LOVE ME TENDER || 8

LOVE ME TENDER || 8– Czym mam się zająć? – zadałam pytanie, wchodząc do gabinetu Justina, a przy okazji rozglądając się po pomieszczeniu. Poszczególne rzeczy były takie same jak u mojego taty, ale z tą różnicą, że tutaj zamiast czarnych foteli była czarna kanapa oraz zamiast stołu do różnych konferencji była długa szafka z różnymi dyplomami, zdjęciami czy certyfikatami. Na biurku Justina był całkowity porządek i aż się zdziwiłam. – Będziesz teraz tu pracował? A co z twoją firmą?

– Woah, zwolnij pytania, panno Lopez – spojrzał na mnie, siadając za biurkiem i wyciągając kartki z szafki. – Na razie nic poważnego, więc dam ci łatwe zadanie.

– Okej, jestem gotowa – oświadczyłam siadając naprzeciwko niego. Kochałam te krzesełka, ponieważ były niesamowicie wygodne. Wzdrygnęłam się, widząc jak rzuca na biurko chyba z miliard, jak nie więcej, kartek, które były zapełnione i przerażona spojrzałam na niego.

– Pamiętasz co robił Kopciuszek? – uśmiechnął się sztucznie, a ja zmarszczyłam brwi nie wiedząc o czym, on do kurwy nędzy, mówi.

– Co?

– Dobra, mniejsza – machnął ręką. – Musisz ułożyć te kartki w dwa stosy – Justin je wziął i podszedł do szklanego stolika, a ja odwróciłam się w jego stronę. – Datami. W prawym górnym rogu są daty. Na jednych z tego, a na jednych z tamtego, a twoim jakże trudnym zadaniem jest uporządkowanie tych kartek – dodał dumnie i się wyprostował, a potem potarł ręce. Otworzyłam w szoku usta, ponieważ czy ten człowiek mówił poważnie?

– Chyba sobie żartujesz – parsknęłam. – Mam robić to?

– Żadna praca nie hańbi – odpowiedział.

– Nie chodzi o to – wywróciłam oczami. – Naprawdę mam marnować na to swój czas?

– A jak myślisz, co? Ja marnuję swój czas na ciebie – warknął, a ja miałam dość.

– Dobra – warknęłam i wstałam. Usiadłam na kanapie i wzięłam się do roboty, podczas gdy Justin w tym czasie zajął się swoimi sprawami. Wyjęłam telefon i chciałam połączyć się z wi – fi, ale chwilę potem zdałam sobie sprawę, że dupek je wyłączył.

Rzuciłam telefon na bok i aż jęknęłam wewnętrznie na widok tych pieprzonych kartek. Czemu ktoś inny nie może tego zrobić? Myślałam, że będę siedziała przy drukarce albo rozwoziła pocztę, a Justin zaciągnął mnie do czegoś takiego.

Czekam, kiedy mnie tak porządnie zdenerwuję, że wygarnę mu jakie gówno mi wywinął w związku z tymi Francuzami. Dupek na szczęście przemilczał wczorajszy wieczór.

Nie mogłam się skupić na moim zadaniu, ponieważ Justin praktycznie co chwilę odbierał jakiś telefon, stukał głośno w klawiaturę albo brał kartki, które szeleściły i wiem, że robi to specjalnie. Zacisnęłam usta i spojrzałam przed siebie, mrużąc oczy, a potem przenosząc wzrok na Biebera, który pił wówczas kawę, bo cholernie tu śmierdziało.

Wzięłam głęboki oddech, a potem wypuściłam powietrze i czekałam, aż on na mnie spojrzy. Zrobił to chwilę potem i jak taki idiota uniósł pytająco brwi.

– Czy możesz przestać? Rozpraszasz mnie.

– Przez ciebie siedzę tu po godzinach, więc mogę robić co chcę – powiedział oschle, a mi zrobiło się głupio, ponieważ pomyślałam o Jaxonie, który na pewno tęskni za tatą. Przełknęłam ślinę i spuściłam wzrok na stolik, a moje ramiona bezwiednie opadły. On naprawdę powiedział to w chamski sposób i naprawdę ma mnie dość.

– Och, więc jak musisz wrócić do syna to proszę. Ja mogę iść gdzieś indziej i... przepraszam – powiedziałam szybko, a potem wstałam i zaczęłam zbierać kartki. Chciałam iść do Austina, bo wiedziałam, że jeszcze tutaj będzie. Na pewno nie chciałam marnować czasu Justina.

– To nie tak – jęknął, ale miałam to gdzieś.

– Niech pan da spokój i niech nie przejmuje się moją beznadziejną osobą – mruknęłam, czując ogromną gulę w gardle. Naprawdę często byłam mieszana z gównem, a teraz nie spodziewałam się tego po Justinie, ponieważ tak się właśnie poczułam.

– Daj spokój, Olivia – powiedział do mnie pełnym imieniem i złapał za łokieć. Westchnęłam i spojrzałam na jego przystojną twarz, dosyć nieprzytomnym wzrokiem. – I nie mów, że jesteś beznadziejna.

– Zabieram ci czas, więc mogę mówić co chcę – mruknęłam opryskliwie. – Puść mnie, idę stąd.

– Nigdzie nie idziesz – warknął, a ja wywróciłam oczami.

– Powiedziałam, że masz mnie puścić, a jeśli tego nie zrobisz to zacznę krzyczeć.

– To nic nie da, bo ściany są dźwiękoszczelne – zaśmiał się bez krzty rozbawienia, a ja dosłownie traciłam cierpliwość.

– Masz syna, więc nie zabieram ci czasu – powiedziałam.

– Nie zabierasz mi czasu.

– Wcześniej powiedziałeś coś innego – zauważyłam.

– Nie myślę zanim coś powiem.

– Właśnie widać – parsknęłam, wyrywając się. – Puść mnie, Justin. Mam cię dosyć – jęknęłam rozpaczliwie, domagając się aby spełnił moją prośbę. Przez jego twarz przebiegł cień zdziwienia, a potem wykonał moją prośbę i mnie puścił.

– Jeśli chcesz iść do Austina to jego dzisiaj nie było cały dzień – rzucił, zanim wyszłam. Odwróciłam się w jego stronę, bo nie spodziewałam się tego, iż domyśli się gdzie chciałam faktycznie iść.

– Dzięki. Posiedzę sobie z tą niemiłą kobietą z dołu.

– Ja pierdole – powiedział głośno Justin, zanim wyszłam z jego gabinetu i weszłam do windy. Oparłam się plecami o zimną ścianę i odchyliłam głowę do tyłu, przymykając powieki. Wróciłabym do domu, ale chcę pokazać tacie, że dam radę i, że wytrzymam do dwudziestej, nawet jeśli to za dwie godziny. Kiedy byłam na właściwym piętrze wysiadłam i rozejrzałam się po lobby. Na moje szczęście nie było tu tej dziewczyny, ale za to była inna, której także nie znałam. Widząc, że na nią patrzę uśmiechnęła się do mnie.

– Jesteś Via, prawda? – zapytała, gdy położyłam kartki na stoliku.

– Tak – potwierdziłam i usiadłam, biorąc się ponownie do pracy. Było tu chłodno i cicho, ale lepsze to niż siedzenie z Justinem, który wiecznie się o coś wkurza. Nie znałam tu wielu ludzi i nie wiedziałam gdzie iść, a tata był przecież zajęty.

– Napijesz się czegoś? – zapytała po jakimś czasie, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na nią. Stała naprzeciwko mnie z uśmiechem.

– Uhm, herbatę – uśmiechnęłam się do niej.

– A coś do jedzenia?

Byłam trochę głodna i zjadłabym chętnie pizzę, ale pokręciłam przecząco głową.

– Nie, tylko herbatę – kobieta skinęła i odeszła, a potem zobaczyłam jak mówi coś do sekretarki mojego ojca.

– Jestem Lea – powiedziała znów. – Pan Bieber prosił mnie abym miała na ciebie oko.

– Och, dziękuje – posłałam jej sztuczny uśmiech. Przynajmniej była ze mną szczera mówiąc mi to, więc myślę, że jest pozytywną osobą.

Nawet w takiej sytuacji Justin chce pokazać, że ma kontrolę nad wszystkim.

*

Pół godziny później skończyłam segregować kartki i wszystko co musiałam to oddać je Justinowi. Nie chciałam tam iść i nawet byłam gotowa prosić o pomoc Leę, ale zorientowałam się, że na kanapie zostawiłam mój telefon, więc chciałam go odzyskać.

Najwyżej Justina nie będzie, bo przecież marnował na mnie czas i będę musiała iść po klucz, który na pewno będzie miał tylko on; ale miałam nadzieję, że on jednak zostanie, mimo wszystko.

Tymczasem stałam przed drzwiami od jego gabinetu i zastanawiałam się czy zapukać czy nie, ale doszłam do wniosku, że ''pieprzyć to'' i weszłam do środka. Justin stał tyłem do mnie, opierając się jedną ręką o szybę i z telefonem przy uchu wpatrywał się w panoramę miasta.

– Tata zaraz wróci do domu, więc na pewno zdążę poczytać ci bajkę, dobrze? – zapytał. Byłam pewna, że rozmawia ze swoim synkiem i aż ciepło mi się zrobiło na sercu słysząc jego pogodny ton głosu.

Gdybym miała taką możliwość to słuchałabym Justina jak mówi do mnie w kółko i w kółko, nieważne o czym, byleby słyszeć ten jego normalny ton.

– Do zobaczenia, Jaxo – zaśmiał się, a potem się rozłączył. Odwracając się, chciał odłożyć telefon na biurko, ale zastygł w bezruchu, widząc mnie stojącą w drzwiach. Uniosłam dumnie podbródek i podeszłam bliżej, kładąc dwa strony obok siebie. Potem, ani razu nie patrząc na niego, podeszłam do kanapy i wzięłam swój telefon. Nie miałam żadnej wiadomości, więc dobrze, ponieważ myślałam, że mama będzie miała jakiś problem i coś do mnie napisze.

– Wracasz do domu? – zapytał.

– A mogę? – odwróciłam się w jego stronę. Justin się pogodnie zaśmiał i założył na siebie marynarkę, a potem zasłonił rolety, dzięki czemu w całym gabinecie zrobiło się ciemno i dziwnie.

– Oczywiście, że tak.

– Dobrze – rzekłam.

– Mogę cię podrzucić, bo i tak mam po drodze.

– Nie, mam deskorolkę – zaprzeczyłam, gdy wyszliśmy na korytarz. Właśnie zauważyłam, że te drzwi nie potrzebują klucza, ale są na jakiś kod czy coś.

Punkt za spostrzegawczość, Via.

– Dla mnie to nie problem – dodał, gdy szliśmy do windy.

Już ci nigdy nie uwierzę kiedy to powiesz.

– Dobra – zgodziłam się, ponieważ miałam do wyboru niebezpieczną jazdę na deskorolce przez miasto, gdzie mogę spotkać dziwnych i niefajnych ludzi, albo jazdę w samochodzie z Justinem, który może jest wredny, ale zaproponował mi przecież podwózkę.

Ale wciąż pozostaje dupkiem.


a/n: rozdział byłby dłuższy, ale naprawdę chciałam go dzisiaj dodać. Przez najbliższy miesiąc będę tonęła w Krzyżakach i serio, dzisiejszy dzień w szkole to porażka.

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1769 słów i 9907 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik lilika23

    Kiedy następna część? Nie mogę się doczekać! ❤❤❤❤

    7 wrz 2016

  • Użytkownik livney

    @lilika23 nie wiem, bo teraz nie mam czasu na pisanie.

    8 wrz 2016

  • Użytkownik lilika23

    @livney. Ahhh smuteczek :(

    8 wrz 2016

  • Użytkownik livney

    @lilika23 może dodam coś w ciągu 4-5, ale nic nie obiecuję :-)

    8 wrz 2016

  • Użytkownik jess

    Suuper!!! <3!

    3 wrz 2016