LOVE ME TENDER || 19

Z oburzeniem i roztargnieniem patrzyłam jak Justin szybko ją od siebie odpycha, a potem jak z obrzydzeniem wyciera wierzchem dłoni swoje usta.

– Wynoś się stąd – warknął, a ja przełknęłam ślinę i chciałam się wycofać, ale było za późno, ponieważ Justin już mnie zauważył. Wstrzymałam oddech i aż zaczęłam się modlić abym nie zareagowała jakoś pochopnie, i żebym tego nie żałowała. – Co ty tu robisz? – szybko podszedł do mnie, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć.

– Ja... ja – wyjąkałam. Byłam w szoku przez to, co się tu wydarzyło dosłownie chwilę temu. Czułam się mniej więcej tak jakbym zobaczyła jakąś rzecz, której nigdy nie powinnam widzieć.

– Chodź, wytłumaczę ci to – złapał mnie za ramiona i chciał ze mną wyjść, ale szybko się odsunęłam i poprawiłam moją bluzę.

– Zostaw mnie – rzuciłam buntowniczo. Aż chciało mi się śmiać z miny Justina. Był naprawdę zestresowany tym, co się wydarzyło, a gdybym go nie znała to pomyślałabym, iż się tym jakoś szczególnie przejął.

Spojrzałam na Soph, która uśmiechała się łobuzersko w moją stronę i aż miałam ochotę złapać ją za te kudły i uderzyć kilka razy o ścianę. Oblizałam usta i podeszłam do niej. Czułam jak atmosfera wokół naszej dwójki się zagęszcza, a to nie było nic dobrego.

– Zgaduję, że Justin teraz będzie musiał wypłukać sobie usta – rzuciłam krótko, krzyżując ramiona. Soph prychnęła i wyzywająco poprawiła swoją białą koszulę. To miało mnie chyba jakoś zdenerwować, ale jedynie mnie zirytowało.

– Tak, ciekawe co zrobił kiedy ty go całowałaś – prychnęła.

– Prosił o więcej – uśmiechnęłam się szeroko, a ona zacisnęła szczękę i uniosła wyzywająco podbródek.

– Lepiej uważaj.

– Mówi to osoba, która tak bardzo nie może zrozumieć, że Justin nie jest nią zainteresowany, więc w akcie desperacji rzuca się na niego – odpowiedziałam z udawanym smutkiem, a nawet wytarłam niewidzialną łzę. SopH prychnęła i minęła mnie, a potem mierząc Justina morderczym spojrzeniem, wyszła trzaskając drzwiami. Przetarłam twarz rękoma i nagle stałam się zmęczona.

– Nie przywitałem się z tobą – oświadczył Justin, normalnym tonem.

– Hej – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, a potem usiadłam na fotelu. Bieber zajął miejsce naprzeciwko mnie i patrzył na mnie przez chwilę z szerokim uśmiechem, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. – Jestem brudna? – zmarszczyłam brwi i dotknęłam policzków.

– Nie jesteś zła?

– Na co? – zdziwiłam się.

--Soph mnie pocałowała – odpowiedział, przechylając głowę w bok, a ja się zaśmiałam.

– Współczuje, ale dlaczego mam być zła skoro nie jesteśmy razem? Nie zdradziłeś mnie przecież – odpowiedziałam, a on się chyba takiej odpowiedzi nie spodziewał, bo wówczas szybko wstał i poszedł do łazienki, nie mówiąc uprzednio nic.

Ugh, chyba znowu powiedziałam coś nieodpowiedniego i w nieodpowiednim momencie. Justin nie pojawiał się przez jakiś czas, więc zrezygnowałam z dowiedzenia się przez co tak faktycznie był zły i po prostu wyszłam stamtąd. Nie chciał ze mną rozmawiać, to okej. Nie będę mu się narzucać. Szybko zjechałam windą do Lei, bo chciałam coś zrobić i nie przejmować się tym, że Soph całowała Justina.

Boże, nawet jeśli to mnie nie powinno obchodzić to trochę mnie to wewnątrz ruszyło. Patrząc na Soph nie mogę pojąć, że to ona była kiedyś kobietą, która wywierała na Justinie tak silny wpływ. Może ją nawet kochał, był jej oddany, a ona sama traktowała go jak dzieciaka. Mogło ich nawet łączyć coś więcej, a teraz? Teraz przez jakiś nieznany mi powód Justin jej nienawidzi, a ona nie może tego zrozumieć.

Wzięłam się za pieczątkowanie jakiś ksiąg, w których były jakieś dziwne obliczenia, a poza tym słuchałam Lei jak opowiadała mi co zrobił ostatnio jej narzeczony. Nie sądziłam, że kogoś ma, ale cieszę się, że ma osobę, która ją kocha.

– No i wtedy powiedziałam Dennisowi, żeby dał mi z tym spokój, bo nie będę siedziała z jego matką w jednym pokoju – zakończyła, siadając na krześle i teatralnie, głośno wzdychając. Odłożyłam na stos ostatnią książkę i opadłam na siedzenie obok niej.

– Długo jesteście razem?

– Dziesięć lat – odpowiedziała z uśmiechem, a ja z szokiem na nią spojrzałam. Widząc moją minę Lea się roześmiała i poklepała mnie po ramieniu.

– Co? To znaczy, wow. Nie spodziewałam się, że dopiero po takim czasie Dennis ci się oświadczy – wykrztusiłam wreszcie z siebie.

– To nie tak. Odrzuciłam jego oświadczyny już trzy razy.

– Dlaczego? – spytałam oniemiała. – Miałaś jakieś wątpliwości?

– Nie – szybko zaprzeczyła ze śmiechem. – Myślałam, że nie jestem gotowa, a on wciąż cierpliwe na mnie czekał. Po tym jak ledwo uszedł z życiem nie mogłam czekać ani chwili dłużej, więc przyjęłam jego oświadczyny.

– Wow, gratuluję. Dobrze, że nie macie jeszcze dzieci.

– Czemu?

– Byłam wpadką – rzuciłam, wzruszając ramionami. – Mama miała siedemnaście lat jak zaszła ze mną w ciążę, a tata miał dwadzieścia.

Lea w tym momencie miała poważny wyraz twarzy i wyglądała tak jakby naprawdę mnie uważnie słuchała, a ja nie wiedząc czemu, mówiłam dalej. Usiadłam na blacie, tyłem do wejścia, i zaczęłam mówić:  

– Wiesz, mama była młoda i wprawdzie mogłam zniszczyć jej tym życie, a ona jakoś pogodziła opiekę nade mną i studia, które i tak skończyła. Potem poszła do normalnej pracy, a wówczas tata był dla niej ogromnym wsparciem. Wciąż podziwiam go za to, że nie przestraszył się tego, że zostanie ojcem i wiedział, że to z mamą chce spędzić resztę życia. Jestem wpadką, wiem to, bo nie sądzę aby rodzice planowali już dzieci w tak młodym wieku, kiedy najlepsze jeszcze przed nimi – zaśmiałam się nerwowo i odgarnęłam z twarzy kosmyki włosów. – A potem urodziła się Madison i Max. Wcześniej kiedy miałam jakieś dziesięć lat wzięli ślub, ale jak to oni stwierdzili, to i tak nie jest im do niczego potrzebne. Od momentu kiedy skończyłam czternaście lat mam wrażenie, że moim przyjściem na świat zniszczyłam moim rodzicom życie, a nawet... – nie mogłam dokończyć, bo przerwał nam telefon, a Lea westchnęła i odebrała.  Ja w tym czasie ogarnęłam bałagan na jej miejscu pracy, a potem zauważyłam jak Justin idzie w naszą stronę. Chrząknęłam i udawałam, że go nie widzę, kiedy prosi Leę aby zapisała jakieś spotkanie na jutro.

– Ja już spadam – powiedziałam szybko i wzięłam swój plecak i deskorolkę. Lea szybko się ze mną pożegnała, a potem wróciła do rozmowy z Justinem, który chciał mi coś powiedzieć, ale zdążyłam odejść. W drodze do drzwi mój telefon zaczął dzwonić, więc położyłam deskę na podłodze, a następnie zaczęłam szukać telefonu w plecaku.

– Co się stało? – spytałam od razu, widząc na wyświetlaczu imię mamy.

– Wracasz do domu?

– Tak, a coś się stało? – schyliłam się po deskorolkę i wsadziłam ją pod pachę.

– Nie, tylko wracam właśnie z zebrania i mam twoją kartę z ocenami.

Kurwa, zapomniałam.

Zatrzymałam się, a moje serce zamarło, bo nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Cholernie starałam się, aby moje oceny były jak najlepsze, ale wiem, że zawaliłam tę gównianą matematykę.

– Och – mruknęłam z gulą gardle. Już echem w głowie odbijały mi się słowa mamy i taty, którzy mówili, że mogło być lepiej, zawiodłam ich, mam się poprawić i inne gówna, przez które mam ochotę płakać po nocach.

– Są naprawdę dobre, Via. Jedynie z matmy masz trójkę – w jej głosie słyszałam dumę i aż odetchnęłam z ulgą, ponieważ tym razem nie usłyszałam od niej słowa krytyki.

– Dzięki – odpowiedziałam niechętnie. Widzę to już jak siedzi razem ze swoimi przyjaciółkami przy kawie i chwali się jaka ma zdolną córkę. Żałosne.

– Przyjechać po ciebie?

– Nie. Mam deskorolkę – szybko zaprzeczyłam, bo jeszcze mi tu mamy brakowało.

– Dobrze. Kupię pizzę i jak chcesz to możesz zaprosić Kylie na noc. Matt i Cameron są na zawodach, prawda?

Aż byłam w totalnym szoku co zaproponowała oraz, że zapamiętała ich imiona.

– Nie sądzę aby Kylie miała ochotę na nocowanie u mnie w środku tygodnia.

Gówno prawda. Nie chciałam aby oglądała tą całą szopkę, która na pewno będzie miała miejsce.
Mama chwilę potem się rozłączyła, a ja oddychając z ulgą, schowałam telefon. Położyłam nogę na desce i ostatni raz poprawiając plecak, miałam już odjeżdżać, ale wówczas ktoś złapał mnie za ramię i prawie wywróciłam oczami widząc, że to Justin.

– Co się stało? – stanęłam przodem do niego.

– Mogę ci coś powiedzieć? – przeczesał nerwowym ruchem swoje włosy, a ja kiwnęłam głową. Zamknął oczy i odetchnął, a potem ponownie spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. – Nie obiecuję ci, że czule cię będę kochał, ale obiecuję, że będę traktował cię tak jak najlepiej będę umiał. Może jestem gównianym człowiekiem, często się wkurzam, moje życie jest popieprzone, mam syna, a ty masz tylko szesnaście lat, ale cholera Via, mogę być dla ciebie najlepszy jaki mogę być.

– To nie jest miłość – powiedziałam niemal od razu, kręcąc głową.

– Na razie nie z mojej strony.

Odetchnęłam z ulgą.

– To dobrze, bo w sumie z mojej też.

– Co? Co masz na myśli?

– To, że jak powiedziałeś, mam szesnaście lat i co mogę wiedzieć czym jest miłość? Jestem być może w tobie zauroczona, ale...

– Jesteś we mnie zauroczona – przerwał mi ze śmiechem.

–Jeszcze nie skończyłam – rzuciłam oschle, a Justin uniósł ręce do góry w geście obronnym. Potem skrzyżował je z tyłu i czekał co mam więcej do powiedzenia.

– Nie będziemy mogli trzymać się za ręce na ulicy, nie będziemy mogli razem tańczyć, a tym bardziej się całować przy kimś, kto nas będzie znał – dodałam to, co miałam wcześniej powiedzieć.

Justin kiwnął potakująco głową, a ja mówiłam dalej:

– Boję się, że cię skrzywdzę – podeszłam bliżej niego i, Boże, on jest naprawdę piękny. Uśmiechnął się do mnie w dół i przejechał palcem po moim policzku.

– Nie musisz. Ja krzywdzę tylko siebie.

Uśmiechnęłam się smutno do Justina, nie wiedząc co jeszcze mogę dodać, a potem go przytuliłam. Cieszyłam się, że między nami wszystko było okej.

– Jesteś młoda, spójrz na siebie. Nie powinnaś się bać, a tym bardziej nie powinnaś być sparaliżowana tym strachem.

– Nie jestem – zaprzeczyłam. – Ale boję się, że kiedyś powiem coś, co źle rozumiesz i to się skończy. Przeze mnie.

– Wiesz co?

– Co znowu? – wywróciłam oczami.

– Nigdy nie przepraszaj mnie za coś, co szczerze powiedziałaś ani co czujesz, okej? To tak jakbyś przepraszała za to kim jesteś, a przecież to kim jesteś to jedyne co masz.

Te słowa chyba wypiszę sobie w każdym zeszycie i w każdej książce i będę na nie patrzyła bez końca, albo po prostu poproszę Justina aby mi je napisał lub powtarzał tak często jak będzie chciał lub jak będzie mu się nudziło. Kochałam głos Justina. Mogłabym go słuchać jak mówi godzinami, a to by mi się nigdy nie znudziło.

– Jak jeszcze walniesz jakąś złotą myślą to idę do domu – zaśmiałam się, odsuwając od niego, a Justin posłał mi łobuzerski uśmiech.

– Podrzucę cię – poruszył zabawnie brwiami, a ja wzięłam deskorolkę i udałam się z Justinem do jego samochodu, który stał parę metrów dalej.

– Nie masz szofera? – spytałam już w środku. – Mój tata nawet ma.

– Nie potrzebuję szofera – odpowiedział.

– Ale kiedy jesteś pijany i nie masz jak wrócić do domu to dzwonisz po niego i tyle – dodałam, śmiejąc się. – To lepsze niż taksówka. Pamiętam jak kiedyś na imprezie u kogoś z klasy byłam pijana i nie miałam jak wrócić do domu to zadzwoniłam po Samuela, który czasami zawozi Maxa do szkoły.

– Nie chcę już słuchać o twoich pijackich wybrykach – Justin zmarszczył nos, a ja zaczęłam się śmiać.

– Powinieneś mnie teraz zawieźć na komisariat i powiedzieć, że jako osoba niepełnoletnia spożywałam alkohol – parsknęłam, a Justin chwilę później zaczął się śmiać. Sama się uśmiechnęłam widząc tak szczęśliwego Justina. To znaczy w moim towarzystwie był często wyluzowany, ale kiedy wspominam jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie, a jakie nasze relacje są teraz to, wow, ogromny postęp.

– Jutro mam wolne – powiedział po jakimś czasie, a ja włączyłam radio. – Idę zrobić sobie tatuaż – dodał, a ja spojrzałam na niego z rozchylonymi ustami.

– Poważnie? Jaki? Gdzie?

– Skrzydła – oblizał wargi. – Na karku.

Skrzywiłam się, bo to na pewno będzie boleć.

– Mogę iść z tobą?

– Masz szkołę.

Wywróciłam oczami.

– To po szkole.

– Nie masz treningu? – patrząc na mnie, uniósł brew.

– Zawsze możesz mnie z niego odebrać i możemy jechać razem – uśmiechnęłam się. – A potem spędzę czas z Jaxonem!

– A właśnie. Pytał o ciebie. Obiecałaś mu, że zbudujesz z nim zamek.

– Kurwa, zapomniałam – mruknęłam i uderzyłam się w czoło.

– Hej, nie przeklinaj. Tu są dzieci – przyłożył mi dłoń do ust.

– Masz na myśli siebie? – zapytałam, kiedy przejechałam językiem po wnętrzu jego dłoni, a on chyba z obrzydzeniem ją zabrał.

– Oczywiście, że ciebie.

– Och, żart ci nie wyszedł.

– To nie miał być żart. To prawda – obronił się.

– Jesteś idiotą, jeśli myślisz, że to jest prawda.

– Powiedz mi coś czego nie wiem, Via.

Czasami miłość, a zauroczenie różni się tym samym co pepsi i cola – cola. A cola – cola od pepsi różni się tylko nazwą.


a/n: może jakaś drama? hahhaha chyba na 30 rozdziale love me tender się skończy, a jeśli ktoś nie wie co oznacza ten tytuł na polski to nadmieniam, że oznacza to kochaj mnie czule, a jak powiedział Justin bohaterce -- może nie udać mu się tego okazać. MIŁEGO WEEKENDU!

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2604 słów i 14401 znaków.

8 komentarzy

 
  • blogerka

    Kocham  :blackeye:

    25 wrz 2016

  • milenka25

    Kiedy next :*

    24 wrz 2016

  • livney

    @milenka25 dzisiaj prawdopodobnie :)

    24 wrz 2016

  • Paula13

    @livney ⌒.⌒

    24 wrz 2016

  • Misiaa14

    Boskie *-*

    24 wrz 2016

  • Nataliiia

    Cudeńko

    24 wrz 2016

  • livney

    @Nataliiia aw dziękuję

    24 wrz 2016

  • Paula13

    Kooocham!;)

    24 wrz 2016

  • ....

    Boskie :D Czekam na next

    23 wrz 2016

  • Nika....

    SUPER! :D <3

    23 wrz 2016

  • kaaay

    Super! :)

    23 wrz 2016

  • livney

    @kaaay dzieki! :)

    23 wrz 2016