Wreszcie, chyba niemal po dobrych piętnastu minutach odezwała się babcia Hermiony. Mama mamy.
- Jesteś czarownicą?
- Tak, ale nie używam zakazanych zaklęć — wyjaśniła szybko brunetka. - Fred też nie.
- Hmmm, więc wygląda na to, że to, o czym rozmawiało się w naszej rodzinie szeptem, jak jeszcze byłam dzieckiem, jest prawdą — mruknęła starsza kobieta, bardziej do siebie niż do dziewczyny.
- Czyli, że co dokładnie? - zainteresowała się natychmiast Hermiona.
- To, że moja prababka podobno uczęszczała do jakiejś szkoły magii... We Francji, czy gdzieś...
Gryfoni spojrzeli na siebie zdumieni tą informacją.
- Moja prapraprababka była uczennicą Beauxtaubons?! - wykrzyknęła przyszła pani Weasley, zapominając o dyskrecji.
- Wiesz coś o tej szkole? - zdumiała się jej babcia.
- Oczywiście! Akademia ta kiedyś z nami współzawodniczyła. Teraz się wspieramy! Ale jak to możliwe, by moja przodkini tam uczęszczała?! Przecież pochodziła z Anglii!
- Nie, moje kochane dziecko. Genevieve LaCrone była Francuzką, która poślubiła Anglika.
- O, Merlinie! - wyrwało się Fredowi i to wreszcie odblokowało resztę zszokowanej rodziny.
- Jesteś czarownicą?! On też?! Dlaczego nikt nie wiedział? Jak długo? Gdzie jest wasza szkoła?! - pytania posypały się naraz ze wszystkich stron. Młodzi natychmiast przyjęli taktykę "Odpowiemy na wszystko, tylko dajcie dojść nam do słowa", co w praktyce wyglądało tak, że nie odezwali się ani słowa, dopóki ten natłok słów nie ustał.
W końcu jednak rodzinka zdecydowała się uciszyć i dopiero wtedy Gryfoni mieli szansę cokolwiek na spokojnie wytłumaczyć.
- Tak, oboje jesteśmy czarodziejami, to już mówiłam. Poznaliśmy się w szkole dla czarodziejów, a o moich zdolnościach od samego początku wiedzieli rodzice. Nie mówiłam do tej pory o tym nikomu, bo najnormalniej w świecie nie mogłam — wyjaśniła stosunkowo spokojnie panna Granger. Widząc, że jej ciocia już otwiera usta, by zadać pytanie, uprzedziła ją, mówiąc. - I nie, nie mogę wam pokazać żadnych czarów, ale pewnie zobaczycie ich trochę w czasie naszego wesela.
- Więc... Więc umiesz czarować... Jesteś w stanie nam pomóc? - zainteresowała się druga ciotka.
- Nie — zaprzeczyła gwałtownie brunetka. - Nie możemy używać magii w świecie mugoli.
- Czego? - zdumiała się Joanne, mama taty.
- Kogo — poprawił ją życzliwie Fred. - Mugole, to w naszym świecie zwykli, niemagiczni ludzie.
- A Hermionka to? - zainteresowała się Kristin, siostra mamy.
- Mugolaczka — pospieszył rudzielec z wyjaśnieniami. - Osoba ze zdolnościami magicznymi urodzona w świecie mugoli.
- Tak lub bardziej pogardliwie nazywana, "szlama" - dopowiedziała Hermiona, mimowolnie się krzywiąc, gdy musiała wymówić te obraźliwe określenie.
- Szlama? - zdziwili się wszyscy.
- Mam brudną krew — wyjaśniła z ponurym prychnięciem irytacji. Fred objął ją mocniej. - W świecie czarodziejów istnieją starożytne rody mogące poszczycić się idealnie czystą krwią, co znaczy, że małżeństwa zawierane były wzajemnie tylko z takimiż też osobami lub ewentualnie z czarodziejami półkrwi... Takie rody uważają, że osoby mojego pochodzenia nigdy nie powinny uczyć się magii i nie są godne miana czarodzieja...
- Ale nie wszyscy pogląd ten popierają — przerwał jej stanowczo Weasley. - Nie zapominaj, proszę, że również należę do starego rodu czystej krwi i nie obchodzi mnie twoje pochodzenie, tylko to, co masz w głowie i sercu. I kocham cię taką, jaka jesteś, Hermiono. Moja panna — wiem - to — wszystko!
Hermiona wybuchnęła szczerym śmiechem, co niemal natychmiast podchwycili i inni i atmosfera dzięki temu stała się już niemal całkowicie rozluźniona...
- Dalej pozostała w niej ta nieodparta potrzeba ciągłego kształcenia się? - zapytał rozbawiony Stan, obrzucając młodych radosnym spojrzeniem.
- Czy została? Ona ją jeszcze wzmogła! I bardzo dobrze, bo Miona uchodziła w szkole za najmądrzejszą czarownicę od czasów Roweny Ravenclaw, założycielki naszej szkoły z dziewiątego wieku! - pochwalił natychmiast dziewczynę rudzielec. Reszta imieninowego dnia upłynęła im w miłej atmosferze i kiedy młodzi opuszczali w doskonałych humorach dom rodzinny panny Granger, cała jej familia zdążyła przyzwyczaić się do Freda, a chłopak do nich.
- Oh, jak dobrze, że już jesteście! - zawołała radośnie pani Weasley, gdy weszli po cichu do kuchni w Norze. W ich nozdrza natychmiast uderzył mocny zapach korzennej przyprawy. Pani Weasley bowiem postanowiła tak bez większej okazji upiec wyśmienitego murzynka, którego uwielbiał zarówno jej małżonek, jak i Fred, i teraz właśnie wyciągała go z piecyka.
- A z jakiej to okazji? - zainteresował się natychmiast Bliźniak, sięgając do gorącego ciasta, lecz zanim zdążył go choćby dotknąć jednym palcem, dostał po łapie od mamy zwiniętym w rulon egzemplarzem "Czarownicy".
- Ani mi się waż! - ostrzegła go, wymachując mu gazetą tuż przed twarzą. To musi ostygnąć!
- Dobrze, mamo — odparł Fred, lecz gdy kobieta tylko się odwróciła, urwał kawałeczek i pożarł go w zastraszającym tempie.
- Fred! - oburzyła się natychmiast Molly i chwyciła za stojącą najbliżej niej miotłę. Rudzielec zbladł gwałtownie, bo będąc małym, niejednokrotnie poznał już siłę owego narzędzia, chwycił rozchichotaną narzeczoną za rękę i umknął z kuchni, w porę uchylając się jeszcze przed ciosem słomianej miotły.
Śmiejąc się, wbiegli na piętro, na którym znajdował się już teraz ich wspólny pokój.
- Jesteś nieznośny! - powiedziała była Gryfonka, starając się złapać oddech.
- Wiem — odparł jej narzeczony z wyraźną dumą w głosie. - I mam nadzieję, że moja mała córeczka odziedziczy charakter po mnie!
- Niech ją Merlin ma w swej opiece! - wykrzyknęła niby to przerażona brunetka. - Chcesz do naszego domu sprowadzić miniaturową wersję Ginny? Duża ci nie wystarczy?
Freda zatchnęło na krótką chwilę. Pomyślał przez moment intensywnie, po czym spojrzał łobuzersko na ukochaną i biorąc ją niespodziewanie w ramiona, oznajmił radośnie:
- Zobaczysz, że jeszcze będziesz się cieszyć z takiej małej Ginny!
Po czym pocałował ją zachłannie, nie pozwalając jej udzielić odpowiedzi.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.