Zanim król wysłał pościg za nimi, zdążyli znacznie oddalić się od lądu. Płynęli w stronę wyspy zamieszkałej przez piratów. Miała ona swoją własną ochronę, stworzoną dzięki pokradzionym królewskim galeonom i brygom. Przepłynąć mogły tylko statki pod znanymi reszcie banderami, a dookoła lądu co jakiś czas można było zauważyć krążące okręty. Do miejsca docelowego mieli około całego dnia żeglugi, zakładając, że nikt ani nic im w międzyczasie nie przeszkodzi.
Morska bryza owiewała zamyśloną twarz Enara. Miał klejnoty, ale co z tego skoro jak na razie nie może wrócić, by je oddać. Na wyspie piratów nie znajdzie kupca na to, a jemu samemu one nie są potrzebne do szczęścia. Wpatrywał się przed siebie, aż przyszedł mu do głowy plan. No może nie plan, ale pomysł. Wstał z miejsca i podszedł do steru. Spotkał tam kapitana, tak jak zakładał.
- Kapitanie, znasz wiele różnych osób, prawda?
- Jak na kapitana przystało, a kto ci potrzebny?
- Ktoś, kto by był chętny kupić królewskie klejnoty.
- Jest taka jedna dziewczyna na wyspie, nazywa się Rita, w teorii jest znachorką, ale wszyscy wiedzą, że nie stroni od praktyk magicznych. Czasami jak któraś załoga natrafiła na kamienie szlachetne, to szli do niej.
- Kupi je?
- A czy ja wyglądam na jakiegoś wróża? Nie wiem, dopłyniemy i zobaczymy.
- Kapitanie! - rozbrzmiał głos nad ich głowami, pochodził z bocianiego gniazda.
- Co?! - odpowiedział kapitan.
- Statek na horyzoncie! Płynie w naszą stronę!
- Możesz zobaczyć kto to?!
- Piraci! To pewne, ale kto dokładnie, nie wiem!
- Słyszałeś młody, jeśli chcesz dalej w jakimś stopniu zarobić, to schowaj dobrze te swoje błyskotki, bo nie wiadomo kto płynie nam na spotkanie.
- Spokojnie, umiem zadbać o siebie i swoje rzeczy.
- To dobrze, młody.
W tym samym czasie, w zamku niecierpliwy i zdenerwowany król chodził po swojej komnacie w tę i z powrotem.
- Kochanie...- zaczęła królowa.
- Nie! Ten parszywy złodziejaszek wykorzystał moją przeszłość, by mnie zauroczyć i okraść!
- To tylko kamienie i nic więcej.
- To aż kamienie! Odzyskam je. - opuścił komnatę. Udał się do sali tronowej, w której obecny był kapitan straży. - Kapitanie, przyprowadź przywódcę tej bandy, którą zamknęliście.
- Tak jest panie.
Po krótkiej chwili strażnik wrócił z jednym z więźniów.
- Możecie go puścić. - powiedział król. - Jak cię zwą?
- Chase, panie.
- Dobrze Chase, na balu wydawało się, jakbyś znał tego podstępnego szczura. Co możesz mi o nim powiedzieć?
- Znam go panie. Nazywa się Enar. Nikt tak naprawdę nie wie, skąd jest. Został znaleziony w lesie przez członka Gildii Złodziei. Miał wtedy coś koło pięciu lat. Zabrali go, zaopiekowali się, wychowali, a on pozostał u nich i piął się w górę.
- Gdzie on może być?
- Nikt spoza ich gildii tak naprawdę nie wie, gdzie to się znajduje, ale moi ludzie donieśli mi, że podobno jego jeden z najbardziej zaufanych ludzi szukał w dokach jakiegoś pirata. Z tego co mi się wydaje, panie, mogą być już w drodze do innego królestwa.
- Które królestwo przygarnęłoby takiego człowieka pozbawionego praw?
- Królestwo może i żadne, panie, ale jest wyspa. Wyspa, która jest zamieszkała tylko przez piratów. Podobno dotarcie tam jest trudne, ale byli tacy, którym się udało.
- Po co mu moje klejnoty?
- Najpewniej dostał na nie zlecenie. Chociaż po tym jak się dowiedział, że my też je dostaliśmy, jak nic zabrał je ze sobą. Na wyspie piratów jest ktoś, kto takie rzeczy z chęcią odkupi.
- Możecie już go zabrać. - powiedział do strażników i wrócił do sali tronowej. Tam chwilę zastanawiał się nad tym co ma zrobić. Teraz musi poczekać, jak tylko kapitan Drake przyprowadzi mu parszywego złodziejaszka i piracką zakałę, z którą wypłynęli.
Do Nocy Zagłady zbliżył się statek. Należał od do piratów, na szczęście dla nich, przyjaźnie nastawionych do Wade'a. Zatrzymali oba ogromne statki koło siebie, by załoga drugiego mogła swobodnie przejść na pokład Wade'a.
- A któż to się na naszych wodach znowu pojawił? Dawno cię tu nie było Wade.
- Wiem, Vasco, ale zgodziłem się pomóc temu tu dzieciakowi — wskazał palcem Enara. - i jego towarzyszą.
- Młody jesteś jak na rozrabiakę, ale dobrze. Ucząc się od nas, piratów, staniesz się dużo lepszy.
- Nie jestem rozrabiaką, tylko złodziejem. A potrzebowałem pomocy w wydostaniu się, bo coś poszło bardzo nie po mojej myśli. - Wyjaśnił Enar, a drugi kapitan spojrzał pytająco na Wade'a.
- Chciał okraść króla. Po części mu wyszło, ale teraz chcą go postawić przed sądem albo od razu zabić.
- Kapitanie! - ponownie rozległ się głos z bocianiego gniazda.
- Co tym razem?!
- Statek za nami! Tym razem królewscy!
- Kurwa. Vasco zdążymy dopłynąć na wyspę?
- Jak najbardziej. Za chwilę znajdziemy się na wodach opanowanych przez naszych. Nam dadzą uciec, a tamci będą mieli problemy.
- Nie traćmy czasu, tylko ruszajmy.
Dodaj komentarz