Wygnany 3

Zanim dotarł do zamku, postanowił poszwendać się trochę po mieście. Mijał wesołych mieszkańców, którzy nie zdawali sobie nawet sprawy, że obok nich przechodzi ich były książę. Roześmiane dzieci biegały z jednej strony drogi na drugą, ciesząc się swoim beztroskim życiem w mieście. Nikt nie zwracał zbytniej uwagi na Enara. Jeśli już ktoś zawiesił na nim oko, to szybko odwracał wzrok. Młody, uzbrojony mężczyzna, ubrany cały na czarno, jadący konno nie wydawał się odpowiednim towarzyszem dla mieszczan. Złodziej zdał się na wolę zwierzęcia, a ono poprowadziło go pod bramę cmentarza. 
- Nyx, kochana, wiem, że jestem martwy w tym mieście, ale nie musisz mi tak tego dobitnie prezentować. - zaśmiał się do klaczy. - Chodź, pora ruszać na zamek.
Przed bramami, podszedł do niego jeden strażnik. Nie zadawał żadnych pytań, tylko sięgnął po wodze i odprowadził konia do tymczasowej stajni. Chwilę później przyszedł kolejny strażnik i nakazał Enarowi iść za nim. 
- Z kim mamy przyjemność? Pierwszy raz moje oczy was widzą. - powiedział strażnik.
- Hrabia Emmett z Zachodniego Królestwa. Jestem tu od niedawna. 
- Rozumiem, król może być zadowolony z możliwości porozmawiania, z kimś skąd pochodziła świętej pamięci królowa. Dużo się tam pozmieniało, hrabio?
- Świat się ciągle zmienia. Moja podróż tu trwała dość długo, dlatego też nie mogę wypowiadać się na ten temat. - Pozostałą, krótka część drogi do wnętrza zamku, spędzili w ciszy. Tam złodzieja przejął kolejny strażnik, który zaprowadził go już do sali balowej. 
- Miłej zabawy, hrabio. - powiedział, odchodząc.
Enar rozejrzał się po pomieszczeniu, gości było od groma, w prawdzie nigdzie nie było widać rodziny królewskiej. Miał jakiś czas na rozejrzenie się po sali. Zamiast tego patrzył na królewskie miejsca przy stole i atakowały go dawno zapomniane wspomnienia. Szybko je odtrącił.
- Skup się głupku, bo skończysz jak banda Chase'a. - zbeształ sam siebie w myślach. 
W międzyczasie do pomieszczenia zdążyła wbiec młoda księżniczka. Biegała od gościa do gościa, aż w końcu dotarła do młodego złodzieja, który w porę zdołał się jej ukłonić.
- Witaj, pani.
- Wow, twoje oczy, jaki mają piękny kolor! Nigdy takich nie widziałam!
- Dziękuję za komplement, pani. 
Mała księżniczka uciekła od niego, a po chwili na salę weszła para królewska. Wszyscy zebrani ukłonili się, a bal już oficjalnie się zaczął. 
- Tato! Tato! - krzyczała dziewczynka, podbiegając do króla. - A tam jest taki pan, co ma kolor oczu jak, ta pani z twojego obrazu! 
- Gdzie, moja królewno?
- Tam, stoi przy kolumnie koło posągu anioła. - król wzrokiem przeprosił żonę i udał się na spotkanie z przybyszem. Znalazł go tam, gdzie powiedziała mu córka. 
- Nie musisz się kłaniać. - oznajmił król. - Jak cię zwą, nieznajomy?
- Hrabia Emmett, panie.
- A skąd do nas przywędrowałeś, hrabio?
- Z Zachodniego Królestwa. 
- Twoje oczy zdradzają twe pochodzenie, hrabio. Kiedyś lata temu spotkałem jedną osobę z takimi oczami. Wprawdzie miała one je mniej intensywne niż twoje, ale nie o tym. Powiedz mi, co cię tu do nas sprowadza.
- Tak naprawdę, panie to jestem przejazdem.
- A dokąd to tak jedziesz?
- Jak najdalej od domu.
- Rozumiem, źle wspomnienia. Baw się dobrze, hrabio.
Enar poczekał, aż wszyscy będą już trochę podpici i wśród wesoło wirującego tłumu, przedarł się na korytarz prowadzący do schodów. Piętro wyżej są komnaty królewskie, a piętro niżej skarbiec. Puki nikogo nie ma w pobliżu, skierował swoje kroki w stronę schodów na piętro wyżej. Tam doskonale pamiętając, która komnata była króla, wyjął wytrych i otworzył drzwi. Złodziej nie zawracał sobie głowy innymi przedmiotami w pomieszczeniu. Jego główna uwaga skierowana była na szkatułce przy łożu. Wystarczyła chwila i była otwarta. W środku leżało kilka złotych łańcuszków i pierścieni, a w tym wszystkim cztery duże kryształy. Sięgnął po nie i włożył do jednej sakiewki. Zamknął wszystko za sobą i wyszedł. 
- Coś za prosto to poszło. - powiedział, schodząc na dół, w dalszym ciągu nie widząc żadnego strażnika. Enar wrócił na salę balową, zostawiając skarbiec na późniejszą okazję. Wmieszał się w tłum. 
Jakiś czas później do sali wbiegło dwóch strażników.
- Panie, jakąś banda zbirów przedarła się przez straż... - nie zdołał dokończyć, bo do pomieszczenia weszło kilku bandziorów.
- O jakie ładne powitanie mamy. Dziękujemy, królu za starania, ale nie trzeba było. 
- Kim jesteście i czego tu chcecie? - spytał król.
- Jesteśmy zwykłymi najemnikami, jesteśmy tam, gdzie nas chcą. Ktoś zechciał a byśmy tu przyszli więc i jesteśmy. 
- STRAŻE! - krzyknął władca, a zbiry się zaśmiały.
- Twojej straży nie ma. Są chwilowo niedysponowani. A teraz jeśli byłbyś tak łaskawy i dał nam klucze do skarbca, bylibyśmy bardzo wdzięczni.
- Nigdy! - warknął król.
- To pożegnasz się z życiem.
- Wam to chyba serio zamienili mózgi z osłem.- stwierdził Enar, podchodząc do króla. - Czy banda Chase'a jest aż tak tępa, czy wy to wybitny przypadek?
- A kto to przyszedł? Nasz wyrzutek od Gildii. Odsuń się Enar, a ujdziesz z życiem.
- Nie, dobrze wiesz, że nie dacie rady w walce ze mną. Odejdźcie, a straż, która zaraz przybędzie, nie wtrąci was do lochów. - w oddali słychać było dźwięk alarmu.
- Tego was uczą w tej waszej Gildii Złodziei? Straszne bzdury. - Zaśmiali się.
- Wiesz co? Nas to chociaż czegokolwiek uczą, Chase. Jednak myślenie czasami się przydaje. 
- Pożałujesz tego bękarcie. - warknął, dobywając miecza i stając przed młodym złodziejem gotów do walki. - Jesteś nieuzbrojony. Nie masz szans.
- Po pierwsze, uspokój się, idioto, jesteś wśród arystokracji, a tak nie wypada. Po drugie, zawsze jestem uzbrojony. - wyjął zza pleców rękojeść z małym ostrzem. Pewnym i szybkim ruchem sprawił, że ostrze wydłużyło się kilkukrotnie. - Odejdź, i tak już wszystkim udowodniłeś, że jesteś niezwykle tępy.
- Nie zapominaj, że ty też przyszedłeś tu kraść. Mogą cię zamknąć tak samo jak mnie, a odwlekanie twojej ucieczki sprzyja mi. Pozbędę się ciebie i nikt już nie udaremni moich planów. 
- Nie oszukujmy się, jesteś tak samo w dupie jak ja. 
Alarm ciągle wył, a królewscy strażnicy spoza zamku zaczęli się w nim pojawiać. Enar wiedział, że jak nie zareaguje, to będzie mógł przywitać się z zamkowymi lochami, a wraz z nim, Chase i jego osiłki. Kroki żołnierzy stawały się coraz głośniejsze. Nie minie dużo czasu, aż wbiegną do sali. 
- To co, Enar? Pozwolisz mi dostać to co chce czy musimy to rozwiązać inaczej?
- Honor złodzieja podpowiada mi, by cię ostrzec, ale że i tak do ciebie to nie dotrze, to tego nie zrobię. A teraz wybacz mi, ale muszę złapać statek. - Enar szybko zwrócił się w stronę ogromnych okien, w chwili gdy do sali wbiegli strażnicy. Młody złodziej wbiegł w szkło, rozbijając je i wydostając się poza teren zamku. Między okrzykami królewskiej straży i będących tam złodziei, słyszalne były rozkazy do łapania go. Nie zastanawiał się długo, tylko prawie że od razu uciekł do miasta, biegnąc na statek, który miał go stąd zabrać.
- To nie tak miało wyglądać. - powiedział sam do siebie.

Dodaj komentarz