Nie jesteś taki jak on, prawda? cz 7

Julia
Mark przysypiał, to znowu się budził a wówczas, zerkał na Julię, wspartą na ramieniu Sary. Mark raz widział ją jako Julię, znowu jako Seen, w tej ślicznej sukni. Nie miał pewności czy za to jest odpowiedzialny Dragonn, czy jest jeszcze coś innego. Rozmyślał ostatnią konwersację. Czy to możliwe, że istotnie Sara nigdy nie była w ciąży! Wobec tego, kim jest Julia? Czy jest młodą Seen z czasu, gdy jej matka żyła? Jako Mark czuł się jej ojcem. Dla Sary był mężem i kochał ją. Jego serce mówiło mu, że ona go też kocha. Wszystko, by było łatwiejsze, gdyby nie ten układ rodzinny. Wiedział na pewno, że Julia pragnie go fizycznie w swoim młodym ciele, lecz pragnęła go czystą miłością Seen, jego żony i kochanki. Wiedział również, że Seen nie jest zazdrosna o Sarę lub lepiej, On–thi. Nie mógł tego pojąć, ale nie mylił się w tym. Nie próbował rozważać słów Julii, że będzie jej córką i że wszystko będzie dobrze. Czy to może się stać?
Z drugiej strony to wszystko było tak nierealne, a jednak tak było. Mark nie zdawał sobie sprawy z tego, co Julia powiedziała do Sary w samolocie. Julia powiedziała, że Sara będzie jej mamą, lecz wcale nie powiedziała, że Mark będzie jej ojcem. Może nie zwrócił na to uwagi, lecz bardziej prawdopodobne było to, że jego uwaga pochłonięta była czymś innym. Usilnie omijał odczucie, co dzieje się wówczas w Julii. Mimo że sprawy z tym związane, nie działały na niego, kiedy dowiedział się o tym pierwszy raz, cały czas, wpływało to na niego trochę osłabiająco. Sam starał się nie oceniać nikogo. Wiedział, że jest czysty w swoim sercu. Kiedy jako Mark uświadomił sobie, że jest naprawdę lordem Marr, synem króla sprzed czternastu tysiącleci, dopuszczał, że mógłby kochać Seen, kiedy ta miała jedenaście czy dwanaście lat, chociaż nie pamiętał o tym. Wiedział ponad wszelką wątpliwość, że jeśli to miało miejsce, to była to miłość czysto uczuciowa. Jego sumienie i wyobraźnia nie obejmowała tego faktu inaczej. Nie pamiętał, żeby jako Mark lub Marr, nawet na sekundę miał pragnienie kochania się z tak młodym ciałem. Pamiętał doskonale, że pokochał Seen od pierwszego momentu, kiedy ją zobaczył. Nieraz karcił się w duchu, że kiedy wysysał jej truciznę z uda, trzymał o sekundę za długo dłoń blisko jej intymności, ale przecież Seen miała wtedy ponad dwadzieścia pięć lat i była dorosłą, dojrzałą kobietą. Unikał myśli o tym, co naprawdę czuje Julia, kiedy mówi mu o tym, że go pragnie.

Ludzie boją się różnych rzeczy: pająków, węży, ciemności, bólu. Czego najbardziej obawiał się Mark, lub raczej Marr?
Jego osobisty wróg leżał ukryty, bardzo głęboko, w jego podświadomości. Dla niego stanowiło to ogrom, mimo że dla kogoś innego, mogło to być banalną rzeczą, zupełnie bez znaczenia. Nie zdawał sobie sprawy, że nie tylko Dragonn jest w to, zamieszany, ale również tajemniczy kryształ.
Sam kryształ nie był ani dobry, ani zły. On tylko coś transformował. Mark nie wiedział, że oni wszyscy, staną w końcu przed tym, czego najbardziej nie chcą doświadczyć. W przeciwnym razie wszystko by się bardziej gmatwało... ciągle i, ciągle i zostaliby złapani w niekończący się krąg pułapki czasu, gdzie koniec stawał się początkiem i tak bez końca, w nieskończoność.
Cały czas, kiedy Mark wiedział, że jest Lordem Marr, zastanawiał się, która rzeczywistość jest prawdą, a która urojeniem. Teraz miał wizje z przeszłości, a kiedy był w przeszłości, miał wizje przyszłości. Jak do tej pory czuł, że to teraz jest rzeczywistością, a tamto urojeniem. Zaczął zastanawiać się, co go czeka w Singapurze. Sądził, że z Leonem pójdzie mu łatwo. Nie miał pojęcia co czeka go z Dragonnem Kerr. Wiedział, jak tamten wygląda, mimo że nie widział go w żadnej wizji. Nie przyszło mu do głowy, że ten trwa niezmieniony od dwunastu tysięcy lat, żyje niejako poza czasem i nabiera DOŚWIADCZENIA od tak długiego czasu.
Ludzie staja się mądrzejsi, przynajmniej niektórzy, po nabraniu pięćdziesięciu, czasem sześćdziesięciu lat doświadczeń życia. Dragonn Kerr, miał moc i UCZYŁ się od dwunastu tysięcy lat! Mark nie zastanawiał się nad tym, jak Dragonn, musi być mądry. Sam Dragonn Kerr zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział prawie wszystko. Miał poza tym, dwa cudowne miecze, które co prawda nie mogły mu pomóc, ale miały specjalne znaczenie dla Seen i Marr. Oczywiście dla Marka i Julii również.
Tej pierwszej rzeczy nie wiedział Dragonn. Sam „wrzucił” lorda Marr i księżniczkę Seen do pętli czasu. Gdyby nie mały błąd, który popełnił, zupełnie bezwiednie, kto wie co, by się stało. Seen miała coś na sobie. A on, nie wiedział, że Seen, to ma.
Tymczasem samolot schodził do lądowania w Singapurze. Tam poniżej, w bardzo bogatym mieście–państwie, w Orchard River Vally, czekał na nich ten, który trwał niezmienny. Dragonn Keer.
  
Czworo przyjaciół

Musimy coś zjeść – powiedział lord Marr.
– I coś wypić – rzekła Seen.
– Coś zjeść – odrzekł.
– Czujesz, gdzie oni są?
– Tak, mój panie – rzekła, piękna Seen.
– Wiesz moja ukochana, że nie jestem twoim panem?
– Tak, wiem, mój panie.
– A jeśli ci zakażę tak mówić, to co zrobisz?
– Nie zrobisz tego.
– Nie, a to dlaczego?
– Bo mnie kochasz – szepnęła słodko.
– Tak, masz racje ukochana. Czy sądzisz, że kocham cię dawniej, czy też od tego zdarzenia z tym dziwnym kryształem?
– Myślę, że gdyby nie ten kamień, nigdy byś się nie odważył mnie dotknąć, ani wymówić słowa KOCHAM – rzekła rozbawiona Seen.
Potem spojrzała na niego poważnie.
– Powiedz mi, tylko prawdę, od kiedy mnie kochasz?
– Tak jak mówisz, od czasu kiedy ten dziwny kamień wybuch, a co?
Seen z szybkością gromu wyciągnęła miecz i przyłożyła mu do szyi.
– Mów, ty potworny kłamco!
– Wiesz, że nie możesz mnie zabić – rzekł spokojnie Marr.
– Tym mieczem mogę – rzekła, hamując śmiech.
– Dobrze, powiem ci – rzekł Marr. – Kocham cię od chwili, kiedy ujrzałem cię na polu bitwy, w twojej osadzie.
Schowała miecz.
– Mylisz się, mój ukochany. Miałam wówczas troszkę więcej niż jedenaście lat, prawie dwanaście.
Wielkie łzy spłynęły po jej policzkach.
– Nie pojmuję, dlaczego płaczesz i nie rozumiem nic z tego, co mówisz!
– Przyjdzie czas, że pojmiesz – uspokoiła się bardzo szybko i otarła łzy.
Jechali jakiś czas powoli, bo nie chcieli męczyć koni. Blondynka dostrzegła gazelę, wyciągnęła kusze. Marr położył dłoń na jej broni.
– Nie zabijaj tej, ta jest specjalna.
Spojrzała na niego.
– Co w niej specjalnego? – zapytała.
– Ma małe.
Piękna jak anioł blondynka dłużej spojrzała na swojego wybranego.
– A ja myślałam, że to ja czuję zwierzęta.
Po chwili wzięła głęboki wdech.
– Och, teraz i ja to poczułam. Jak ty...
– Nie wiem, to pierwszy raz tak odczułem – niezwykle przystojny mężczyzna poczuł się dziwnie, ale dobrze.
Nie ujechali pół mili. Na trawie sawanny leżała inna gazela, częściowo rozerwana pewnie przez geparda. Inne zwierze nie biega tak szybko i praktycznie tylko ten piękny kot, mógł ją zabić. Marr zeskoczył z konia, dotknął ciała martwej gazeli.
– Jeszcze ciepła, chyba go wystraszyliśmy. Rozpalili ogień, upiekli część. Jednak wcale nie jedli mięsa. Po godzinie jechali dalej.

– Dlaczego musimy zabijać, mimo że nie chcemy? – zapytała jakby sama siebie.
Pytanie pozostało bez odpowiedzi. Dojechali. W oddali widać było mury Or.
– Jest jakoś inaczej – zauważył Marr.
– Też to widzę – rzekła Seen.
Znali to miasto, tylko nie pamiętali skąd i kiedy. Jakaś intuicja kierowała ich do zamku.
– Nie jedźcie tam, mag opanował zamek.
   Jakiś żebrak próbował ich zatrzymać. Spojrzeli po sobie, nie potrzebowali mówić. Wiedzieli. Podobnie jak poprzednio Dragonn Keer i On–thi wjechali na koniach po schodach, lecz przed samym wejściem zeskoczyli z koni i pozostawili je wolne, nie wiążąc do niczego rzemieniu od cugli. Weszli spokojnie po prawie pustej sali.
Dragonn Kerr siedział na tronie, a obok niego On–thi.
– Co tak długo? – zapytał Kerr.
Wyciągnął rękę, ale nic się nie stało. Nieco zdziwiony zwrócił swój wzrok na swoją kobietę.
– On–thi, twoja kolej – rzekł.
– To nie zadziała – odrzekła.
Dragonn nie znosił sprzeciwu, nawet od niej.
– Ogień! – wykrzyknął do niej.
On–thi zrobiła, co kazał, jednak przeczucie mówiło jej, że to bezcelowe. Wyciągnęła rękę. Wszystko zaczęło płonąć wokoło. Z wyjątkiem Seen i Marr.

Postawny brunet nie wstał z tronu. Uśmiechnął się niezbyt szczerze i rzekł, praktycznie nie zdziwiony, że tak się stało i że moc On–thi, nie zdołała wyrządzić krzywdy dawnym przyjaciołom.
– Podejdźcie, przyjaciele – rzekł Dragonn Keer z wyraźną obłudą.
– Możemy ci pomóc – rzekła Seen.
Podeszli jednak do niego i On–thi.
Twarz postawnego brunet z okazałą brodą nawet nie drgnęła.
Dragonn pociągnął nosem.
– To dziwne, nawet nie czuć spalenizny. Ja nie potrzebuję pomocy, jestem całkowicie tym, czym pragnąłem być.
   W końcu jednak odpowiedział pięknej blondynce. Nie zwrócił uwagi, jak na nią spojrzała On– thi. Wyraźnie próbowała ukryć dawne uczucie do Seen, jednak mimo wysiłku nie zdołała. Tymczasem brodaty Keer nadal przyodziewał kamienną twarz.
– Miecze – rzekł krótko.
Dziwne, że Marr tylko patrzył na dawnego przyjaciela i jego partnerkę z tym samym uczuciem, czystej miłości i nie odzywał się słowem. Dragonn czuł jego wzrok i to paliło go bardziej niż ogień, który wznieciła przed chwilą On–thi.
– Nic ci po nich – rzekła Seen.
   Ona też patrzyła prawie identycznie na twarz przystojnego mężczyzny, wspominając lata wspólnych wędrówek po pustyni i stepie. Na On– thi nie patrzyła, ale nie z powodu, że była jej mniej bliska. Wiedziała, że jedno jej spojrzenie zmieni serce, pięknej w młodości i wciąż, ciemnej szatynki, o dzikim spojrzeniu, zmienionym w potulnego jagnięcia, po jednym spojrzeniu księżniczki z gwiazd, teraz pełnym smutku, przykrytym świadomością mocy.
Dragonn wyciągnął obie ręce i miecze znalazły się w jego dłoniach. Seen wzięła dłoń Marr
– Nie ruszaj się, zaufaj mi – szepnęła.
   Dragonn Kerr wymierzył cios w Marr. Uderzenie było szybki, ale brunet mógłby uskoczyć, gdyby chciał. Ufał jednak całkowicie Seen. Pamiętał również jej słowa, że tą bronią, mogła go zabić i wiedział, że mówiła wtedy prawdę. Miecz przeszedł przez jego ciało, nie czyniąc mu zupełnie nic. Dragonn rzucił im miecze z powrotem z równie beznamiętną twarzą.
– Mówiłam ci – rzekła Seen, kiedy Marr wciąż milczał, jakby czekał na cud.
– Musiałem sprawdzić – rzekł spokojnie Dragonn.
– Zanim zrobię, co zamierzam, powiem wam coś, czego nie wiecie, a co było ukryte przed wami. Spaliśmy dwadzieścia wieków w tej grocie i jesteśmy nieśmiertelni. Jest tylko ta różnica, że ja mam większą moc niż wy. Mam dla was niespodziankę. Nie potrzebuję was.
Nie podniósł rąk, nie wymówił słowa, nic. Został sam. On–thi, Seen i Marr zniknęli. Pozostały jedynie ich miecze.
– No może teraz – rzekł cicho do siebie. Sala została pusta, ponieważ w chwili kiedy zniknęła trójka, zniknęli też wszyscy jego o i On–thi słudzy i reszta rycerzy dawnego króla, którzy w owym dniu, kiedy On–thi zamieniła wszystkich w pustynne wilki, nie byli obecni. Wziął je w dłonie, jednak po chwili miecze też zniknęły.
– Trudno, dam sobie radę bez nich – rzekł. – Do zobaczenia za dwanaście tysięcy lat. Jestem mądry, ale potrzebuje tyle czasu, by stać się jeszcze bardziej. Bo tylko wówczas zdołam was pokonać.

Dwie wielkie łzy spłynęły po jego twarzy.

Julia

Wylądowali. Singapur. Miasto–państwo. Jedno z najbogatszych miejsc współczesnego świata. Tygrys i lew. Tygrysem jest Kerr. Lwa tam nie widziano. Dlaczego? Bo dopiero przybył, lord Marr. Pięć gwiazdek i księżyc na fladze Singapuru? Pięć pieprzyków i łezka na biodrze Seen. Bogactwo, pieniądze, wielkiej klasy gangi. Przypadek? Nie, to był plan Dragonna Kerr. Miasto tysiąca wysp. Nowoczesne, piękne. Największe interesy Dragonn prowadził na wyspie Jurong. Czy to miało znaczenie, czy tego potrzebował? Mógł mieć każde pieniądze, każdą władzę, każdą kobietę. Działał na ludzi, że nie zdawali sobie sprawy, że on, zawsze czterdziestoletni, silny i sprawny, trwa tak od wieków. Jak bóg. Posiadł każdą wiedzę, doświadczenie. Chciał tylko jednego. Pragnął zniszczyć Marr i Seen. Nie zabić, tego nie mógł i nie pragnął. Chciał zniszczyć w nich to, czego sam, w najgłębszej części duszy się obawiał. Czy był zły? Był DOSKONALE zły. Więc, czy był zły?
*
Mark patrzył na mijane drapacze chmur.
– Spotkam się z Leonem. Mamy zarezerwowany przez niego hotel.
– Jak się nazywa? – zapytała Julia.
– ,,Ritz Carlton Club”, nie najdroższy, ale też nie taki tani. 800$ za trzy noce.
– To będziemy trzy dni?
– Zobaczymy.
Dojechali, zapłacili za taksówkę. Chłopiec hotelowy wziął ich małe bagaże, a Mark dał mu dobry napiwek. Dostali pokój z ładnym widokiem.
– Mam taki plan – powiedział Mark. – Spotkam się z Leonem, może będę musiał rozmawiać z Henry, a ty Julio...
– Porozmawiam z mamą, opowiem jej coś, a ona postawi mi lody.
Mark roześmiał się serdecznie.
– Coś takiego. – moja mądra córeczko.
Czyżby się mylił? Jej oczy. Musi zapytać teraz. Doskonała okazja, ponieważ Sara wyszła na balkon, żeby popatrzeć na to cudowne miasto.
– Julio?
– Tak, tatusiu? – zaszczebiotała.
– Czy wiesz kim jest Seen?
Patrzył na nią z wyczekiwaniem, ale po wyrazie ślicznej buzi zrozumiał, że się pomylił. Rozmawiał teraz z Julią.
– Nie wiem, o czym mówisz! – odrzekła zdziwiona, ale mówiła naturalnie.
– Więc nie wiesz, co mówisz wówczas? – nie dawał za wygraną Mark.
– Tato, ja naprawdę nie wiem, o czym ty mówisz! – odrzekła Julia.

Mark uspokoił się w swoim sercu. Zrozumiał w jakiś sposób, że Seen wie o Julii, natomiast Julia nic nie wie o Seen.
Zadzwonił do Leona. Ten nie chciał się spotkać w Ritz, więc umówili się kilka ulic dalej, w dobrej restauracji, których jest pełno w tym szczególnym mieście.

– Czekaj na mnie, ja wiem, jak wyglądasz – rzekł Leon na końcu rozmowy.
– Wychodzę. Jesteście całkowicie bezpieczne. Mam nadzieję, że dowiem się kilku rzeczy.
– Jesteśmy bezpieczne, ale czy tobie nic nie grozi? Henry wspominał, że Leon to były członek rosyjskiego wywiadu – Sara patrzyła nieco zaniepokojona na męża.
– Nie obawiaj się kochanie. Czuję, że będzie dobrze.  
Mark wyszedł i tym razem czuł na swoich plecach tylko spojrzenie żony. Dziwne, ale nikt z trójki nie pamiętał rozmów w samolocie. Julia teraz wyszła na balkon. Podziwiała z daleka cuda architektury. Marina bay i cudowny ogród nad zatoką. Mark po kilkunastu minutach dotarł w umówione miejsce. Komunikacja w tym mieście działała prawie doskonale. Wszedł i zamówił kawę, po czym wrócił do stolika. Nie rozglądała się, tylko spokojne czekał.
   Nie dopił połowy, gdy zobaczył mężczyznę około pięćdziesięcioletniego, o nalanej twarzy. Dwóch ludzi, którzy weszli z nim, pewnie z ochrony, usiadło o kilka stolików dalej. Nieznajomy podszedł do niego
– Witaj Mark – rzekł tubalnym głosem, z silnym, rosyjskim akcentem.
Brunet nie zamierzał tracić czasu na sztuczne uprzejmości.
– Chcę coś wyjaśnić na wstępie – rzekł Mark – Powiesz mi prawdę. Jeśli dojdę, że kłamiesz, to koniec interesów.
– Jak wiesz, że mam do ciebie interes?
– Dziecko, by się domyśliło – odrzekł Mark.
– Co chcesz wiedzieć?
– Maczałeś ręce w fałszywym zamachu na Henry?
– Tak.
– Czy ktoś miał zginąć?
– Nie i nikt nie zginął.
– Działałeś wspólnie z Henrym?  
– Nie, on myślał, że naprawdę chcę go zabić.
– Co z resztą ludzi, których rzekomo stracił?
– Są w Ameryce Południowej. Henry dowiedział się o tym zaraz po twoim wyjeździe do Australii. Dostałem wyraźne polecenia od naszego szefa, aby nie informować Henrego wcześniej.
– Kto zabił człowieka w Perth?
Nastąpiła cisza.
– Nie wiem – rzekł Leon, po chwili.
– Henry?
– Nie myślę.
– Wasz boss z Singapuru?
– Nie wiem. Po co miałby to robić, on jest wielki.
Dreszcz przeszedł po twarzy Leona.
– Widziałeś go?
– Tak, mówił, że ma na imię John, ale pewnie tak nie jest. Przystojny, ma czarne włosy i coś w spojrzeniu...
– Zajmujesz się narkotykami i sexem?
– Bardziej tym drugim, chociaż nie kontroluję, czym czasami zajmują się moi ludzie. Ja, głównie sprzedaję i kupuję.
Mark uśmiechnął się.
– Niedługo kończę. Czym zajmuje się Henry?
– Głównie nieruchomości.
– Ostatnie pytanie. Linda?
Mark był bystry, a Leon sprytny. Mark dostrzegł coś w wyrazie twarzy Rosjanina.
– Bardzo piękna, ale nie to chciałeś wiedzieć – rzucił Leon.
Leon nie skończył i wyraźnie szukał odpowiednich słów.
– Linda jest prawą ręką Henrego i jego kochaną. Piękna, jak mówiłem. Jest niezwykle bystra i inteligentna. Kocha go, ale... również nienawidzi. Za coś, o czym nie wiem. Rozumiesz? Henry pewnie wie za co, ale nie może nic na to zrobić. Jest groźna, uważaj.
Mark zbagatelizował to ostrzeżenie. Wiedział, że nic mu nie może zaszkodzić, przynajmniej tak sądził po wybuchu bomby przed bankiem. Miał pewność, że Leon tego nie wie, że coś go chroni. Wiedział to w tym momencie, oczywiście jako... Marr.
Leon faktycznie nie wiedział, ale miał coś innego na myśli.
– Dobra, czego chcesz? – zapytał Mark.
Widocznie odpowiedzi Leona zadowoliły go.
– Tego, co i Henry, miecza.
– Och, miecza!? – zdziwił się Mark.
– Mamy grać fair – rzekł Leon.– Ja mówię prawdę, a ty?
– Dobrze, przepraszam – rzekł Mark. – Co wiesz o mieczu?
– Chcę go, jest podobno magiczny, tak mówił John.
– Czy John, nie kazał go znaleźć dla siebie?
– Tak, ale ja go chcę dla siebie – odpowiedział zdecydowanie Leon.
– Ryzykujesz.
– Ryzykuję! – zaśmiał się Leon. – Ryzykuję każdego dnia – odrzekł spokojnie. – Czasami chciałbym to zostawić i łowić ryby, ale to funkcja dożywotnia jak papieża.
Mark zaczął się śmiać.
– Dobre porównanie – dodał, nie przestając się śmiać. – Po co mi dwa miliony? – zapytał po chwili.
– Miecz jest gdzieś w Wielkiej Rafie, tak mówi John. To wielka wyprawa, bardzo kosztowna. John nie chce sam oficjalnie szukać. Nie chce również, by to robił Henry lub ja. Widocznie ma swoje powody.
– Henry jeszcze nic nie wspomniał mi o mieczu.
– Zrobi to. Może myśli, że ty mu nie ufasz, po tym zamachu w Perth.
– Dokładnie. Więc ty chcesz miecz, Henry i John. Co będzie jak go znajdę i wezmę dla siebie?
– Po co ci miecz? Jesteś młody, masz żonę i córkę. Ja mam wszystko i mnóstwo stresu. Stać mnie na to, by ci dać te pieniądze. Obiecaj mi, że nie dasz go ani Johnowi, ani Henremu, dobrze?
– Zrobię, co będzie w mojej mocy – rzekł szczerze Mark.
Leon dał mu teczkę.
– Tu są wszystkie namiary.
Podał mu rękę.
– Do zobaczenia Mark, ufam ci. Zainwestowałem te pieniądze, jak ci się nie uda, moja strata.
Odszedł. Dwóch jego ludzi z obstawy wstało również i cała trójka opuściła restaurację. Mark wyjął cell i zadzwonił od Henrego.
– Tak, Mark? – rzekł Henry.
– Wygląda na to, że ci wierzę. Czego chcesz?
– Linda jest w Singapurze, znajdzie cię i wyjaśni wszystko. Ja jestem zajęty w San Francisco, do usłyszenia.
   Mark dopił kawę, dał kelnerowi napiwek za solidny obiad. Zadzwonił do Sary.
– Gdzie jesteście?
– W hotelowym pasażu, czekamy na ciebie.
– Mam jeszcze jedno ważne spotkanie, życzę wam dobrego czasu.
Miał drugą linię.
– Tu Linda, rozmawiałam z Henrym, gdzie jesteś?
Mark podał nazwę restauracji.
– To znaczy, że jadłeś?
– Nie, tylko piłem kawę.
– To może zjemy razem?
Podała nazwę hotelu i pokoju.
– Sama coś przygotuję. Ostatnio ci smakowało, prawda?
– Tak, było smaczne.
– OK, to czekam – rzekła uprzejmie, ale zimno.
Zajęło mu pół godziny, by dojechać do hotelu, gdzie mieszkała.
Perła Azji, jaką stworzył Dragonn Kerr miała wspaniałe drogi, świetny system komunikacji. Jednak Mark nie był zainteresowany Marina Bay, Sands Skypark ani mostem Helix. Przyjechał tu, by otrzymać odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Apartament Lindy znajdował się na piętnastym piętrze. Hotel, w którym mieszkała, miał podobną, lub wyższą klasę niż, w którym przebywał z rodziną. Powiadomił recepcję, że zamierza kogoś odwiedzić. Pojechał windą. Linda otworzyła drzwi.
– Miło cię widzieć.
Wyglądała świetnie. Miała na sobie długą kreację z jedwabiu w delikatnym, jasnozielonym kolorze. Jej rozpuszczone, długie, czarne włosy spadały na odkryte ramiona. Na jej szyi wisiał złoty łańcuszek ze średniej wielkości diamentem, pewnie trzech karatów.
– Obiad prawie gotowy.
Głos miała nieco cieplejszy niż przez telefon.
– Tu jest wszystko, co mam dla ciebie od Henrego. Zanim będzie obiad, powinieneś się już zdążyć, zapoznać. Mówił, że nie powinieneś mieć pytań. Jest tam osobisty list od niego, który ma ci pomóc.
Linda zniknęła w kuchni. Mark zaczął przeglądać papiery. Tak jak mówił Leon, Henry chciał miecz.
– To sprytny lis, powiedział im tylko o jednym, czyżby miał drugi – powiedział do siebie Mark.
Oczywiście myślał o Dragonnie Keer.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i fantasy, użył 3797 słów i 22100 znaków, zaktualizował 6 kwi o 7:43.

Dodaj komentarz

    LOL24 wykorzystuje technologie take jak cookies w celu umożliwienia poprawnego korzystania z serwisu. Cookies wykorzystują też nasi partnerzy, którzy za naszą zgodą emitują reklamy oraz analizują ruch, co jest kluczowe dla naszej strony. Przeczytaj więcej cookies i o danych osobowych w Polityce prywatności.