Hermiona obudziła się nagle, wyrwana ze snu przez jakieś dziwne odgłosy płynące z kuchni. Zeszła więc powoli na dół.
- Co się dzieje? – zapytała zgromadzonych przy stole Weaasley’ów. Fred natychmiast obrócił się w jej stronę i uśmiechnął delikatnie.
- Myślałem, że jeszcze pośpisz. Jak się czujesz?
- Całkiem znośnie. Te wieczorne mdłości już całkiem mi przeszły – odparła i powtórzyła pytanie. – Co się dzieje?
- Dostaliśmy patronusa od Blaise’a – wyjaśniła poważnie pani Weasley. – Ginny odeszły wody. Są już oboje w Św. Mungu.
- Wszystko dobrze? – Hermiona natychmiast wyczuła, że coś jest nie tak.
- Magomedycy zastanawiają się nad mugolskim sposobem porodu – mruknął Fred. – Nad cesarskim cięciem.
Hermiona wytrzeszczyła na niego oczy i zakryła usta dłonią.
- Dlaczego? – wyszeptała w końcu.
- Dziecko podobno ułożyło się w poprzek. Nie pomogą ani Ginny, ani maluchowi magią, bo to mogłoby ich zabić. Ale z tego, co powiedział Blaise, ten zabieg również niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo... Blaise jest przerażony, nie wie, co ma robić.
- Na brodę Merlina! Trzeba tam natychmiast jechać! – wykrzyknęła poruszona brunetka.
- Rodzice pojadą. My zostaniemy tutaj – powiedział natychmiast Fred.
- Dlaczego? Ginny jest moją przyjaciółką, a teraz już i rodziną, więc mam prawo tam być! – zdenerwowała się była Gryfonka.
- Maleńka, to mogłoby zaszkodzić dziecku... Będziesz tylko się denerwować.
- Tak samo, jak i tutaj – zauważyła nie bez racji. – A tam są uzdrowiciele, którzy w razie czego natychmiast mi pomogą!
- Musisz być aż tak uparta? – zapytał znękanym głosem, obejmując ją lekko.
- Dobrze wiesz, że tak!
- Może to i dobry pomysł – rzekł w końcu pojednawczo milczący dotąd pan Weasley i w sumie to był już koniec dyskusji, bo w kilkanaście minut później cała czwórka przeniosła się do szpitala. Na oddziale położniczym już z daleka zauważyli zdenerwowanego Blaise’a oraz próbujących go uspokoić Malfoy’a i Parkinson. Ciemnoskóry chłopak uspokoił się nieco, dopiero gdy ujrzał teściów.
- Nie pozwalają mi wejść do środka! – zakomunikował natychmiast, gdy tylko się zbliżyli. Molly natychmiast przytuliła go, jak własnego syna i wyszeptała, próbując powstrzymać łzy:
- Ginny to twarda dziewczyna. Jestem pewna, że wszystko się uda, a magomedycy na pewno doskonale wiedzą, co robią, nie wpuszczając cię tam. Uspokój się teraz.
Zabini uśmiechnął się do niej lekko i odetchnął głęboko.
Po kilku minutach z sali, na której rodziła Ginny, wyszedł jeden z uzdrowicieli. Był nad wyraz poważny.
- Panie Zabini, zapraszam do środka...
Blaise rozejrzał się jeszcze po rodzinie i przyjaciołach, jakby szukając u nich ratunku i wszedł do sali. Na korytarzu zapadł ciężka cisza.
- Wszystko będzie dobrze? – zapytała Hermiona.
- Pewnie zaraz się przekonamy, Granger! – prychnęła wyniośle czarnowłosa Ślizgonka.
- Weasley, Parkinson, Weasley, nie Granger! – poprawił ją szorstko Fred, mierząc ostrym spojrzeniem, a Hermiona uśmiechnęła się do niego czule.
- Jestem przekonana, że ty tak samo, jak ja dobrze wiesz, że taki poród przez cesarskie cięcie może mieć niestety bardzo różne skutki, ale w tej chwili naprawdę chciałabym wierzyć, że wszystko będzie dobrze – odezwała się Gryfonka. – Mam tylko nadzieję, że uzdrowicielom uda się uratować zarówno Ginny, jak i dziecko.
Fred i Draco spojrzeli zdumieni na brunetkę, a potem wymieniwszy zmartwione spojrzenia, wyraźnie się zasępili, podobnie do całej reszty...
Dopiero pół godziny później nerwowego oczekiwania na korytarz wyszedł Blaise. Wszyscy natychmaist poderwali się ze swoich miejsc, wpatrując się w niego w napięciu.
- mam syna – wydyszał wzruszony, uśmiechając się niewyraźnie. Wszyscy natychmiast zaczęli mu radośnie gratulować i tylko Draco zauważył smutne spojrzenie przyjaciele.
- Zamknijcie się wszyscy! – uciszył ich, patrząc na Zabiniego. – Stary, co jest?
- Nie wiem, czy Ginny to przeżyje – powiedział. – Uśpili ją, ale nie mogą zatamować krwotoku!
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.