Fremione r.III

Fremione r.III- Naprawdę powiedziałaś tak do Lavender? - Fred wyglądał na poważnie zaskoczonego.
- Tak, bo ona strasznie mnie wkurza tym, że zawsze wściubia ten swój nochal tam, gdzie nie powinna! Nawet teraz popsuła Ronowi niespodziankę, jaką miały być zaręczyny z nią!
- Mój braciszek chce się jej oświadczyć? Podejrzewam, że nie przedyskutował tej kwestii z rodzicami...
- Nie wiem, nic mi na ten temat nie mówił... A czemu pytasz?
- Nie będą zadowoleni, gdy się dowiedzą, matka jej nie lubi, twierdzi, że Lavender jest zakłamaną dziewuchą, która bardzo szybko zniszczy Ronusiowi życie — mruknął, gładząc Hermionę po plecach i pośladkach, co wywoływało u niej przyjemne drżenie ciała.
- Też nie będę zadowolona... Bo Lavender bardzo przypomina mi Ritę i to jej nachalne interesowanie się naszym życiem... Wtedy w czasie Turnieju Trójmagicznego. Nawet nie wiesz, jak mnie denerwowało to babsko!
- Niestety pamiętam, bo byłaś wtedy, jak chodzący wulkan, a w twoim pobliżu kręcił się Krum — odparł rudowłosy chłopak.
- No wiem...
- No, a ty już wtedy strasznie mi się podobałaś, tylko stchórzyłem, nie zapraszając cię na Bal i dlatego poszedłem z Angeliną. No i byłem strasznie zazdrosny, gdy okazało się, że to ty jesteś osobą, której brakuje temu bułgarskiemu młotkowi!
- A dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, co do mnie czujesz?
- Hermiono, a jakie miałoby to wtedy znaczenie? Ty byłaś w trzeciej klasie, ja w piątej. Moja matka zabiłaby mnie, gdyby dowiedziała się, że z tobą kręcę. Teraz cieszę się, że udało nam się zejść po Bitwie — pogładził ją palcami po ramieniu. Zjechał na talię, a z niej na udo dziewczyny, wywołując tym samym jej radosny chichot.
- Nie zostało nam już dużo czasu — mruknęła, patrząc na zegarek na swej ręce.
- Wiem, ale przecież nie odchodzisz na zawsze — pocałował ją w kark. - Za kilka dni znów się spotkamy, a wtedy ponownie doprowadzę cię do ekstazy, kochanie.
Oblała się mocnym rumieńcem i zachichotała cichutko, słysząc to lubieżne wyznanie. Uwielbiała kochać się z Fredem i to właśnie z nim straciła swą cnotę. Przy chłopaku stała się bardziej otwarta i nie patrzyła już tak bardzo na przepisy szkolne, czym niejednokrotnie wprawiała swoich przyjaciół w osłupienie, a nauczycieli w konsternację, gdy parokrotnie przyłapywali ją wracającą późną nocą od rudzielca. Cieszyła się również z tego, że w dużej mierze dzięki niej chłopak pozbierał się po Drugiej Bitwie o Hogwart, której o mały włos nie przypłacił życiem, gdy wypadł z zamku razem z częścią zawalonej ściany. Odniósł wtedy poważną kontuzję kręgosłupa i pierwszy miesiąc był dla wszystkich nerwowym oczekiwaniem, czy jeszcze kiedyś stanie na nogi, jednak magomedycy z Munga dokonali wtedy niemal cudu, przywracając mu pełną sprawność. To wtedy, po wyjściu ze szpitala, Fred powiedział dziewczynie, co do niej czuje i od nowego roku szkolnego, który nadszedł niebywale szybko, choć czas do Świąt Bożego Narodzenia uczniowie i nauczyciele często spędzali, odbudowując szkołę, byli parą.
- Wiesz, pamiętam, jak napisałeś mi, że wykupiliście sklep Zonka i przyległy lokal, by otworzyć tu swoją filię, i że będziesz tu pracować — powiedziała, delikatnie odwracając się w jego stronę. - Byłam wtedy tak szczęśliwa, jak chyba nigdy w życiu, bo to oznaczało, że nie musimy już kontaktować się wyłącznie listownie — pocałowała go namiętnie, tym samym na dłuższą chwilę uniemożliwiając mu udzielenie odpowiedzi.
- Jesteś taka piękna — powiedział, patrząc jej w brązowe oczęta. - Chciałbym z tobą założyć rodzinę.
- Też cię kocham, Fred, ale to chyba jeszcze za wcześnie, mam dopiero dziewiętnaście lat.
- Prawie dwadzieścia — zaśmiał się. - Poza tym, ja jestem od ciebie tylko rok starszy, a chcę już stworzyć z tobą rodzinę, Hermiono.
- I tym właśnie mnie zaskakujesz... Myślałam, że będziesz chciał, jak najwięcej czasu się wyszaleć!
- Przy tobie pokornieję, moja mała Gryfonko. Chociaż w łóżku to co innego.
- Zgadzam się... Byłeś dziś niesamowity. Niestety, muszę już iść, póki mam jeszcze szansę wejść przez Salę Wejściową.
- Dobrze, nie będę cię zatrzymywał — uśmiechnął się do niej czule. Z przyjemnością obserwował, jak dziewczyna ubiera się i doprowadza do porządku swoje niesforne włosy. Sam szybko się ubrał, chcąc odprowadzić ją na koniec wioski.
Przemierzając po cichu korytarze Hogwartu, Hermiona zamyśliła się nad słowami ukochanego. To, że darzyła go głębokim i prawdziwym uczuciem, nie ulegało wątpliwości i naprawdę chciała z nim być, stworzyć z nim kochającą rodzinę, ale nie była pewna, czy chce tego już teraz...
Rozmyślając nad swoją przyszłością, skręciła za róg i nagle zderzyła się z kimś, kto szedł z przeciwnej strony. Wydarzenie to ocuciło lekko dziewczynę. Zatoczyła się lekko, wpadając na ścianę i warknęła poirytowana:
- Uważaj, jak łazisz!
- Panno Granger! - surowy głos profesora Slughorna podziałał na nią jak kubeł zimnej wody.
- Pan profesor! - jęknęła, patrząc na nauczyciela. - Przepraszam, zamyśliłam się i sądziłam, że zderzyłam się z jednym z uczniów.
- Domyśliłem się... Panno Granger, co pani robi na korytarzu o tak późnej porze? Jest już po dwudziestej drugiej, a pani nie jest prefektem, by nocą włóczyć się po korytarzu!
- Oczywiście, przepraszam, po prostu zasiedziałam się w bibliotece...
- Która jest w zupełnie odwrotnym kierunku, panno Granger... Ja rozumiem, że bliskość pana Weasleya w Hogsmeade panią wielce raduje, ale to nie oznacza, że może pani bezkarnie łamać punkty szkolnego regulaminu! - skarcił ją. - Choć z bólem serca, zmuszony jestem do odjęcia pani domowi dwudziestu punktów za pogwałcenie tego szkolnego przepisu, panno Granger... A teraz proszę, marsz do swojego Pokoju Wspólnego, bo jeśli jeszcze ktoś panią przyłapie, zarobi pani nie tylko ujemne punkty, ale też szlaban!
- Dobrze, panie profesorze — ukłoniła mu się i odeszła. Zawołał za nią jeszcze:
- Najkrótszą drogą, panno Granger!
Gdy znalazła się w swoim dormitorium, które dzieliła z Lavender i Parvati, przebrała się w miękką piżamkę różowego koloru, chwyciła książkę, którą czytała wcześniej, a z którą wyszła i wróciła od Freda i zeszła do Pokoju Wspólnego. Rozsiadła się wygodnie w swoim ulubionym fotelu przy kominku, okryła pledem i zagłębiła w interesującym ją tekście. Po około godzinie, gdy zaczytała się już porządnie, usłyszała skrzypnięcie portretu Grubej Damy i usłyszała chichot Lavender i głos jakiegoś chłopaka. Skuliła się w fotelu, by jej nie spostrzegli i wstrzymała oddech.
- "Jesteś taki cudowny, Cormack" - powiedziała cicho Lavender.
- "To ty jesteś wspaniała" - odparł chłopak, a ukrytej dziewczynie aż zrobiło się niedobrze, gdy usłyszała, jak się całują. Zgrzytnęła cicho zębami, zdając sobie sprawę, że ta wywłoka zdradza Rona! Nie śmiała jednak wyjść z ukrycia, bała się, że zrobią jej coś, by nie powiedziała prawdy. Siedziała więc skulona w fotelu, słuchając z obrzydzeniem, jak ta dwójka zajmuje jedną z dalszych kanap i oddaje się wręcz zwierzęcemu pożądaniu. Przez prawie godzinę musiała słuchać ich stłumionych jęków i uderzeń spoconych ciał.
- Ohyda! - mruknęła, kiedy sobie już poszli i miała stuprocentową rację, że na pewno jej nie usłyszą. - Biedny Ron, załamie się, gdy prawda wyjdzie na jaw...
Udała się po cichu do dormitorium i skierowała w stronę łazienki, gdy nagle wyszła z niej zarumieniona panna Brown.
- Oh, Hermiono! - wystraszyła się na dobre, łapiąc się za serce. - Myślałam, że nocujesz dziś u Freda.
- Nie, wróciłam wcześniej — odparła, uśmiechając się sztucznie. - A teraz wybacz, chciałabym wziąć kąpiel — wyminęła skonsternowaną współlokatorkę i weszła do łazienki, zamykając się na klucz. Nalała wody do wanny i z przyjemnością zanurzyła się w niej, po chwili przypominając sobie swój pierwszy raz z Fredem, w Norze, w Święta Bożego Narodzenia.


***
Gdy wysiedli z nowego auta pana Weasleya przed stosunkowo uporządkowaną Norą, Hermiona czuła w brzuchu takie motylki, jak jeszcze nigdy dotychczas, bo Fred cały czas po kryjomu gładził ją po udzie. Z niemałym trudem wniosła walizkę do przytulnego domu i niemal natychmiast zatonęła w opiekuńczych ramionach Molly Weasley.
- Tak się cieszę, kochanieńka, że znów do nas przyjechałaś — zaszczebiotała wesoło. - Tym razem zajmiesz pokój razem z Fredem, bo George uparł się, że chce spać z Angeliną, a skoro Ginny jest u państwa Zabinich, to przecież nie położę cię z Ronem.
Hermiona wyszczerzyła na nią oczy, a potem przeniosła zdumiony wzrok na Freda, który stał za swoją matką. Na jego ustach błąkał się zawadiacki uśmieszek.
- Oczywiście, pani Weasley. - Hermiona zdołała przybrać miły uśmiech, a potem poszła do pokoju chłopaków razem za swoim rudzielcem. Jako że jeszcze nigdy w nim nie była, zaskoczyło ją niezwykłe połączenie panujących wewnątrz kolorów, gdyż przeważała tu zieleń.
- Czy mnie się w oczach mieni, czy wy może sekretnie należycie do Slytherinu? – zapytała z uśmiechem, patrząc na swojego chłopaka.
- Nie, nie należymy – odparł, a łobuzerski uśmiech nie schodził mu z ust. – Zieleń zawsze nas uspokajała, bo jak doskonale wiesz, czerwieni ci u nas dostatek. – przyciągnął ją blisko siebie. – Dzisiejszej nocy, mała Gryfonko, będziesz tylko moja – wyszeptał jej lubieżnie do ucha, a ona natychmiast oblała się szkarłatnym rumieńcem. – Nie martw się niczym, wiem jak warzyć niektóre eliksiry. Przygotowałem to tuż przed powrotem – powiedział, wyciągając zza pazuchy swojej fioletowej szaty mały flakonik z jakimś lekko różowawym płynem.
- Eliksir antykoncepcyjny? – zapytała, ledwo zerkając na buteleczkę.
- Wiesz, czasami przeraża mnie ogromny poziom twojej wiedzy – mruknął z ustami przy jej gorących wargach. – Jeśli powiesz mi jednak, że nie jesteś jeszcze na to gotowa, to nie zrobię niczego w tym kierunku. Ten eliksir to po prostu swego rodzaju zabezpieczenie.
- Przed niechcianą ciążą – zaśmiała się, ale doskonale wiedziała, o co Fredowi chodziło.
- Też – przytulił ją mocno. – Kocham cię, ty moja czarownico.
- "Dzieci! Schodźcie wreszcie na dół! Obiad stygnie!” – usłyszeli z dołu wołanie Molly, więc posłusznie zeszli na schodach do niebywale ciasnej kuchni, gdzie oprócz piątki Weasleyów musiała zmieścić się jeszcze Hermiona i niestety Lavender, ku szczerej rozpaczy większej części rodziny, a zwłaszcza pani Weasley, która od samego początku nie kryła tego, że nie polubiła nowej partnerki najmłodszego syna.
Kiedy wieczorem po zjedzeniu świątecznej kolacji, udali się do swoich pokoi na odpoczynek przed kolejnym dniem obżarstwa, Hermiona szła na górę na nogach, jak z waty, bo podejrzewała co niedługo może nastąpić, gdyż przez cały dzień Fred dawał jej po temu subtelne znaki, samemu o tym nie wiedząc, ale rozpalając ją coraz mocniej.
- Jutro, gdy się obudzimy, pewnie czekać będą na nas stosy prezentów – mruknęła, wychodząc z łazienki okryta puchowym szlafrokiem. Chłopak czekał już na nią w łóżku. Na widok jego umięśnionej klatki piersiowej, niemal zrobiło jej się słabo, więc szybko podeszła do brzegu łóżka, by w razie czego mieć się za co złapać.
- Słodkie rumieńce – powiedział miękko, patrząc na jej zaróżowioną twarzyczkę.
- Bo mnie podniecasz! – wypaliła, zanim zdążyła pomyśleć nad tym, co mówi. Fred, słysząc jej słowa, podniósł się gwałtownie na łóżku, wbijając w nią spojrzenie swoich niebieskich oczu.
- Więc zrzuć ten szlafrok i chodź tu do mnie! – poprosił, odrzucając kołdrę. Okazało się, że leżał w samych bokserkach.
- Nie mogę – pisnęła.
- Dlaczego? Wystraszyłem cię? – zaniepokoił się. Pokręciła przecząco głową. – Więc co się stało, maleńka? – z miejsca znalazł się tuż przy niej. – Dlaczego drżysz?
- Rozbierz mnie! – zażądała z mocą.
- Proszę? – młody Weasley wyglądał na całkowicie zaskoczonego jej prośbą.
- Chcesz się ze mną kochać, czy nie? – zapytała twardo.
- Chcę, ale nie sądziłem, że ty aż tak bardzo będziesz tego pragnąć...
- Najwyraźniej mnie jeszcze nie znasz wystarczająco dobrze, Fredzie Weasleyu – powiedziała, a potem niespodziewanie wpiła się w jego usta.
Przyciągnął ją do siebie, zanurzając jedną dłoń w jej puszystych włosach, a drugą odwiązając szlafrok, który już po chwili wylądował na ziemi. Wtedy odsunął się od niej i przyjrzał się dokładnie całemu jej ciału.
- Jest doskonalsze od tego, które wyobrażałem sobie w swoich marzeniach – mruknął, biorąc ją na ręce i zanosząc te dwa kroki do łóżka. – Kocham cię, Hermiono – powiedział namiętnie, delikatnie gładząc jej ramiona.
- A ja ciebie, Fred – zaśmiała się.
- Nie mam zamiaru robić tego szybko. Cała noc przed nami i chcę, by twój pierwszy raz był jak najmniej bolesny i przede wszystkim przyjemny dla ciebie, kruszynko – wyszeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami, którymi teraz okrywał jej szyję i dekolt. Po zielonym pokoju Bliźniaków poniósł się srebrzysty śmiech dziewczyny, który niedługo potem zamienił się w cichutki jęk z nutką zaskoczenia, gdy zagryzł jeden z jej brązowych sutków.
Dla dwójki młodych czarodziei ta noc zapowiadała się naprawdę magicznie...
***

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2488 słów i 13902 znaków, zaktualizowała 30 gru 2016.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Juliaaajl

    Czy opiszesz scenę tegoż stosunku? Opowiadanie jak zawsze świetne :)

    30 gru 2016

  • Użytkownik elenawest

    @Juliaaajl być może w kolejnym rozdziale, aczkolwiek chciałam tutaj akurat zostawić taką nutkę tajemniczości, by czytelnicy sami sobie to opisali w swojej wyobraźni ;-)

    30 gru 2016

  • Użytkownik Juliaaajl

    @elenawest Oj wyobraźnia działa ;)

    30 gru 2016

  • Użytkownik elenawest

    @Juliaaajl to dobrze :-D

    30 gru 2016