Na wyspę dotarli małymi łódkami. Na powitanie wyszło im kilku piratów, którzy podejrzliwie patrzyli na nowo przybyłych.
- Wade, kim się twoi towarzysze? - spytał jeden z piratów.
- Enar i jego garstka ludzi, którzy narazili się niebezpiecznemu człowiekowi i szukają schronienia.
- Mów jaśniej Wade.
- Królowi. Długa historia i nikomu niepotrzebna. - wyjaśnił szybko Enar.
- Miej ich na oku, Wade. Nie chcemy tu problemów.
- Kto by pomyślał, że piraci nie chcą problemów. - zaśmiał się złodziej. - Przecież wy z tego słyniecie.
- Jeśli chcesz, by ten szczyl tu przeżył — zwrócił się do Wade'a inny pirat. - pilnuj go.
- Masz się zachowywać. Nie kradnij niczego. Jeśli chcesz sprzedać te kamyki, Rita mieszka przy jeziorze zaraz za miasteczkiem, musisz tylko skręcić w prawo i iść ciągle prosto. Jakbyś czegoś chciał, ja i moja załoga, rozładujemy statek.
- Czyli mam iść sam?
- Tak, ci — wskazał na piratów — zaprowadzą cię za miasteczko. Dalej sam dasz radę. Jak nie wrócisz do zmroku, to pójdziemy cię szukać.
Enar bez słowa zabrał się z mieszkańcami wyspy do wyjścia. Szli w ciszy, a myśli w głowie złodzieja krzyczały na niego.
- Zostałeś sam na nieznanej wyspie, z ludźmi, którzy od początku patrzą na ciebie, jakbyś zabił im ojców i matki. Bez konia, bez wsparcia z królewskimi żołnierzami na karku. Jednym słowem, fajnie. Jesteś bardzo mądry, Enar. Może się zgubię i nikt mnie nie znajdzie. Kurwa, zachciało mi się, nie wiadomo czego. Tylko sobie pogratulować głupoty.
- Słuchaj, ta brama tam, to wyjście z miasteczka. Wade powiedział ci gdzie mieszka Rita, więc ja nie powtórzę. Radź sobie sam. Jak dla mnie możesz do nas nie wracać, ale ze względu na tego, który cię tu przyprowadził, radzę jedno, nie zgub się, bo nocy możesz nie przeżyć. Trzymaj się ścieżek i nie zbaczaj, bo skończysz w bagnie. Dosłownie.
- Yyy, dzięki, chyba. To ja już pójdę.
Gdy tylko się od nich oddalił, odetchnął z ulgą. Jeden potencjalny problem z głowy. Teraz tylko nie utopić się w bagnie, sprzedać kamienie i wrócić do bezpiecznej dla niego strefy.
Ścieżka prowadząca do Rity wiodła przez gęsty las, co powodowało, że przy każdym choćby najmniejszym szeleście, Enar rozglądał się dookoła. Jego stopniowo narastająca paranoja zaczęła znikać, gdy w jego polu widzenia pojawił się mały domek przy jeziorze. Zbliżając się, nie zauważył nikogo na zewnątrz. Podszedł do drzwi wejściowych i zapukał kilkukrotnie. Czekał cierpliwie, aż w końcu drzwi otworzyły się, a w nich stanęła kobieta w średnim wieku z długimi czarnymi włosami, poplecionymi w małe warkoczyki. Gdzieniegdzie miała wplecione koraliki i inne ozdoby, a na głowie ciemną chustę z blaszkami, które brzęczały przy jej ruchach.
- Kim jesteś? Nigdy cię tu nie widziałam.
- Nie zrozum mnie źle, ale w mojej teraźniejszej sytuacji im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Przychodzę, bo kapitan Wade powiedział, że możesz być zainteresowana kupnem pewnych klejnotów.
- Skoro Wade cię przysłał, nie możesz być jakimś dużym zagrożeniem dla mnie. Wchodź. Za mną. - zaprowadziła go do pomieszczenia, w którym znajdował się okrągły mały stół, pełno świec, ziół i niezidentyfikowanych cieczy w małych buteleczkach. - A więc słucham, co takiego ciekawego możesz przy sobie mieć.
- Kamienie. Specyficznego pochodzenia. - Powiedział i wyjął z sakwy swoją zdobycz. Położył na stole przed kobietą. - Ostatnio może to być dość mocno poszukiwany towar.
- Klejnoty królewskie. Skąd je masz? Wielu przychodziło z podobnymi, by tylko dostać pieniądze jak za prawdziwe.
- Ukradłem. Gdyby jedna szumowina nie popsuła mi planów, byłoby tego więcej.
- A teraz chcesz się tego pozbyć, bo?
- Nie są mi potrzebne do szczęścia. Chce tylko pieniędzy, mieć za co kupić jedzenie lub ubrania.
- Nikt nie kradnie takich rzeczy ot, tak.
- Mówiłem, im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Bierzesz je?
- Jako szamanka nie mogę odmówić takiej zdobyczy. Dam ci za nie tyle ile mam, ale to dalej będzie za mało. Będę ci winna jeszcze przysługę.
- Dobrze, pójdę na to. Od przysługi mogę cię już uwolnić. Jeśli zapukają kiedyś do ciebie królewscy strażnicy, nic nie wiesz o chłopaku ze szmaragdowymi oczami, a to — wskazał klejnoty rodowe — schowaj. I to tak by w razie czego ich nie znaleźli.
- Ty jesteś Enar, ten złodziej z królestwa należący do Gildii.
- Tak, zgadłaś, ale co z tego?
- Twoja reputacja dotarła i do moich uszu. Jeśli zechcesz mam robotę, do której przydatne byłyby twoje umiejętności.
- Wiesz, zwykle nie odmawiam, ale nadeszły czasy, że na jakiś czas muszę się schować. Mam na karku wściekłego króla i jego podwładnych, chcących mojej głowy.
- Rozumiem, powodzenia Enarze.
Wyszedł z jej domu i udał się w drogę powrotną do miasteczka piratów. Udało mu się dotrzeć do niego na długo przed zachodem słońca. Idąc na plażę, na której powinien czekać Kirk i Wade, nie obyło się bez wyzwisk kierowanych w jego stronę, rzucanych przez zwykłych mieszkańców. Na szczęście, dwójka ludzi, do których zmierzał, czekała na niego w miejscu, w którym się rozdzielili.
- Jak ci poszło, młody? - spytał kapitan.
- Dobrze, mam pieniądze i pozbyłem się problemu, a u was co słychać?
- Dobrze, że to ci się udało, bo teraz słuchaj, przyszedł do nas chłopak, co patroluje morze z fortu. Na horyzoncie pojawił się nieznany statek. Podejrzewają, że należy do królewskich. Mogą dopłynąć tu najpóźniej do trzech dni, do tego czasu musimy przygotować się na odparcie ich. Może zdarzyć się tak, że zmienią kurs i znikną nam z widoku. Wtedy musimy spodziewać się ataku z drugiego końca wyspy. W razie czego, tam też mamy ludzi. Nic nie powinno nam umknąć. Jutro odprowadzimy cię po wyspie i pokażemy, którędy najlepiej uciekać, tak w razie czego. Na dzisiaj to koniec, załoga się rozeszła do siebie, a wasza dwójka idzie ze mną do mnie. Tam położycie się spać, a resztę obgadamy jutro.
Dodaj komentarz