LOVE ME TENDER || 11

ale jestem przegrywemXD myślałam, że kawałek tego czegoś, co przez przypadek opublikowałam [?] widziałam tylko ja, ale się pomyliłam i wyje z tego do teraz. no ale przecież pisało, że to tylko wersja dla mnie to ja nie miałam pojęcia, że ktoś poza mną też będzie to widział hahahha.  

xx

Nie wiedziałam co mam zrobić czy po prostu stąd wyjść i dać mu spokój czy pomóc mu z tą brudną koszulą, którą trzymał w dłoni i patrzył na nią tak, jakby była jakąś bombą czy czymś innym.

Ponieważ nigdy nie podejmowałam dobrych decyzji, wybrałam jeszcze inną opcję.

– Chodź, musisz iść to przemyć – podeszłam do niego i złapałam koszulę, a on jakby w szoku podążył za mną do łazienki. Na szczęście rozmieszczenie pomieszczeń było takie same jak u taty, więc nie miałam z tym problemu. Weszliśmy do łazienki, a ja rzuciłam koszulę na podłogę i podeszłam do zlewu, chwytając ręcznik. Namoczyłam go zimną wodą, a przy tym ręce mi się kurewsko trzęsły.

– Boli cię? – zakręciłam wodę i odwróciłam się w jego stronę. Siedział na toalecie i patrzył na zaczerwienienie na brzuchu.

– Pozwę tę sukę – warknął i podnósł na mnie wzrok, który trochę złagodniał.

– Uhm, masz – podałam mu biały ręcznik, a on go wziął i przyłożył do brzucha. Patrzyłam jak nieumiejętnie to robi i aż mi się go żal zrobiło, więc wzięłam go i ukucnęłam przed nim. – Może być się wyprostował? – spojrzałam na niego w górę, a on łobuzersko się uśmiechnął i napiął swoje mięśnie. Przełknęłam ślinę. – Jesteś dupkiem – wymamrotałam, przejeżdżając delikatnie po ranie.

– Wiesz co robisz?

– Nie – rzekłam.

– Właśnie widać – zaśmiał się, a ja wywróciłam oczami i wstałam.

– Więc radź sobie sam, Justin – zmrużyłam oczy i wyszłam z łazienki. Justin coś krzyknął, ale nie zrozumiałam jego słów tylko wzięłam się za zbieranie resztek po filiżankach. Następnie ręcznikiem papierowym wytarłam plamy na podłodze i rzuciłam je na tackę, którą wezmę stąd jak będę wracała do domu. Wstałam, biorąc ją w ręce i aż krzyknęłam widząc jak Justin na mnie patrzy, oparty o biurko.

Nie słyszałam jak wychodzi z łazienki, a poza tym jest bez koszuli.

– Co się tak patrzysz? Nigdy nie widziałeś jak ktoś sprząta? – spytałam oschle, odkładając to, co trzymałam na stolik, a potem podeszłam bliżej niego i skrzyżowałam ramiona.

– Nie, po prostu patrzę na ciebie – odpowiedział, a ja poczułam jak robi mi się gorąco.

On naprawdę to powiedział.

– Skąd znałeś Soph? – zmieniłam temat, bo naprawdę chciałam się czegoś o niej dowiedzieć.

– Czemy pytasz?

– Bo mogę – wzruszyłam ramionami. – Więc?

– Pracowała kiedyś w mojej firmie – zaczął mówić. Usiadł na moim wcześniejszym miejscu, a wówczas ja oparłam się o biurko i czekałam na więcej jego opowieści. – Wiesz, ona była ładna, ja byłem sam i oboje to wykorzystaliśmy.

– Okej, nie chcę tego słuchać – powiedziałam szybko. Żałuję, że go o to spytałam, gdyż nie spodziewałam się, że w ogóle coś mi o swojej przeszłości powie.

– Ale ja chcę – zaprzeczył. – Soph oczekiwała czegoś więcej, a ja nie chciałem się angażować i zerwałem z nią kontakt, a ta podła żmija odkryła moją tajemnicę.

– Jaką? – zapytałam zaintrygowana.

– Twoje oczy się niebezpiecznie zaświeciły, więc ci nie powiem – zaśmiał się, a ja westchnęłam zrezygnowana.

– Czy chodzi o to, co powiedziała? Że wolisz blondynki? – podeszłam do niego i złapałam kosmyk włosów między palce i spojrzałam na nie. – Jestem brunetką.

– Owszem.

– A gdybym nią nie była, to co?

Widziałam jak Justin przełyka ślinę i badawczo na mnie patrzy.

– Twój kolor włosów nie ma nic do rzeczy. Traktowałbym cię tak samo jak teraz – odpowiedział powoli. Czułam między naszą dwójką dziwne napięcie i właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że mogę to wykorzystać. Uśmiechnęłam się łobuzersko i ignorując szybko bijące serce usiadłam na nim okrakiem. Widziałam jak wciągnął powietrze, a ręce położył na po bokach foteta.

– Matko Boska – głośno odetchnął. – Schodź ze mnie. Teraz.

– Przeszkadza ci to? – uniosłam wyzywająco brwi i skrzyżowałam ramiona.

– Tak, przeszkadza mi – wychrypiał. – Tobie by to nie przeszkadzało?

– Gdyby tak było, nie siedziałabym tutaj, Justin – powiedziałam rozbawiona i przegryzłam wargę. Uśmiechnęłam się widząc jak Justin zaciska pieści. – Odpowiesz mi?

– Kurwa mać – przeklną. – Masz szesnaście lat, a ja dwadzieścia osiem. Rozumiesz?

– No i? – zapytałam jakby to było coś oczywistego. Justin przetarł twarz dłonią.

Wprawdzie nie zauważałam tej różnicy wieku między nami. Ignorowałam ją, ale teraz kiedy siedziałam na nim okrakiem, a on był bez koszuli wiedziałam, że to co robię jest nie na miejscu.

Kurwa, może zamieniam się w Sally?

– To nielegalne – powiedział, a ja parsknęłam śmiechem.

– Wiesz co ty mówisz w ogóle? – spojrzałam na niego podejrzanie. Wiedziałam, że powiedział pierwsze co przyszło mu na myśl, ale jaka szkoda, że się pomylił. – Zadałam ci pytanie i mam nadzieję, że mi odpowiesz.

– Hmm?

– Czy gdybym była blondynką to...

– Via powiedziałem ci, że nie obchodzi mnie twój kolor włosów – westchnął. – Mogłabyś mieć nawet je niebieskie, fioletowe czy czerwone, a ja i tak bym to zignorował – posłał mi lekki uśmiech, a ja się speszyłam.

– Och – mruknęłam i chciałam zejść oraz stąd wyjść i już nigdy nie wrócić.

Ewentualnie wyjechać z kraju.

Wtedy poczułam jego dłonie na mojej talii jak mnie zatrzymał, więc zdziwiona spojrzałam na niego.

– Wiesz co? – wychrypiał cicho, przybliżając swoją twarz do mojej. Wstrzymałam oddech, a i starałam się znowu zignorować dudniące mi w piersi serce, które gdyby była taka możliwość już by wyskoczyło i możliwe, że uderzyło go w twarz. – Po co mam zwracać uwagę na twoje włosy, gdy ty sama jesteś piękniejsza? Hmm? – jego usta były tak blisko moich, a uścisk ma mojej talii się wzmocnił. Justin przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i wpatrywał się tylko w moją twarz.

Uśmiechnął się.

– Weź oddech, odpręż się – wychrypiał z ustami przy mojej szyi, a ja złapałam go za włosy i delikatnie za nie pociągnęłam przez co Justin jęknął.

Gdyby rodzice się dowiedzieli co ja właśnie wyprawiam, to ja kurwa nie wiem, ale byłoby źle.

– Nie wiedziałem, że jesteś taka odważna – zaśmiał się, chowając twarz w mojej szyi.

– Nie sądziłam, że się nabierzesz – parsknęłam i odsunęłam się od niego, a potem szybko wstałam. Zdezorientowany Justin patrzył na mnie nie mogąc się odezwać, a ja się tylko zaśmiałam i nachyliłam w jego stronę.

– Nie bądź taki nieśmiały, Justin – rzuciłam i przejechałam palcem po jego torsie, a potem odwróciłam się i biorąc tackę, na której leżały odłamki po filiżance, wyszłam.

*

Kylieizzle: CO TY KYURWA ZROBIŁAS

Kylieizzle: JKA TY COI

Badlands: lol, Kylie spokojnie hahahah

Kylieizzle: CAŁOWAŁAŚ SIĘ ZNIM O M OJ BOŻE

Badlands: NIGDY

Badlands: pisałam to już, że chciałam coś zobaczyć, a że on jakoś uległ to wykorzystałam to :-)

Badlands: tylko proszę, nie mów tego chłopakom okej? Dlatego jesteśmy w innej konwersacji.

Kylieizzle: jasne, nie ma problemu :) btw to gdzie on teraz jest?

Badlands: NIE WIEM XD zostawiłam go w szoku w gabinecie cri

Kylieizzle: i po tym siedzisz u ojca?XDDDD

Badlands: płacze. Dziwnie się na mnie patrzył, bo przyszłam czerwona i wgl hahahhahaha

Kylieizzle: wyje

Badlands: no i potem do niego mówię "nie bądź taki nieśmiały” help

Kylieizzle: JA PEIRDOLE WYGRAŁAŚ

Kylieizzle: jestem ciekawa czy potem będzie się normalnie odzywał czy może będzie wciąż level wkurw

Badlands: nah, mam to już gdzieś, tak szczerze

Kylieizzle: ale podobało ci się, nie?

Kylieizzle: kurwa, Via. Mnie nie oszukasz. Wiem, że ci się podobało

Badlands: trochę?

Badlands: ugh, trochę bardzo, kurwa.

Kylieizzle: dobra, ja spadam. Muszę się nauczyć na jutro. Zadzwonisz?

Badlands: będę padnięta, więc nie sądzę :-(

Kylieizzle: Okej, do zobaczenia w szkole :)

Badlands: Pa :-)

Schowałam telefon do kieszeni i wstałam, podchodząc do taty. Chrząknęłam aby na mnie spojrzał, a po chwili to zrobił, odrywając wzrok od komputera.

– Słucham? – spytał, a ja westchnęłam.

– Mogę już iść? Skończyłam układać dokumenty i roznosić pocztę – powiedziałam. Minęły dwie godziny, więc było koło dziewiętnastej, a poza tym muszę jeszcze napisać lekcje i się pouczyć.

– Która godzina?

– Kilka minut po siódmej.

– Masz jak wrócić do domu? – wrócił do pisania czegoś, a ja wywróciłam oczami.

– Tak – od momentu, kiedy dał mi ten szlaban rzadko kiedy z nim rozmawiam, a kiedy to robię zwracam się do niego oficjalnie albo nawet z przymusu.

Niech wie, że popełnił błąd każąc mi tutaj spędzać czas po szkole.
– Jak wrócisz to daj znać – odpowiedział, a ja krzyknęłam w środku ze szczęścia i skinęłam, a potem się z nim pożegnałam i wyszłam. Wyjęłam telefon, gdy szłam w stronę windy, bo chciałam aby Steven, który pracuje dla mojego ojca podwiózł mnie do domu, ponieważ nie mam siły się tłuc po mieście.

A poza tym jestem kurewsko zmęczona.

– Cześć Luke – powiedziałam do mężczyzny stojącego za kontuarem. – Gdzie Lea?

– Hej, Via – chłopak poprawił swój krawat. – Jest już w domu – powiedział. – Co u ciebie?

– A jak może być, hmm? – spytałam retorycznie, a on się roześmiał. Poprawiłam moje włosy, a następnie schyliłam się i głowę schowałam w łokciach, które położyłam na blacie. – Dzisiejszy dzień mnie dosłownie wymęczył, a jeszcze będę musiała napisać lekcje. Zgaduję, że kiedy wrócę do domu będzie po ósmej.

Luke udał dramatycznie westchnięcie.

– Straszne. Chcesz melissy?

– Jesteś takim ignorantem – spojrzałam na niego, mrużąc oczy, a on się tylko szeroko uśmiechnął i uniósł ramiona w geście obronnym.

– Hej, ja tu tylko pracuję.

– Możemy jechać? – usłyszałam za plecami Stevena, więc szybko pożegnałam się z Luke'iem, mówiąc mu, że jeszcze się tu zobaczymy, a potem wyszłam na zewnątrz. Robiło się ciemno, ludzi także było coraz mniej, a pogoda była taka jaką uwielbiałam. Lekki wiatr muskał moją skórę i to była ta pora, gdy człowiek zastanawiał się co właśnie się z nim dzieje i co właśnie robi.

– Hej Steven – zagadnęłam starszego mężczyznę, gdy otwierał mi drzwi. Szczerze nie lubiłam tego, że za każdym razem gdy jechałam gdzieś z pracownikiem taty on robił właśnie tę rzecz, ale muszę to w końcu zrozumieć, gdyż to należy do jego pracy.

– Tak?

– Gdzie jest biuro Justina? – uśmiechnęłam się do niego lekko. Byłam tego ciekawa, ponieważ z jego ogromnego okna widać właśnie tą ulicę, więc zgaduję, iż to gdzieś tutaj, a tym bardziej gdzieś wysoko.

Steven się uśmiechnął i spojrzał w górę. Powtórzyłam jego ruch.

– Widzisz tam wysoko jedno pomieszczenie, gdzie widać światło?

– No.

– To właśnie tam jest gabinet pana Biebera – rzekł. Podziękowałam mu i zajęłam miejsce z tyłu, a gdy byłam już w środku przez szybę wciąż patrzyłam w ten punkt, dopóki nie zniknął mi z oczu.


a/n: jak są te wiadomości to błędy w nich są celowe, tak tylko uprzedzam. no i idk, ale mam wrażenie, że to opowiadanie się robi chyba nudne no i idk jakoś tak dziwnie ugh.

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2148 słów i 11856 znaków, zaktualizowała 10 wrz 2016.

7 komentarzy

 
  • Olifffka<3

    KC !!????

    11 wrz 2016

  • kaay~

    Super! Kiedy next!??

    11 wrz 2016

  • livney

    @kaay~ byc moze dzisiaj :-)

    11 wrz 2016

  • Barbie

    To opowiadanie właśnie jest fajne i nie wiem czy nie lepsze od poprzednich :)

    11 wrz 2016

  • livney

    @Barbie aa tez tak sadze! na to nie mialam jakiegos wiekszego planu, ale teraz tak myslalam, ze jeszcze duzo przed nimi hahaha

    11 wrz 2016

  • Nataliiia

    Kocham kiedy next???? <3

    11 wrz 2016

  • livney

    @Nataliiia moze dzisiaj :)

    11 wrz 2016

  • Nataliiia

    @livney ok dzięki za odpowiedź

    11 wrz 2016

  • Misiaa14

    Cudo :*

    11 wrz 2016

  • Ania13477

    dodasz jeszcze jedna dzis? <3 prosze! <3

    10 wrz 2016

  • livney

    @Ania13477 jestem chora, wiec moze cos uda mi sie napisac :-)

    11 wrz 2016

  • Ania13477

    koooozak!!!!!

    10 wrz 2016

  • livney

    @Ania13477 dzieki!!

    11 wrz 2016