać On-thi. Dlaczego? Czy na pewno? To była ostatnia ,,deska ratunku” wroga w nim. Wiedział podświadomie, że przegrał, lecz jeszcze raz chciał przekonać siebie, że tak nie jest. ( Sytuacja w Orchard Vally w Singapurze będzie opisana później, bo jeszcze nie wiecie, co się stanie. Opisuję to, bo do tej pory nikt nie zrozumiał opowiadania, kiedy je publikowałem poprzednio).
Julia
Julia zobaczyła w bardzo słabym świetle, że Mark, jej ojciec wszedł do jej sypialni. Nadal czuła to miłe uczucie w ciele.
Dodaj komentarz