Fremione r.XIII

Fremione r.XIIIMolly usiadła ciężko na kanapie, trzymając się jedną ręką za serce, a drugą wachlując energicznie. Oddychała spazmatycznie.
- Mamo! - przestraszył się George, podbiegając do kobiety. - Co ci jest?!
- Już nic, synku, już dobrze... - odparła.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Panowie, proszę, wyprowadźcie już stąd Ronalda. Jego sama obecność uwłacza temu domowi i wszystkim jego mieszkańcom i gościom — powiedział dobitnie Fred, prostując się na kanapie i patrząc pochmurnym wzrokiem na swojego głupiego brata.
- Tak, to będzie w tej chwili najlepsze rozwiązanie... Ja jednak chciałbym tu jeszcze zostać i na spokojnie porozmawiać z wami wszystkimi o tym, co tutaj zaszło — odparł Minister. Gdy aurorzy wyszli wraz ze skrępowanym Ronem, odezwał się ponownie. - Czy wiecie może, dlaczego zachował się w ten sposób? Czy mogło stać się coś, co aż tak bardzo go zmusiło?
- Wyjaśnimy panu wszystko, ale najpierw prosilibyśmy, by nasza mama mogła iść do sypialni, nie powinna się dodatkowo jeszcze denerwować — mruknął George. - Podobnie jak Ginny i Luna z Hermioną. Wszystkie trzy są w ciąży, a nerwy mogą im zaszkodzić...
- Ja się nigdzie stąd nie ruszam! - zaoponowała natychmiast panna Granger.
- Ja też nie! - zawtórowała jej Ginewra.
- Akurat ciebie nikt nie pyta o zdanie, skarbie — rzekł Blaise, podchodząc do żony. - Musisz odpoczywać, a poza tym twojej mamie przyda się teraz towarzystwo...
Ginny spojrzała smutno na zrozpaczoną rodzicielkę i kiwnęła tylko głową.
- No dobrze... Herm, idziesz?
- Nie! Zostaję tutaj... Fred, nie radzę ci się sprzeciwiać!
- Ale, Hermiono!
- Nie!!!
- No dobrze - skapitulował. - Ale gdybyś źle się poczuła, masz natychmiast iść odpocząć, jasne?
- Oczywiście — uśmiechnęła się do niego czule.
- Luna, ty też idź, proszę — odezwał się Harry. W kilka minut później zostali sami z Ministrem.
- Widzę, że sprawa jest raczej poważna — zauważył czarnoskóry mężczyzna.
- Niestety, a wszystko zaczęło się wkrótce po wojnie, gdy Harry z Ronem i Hermioną oddali pieniądze. Ronowi coś odbiło, nie mógł zrozumieć, dlaczego wywiady nie trwają wiecznie, czemu w końcu ludzie przestali zwracać na niego uwagę — powiedział ponuro pan Weasley.
- Tak, ponadto wyraźnie załamał się, gdy zdemaskowaliśmy liczne zdrady Lavender Brown. Wtedy też pokłóciliśmy się z nim po raz pierwszy aż tak poważnie — dopowiedział Fred, obejmując zdrowym ramieniem Hermionę.
- Dlaczego się pokłóciliście? - zainteresował się Kingsley.
- Wyszło na jaw, że Ron traktował Hermionę tylko i wyłącznie jako ostatnią deskę ratunku i nigdy nie miał zamiaru wiązać się z nią na poważnie, ale jednocześnie miał za złe Fredowi, że ten związał się z Hermioną — wyjaśniła Angelina. - Chłopcy się na niego wściekli...
- I wydziedziczyliśmy go z naszej rodziny — dopowiedział George. - Dzięki staremu zaklęciu, tak naprawdę nie jest już naszym bratem.
- Ah, rozumiem teraz! Widzicie, Ministerstwo wiedziało o użyciu tego czaru w Norze, tylko, na brodę Merlina, nie mogliśmy dojść do tego, co wami kierowało! - powiedział Minister. - Czy później działo się coś jeszcze?
- Ogólnie Ron zachowywał się tak, że zdecydowaliśmy z Hermioną, że nie będziemy zapraszać go na nasz ślub. Tę samą decyzję podjęli Harry z Luną — rzekł Fred. - Na weselu Ginny i Blaise'a zachowanie tego rudego palanta również pozostawiało wiele do życzenia. Dostawiał się do mojej narzeczonej i powiem panu, ministrze, że gdyby wtedy w porę nie zainterweniował Malfoy, mogłoby się to skończyć nieprzyjemnym incydentem...
- Przykre wielce jest to, co mówicie. Wygląda na to, że Ronald ma słabą psychikę i dlatego tak źle zniósł tak szybki spadek zainteresowania swoją osobą po wojnie... Co do związku pana Weasley'a z panną Granger... No cóż, przypuszczam, że gdy do waszego brata dotarło, że Fred i Hermiona planują założyć rodzinę i ich miłość nie jest jakaś przelotna, po prostu stracił ostatni grunt pod nogami. Wydaje mi się bowiem, że związek z panną Brown był tylko przykrywką dla jego prawdziwych uczuć wobec Hermiony. Bał się jednak ujawnić ze strachu, że zostanie wyśmiany...
W salonie zapadła przykra cisza. Każdy zamyślił się nad słowami Ministra. W końcu jednak Hermiona zadała trudne pytanie:
- Dlaczego Azkaban?
- A co, mam zamknąć go w Nurmengardzie? Azkaban jest już wolny od dementorów, więc nie jest już tam tak źle.
- Ale to wciąż Azkaban! - powiedział Artur, patrząc na Ministra nad wyraz uważnie.
- Przykro mi, ale nie ma innego wyjścia. Ronald naruszył prawo czarodziei, muszę go skazać i zamknąć. On...
- "...na to zasługuje" - usłyszeli głos pani Weasley od strony sypialni. Spojrzeli na nią wstrząśnięci jej decyzją.
- Molly... Chyba nie mówisz poważnie! - wykrzyknął pan Weasley, podchodząc do żony i delikatnie biorąc ją w objęcia.
- Przykro mi, ale nie potrafię już zaufać własnemu synowi! - powiedziała, spuszczając wzrok. - Nikt nigdy nie zranił mnie swoimi słowami tak, jak zrobił to Ronald. Nawet Percy! A to, że przeciw nam użył zaklęć... Ronald zawsze będzie moim synem, ale wątpię, bym jeszcze mogła mu kiedykolwiek zaufać, Arturze... Być może pobyt w więzieniu jakoś przemówi mu do rozsądku.
- Jesteś tego pewna, Molly? - zapytał jeszcze Kingsley dla pewności.
- Jestem! - rudowłosa kobieta kiwnęła mocno głową.
- Będziecie mogli go tam odwiedzać, po wypuszczeniu nadal będzie mógł was odwiedzać, jeśli wyrazicie na to zgodę, ale tylko w asyście aurorów i zostanie na niego nałożony namiar — zdecydował Minister. - To wszystko, co mogę w tej sprawie zrobić, by choć trochę złagodzić waszą stratę...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1027 słów i 5889 znaków, zaktualizowała 18 mar 2017.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto