Nie jesteś taki jak on, prawda? cz 14

Nie zdawała sobie sprawy, że to Seen napełniła jej ciało podnieceniem, bo przecież jej mąż i kochanek Marr właśnie przyszedł, by być z nią.
I ona nie chciała, by to odczucie odeszło. Mark podszedł bliżej.
– Senn moja umiłowana. Jestem gotowy, wstań.
– Dlaczego nazywasz mnie Seen. Jestem Julią, twoją córką. – Senn nagle zniknęła z jej świadomości.
– Wiem. Jednak proszę cię, wstań. – Mark zrozumiał, że jest to ta pierwsza walka, o której wspominał czternastoletni Marr w rozmowie z Sa–Ra.
– Nie mam nic na sobie, wstydzę się.

Mark już wszystko zrozumiał i nie zamierzał się już poddać, cokolwiek jego wewnątrz wróg mu zgotuje.
– Pamiętasz hotel w Singapurze, wtedy chciałaś mi pokazać coś, a ja tego nie widziałem. Bałem się wówczas. I teraz też się boję.
– Tak, pamiętam – powiedziała Julia.
Mark w tej chwili uświadomił sobie, że jest Markiem i nie wie nic o Seen. Wiedział tylko, że jest tu jego córka, Julia, ale wiedział coś jeszcze. Tak musi się stać. Inaczej wszystko będzie stracone. Będzie się gmatwać od początku i znowu, i znowu. Musiał zrobić to teraz albo nigdy!
– Kocham cię Julio, zaufałem ci wtedy. Czy ty mi ufasz teraz, Julio?
– Tak, ufam ci. Kocham cię. Ty nie jesteś taki jak on, prawda? Nie jesteś jak ojciec mojej przyjaciółki O–zee, prawda?
– Nie Julio.
Ani on, ani ona nie myśleli o tym, że Julia nie wie kim jest O–zee, ani tym bardziej Mark tego nie wiedział.
Julia wstała, a Mark zapalił światło.
Julia przymknęła oczy, bo światło ją raziło. Wstydziła się, ale stanęła nago przed Markiem. Wstydziła się, ale nadal czuła to miłe uczucie, a ono nie malało, tylko rosło. Przypomniała sobie natychmiast pokój w hotelu w Singapurze. Wówczas miała to samo ciało i po prostu odkryła przed nim, chociaż wiedziała, że to jeszcze nie jest czas. Teraz stała przed Markiem i wiedziała, że jest podniecona. Mark zdecydowała się. Przez chwilę wiedział, że w tej walce nie pomoże mu moc Marr czy trening u mistrza At–a. Sam nieświadomie pozbawił się wszystkiego. Stał się teraz słaby, jak tylko człowiek potrafi być. Pozbawiony wszelkich mocy, jednak szczery i czysty w swoim sercu i duszy. A Julia stała przed nim bezbronna. Była bezbronna nie dlatego, że miała ciało dziewczynki. Była bezbronna nie dlatego, że stała przed nim naga. Była bezbronna, ponieważ wiedziała, że od tego, co zrobi Mark, zależało jej przyszłe istnienie. Trwało to chwilę. Julia trwała w tym odczuciu. Wiedziała, kim jest i wiedziała, dlaczego to robi. Coś w głębi jej kazało jej to robić, z drugiej strony, tłumaczyło, czemu jest to konieczne.
Mark coś powiedział, ale ona nie usłyszała. Znowu czas się zatrzymał. Tak jak wówczas, zanim weszli do pokoju hotelowego w Singapurze. Teraz ona znalazła się gdzieś indziej i wiedziała, dlaczego tak się stało. Teraz była tylko Julią, ale powiedziała imię przyjaciółki, jaką miała Seen w swojej młodości. O–zee. Teraz stało się coś wyjątkowego. W tej jednej sekundzie, dzięki Julii, Seen zrozumiała, czego bała się przez całe dorosłe życie. Przypomniała sobie, co zdarzyło się, kiedy miała jedenaście lat.
Kiedy Seen miała jedenaście lat, tam w osadzie gdzie mieszkała, czternaście tysięcy lat temu, miała przyjaciółkę… O–zee. I teraz Seen wróciła pamięcią w przeszłość, a Julia, w czystej świadomości, przeniosła się tam by być świadkiem tego, co się wówczas wydarzyło.
 O–zee
Seen mieszkała z matką. W swojej osadzie miała kilku rówieśników. Her–ge piastowała funkcję przewodniczącej starszyzny. Nie tylko z powodu, że nikt w okolicy tygodni jazdy koniem, nie dorównywał jej w drodze miecza. Mieszkańcy osady uznawali jej mądrość. Seen była posłuszną córką. Skromną, mimo że wiedziała ze słyszenia, że uznają ją za najpiękniejszą ze wszystkich kobiet. Chociaż miała dopiero jedenaście lat. Na tę ocenę nie składała się tylko jej zewnętrzna uroda, chociaż ta, jako taka, nie miała skazy. Seen, jako jedyna ze znanych osób miała złote włosy i błękitne oczy o kolorze szafiru. Ciało miała harmonijnie zbudowane, gładką skórę. Usta, nos, brwi. Każda część jej ciała sama w sobie była arcydziełem. Jednak jej prawdziwe piękno, stanowiła jej dusza. Coś miała w sobie, że wszyscy do niej lgnęli i dobrze się czuli w jej towarzystwie. I nie tylko ludzie. Seen kochała wszystko i wszystko zdawało się odwzajemniać jej to uczucie. Chłopcy, jej rówieśnicy i nieco starsi, czuli się nieco onieśmieleni w jej towarzystwie, a ona sama nie próbowała tego zmienić. I to dotyczyło również strony żeńskiej. Z jednym wyjątkiem. O–zee. Jej jedyna i najbliższa przyjaciółka była tylko kilka miesięcy starsza od niej. Ich przyjaźń zawiązała się, kiedy Seen skończyła siedem lat. A zaczęło się to zaraz po tym, jak zmarła matka O–zee. Osada jako całość dbała o wspólnotę. Strata jednego z rodziców, dla dziecka szczególnie w młodym wieku, jest ciężkim przeżyciem. Szczególnie kiedy jest to matka i to dobra matka. Dziewczynki zaczęły rozmawiać, bawić się. Ojciec O–zee starał się zastąpić córce stratę. I tym rósł w jej oczach. Z biegiem czasu i w oczach Seen. Seen była nieco skryta, natomiast O–zee nie miała przed nią sekretów. Było jeszcze coś, co zasługiwało na uwagę. O–zee była również ładna i dobra. A dla Seen, piękna. Spędzały z sobą wolny czas, jeśli go miały. Kiedy Seen skończyła dziesięć lat, Hur–nam, bo tak miał na imię ojciec O–zee, złożył Her–ge propozycję małżeńską. Był postawnym mężem o jasnym obliczu. Rozmawiali długo, ale w końcu Her–ge odmówiła. W swoim sercu kochała nadal Ur–tach i nie zamierzała wiązać się z nikim. Miała Seen. Hur–nam zrozumiał. Jej odmowa nie wpłynęła jednak na przyjaźń między O–zee i Seen. Wręcz przeciwnie, ich serca jeszcze bardziej się zbliżyły. Po jakimś czasie Seen złapała się na tym, że trochę zazdrości swojej przyjaciółce, że ta ma ojca. I to jakiego!
Jednak po pewnym czasie blondynka zaczęła coś odczuwać. Najpierw nie widziała nic, ale po jakimś czasie pojedyncze słowa O–zee ułożyły się w całość. I na całym misterium ideału ojca w osobie Hur–nam, zarysowały się delikatne skazy.
Błękitnooka skończyła jedenaście lat. Miała drobne, lecz silne ciało. Głównie od treningu z mieczem. Her–ge uczyła ją już od pięciu lat. Seen miała silne nogi i ręce z zarysem mięśni. Tak więc do złotych włosów, pięknych szafirowych oczu, pięknej twarzy doszło jeszcze idealne ciało. O–zee miała dwanaście lat bez czterech miesięcy. O ile Seen wyglądała na swój wiek to O–zee przypominała już kobietę. W tym klimacie i czasie dziewczynki dorastały szybciej i zdarzało się, że czternastolatki były gotowe do macierzyństwa. O–zee miała ukształtowane piersi, silne ręce i mocne nogi od ciężkiej pracy w domu i roli. Większość kobiet z osady, poza pracą w domu, pracowała na małych poletkach, opodal swoich chat. Her–ge, jedna z niewielu, nie uprawiała swojego poletka. Ponieważ matka Seen, była głową starszyzny, cała społeczność osady darowała jej ten przywilej. Jej ziemię uprawiali jej sąsiedzi, a osada dbała, by nic jej, ani Seen, nie brakowało.
Przyjaźń między dziewczynkami umacniała się coraz bardziej i po pewnym czasie stały się dla siebie bratnimi duszami. O– zee miała mało wolnego czasu, ponieważ z wyboru serca zajmowała się domem Hur–nam i wykonywała wszystkie obowiązki, które zazwyczaj wypełnia kobieta w domu. Jeżeli miała czas dla siebie, spędzała go tylko z Seen. Ich codzienne rozmowy przebiegały podobnie, ale tego dnia, wrażliwa dusza Seen wyczuła różnicę.
– Wczoraj zrobiłam dobry obiad dla ojca i dla mnie – rzekła O–zee.
– Ja też czasem gotuję – odrzekła Seen.
– Tata mówi, że gotuję nawet lepiej od mamy – powiedziała O–zee.
Na jej twarzy przebiegł krótki grymas.
– Co się stała?– zapytała Seen.
Była bystra i dostrzegła coś na twarzy przyjaciółki.
– Nic, nic – szepnęła O–zee. – Ojciec był bardzo zadowolony, ucieszył się, wziął mnie na ręce i pocałował.
– Tak i co? – zapytała Seen, bo czuła, że coś jest nie tak.
– Nie wiem, może stało się to przypadkowo, ale pocałował mnie inaczej.
– Jak to inaczej? – zapytała Seen.
– Czasem całował mnie już przedtem w usta, ale to było inaczej – powiedziała tylko O–zee.
Jak wytłumaczyć komuś smak owocu, jeśli się go nigdy nie jadło? O–zee nie mówiła detali i Seen nie wiedziała, że Hur–nam pocałował swoją córkę jak kochankę. Seen nie dopytywała się szczegółów, ale jej delikatna dusza wiedziała, że to, co zrobił Hur–nam, nie było czyste.
Minęło kilka dni. Na pozór, wszystko płynęło jak poprzednio. Jednak Seen dostrzegała jakiś smutek u swojej przyjaciółki. Prawie niedostrzegalny.
– Wszystko dobrze, O–zee?
– Tak, wszystko, jak najlepiej.
– Ale coś cię trapi, ja czuję – szepnęła Seen.
Znajdowały się daleko za osadą, tam, gdzie płaski step przechodził w górzystą okolicę. Poza małymi wzgórkami znajdowała się tu skała, wysoka i strzelista. Nazywano ją ,,Ścianą płaczu”. I nikt nie wiedział, dlaczego miała taką nazwę. Skała wznosiła się przeszło sto jardów do góry i ze szczytu można było zobaczyć daleki horyzont. Nieco tylko stroma, porośnięta krzakami i kilkoma drzewami z jednej strony, stanowiła doskonały punkt obserwacyjny. Z przeciwnej strony, spadała prawie pionowym urwiskiem w dół. O–zee odwróciła się nagle i wzięła Seen za ramiona.
– Czy sądzisz, że jestem ładna? – zapytała.
– Ładna, to za mało. Jesteś piękna, O–zee.
– Nie tak jak ty, Seen.
– Wiem, że wszyscy tak mówią – powiedziała skromnie Seen. – Powiem ci coś – powiedziała, uśmiechając się – dla mnie ty jesteś najpiękniejsza.
O–zee uśmiechnęła się nieznacznie.
– To już jesteś drugą osobą, która mi to powiedziała – szepnęła O–zee.
I znowu na ułamek chwili posmutniała.
Seen zatrzymała się i wnikliwie popatrzyła na przyjaciółkę.
– Nigdy nie miałaś wobec mnie sekretów. Wiesz, że nikomu ich nie mówię, nawet matce – rzekła Seen.
– Dobrze, powiem ci – szepnęła O–zee.
– Wczoraj miałam wiele zajęć, dlatego nie mogłam się z tobą zobaczyć. Sprzątałam izbę, prałam w balii swoje ubrania i ojca. Potem ugotowałam strawę. Wrócił mniej więcej o tej porze, co teraz. Mówił o polowaniu, przyniósł dwa króliki i lisa. Powiedział, że ma prezent dla mnie. Dostałam od niego coś, czego jeszcze nie widziałam. Suknię, delikatną z cienkiego jedwabiu, przetykanego złotymi nićmi. Prosił, abym przymierzyła, więc to zrobiłam. Założyłam ten śliczny ubiór na konopną bieliznę. Hur–nam poprosił, żebym włożyła sukienkę na gołe ciało, bo tak będzie lepiej pasować.
Seen zwróciła uwagę, że O–zee powiedziała jego imię zamiast ojciec” lub ,,tata”. Jednak nic na to nie powiedziała.
– Trochę się krępowałam, bo suknia była bardzo cieniutka, prawie przezroczysta, ale zrobiłam, o co prosił. Kiedy pokazałam mu się, powiedział, że jestem najpiękniejsza na świecie. Ja ucieszyłam się z tego, co powiedział. Jednak powiedziałam, że ty jesteś piękniejsza. Hur–nam powiedział, że dla niego, ja jestem. Potem podszedł do mnie, całował mnie tak jak kilka dni temu... i szeptał, że jestem śliczna jak bogini.
Z oczu O–zee popłynęły dwie łzy.
– Całował nie tylko moje usta, ale również piersi, biodra i uda. Ten materiał to prawie nic, więc czułam... Ja go nie hamowałam, było mi miło, nawet bardzo, ale cały czas myślałam, że on nie powinien tego robić – powiedziała cicho.
– Czy było coś jeszcze?
– Nie, nic – powiedziała O–zee. – Powiedział tylko, że szukał żony, ale teraz już nie będzie.
– Jesteś jego córką, nie możesz być jego żoną – powiedziała Seen.
– Kocham go i staram się bardzo, by mu nie brakowało pomocy w domu. Gotuję, sprzątam, uprawiam ogród, ale czuję, że on chce tego, czego mu dać nie mogę i nie chcę – szepnęła O–zee.
– Też tak myślę, ale nie jestem do końca pewna – szepnęła Seen.– Może zapytam mamy, ona jest taka mądra, co myślisz o tym?
– Obiecaj, że nie powiesz nikomu – szepnęła O–zee.
Chwyciła Seen za ramiona.
– Dobrze, O–zee, nie powiem nikomu – szepnęła Seen.
Tuliły się chwilę.
– Sama mu to powiem. Jest silny, ale zawsze bardzo delikatny dla mnie. Na pewno zrozumie – powiedziała cicho O–zee.
Następnego wieczoru O–zee przybiegła przed zachodem do domu Her–ge.
– Wiem, że jest już późno, czy mogę tylko powiedzieć słówko dla Seen, szanowna Her–ge?
– Tak O–zee, wejdź, proszę.
Seen szykowała łoża do spania. W komnacie paliły się kaganki. Twarz O–zee była rozpromieniona.
– Wszystko dobrze – szepnęła uradowana.– Powiedziałam mu, co leżało mi na sercu, a on powiedział, że mnie kocha i nigdy już tak nie zrobi – szepnęła O–zee.
Wybiegła z chaty. Seen ucieszyła się z tej wiadomości. Spała spokojnie. Następnego dnia od czasu kiedy słońce przeszło najwyższy punkt nieba, zaczęła czuć się dziwnie.
– Matko, pójdę do O–zee, chyba że masz dla mnie zajęcia.
– Nie oddalajcie się za bardzo i pamiętaj, że mamy dzisiaj szlifować technikę walki. Chociaż już dawno mnie przewyższasz w drodze miecza.
– Dobrze mamusiu, pamiętam – rzekła Seen.
Chata Hur–nam była pusta. Seen podniosła kamień, pod którym O–zee zostawiała czasem wiadomości. Seen miała podobną skrytkę koło swojego domostwa. Pod kamieniem leżała wiadomość. Z tego, co zrozumiała Seen, Hur–nam zabrał O–zee na polowanie. Był to duży zaszczyt. Często ojciec zabierał ze sobą syna na polowanie. Uważano to za świadectwo dorosłości. Prawie nigdy nie zdarzało się, by ojciec zabierał córkę. W pierwszej chwili Seen się ucieszyła, lecz jej wnętrze mówiło, że stało się coś strasznego. Mimo obietnicy danej matce pobiegła jak gazela w kierunku ,,Ściany płaczu”. Zatrzymała się w odległości podwójnego strzału z dobrej kuszy. Zauważyła w oddali sylwetkę. Zaczęła biec dalej, mimo, że nie miała już sił, a w ciele  

brakło tchu. Jej przeczucia nie zawiodło ją. Coś bardzo złego się stało. O–zee stała. Jej ubranie było porwane, zarówno górna, jak i dolna część. Jej ciało miało kilka zadrapań, które nie mogły spowodować takiej ilości krwi na jej ubraniu, nogach i twarzy.
– O–zee, co się stało! – krzyknęła Seen.
– Lew, lew go rozszarpał – wyszeptała tylko O–zee.
– O Słońce, czy nie jesteś ranna?
– Nie – szepnęła.
Wtuliła się w ramiona Seen jak pisklę pod skrzydła matki.
– Już dobrze, kochanie – szepnęła Seen.
Zaczęły iść w kierunku osady.
– Ja, ja nie chciałam – szeptała cicho O–zee.
– Już dobrze O–zee. Wszystko dobrze, nic nie mów.
O–zee szła wsparta o ramię Seen. Nagle wiedza niewiadomego pochodzenia uderzyła Seen. Stanęła naprzeciw przyjaciółki. Seen nie była głupia i wiedziała dużo, a jeszcze więcej odczuwała. Czuła, a kiedy spojrzała na uda przyjaciółki, zrozumiała. Po wewnętrznej stronie uda O–zee była krew. Jej krew!
– Może powinnam była powiedzieć wówczas, Her–ge – szepnęła tylko.
Senn bardzo szanowała starszych, a szczególnie matkę. Jeszcze nigdy nie nazwała matki po imieniu.
– Powiedział, że zabiera mnie na polowanie. Byłam taka szczęśliwa i dumna… Kiedy doszliśmy do wzgórza, zaczął mnie całować, dotykać. Prosiłam. Mówiłam, że nie chcę, że obiecał… On szeptał, że jestem piękna, że tak dawno nie miał kobiety... Broniłam się... ale był silniejszy... To bolało... ale nie o ból ciała idzie… Dlaczego, dlaczego tak?
Kiedy skończył… powiedział, że żałuje... W chwilę potem pojawił się lew, nie wiem, jak się tam znalazł...
O–zee wyglądała na spokojną.
– Zabił go jednym uderzeniem łapy. Rozdarł Hur–nam od twarzy aż do brzucha i dalej. Potem podszedł do mnie... Ja wcale nie czułam strachu... Popatrzył na mnie i odszedł. Coś we mnie wstąpiło, zaczęłam bić ciało Hur–nam. To jego krew.
– Już dobrze O–zee – szepnęła Seen.
– Wiesz, że nie – szepnęła O–zee.– Ja nie potrafię z tym żyć...
Senn chciała ją zatrzymać, ale nie mogła. Chciała płakać, ale też nie potrafiła...
Szła za O–zee, chociaż ta zniknęła już z jej oczu. Doszła do podnóża ,,Ściany płaczu”. Leżały tam rozerwane zwłoki Hur–nam. Seen dostrzegła swoją przyjaciółkę, jak ta wchodzi wyżej i wyżej...
Potem nie pamiętała, co się stało. Znalazła się w chacie.
– Matko, Hur–nam rozerwał lew… O–zee. Ściana płaczu... Omdlała.
Za jakiś czas, kiedy czerwona tarcza króla nieba schowała swoje krwawe oblicze, grupa dwunastu mieszkańców osady z pochodniami doszła do podnóża góry. Seen szła z nimi. Najpierw znaleźli ciało Hur–nam. Her–ge i reszta starszyzny zaczęła wchodzić na górę. Seen samotna, bez pochodni, zaczęła obchodzić górę. Nie mogła wiedzieć, że księżyc mimo bliskiej pełni, nie mógł dać tak mocnego światła.
Na skalnym podnóżu zobaczyła O–zee. Ta wyglądała, jakby spała. Seen patrzyła na jej martwe ciało. Miała krew na ubraniu tak jak poprzednio. Seen nie widziała nienaturalnie położonych kończyn lub rozbitej głowy. Wiedział jednak na pewno, że jej jedyna przyjaciółka, O–zee, jest martwa. I wtedy dostrzegła lwa. Był ogromny. Nigdy nie widziała podobnego. Ani wcześniej, ani później.
W pierwszej chwili poczuła strach, ale tylko przez ułamek chwili. Lew patrzył na nią. Zobaczyła jego oczy. I przestała się bać. W chwilę potem lew wydał ryk tak ogromny, że słyszano go ponoć w osadzie, lecz dla Seen był to tylko cichy pomruk. Lew spojrzał jeszcze raz na Seen i zaczął odchodzić w głąb sawanny. Senn zaczęła płakać. Płakała długo. Nadal była sama.
– Do zobaczenia kochanie – szepnęła do O–zee.
Czekała i nie wiedziała jak długo...
– Nic ci nie jest? – zapytała Her–ge, kiedy zobaczyła córkę.
Dopiero teraz dostrzegła ciało O–zee.
– Musimy wytropić tego zabójcę – Her–ge i Seen usłyszały głosy starszyzny.
Senn usłyszała swój głos.
– Nie róbcie tego, to nie był zwykły lew. On dokonał sądu – szepnęła.
Na drugi dzień, kiedy spalono ciało O–zee, wszyscy usłyszeli jego ryk jeszcze raz. Potem już nigdy go nikt nie widział ani nie słyszał. Poprzedniej nocy stało się jeszcze coś wyjątkowego. Chciano zabrać również zwłoki Hur–nam.
– Zostawcie ciało, a nawet nie dotykajcie – szepnęła Seen. – Jeżeli to zrobicie, lew wróci i zabije wszystkich ludzi osady.
Nie wiadomo czemu jej uwierzyli, ale tak się stało. Ciało Hur–nam zjadły ptaki, hijeny a resztę robaki. Zostały tylko kości i strzępy ubrania.
W tej chwili Seen uświadomiła sobie, dlaczego góra nazywa się ,,Ściana płaczu”.
To dziwne, ale nikt poza nią nie uronił łzy po stracie O–zee.
*
Julia powróciła do świadomości. Usłyszała głos Marka.
– Widzisz swoje blizny na ramieniu i udzie? – zapytał.
Julia spojrzała na miejsca, które opisał Mark.
– Trudno mi zobaczyć powyżej obojczyka – odrzekła.
Popatrzyła na Marka, a potem spojrzała na swoje udo, blisko łona.
– Nie widzę nic. A ty, widzisz?
Mark podszedł bliżej. Julia poczuła, że kiedy podszedł, zrobiło jej się jeszcze milej i zapragnęła, żeby to trwało. W jednej chwili zrozumiała, czemu jest jej miło. Odczuwała miłe mrowienie w dolnej części pleców i dolnej części brzucha. Czuła również, że jej małe piersi są napięte, lecz czuła, jako Julia. I nagle uświadomiła sobie, że nie jest córką Marka ani Sary. Zrozumiała kim jest. Miała pewność, że jest czysta. I wiedziała, że TO musi się stać. Że to jest jej jedyna droga. Tylko tak NIEMOŻLIWE, stanie się możliwe. Przez ułamek chwili, Julia odczuła, co czuje Mark. Uświadomiła sobie prawdę. W tej chwili poczuła rozkosz niewspółmiernie większą do tej, którą czuła poprzednio, lecz jej rodzaj był całkiem inny. Zrozumiała i poczuła, że jej jedyne marzenie się spełni, ponieważ miała pewność, że Mark jej ojciec, którym był i nie był nie czuje nic poza miłością, jako może mieć tylko Bóg.
– Nie widzę nic – powiedział Mark.
– Co teraz? – zapytała Julia.
– Nie wiem – odrzekł Mark. Wiem tylko, że bardzo się boję.
Drżał ze strachu, tylko ze strachu. Wiedział, że kiedyś już się tak bał, lecz wówczas przegrał. Teraz wiedział, że nie przegra, chociaż odczuwał większy strach.
– I co teraz zrobimy? – zapytała Julia.
Drżała, ale nie ze strachu.
– Zrobię to, co zechcesz – odpowiedział Mark.
– Nie jesteś taki jak on, prawda?
– Nie rozumiem, o kim mówisz?

– Nie jesteś jak ojciec O–zee? – zapytała znowu Julia.
– Nie znam O–zee ani jej ojca, ale czuję, co mówisz. Nie, nie jestem – powiedział Mark.
Rozkosz w środku ciała Julii doszła szczytu, oczywiście nie miała już nic z fizyczności, to była czysta duchowa ekstaza, jaką odczuła Linda, kiedy Mark jako Marr ją pocałował tylko daleko mocniejsza. Już miała pewność, ponieważ wiedziała, że Seen pokonała swój strach. Nie chciała, a może nie mogła powiedzieć Markowi, że on zna O–zee i jej ojca...
– Pocałuj moje usta z miłością – powiedziała tylko.
Mark podszedł do niej.
– Jesteś Julią, kocham cię. Jesteś moją córką i nie mogę tego zrobić.
– Ale ja pragnę, byś to zrobił.
Nie mogła mu powiedzieć, że nie jest jego córką, mimo, że to by mu pomogło.
– Gdybym to zrobił, byłbym podobny do ojca, O–zee, a taki nie jestem.
Nagle Mark zobaczył coś innego, chociaż czuł wszystko w ciele dorosłego Marka. To nie była wizja. Zobaczył dwunastoletniego Marr stojącego przed małą Sa–Ra. Lecz po chwili znowu nie miał pewności czy przed nim jest Sa–Ra, czy Julia. Wiedział tylko, że teraz zwyciężył. Wiedział jeszcze coś, czego nikt nie mógł wiedzieć. Miał bowiem pewność, że umarł, lecz ktoś go ożywił.
Czy można zrobić coś, co wygląda na złe, a złe nie jest.? Czy można uczynić coś, co wygląda na nieczyste, a jest najczystsze? Czy można uczynić akt wyglądający na pożądanie ciała, a akt ten jest tylko czystą miłością? Julia wiedziała, że tak.
Przez ułamek chwili istniały obie, Julia i Seen. I obie wiedziały, że od tego, co uczyni Mark, zależy wiele. O ile dla Seen było to kwestią czy otrzyma swoje ciało na stałe, dla Julii było to sprawą istnienia. Istnienia w ciele i duszy. Teraz Seen się wycofała. Wiedziała, że nie może dać więcej żadnej wskazówki dla Marr. Kiedy zostawiła Julię, poczuła, że pozostawiła w niej pragnienie do Marr. To łączące się z pragnieniem cielesnej pieszczoty. Zadrżała w jednej chwili, ale odczuła coś nieodgadnionego i wiedziała, że jej umiłowany podoła próbie.
Marr musiał podjąć decyzję i uczynić coś jako Mark, ojciec Julii. A Julia nie mogła mu powiedzieć, co wie, ale mogła mu powiedzieć tylko jedno. I miała pewność, że to wystarczy.
– Pocałuj moje usta z miłością, bo tylko tak możesz pomóc mi, sobie i jeszcze trzem osobom. Nie mogę ci powiedzieć więcej, chociaż by ci to pomogło. Przez całe moje krótkie życie miałam do ciebie zaufanie. I ty miałeś zaufanie do mnie i do siebie. Uwierz mi teraz tylko w jedną rzecz. Mimo że pocałujesz moje usta z miłością, nie będziesz jak ojciec O–zee, lub jemu podobnym. Spójrz w głębię swojego serca, a zobaczysz, kim jesteś! Czy nie ratowałbyś życia swojej córki, gdyby się topiła i czy nie uczyniłbyś cokolwiek to możliwe, by przywrócić ją do życia? A teraz nie chodzi tylko o życie i ciało, ale jeszcze o coś ważniejszego. To nie jest ważne, CO się robi, ale DLACZEGO. Ty, tylko ty i nikt inny wie, o jaki pocałunek mi chodzi.
Mark patrzył chwilę w oczy Julii. Miały śliczny, błękitny, wpadający w szafir kolor. Mark dostrzegł pierwszy raz, że Julia jest piękna. Całe ciało bez skazy. Bez strachu patrzył wnikliwie na jej nagą postać. Nie dostrzegł ani blizn po strzałach, jakie widział w Singapurze i nie dostrzegł znamion na biodrze. Zrozumiał, że widzi Julię, pierwszy raz. Uświadomił sobie, że w Perth, swoimi słowami spowodował jej łzy, ale wówczas powiedział prawdę. Wówczas TA Julia zaistniała pierwszy raz. I zrozumiał coś jeszcze. Że jeśli nie zrobi tego, o co go prosi, że jeśli nie pocałuje jej ust z miłością, nie ujrzy jej więcej. Cała jej postać była jak czysty diament.
– Pocałuj moje usta z miłością – poprosiła go jeszcze raz. – Ten pocałunek da życie i wolność.
Mark już się zdecydował i nic go nie mogło powstrzymać. Strach czymkolwiek lub kimkolwiek był, zdecydował się na ostateczność. Objawił mu, co dzieje się z Julią. Mark był dorosłym mężczyzną, miał doświadczenie i umiał dostrzegać. Julia stała z rozchylonymi ustami, ale oddychała przez nos i jej nozdrza falowały delikatnie. Stał zupełnie blisko i nie mógł się mylić. Julia była podniecona i pragnęła kontaktu. Mark wiedział, co czuje, ale jeszcze raz to zweryfikował. Nie czuł nic w sensie fizycznym. Był czystą miłością. Ukląkł przed Julią, ujął jej głowę w dłonie. Bez bojaźni, z pełną świadomością, pocałował jej usta. Wiedział, też, że jego wróg przegrał. Chciał go oszukać, pokazując mu, że mała Julia jest podniecona fizycznie. On wiedział, że to była tylko ekstaza radości, że da jej życie.
Oderwał usta od jej warg, czuł jeszcze ich wilgoć.  
Przypomniał sobie słodycz pocałunków Seen, lecz to nie były usta Seen.
– Masz nadal ciało Julii – powiedział.
– Spójrz na moje biodra.
Zrobił to. Jego oczy otworzyły się i zobaczył. Jej biodra opasywał delikatny złoty łańcuszek, a na jego środku odchodził w dół łańcuszek z rubinem na końcu, który teraz był częściowo ukryty wśród złotych loczków jej łona. Biodra Julii rozrosły się w ułamku chwili. Marr podniósł swe oczy i zobaczył dojrzałe ciało Seen. Pofalowane, gęste złote włosy Seen okrywały jej kuliste, jędrne piersi. Przed nim stała dorosła Seen, jaką poznał czternaście tysięcy lat temu, na stepie. Miała blizny po strzałach, jak i znamiona na biodrze.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i fantasy, użył 4953 słów i 26952 znaków.

Dodaj komentarz