Bal miał odbyć się następnego dnia. Strój Enara był gotowy, on sam zaś był w świetnym humorze. Nie mógł doczekać się satysfakcji, gdy zobaczy na twarzy ojca i macochy szok. Mimo wszystko pierwszeństwo ma zlecenie.
Z tego co pamięta, klejnoty rodowe były przechowywane w komnacie królewskiej w specjalnej szkatułce. Za to kosztowności były w skarbcu wraz z pieniędzmi. Nic trudnego, no oprócz straży, której będzie jak mrówek. Wypadałoby wymyślić coś, co odwróci uwagę wszystkich zgromadzonych albo spróbować swojego szczęścia i zakraść się do środka.
- Enar, mamy mały problem. - do pomieszczenia wszedł Kirk, jeden z członków grupy wygnanego księcia.
- W czym? Ja żadnego nie widzę.
- Dwóch naszych doniosło, że widziało grupę Chase'a, kręcąca się przy zamku.
- Hmmm. Czyżby nasz zleceniodawca stwierdził, że dla ubezpieczenia wyśle dwie grupy po jego łup? Sprytne, ale nie aż tak jakby mu się wydawało. Nie uda im się.
- Skąd ta pewność? Patrząc na waszą dwójkę, to Chase ma większe szanse.
- Wiem, on jest żywą legendą wśród zapijaczonych hrabiów, spędzających całe dnie w karczmach i tylko wśród nich. W Gildii on jak i jego banda wzbudza jedynie litość. Nigdy nie udało mu się okraść kogoś, kto był trzeźwy. Chcąc iść okraść króla, wykazałby się tylko głupotą i po chwili zostałby zamknięty w lochach.
- To trzeba przyznać, Chase nie jest znany z umiejętnego myślenia.
- Sam jednak wiesz, że nie musisz być doskonałym strategiem, by być dobrym złodziejem. Wystarczy trochę sprytu i szczęścia, którego oni nie mają. Niech idą, chociaż odwrócą uwagę innych ode mnie na czas zlecenia.
- Masz już wszystko przygotowane?
- Tak. Jak tylko wrócę, musimy szybko wynieść się z tego miejsca. Tu zaczyna się wasza część zadania. Dobrze by było wypłynąć za ocean. To królestwo nie ma dobrej marynarki.
- Znam jednego miejscowego kapitana. Nie bywa tu zbyt często, bo król chce jego głowy, ale czasem zajrzy w to miejsce.
- Pirat? - spytał z zainteresowaniem Enar.
- Tak, Krwawy Wade kapitan Nocy Zagłady.
- Ciekawe masz towarzystwo, Kirk. Mam nadzieję, że nie macie do siebie żadnych problemów.
- Nie tym razem, dzieciaku. Wade to mój dobry przyjaciel. I przy okazji wisi mi przysługę.
- Dobrze się składa. Idź, go poszukaj, jak zrodzi się pomóc, spakujcie wszystko, co się da i idźcie na statek. Ja do was dołączę po zleceniu.
********
Kirk udał się do miasta w poszukiwaniu dawnego przyjaciela. Miejscowe doki były rozległe, a karcz w pobliżu było co niemiara. Znalezienie statku w teorii było łatwe, ale odnalezienie kapitana, nie. Po godzinie krążenia wśród różnych statków, w końcu odnalazł Noc Zagłady. Piękny galeon z czarnymi jak noc żaglami. Ku zaskoczeniu Kirka, na pokładzie stał kapitan i żywo rozmawiał z jakimś członkiem załogi. Człowiek od Enara powoli wszedł na statek, tak by Wade mógł widzieć, kto się zbliża.
- Kogo to moje oczy widzą? - powiedział kapitan, gdy tylko Kirk wszedł w zasięgu wzroku drugiego.
- Witaj Wade. Cieszę się, że cię widzę żywego. - zaśmiał się.
- O tobie mogę powiedzieć to samo, Kirk. Złodzieja jest łatwiej złapać niż pirata z załogą. Ale co cię do mnie sprowadza? Wiem, że nie przychodzisz bezinteresownie.
- Owszem, chce poprosić cię o pomoc w wydostaniu się stąd.
- Stało się coś?
- Nie. Jeszcze nie, ale niedługo tak. Jeden z naszych przyjął zlecenie, by okraść króla na balu, który wydaje. Musimy po tym stąd wyparować i tu pojawiasz się ty.
- Ten wasz człowiek chyba zamienił się z osłem na rozumy, ale tak, pomogę wam. Możecie się rozgościć u nas. Jeśli ten wasz wariat przeżyje, odpłyniemy do portu na północy. Jest tam mroźno, ale nikt nie będzie was szukał.
- Więc załatwione. Wrócę i powiem reszcie.
*****
Kirk dostarczył wiadomość do Enara i pozostałych, którzy znając polecenie młodego złodzieja, zaczęli sprzątać obóz. Niedoszłemu księciu pozostało jedynie kilka godzin na dopracowanie planu, tak więc siedział samotnie, wpatrując się w ziemię i rozmyślając jak najlepiej zabrać się do tego. Już niedługo zamiast bycia Enarem wygnańcem stanie się Emmettem z Zachodniego Królestwa, było to jedyne miejsce na świecie, gdzie ludzie mieli oczy koloru czystego szmaragdu, takie, jakie miał Enar, po jego matce, która stamtąd pochodziła. Przestał rozmyślać gdy wspomniał matkę. Nie chciał się teraz dołować. Wstał, wyjął strój przygotowany specjalnie na tę okoliczność i założył. Teraz pozostała kwestia uzupełnienia ekwipunku w pochowane przed wzrokiem pochwy i jest gotowy. Czas na małe spotkanie rodzinne.
Następnego dnia z samego rana, towarzysze Enara wynieśli się z obozowiska na statek kapitana Wade'a. W małym domku pozostał jedynie młody złodziej. Bal zaczynał się koło godziny szesnastej. Miał więc sporo czasu na rozmyślanie. Patrząc na swoje odbicie w lustrze, przypomniał sobie jedno z kilku niezatartych przez czas wspomnień. Siedział wtedy w sali tronowej na kolanach ojca, bawiąc się jego koroną. Matka w tym czasie kończyła malować ich portret. Jej dzieło później powieszono w korytarzu prowadzącym do sali tronowej.
- Mogę się założyć, że teraz wisi tam portret macochy albo ich córki. - zaśmiał się sam do siebie. - Ale poczekaj królu, nadchodzi burza, której się nie spodziewasz. - Enar chwycił wysuwany miecz i wyszedł. Przed domkiem dosiadł konia, a następnie ruszył w wycieczkę do starego domu.
Dodaj komentarz