Przypadki Krzysia (3) Ratunku, Jola mnie gnębi!

Problem Marka tkwił mi w głowie głęboko, choć im głębiej myślałem, tym mniejsze miał szanse na rozwiązanie. Było mi go po prostu żal, bo tamten wieczór zbliżył nas na tyle, że zaczynałem uważać go za swojego przyjaciela, chyba tak naprawdę pierwszego w życiu. Był pierwszym, któremu opowiedziałem o moim problemie z panią profesor. Nie tylko uwierzył, ale nie wyglądał na specjalnie zdziwionego.  
– Moim zdaniem sprawa wcale nie jest zakończona – powiedział – choć nie spodziewaj się szybkiego rozwiązania. Po prostu poczekaj, pewnego pięknego dnia tak czy owak wróci. Ty coś do niej czujesz czy tylko miałeś z nią dobry seks?  
– Raczej to pierwsze – przyznałem. – Wiesz, jak ruchałem Gizelę u ciebie w saunie, cały czas myślałem o niej. I nie tylko wtedy. To jest jakby silniejsze ode mnie, ja jej cały czas szukam wzrokiem, jak przechodzi koło mnie robi mi się gorąco, nie mówiąc o tym, co mi się dzieje między nogami...  – byliśmy już na tym etapie, że mogłem sobie pozwolić na tego typu uwagi, bo jeśli nie z Markiem, to z kim?  
– Daj sobie siana. Na razie. Zajmij się czym innym, a może nawet kim innym, nie będziesz się tak dręczył.
Ba, łatwo powiedzieć. Ta pamiętna rozmowa toczyła się u niego w pokoju. Podczas tej samej wizyty zauważyłem na stoliku nocnym Marka jakieś opakowania z tabletkami. Ciekawe, co to jest i na co to bierze? Mogłem oczywiście zapytać wprost, ale jakoś nie wypadało. Zawsze wydawało mi się, że choroby to coś jeszcze bardziej intymnego od seksu. Korzystając z momentu, kiedy Marek wyszedł z pokoju na dłużej, spisałem nazwy leków do notesu. Miałem szczęście, kiedy odstawiłem ostatnie pudełko, wszedł do pokoju z jakąś herbatą czy czymś podobnym.  

Już w domu przeprowadziłem odpowiednią kwerendę. Wśród leków Marka były jakieś witaminy, tabletki na ciśnienie – ciekawe, nie wiedziałem, że on ma takie problemy... Ale to nie to, to łyka pół świata, a jakoś ludzie się rozmnażają.  W końcu trafiłem na coś innego. Lek antydepresyjny, jak się później okazało, citalopram. Wychwytuje inhibitory serotoniny, cokolwiek miałoby to znaczyć. Zacząłem czytać wszystko, co było na jego temat osiągalne na internecie. Z trudnością przedzierałem się przez masę pojęć, których nie znałem. Jedna uwaga mnie zastanowiła – jako niepożądane efekty wymienione były częściowa lub całkowita utrata libido, bolesne wytryski. Aż mi się ręce spociły z podniecenia – czyżby to było to? Nie znałem słowa libido, ale wkrótce poznałem, to po prostu pociąg seksualny. Faktycznie, Marek mówił coś, że kiedy tryska, odczuwa ból. Brak libido też by się zgadzał. Zatem pytanie – czy mamy do czynienia z efektem ubocznym leku? A jeśli tak, czemu nikt na to nie wpadł wcześniej? Tu akurat odpowiedź była prostsza – przecież nie musiał nikomu się zwierzyć ze swoich problemów. Ja na pewno bym tego nie zrobił. Lekarz nie zapyta, bo raczej założy, że taki szczawik nie będzie chciał prowadzić życia seksualnego. Zwłaszcza jeśli lekarz był z tych nawiedzonych, co nawet pigułki antykoncepcyjnej nie sprzedadzą.  Matce to jakoś głupio. Dziewczyna by powiedziała, ale nie chłopak. No to komu? Trochę już znałem jego rodzinę i wiedziałem, że z ojcem raczej łączą go chłodne stosunki i o seksie na pewno nie rozmawiają. I jeszcze jedno – wyraźnie było napisane, żeby nie stosować do dwunastego roku życia. Zatem załóżmy, że Marek wszedł w dojrzewanie w wieku trzynastu lat, jak my wszyscy, mógł ten lek brać już od samego początku i po prostu nie zaznał rozkoszy podniecenia, orgazmu i podobnych. Wzwody i wytryski miał,  czysta fizjologia. Wszystko zaczęło się układać w jedną logiczną całość. Dobrze, ale co z tego? Co dalej? Porozmawiać i powiedzieć: odstaw citalopram? Nie, może po prostu nie posłuchać, przekabacony przez lekarzy, ba, mogę go nawet stracić, a tego nie chciałem, wystarczył mi coraz bardziej odczuwalny brak Joli, a ręka prawie mi odpadała od walenia konia i myślenia o niej. Utrata Marka to katastrofa. Tu trzeba czegoś innego. Coś zaczęło mi świtać w głowie...

Tymczasem powoli zbliżały się święta, do szkoły przyplątał się jakaś wirus i nauczyciele zaczęli chorować. Zaczęły się zastępstwa, szybsze zakończenia lekcji i podobne. I właśnie podczas tej epidemii, pewnego dnia drzwi klasy otworzyły się i stanęła w nich Jola. Przez moment nie mogłem nawet zaczerpnąć oddechu. Całe ciało pokryło mi się gorącym potem. O cholera... Na dodatek była ubrana w białą szczelnie opinającą tors bluzkę, która tylko podkreślała jej kształtne piersi.  
– Macie mieć wychowanie seksualne teraz, prawda? – zapytała tym swoim dźwięcznym, zdecydowanym głosem. – Jeśli tak, to zrealizujemy po prostu następny temat – zapłodnienie.  
Mogłaby mówić o wszystkim innym, nawet o fińskich jeziorach czy pantofelkach, było mi obojętne. Byle nie zwracała na mnie uwagi, bo będę się z tym czuł jeszcze gorzej niż wtedy w Karkonoszach... Niestety, nie dane mi było.  
– Krzysiu, czy możesz nam powiedzieć, jak dochodzi do zapłodnienia? – zapytała i popatrzyła na mnie. Ciekawe czemu, przecież powinna mnie unikać, sama tego chciała... Ale czy zrozumiesz kobietę?  
Wstałem dość niechlujnie i oparłem się o stół tak, by nikt nie widział mojej rewolucji pod pępkiem.  
– No więc tego, do zapłodnienia dochodzi w wyniku znanej wszystkim sytuacji, która nazywa się stosunkiem płciowym... – dukałem jak jakiś dwunastolatek.  
– Możesz dokładniej? Na czym on polega?
Dokładniej to miałaś nad jeziorem – odpowiedziałem w myślach. Cóż za sadyzm... – No, męski narząd wchodzi w żeński i zostawia tam spermę.
– Jak się te narządy nazywają?  
– No, członek i pochwa – wydukałem, zupełnie czerwony na twarzy. Jednak łatwiej mi było to zrobić, niż o tym mówić...  
– Nie pochwa. To miejsce nazywa się srom, a jeśli komuś nie podoba się ta nazwa, bo istotnie piękna nie jest i brzmi prawie jak "sram" choć to tak naprawdę oznacza wstyd, można mówić z łaciny wulwa.  
– O, wulwa – rzucił ktoś z klasy, wywołując ledwie tłumione śmiechy. Mnie jednak do śmiechu nie było. Niech kończy albo ja wyjdę. Dlaczego ona to mi robi? Bierze odwet za tamto? A może chce mi dać coś do zrozumienia? Ale co? Same pytania, zero odpowiedzi. Kiedy siadałem na krzesło, byłem bliski zemdlenia. Czułem się zgnębiony, poniżony, ośmieszony. I jeszcze to impertynenckie patrzenie się w moje oczy. Gdyby wiedziała, co do niej czuję to czy zachowałaby się podobnie?  
– Trochę więcej teorii by się przydało – zakończyła – i koniecznie dowiedz się, co to są ruchy frykcyjne. Oczywiście też teoretycznie – zakończyła zjadliwie.  
Co miała na myśli?  

Pozostałe lekcje były o wiele bardziej ulgowe i jakoś dotrwałem doi końca dnia. Jeszcze przy wyjściu z tamtej feralnej klasy poczułem charakterystyczną woń jej perfum. Mógłbym to wąchać w nieskończoność. Nawet na moment zatrzymałem się jak wryty.  
– No idziesz? – popędził mnie Marek, który od pewnego czasu nie odstępował mnie nawet na krok. – Coś kiepsko wyglądasz...
– Daj mi spokój – uciąłem. Nie czas i nie miejsce na dyskutowanie tego, co się właśnie stało. Zwłaszcza że z tyłu napierał na mnie tłum. Wyszliśmy z klasy, ale Marek nie ustępował, jego zwalista sylwetka znów pojawiła się koło mnie.  
– To o nią chodzi? Wyglądasz, jakby ci ktoś pieprznął cegłą w potylicę.  
– Yhy – mruknąłem, starając się nie podejmować tematu.  
– Całkiem fajna była ta wasza rozmowa – powiedział czyniąc wszelkie wysiłki, by się nie uśmiechać obleśnie, jednak niezbyt mu to wychodziło. – Wieszczę ciąg dalszy...
– A weź do ciężkiej cholery odczep się ode mnie – zażądałem tak głośno, że kilka osób odwróciło się i popatrzyło w naszą stronę.  
– Easy – odpowiedział Marek. – Dojdź najpierw do siebie. Nie myśl, idź do domu, zjedz obiad. Jeszcze dwa razy się spotkacie i się wykończysz.  
No tak, gdzie Marek to jedzenie. Widać to go odstresowywało, mnie niezupełnie. W zasadzie nie wiedziałem co zrobić, jeszcze nie byłem w takiej sytuacji.  

Tyle mi zostało, po ostatniej matmie spakować teczkę i pojechać do domu. nawet matematyk, który mnie generalnie lubi, zauważył, że coś jest nie tak. Na szczęście to porządny człowiek, jakby wyczuł, że tego dnia lepiej mnie zostawić w spokoju. Powlokłem się więc na przystanek, zupełnie bez czucia, jak wyciągnięty z pralki. Pierwszy tramwaj nie przyjechał, drugi też, przeklinając w myślach wrocławską komunikację czekałem na następny. No i wreszcie pojawiła się niebieska dziesiątka, jeszcze nie wjechała na przystanek, a już widziałem, że jest naładowana do oporu. Wcisnę się, choćby mnie mieli zgnieść – postanowiłem i istotnie wepchnąłem się, moja szczupła zbyt sylwetka, która nieraz mnie martwiła, tym razem pomogła. Stałem w niebotycznym ścisku, kiwałem się wraz z innymi i odliczałem minuty do końca. Nagle dotarł do mnie znajomy zapach. O cholera... Czyżby ona tu była? Na logikę raczej nie, już zdążyłem się zorientować, że mieszka w zupełnie innej dzielnicy miasta. Ktoś musi więc używać podobnych albo wręcz tych samych perfum. Na ile pozwolił mi ścisk, rozejrzałem się dokoła. Bokiem obok mnie stała kobieta. Mogła być studentką albo po studiach z twarzy sądząc, poza tym, że była brunetką o to dość silnie wymalowaną. Znane pikniecie poinformowało mnie, że coś się ze mną dzieje. Ściślej, sytuacja z dnia nie została rozwiązana i wracają koszmary. Moja maczuga zareagowała od razu, sama się pozbyła skórki i moja żołądź nieprzyjemnie ocierała się o bieliznę. Działałem teraz mechanicznie. Korzystając ze sprzyjającego falowania tłumu i tego, że tramwaj jechał po niezbyt prostych szynach, udało mi się ułożyć tak, że stałem za nią, wciśnięty między jej pośladki. Tego mi było trzeba. To wszystko zadziałało na mnie tak mocno, że miałem sucho w ustach, a na twarz wystąpiły mi krople potu. Tramwaj dalej zachowywał się niestabilnie, więc korzystając z tej huśtawki zacząłem delikatnie ją ujeżdżać. Udało mi się poprawić kutasa na tyle, że wyszedł z majtek i dzieliła mnie od niej jedna warstwa tkaniny. Od jej szyi biło ciepło i znany już aż za dobrze zapach perfum; niewiele myśląc pochylił…em się nad nią tak, że musiała poczuć mój oddech. Rękę ustawiłem tak, by czuć jej tyłek. Było mi dobrze i wszystko zmierzało do ostrego końca...
Jakaś ręka chwyciła mnie za kołnierz i pociągnęła do tyłu tak mocno, że gdyby nie tłoczący się ludzie, upadłbym.  
– Teraz wysiadasz – syknął mi ktoś do ucha – i ciesz się, zboku, że nie zawiadomię policji. No wypierdalaj – pchnął mnie w przeciwnym kierunku. Na szczęście przystanek był blisko, przy dużym centrum handlowym, więc sporo osób wysiadło, a ja wręcz w biegu, by zgubić tego faceta, który mnie napastował. Zatrzymałem się w środku galerii i wybadałem sytuację. Nie zauważyłem nikogo podejrzanego. Ręce mi dygotały, w głowie mi szumiało. Gdzieś tam na końcu powinny być toalety a ja potrzebowałem jednak prawie na gwałt. Tym razem na gwałt na moim siusiaku... Jądra mnie bolały tak, że prawie nie mogłem chodzić. Dopadłem kabiny i chyba dopiero po czwartym spuszczeniu się poczułem się lepiej. Ile tego ze mnie wyleciało?  

– No dotknij mej wulwy, nie bój się. A teraz dokonamy immisji – pouczała profesorskim tonem. – Połóż się na plecach, a ty, Marek, wprowadź go.  
Nawet nie zauważyłem, że on jest tutaj. Ale co on tu robi? Stoi z wyciągniętym fiutem. Jak to, przecież sam mówił, że nie może? Umięśniona ręka Marka chwyciła mój narząd, rozsmarowała na nim jakąś substancję, lepiej za bardzo nie wnikać co, i po chwili byliśmy już połączeni. Falowała na mnie tam i z powrotem, a Marek ją trzymał za piersi, drażniąc sterczące sutki. Jeszcze, szybciej... Jej wnętrza dusiły mnie powodowały dobroczynne skurcze dokładnie tam, gdzie potrzeba. Jej soki wręcz zalewały mi łono. Już, już...  
– Nie! Ty się za dużo na mnie patrzysz! Wczoraj też całą lekcję patrzyłeś mi w cycki. No więc masz czego chciałeś! – siarczysty policzek spowodował silny ból... Wtedy otworzyłem oczy. O wulwa, uderzyłem się w policzek boczną deską łóżka. Długo nie mogłem zasnąć.  

Następnego dnia była sobota. Pojechałem do miasta. Kupiłem kilka paczek małej aspiryny,  łudząco podobnej do tabletek citalopramu i w wymiarach listka tegoż leku. Nie ma co czekać na zmiłowanie, należy zacząć wprowadzać mój plan ratowania przyjaciela.

----
Z uwagi na niewielkie zainteresowanie, opowiadanie najpewniej nie będzie kontynuowane

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2345 słów i 13103 znaków, zaktualizował 15 sty 2023. Tagi: #erotyka #miłość #nastolatki

Dodaj komentarz