LOVE ME TENDER || 12

Minęły dwa tygodnie, a ja nie umiałam pogodzić szkoły, treningów i pobytu w pracy u ojca, a na dodatek korepetycji Camerona. Siedziałam w szkole do szesnastej, potem miałam trening, godzinę pomagałam Cameronowi, a potem śpieszyłam się do taty. Wracając do domu nie miałam siły na nic, ale musiałam odrobić lekcje, a także musiałam się pouczyć. Poza tym na jednym z treningów spadłam z piramidy i znowu coś mi się stało w kolano, ponieważ znowu mnie dziwnie boli.

Od dwóch tygodni nie widziałam Justina, ponieważ jak się dowiedziałam pracował od rana do szesnastej, więc doszłam do wniosku, że mnie unikał.

I dobrze, bo nie miałam ochoty się jeszcze z nim użerać. W tym wszystkim zapomniałam o przyjaciołach, gdyż nawet w weekend nie spędzałam z nimi czasu, bo głównie pisałam eseje i referaty na angielski i francuski. Kilka razy nawet prosiłam tatę aby chociaż chodziła do niego dwa razy w tygodniu, a nie pięć, bo dosłownie nie wyrabiam, a on stwierdził, że dyscyplina mi się przyda.

Dopiero będzie miał jak wyląduje kurwa w szpitalu z jebanego przemęczenia.

Wprawdzie znalazłam miejsce na odrabianie lekcji u taty. Było to na piętrze, gdzie znajdowało się biuro Justina, ale on nigdy mnie tam nie znajdzie, ponieważ jest jeden korytarz, który skręca w prawo, a moim jedynym towarzyszem jest kaktus na małym stoliczku.

POV JUSTIN

– Tak proszę pana. Znajdę wolny termin i na pewno przyjadę – rzuciłem już zirytowany tym facetem i chciałem go jak najszybciej spławić, bo kurwa, i tak specjalnie nie polecę do Australii, bo jakiś pracownik spierdolił grafikę.

– Dziękuje – powiedział i się wreszcie rozłączył, a ja odetchnąłem z ulgą i wstałem, chowając swoje rzeczy. Spojrzałem na zegarek na nadgarstku, a że było po osiemnastej, chciałem jak najszybciej wyjść i jechać do Jaxona. Starałem się ograniczać pracę, ale kiedy zacząłem współpracę z Sport Company jest to trudne dlatego staram się poświęcać synowi jak najwięcej wolnego czasu.

Zanim zgasiłem wszystkie światła upewniłem się, że wszystko co potrzebne zabrałem, aby dokończyć papierkową robotę w domu i wyszedłem z gabinetu wpisując kod, który zamykał drzwi. A wtedy coś gdzieś spadło i zdziwiony spojrzałem w prawo, ale nic tam nie było.

– Ja pierdole – usłyszałem znajomy głos i udałem się w tamtą stronę. Aż stanąłem jak wryty widząc Vię jak siedziała na podłodze wśród jakichś książek, kartek i próbowała to pozbierać. Co ona tu robi? Odrabia lekcje? Tutaj?

Nie czekając ani chwili dłużej, podszedłem bliżej i nachyliłem się, dzięki czemu pomogę jej to zbierać. Dziewczyna zatrzymała na chwilę swoje ruchy, a potem spojrzała na mnie. Jej twarz wyrażała zdziwienie, a wówczas ja mogłem zauważyć jak przełyka ślinę. Piąstką przetarła swoje oczy i poprawiła kosmyki włosów, które wydostały się z warkoczy i wzięła ode mnie książki, które trzymałem i schowała je do plecaka.

– Dziękuje – wymamrotała. – Już sobie stąd idę, więc...

– Co ty tutaj robisz? – zadałem pytanie. Olivia westchnęła i oparła się plecami o ścianę. Bawiła się przez chwilę swoją bransoletką, a potem przeniosła na mnie zmęczony wzrok.

– Piszę lekcję – odpowiedziała z westchnięciem, a ja rozchyliłem usta.

– Tutaj? – wskazałem ręką przestrzeń wokół nas. – Dlaczego?

– Justin, jestem zmęczona i nie chcę o tym teraz gadać – rzuciła i schowała piórnik, a potem wstała. Powtórzyłem jej ruch, widząc jak szybko obchodzi i biorąc moje rzeczy, dogoniłem ją przy windzie. Zakryłem dłonią panel z przyciskami, aby nie mogła przywołać windy i poprosiłem aby na mnie spojrzała.

Zrobiła to, ale niechętnie.

– Wytłumaczysz mi to? – zadałem pytanie.

– Nie ma o czym mówić.

– Kurwa, Olivia to chyba nienormalnie pisanie lekcji na korytarzu zwłaszcza tutaj, nie uważasz?

– Nic nie wiesz, więc proszę, nie pouczaj mnie.

Poprawiłem swój krawat i oblizałem wargi. Widziałem jak ledwo trzyma się na nogach i jak jej oczy są małe.

– Gdzie jest twój ojciec? – jej oczy się rozszerzyły.

– O cholera, zapomniałam – przyłożyła sobie pięść do ust. – Muszę iść dać grafiki pracownikom – odwróciła się szybko wciskając guzik przywołujący windę, a ja z niezrozumieniem spojrzałem na tę dziewczynę.

– Nie ma mowy – rzuciłem. – Wracasz do domu.

– Muszę dokończyć pracę.

– Nie w takim stanie – odpowiedziałem, wchodząc razem z nią do windy. Widziałem jak wzdycha i poprawia plecak na ramieniu. Spojrzała na mnie w górę mrużąc oczy, a ja uniosłem brew.

– Jakoś przez ostatnie dwa tygodnie tak robiłam i nikt się o mnie nie martwił, więc przestać gadać.

– Ja się martwię.

– Nie obchodzi mnie to – parsknęła i skrzyżowała ramiona, przenosząc wzrok na drzwi. Pokręciłem z dezaprobatą głową i aż nie mogłem zrozumieć czemu jest tak bardzo uparta. Chcę jej po prostu pomóc, odwieść do domu i nakrzyczeć na jej ojca za to, że nie widzi co się dzieje z jego córką.

– Kiedy wracam do domu nie mam już siły wziąć ołówka w dłonie, otworzyć książek i odrobić lekcji. Pomagam przyjacielowi w lekcjach i mam treningi, a do tego jeszcze to gówno – powiedziała wskazując na swoje prawe kolano, a ja podążyłem za jej wzrokiem.

– Co z nim? – zmarszczyłem brwi. Olivia westchnęła i wzruszyła ramionami.

– Spadłam z piramidy i coś mi się z nim stało – rzuciła.
– „ Coś” to znaczy?

– Nie wiem! – podniosła głos i szybko wyszła z windy, podążając w stronę pomieszczeń dla pracowników. Dogoniłem ją i złapałem za jej plecak.

– Nie tak szybko koleżanko – rzekłem, a ona odwróciła się zła w moją stronę.

– Odwal się – odsunęła się szybko.

– Czy coś się dzieje? – usłyszałem za plecami głos Toma, ojca Vii, więc zmrużyłem oczy patrząc na dziewczynę. Była chyba przerażona i gdy miała coś powiedzieć – zrobiłem to za nią.

– Czy twoja córka może wrócić do domu? – odwróciłem się w jego stronę. Widziałem na ramieniu torbę z laptopem, a on sam miał płaszcz, więc kurwa, wychodzi stąd i każe siedzieć tu swojej córce?

Poważnie?

– Skończyłaś pracę? – zapytał, patrząc na nią, a ta zaprzeczyła. – W takim razie zrób to, co masz do zrobienia, a potem spotkamy się w domu.

Czy ten człowiek się słyszy?

– Co? – prychnąłem. – Ona jest przemęczona, a ty każesz jej jeszcze tu siedzieć podczas gdy sam będziesz w domu?

– A nie wyraziłem się jasno? – zaśmiał się. – Via ma karę i musi ją odpracować.

– Trochę tego nie przemyślałeś, bo twoja córka ma szkołę i inne zajęcia, a i tak siedzi tu cały tydzień – powiedziałem głośno. Zdawałem sobie, że inni mnie słyszeli, ale miałem to gdzieś. Niech wie, że to co robi jest złe. Ona ma szesnaście lat i nie powinna tutaj zapierdalać, gdy w tym budynku jest z tysiąc innych ludzi do brudnej roboty.

– Ona ma karę – wycedził przez zaciśnięte zęby. Prawie wywróciłem oczami i gdyby nie to, że mam ogromny szacunek do tego mężczyzny to bym go uderzył.

– Ona jest twoją córką, Tom – rzekłem. Spojrzał ostatni raz na Vię i minął naszą dwójkę, a potem patrzyłem jak wychodzi. – On tak, kurwa, poważnie? – zapytałem z niedowierzaniem. Widziałem, że Lea, także w szoku, patrzyła na tę scenę, a Via miała normalną minę jakby to jej w ogóle nie ruszyło. Jakby to nie był pierwszy raz.

– Okej, więc teraz... – wzięła oddech. – Cześć – rzuciła.

– Chyba się nie zrozumieliśmy – poszedłem za nią. – Lea, poproś Luke'a aby podstawił mój samochód pod drzwi – rzuciłem jeszcze do dziewczyny, a ta w gotowości podniosła słuchawkę.

– Z szoferem?!

– Bez!

Dziewczyna zniknęła mi z oczu, gdy wszedłem do pomieszczenia dla pracowników. Z powodu późnej pory nie było tu nikogo, więc bez problemu zauważyłem Vię jak stała przy jednym ze stoisk i brała jakieś kartki.

– Muszę powtarzać kilka razy, abyś zrozumiała? – zapytałem głośno, opierając się o jego ze stanowisk pracy. Via spojrzała na mnie przez chwilę, a potem wzięła się za rozkładanie kartek na biurkach.

– Nie.

– Więc chcę żebyś wróciła do domu.

– Tak – prychnęła. – Po tym co urządziłeś przed chwilą to już sobie wyobrażam jaki zły będzie, kiedy wrócę – dodała.

Pokręciłem z dezaprobatą głową, przyglądając się jej. Normalnie po czymś takim myślałem, że będzie płakać albo zacznie krzyczeć, a ona po prostu w spokoju przyjęła tę wiadomość, jakby już była przyzwyczajona do porażek i rozczarowań.

– Nie musisz wracać do domu – podszedłem do niej, a ona się zatrzymała i spojrzała na mnie zaintrygowana. – Zawsze możesz jechać ze mną – wychrypiałem i uśmiechnąłem się lekko do niej.

Chwilę się zastanawiała, ale to nie trwało długo, ponieważ chwilę potem ochoczo kiwnęła głową.

– Dobrze – zgodziła się z uśmiechem. – Ale jak nie powiesz, że się wcześniej urwałam.

– O to się nie martw, mała.


a/n: byłby dłuższy i jak są jakieś błędy czy coś to przepraszam, ale mam gorączkę od nie wiadomo czego i ugh jak żyć :-(

TRZYMAJCIE SIĘ I DUŻO SIĘ UŚMIECHAJCIE!

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1735 słów i 9451 znaków.

5 komentarzy

 
  • kaay~

    Suuper !!! <3 <3 Szybkiego powrotu do zdrowia! !

    12 wrz 2016

  • livney

    @kaay~ hahaha dzieki!  <3

    12 wrz 2016

  • Nika....

    No no cudowne! Kiedy next? A i zdrowia życzę ;) :D

    12 wrz 2016

  • livney

    @Nika.... prawdopodobnie dzisiaj i dziekuje! :)

    12 wrz 2016

  • Nataliiia

    Jak dla mnie super kuruj się tam;***

    11 wrz 2016

  • livney

    @Nataliiia dzieki! :-)

    12 wrz 2016

  • ????

    Mam nadzieję żę szybko dodasz kolejną  :rotfl:

    11 wrz 2016

  • livney

    @???? dzisiaj moze cos dodam!

    12 wrz 2016

  • Misiaa14

    Boże boskie :*

    11 wrz 2016