Szczęśliwie w 1993 roku zakończyłem naukę w liceum, a nie chcąc wpaść w ręce MON-u (obowiązkowa służba wojskowa), zdecydowałem się na policealne studium, co pozwoliło mi uniknąć zaszczytu służby wojskowej, która w tamtych czasach była obowiązkiem każdego zdrowego mężczyzny, który przeszedł wojskową komisję lekarską i otrzymał kategorię zdrowia „A” lub odroczenie ze względu na naukę. Zaraz po szkole zdawałem na Politechnikę, jednak z powodu zbyt małej liczby punktów na egzaminie, a może bardziej z braku „pleców”, nie udało mi się dołączyć do grona studentów tej uczelni.
To był również czas, gdy zaczęły powstawać różnego rodzaju prywatne szkoły wyższe oraz średnie, o zróżnicowanym poziomie trudności. W niektórych wystarczyło opłacić czesne, a przy niewielkim wysiłku można było przechodzić z roku na rok lub z sesji na sesję. Warunkiem w tych szkołach byli rodzice zamożni lub zajmujący elitarne stanowiska. Pod jedno ani pod drugie się nie łapałem.
Moi rodzice stanowili tzw. średnią klasę w tej układance. Ojciec, po wieczorowym technikum, był brygadzistą w dużym państwowym zakładzie pracy, który przechodził restrukturyzację. Matka, pracownica średniego szczebla w PSS Społem, również obawiała się zwolnień z powodu ciągłych zawirowań w firmie. W domu nie przelewało się, a fakt, że nie dostałem się na studia, przyjęto jako porażkę.
– Gdybyś więcej się uczył i bardziej przyłożył, to byś się dostał – słyszałem nieraz od matki.
– Ja na starego byka pieniędzy dawał nie będę, do roboty jakiejś idź – mówił ojciec.
Młodszy o dziesięć lat brat był teraz ich oczkiem w głowie. Mieszkanie w bloku, składające się z dwóch pokoi, kuchni i niewielkiej łazienki, nie było szczytem marzeń. Od kilku lat dzieliłem pokój z młodszym bratem, co nie wpływało na nasze relacje pozytywnie. Duża różnica wieku powodowała częste konflikty, z których zawsze wychodziłem poszkodowany. Słowem, kolorowo i fajnie nie było.
W wakacje podejmowałem się różnych zajęć, chcąc odciążyć rodziców, ale były to słabo płatne „fuchy”, jak praca w szklarni czy w gospodarstwie rolnym.
Z kolegami i koleżankami z liceum oraz podstawówki utrzymywałem dość luźne kontakty. Niektórzy, jak kolega z liceum o ksywie „SIDOLEK”, ustawili się, ponieważ jego rodzice byli z nomenklatury (ojciec pracował w SB) i teraz studiował na mojej wymarzonej politechnice. Większość jednak podobnie jak ja, nie chcąc iść na dwa lata (w Marynarce Wojennej na trzy) do wojska, zapisywała się do podobnych szkół policealnych, chcąc przeczekać te trudne czasy i spróbować zdawać za rok lub dwa.
Z podstawówki miałem kontakt praktycznie tylko z dwoma kolegami, ale oni w 1992 roku poszli służyć Ojczyźnie.
Z dziewczynami natomiast było u mnie jakoś dziwnie. W ósmej klasie zakochałem się w Iwonie, która była o rok młodsza i nawet towarzyszyła mi na komersie, co wzbudzało zazdrość wśród chłopaków z klasy. Szybko jednak po zakończeniu podstawówki wyjechała z rodzicami do Austrii i ślad po niej zaginął. Dostałem może dwie, może trzy pocztówki z Grazu, a potem nic. W ten sposób ta miłość naturalnie umarła, a w czasie liceum żadna dziewczyna nie „przypadła” mi do gustu. Niby coś zaczynałem, niby miałem ochotę, ale finalnie nic z tego nie wychodziło.
Jedyne doświadczenie, jakie miałem, to przelotna miłość w trzeciej klasie liceum z Agnieszką, o rok młodszą, z którą uprawiałem petting. Nie miałem możliwości zaprosić żadnej dziewczyny do siebie (ze względu na brata) ani w tym czasie głowy do szukania kogoś. Notabene, Agnieszka również po pewnym czasie wyjechała z rodzicami do Niemiec i tyle ją widziałem. Moje jedyne doświadczenia seksualne to pettingi z Agnieszką oraz zabawa „w doktora” z dwiema dziewczynkami w moim i niższym wieku, które mieszkały w sąsiedztwie, gdy jeszcze mieszkałem u babci. Tyle i aż tyle. Jak na dwudziestoletniego chłopaka, to po prostu szok.
Dlatego zdziwił mnie któregoś pięknego czerwcowego popołudnia fakt, że po powrocie ze szkoły matka poinformowała mnie, że odwiedziła nas moja koleżanka z podstawówki, Małgorzata Łęczyńska. Pamiętałem tę szatynkę o dość przeciętnej urodzie, lecz nigdy nie pielęgnowałem tej znajomości i od czasu rozstania po podstawówce spotkałem ją może dwa, trzy razy. Wiedziałem, że ukończyła Liceum Pielęgniarskie i starała się dostać na Medycynę w Krakowie. Poza tym nic więcej. Starałem się przypomnieć, z czego była znana w podstawówce, i jedyne, co mi przyszło do głowy, to jakieś plotki, które mówiły, że na jakimś oazowym wyjeździe biegała nago po pokoju, który dzieliła z innymi dziewczynami, a niejaka Bernadetta, o rok młodsza, „podjaśniła” ją do księdza, który był tym faktem bardzo zbulwersowany. Sprawa jednak ucichła, a jedynym dodatkowym faktem, który pamiętałem, było to, że owa Gosia przyłapała mnie i kumpla Sławka, gdy sikaliśmy za boiskiem podczas zawodów (byliśmy odwróceni tyłem do niej).
Dlatego też byłem zdziwiony, że pojawiła się w moim rodzinnym domu. To, gdzie mieszkam, nie było żadną tajemnicą, wszak do szkoły chodziłem z Renatą, Krystyną i Marysią z naszej klasy, podobnie jak ze Sławkiem i Pawłem, którzy mieszkali nieopodal. Co Małgosia chciała ode mnie, co skłoniło ją do kontaktu ze mną, skoro przez kilka lat nie utrzymywaliśmy kontaktu, a wcześniej była dla mnie tylko koleżanką z podstawówki, taką jak każda inna? O tym miałem się przekonać wkrótce.
Małgorzata zostawiła swój domowy numer telefonu do kontaktu oraz adres. Dodatkowo na wszelki wypadek podała swój adres. Gdy tylko zjadłem obiad, postanowiłem do niej zadzwonić. Na szczęście rodzice wyszli na spacer z moim bratem, więc mogłem bez skrępowania porozmawiać. Wybrałem numer na klawiaturze i czekałem na połączenie. Po chwili usłyszałem męski głos.
– Przepraszam, czy mogę rozmawiać z Małgorzatą Łęczyńską? – zapytałem.
– Przepraszam, a kto mówi – usłyszałem z drugiej strony.
– Radek Grabarczyk, kolega z podstawówki – odparłem.
– Dziękuję, już proszę – usłyszałem w odpowiedzi.
Dał się słyszeć hałas odkładanej słuchawki. Błogosławiłem to, że nie ma nikogo w domu, bo primo usłyszałbym, że „rozmowy kosztują”, a na dodatek pewnie ktoś by to podsłuchiwał.
– No, cześć Radek – usłyszałem po chwili.
– Cześć Gosia – odparłem.
– Wiesz, byłam u ciebie, bo mam do ciebie wielką prośbę. Słuchaj, jest spora kasa do zarobienia, tylko…… – zaczęła, a ja jej przerwałem.
– Jaka kasa, Gośka, o czym ty mówisz? – zapytałem.
– Spora, słuchaj Radek, bardzo spora, kilka godzin, może dwie albo trzy a, prawie zarobisz na wyjazd tygodniowy na Węgry – usłyszałem w odpowiedzi.
Nie otwarto jeszcze granic, nie byliśmy w strefie Schengen. Nawet do tych pogardzanych teraz Węgier trzeba było mieć paszport. Mój był ważny jeszcze kilka lat, a wizja zarobienia takiej kasy przyćmiła mi zdrowe myślenie.
– Dobra, mów, o co chodzi – wyrzuciłem z siebie.
Usłyszałem od Małgosi ogólne banały, że to jednorazowa praca u znanej i awangardowej pracownicy naukowej, która rusza z pionierskim projektem. Liczba fakultetów tej pani doktor była imponująca i obejmowała modną wtedy psychologię, psychiatrię, seksuologię oraz leczenie zaburzeń z tym związanych, a także inne, których nie zapamiętałem.
– Mów konkretnie, ile można zarobić, dziewczyno – rzuciłem w słuchawkę.
Kwota naprawdę była spora. O tym projekcie dowiedziała się od swojej koleżanki, która uczyła się na uczelni, gdzie owa doktor wykładała. Projekt ten podobno otrzymał spore dofinansowanie, nawet z zachodu.
– Słuchaj, a co konkretnie miałbym tam zrobić? Na czym ta praca ma polegać? – zapytałem.
Małgorzata nie odpowiadała przez chwilę. Myślałem nawet, że coś przerwało rozmowę.
– Radek, no…… musiałbyś się rozebrać do naga. To lekcja anatomii i przysposobienia do życia w rodzinie dla licealistów, głównie z klas biol-chemu, w ramach przypomnienia tych zajęć z podstawówki. Miejsce pierwszych zajęć to ponad 200 kilometrów od nas i jest to jakieś elitarne prywatne liceum dla bogaczy – odparła.
Teraz ja zamarłem. Jak to miałbym się rozebrać do naga przed licealistami biol-chemu. To był dla mnie trudny orzech do zgryzienia. Z jednej strony nauki i zasady, które wpojono mi od najmłodszych lat. Byłem wierzący, a taka sytuacja nie była mi na rękę. Z drugiej strony wizja zarobienia tak dla mnie potężnej kwoty była kusząca. Miasto, które wskazała Małgorzata, było odległe od naszego miejsca zamieszkania i marne były szanse, by tam ktoś z naszej miejscowości mógł się tam uczyć. Praktycznie można było to wykluczyć, gdyż każdy, kogo znałem, podjął naukę w pobliskich liceach lub studia zaczął w miarę blisko.
– Radek, jesteś tam? – usłyszałem zapytanie w słuchawce.
– Jestem – odparłem sucho, wciąż myśląc, co począć.
– Słuchaj, nie przejmuj się tym, że ktoś cię zobaczy. Jest opcja, że zarówno ty, jak i ja wystąpimy w maskach, nikt nas nie rozpozna, rozumiesz? Parę godzin stania na golasa i kasa, jak się patrzy. Powiedz mi, gdzie ty tyle zarobisz? W szklarni, czy u naszego bauera. Radek, słyszysz mnie? – usłyszałem po chwili.
W głowie tłukło się tysiąc myśli. Z jednej strony własny wstyd i w pewnym stopniu upokorzenie, z drugiej dość łatwa kasa. Na dodatek ta opcja z maskami.
– Radek, jesteś tam? – usłyszałem po chwili.
– Jestem – odparłem.
– I co ty na to, bo muszę dać odpowiedź przez telefon do dzisiaj – usłyszałem.
Zatkało mnie. Dosłownie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. To wszystko było za szybko i nie dawało mi czasu na zastanowienie. W głowie tłukło się tysiąc myśli. Starałem się analizować wszystko, możliwie jak najszybciej mogłem. Brałem wszystkie za i przeciw i być może jeszcze bym to analizował i brał, co jest lepsze, gdyby nie powrót rodziców ze spaceru.
– Dobra, zgadzam się – rzuciłem w słuchawkę i odłożyłem ją na widełki.
– Z kim rozmawiałeś synku? – zapytała mama.
– A, z tą Gosią, która u nas była – odparłem.
– I co chciała? – usłyszałem ponowne pytanie.
– Ano rozmowa o tym, by zrobić spotkanie po latach – bąknąłem, kłamiąc, jak z nut.
– No pewnie, tylko wam spotkania i inne pierdoły w głowie, a do roboty to nikt – skwitował ojciec.
Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Poszedłem do swojego pokoju i walnąłem się na łóżko. Nie wiedziałem, czy w rozmowie z Małgośką podjąłem dobrą decyzję. Zdawałem jednak sobie sprawę, że niepodjęcie żadnej decyzji jest gorsze niż podjęcie decyzji błędnej. Wiedziałem, że zadzwoni jutro i wtedy będę wiedział o wiele więcej.
Nie za bardzo mogłem spać. Cały czas w głowie kłębiła mi się myśl – co ja robię. Z jednej strony łatwy zarobek sporej kasy i ewentualny wyjazd zagranicę, o czym marzyłem (byłem raz za granicą z rodzicami w Czechosłowacji) z drugiej zaś strony niepewność, co się kryje za niewinnym stwierdzeniem, że to tylko lekcja biologii ze wskazaniem na seksualność człowieka dla nastolatków parę lat młodszych niż ja.
Nigdy w życiu z wyjątkiem swoich rodziców i brata nie paradowałem nago, nawet z dziewczyną to ten petting był przy zgaszonym świetle i tak na dobrą sprawę fizjologię cipki poznałem poprzez dotyk, podobnie jak moja panna penisa dotykała i nim się bawiła w kompletnej ciemności. Czy to, co widziałem w zabawie, w doktora odpowiadało rzeczywistości, sam nie wiedziałem, bo wiedzieć nie mogłem? Wszak mój penis od czasów nastoletnich urósł i choć nie miał wymiarów słupa elektrycznego to moja wiedza na temat damskiej cipki zamykała się w pettingu 15-16-letniego chłopaka. Niby, coś tam mówili o łechtaczce, wargach sromowych, pęcherzyku grafa ect, lecz, kto to brał na poważnie, skoro sama prowadząca temat pociągnęła po bandzie, twierdząc, że resztę doczytamy w podręczniku do WDŹ.
Prócz tego gadki-szmatki i opowieści z mchu i paproci starszych kolegów to było całe moje doświadczenie w kwestii seksualności człowieka. Teraz miałem wystąpić jako model w lekcji/zajęciach dla młodszej widowni i nie bardzo wiedziałem, czy z takim bagażem doświadczeń podołam temu zadaniu. Dochodziła jeszcze kwestia wiary, ale księdza w ten temat nie miałem zamiaru wciągać.
Z jednej strony chęć zarobku i ciekawość mówiła na tak, z drugiej sumienie, niepewność jak to będzie, poczucie wstydu i nieśmiałość wskazywały, by z tego się wycofać.
Obudziłem się, nie wiedząc, jaką podjąć decyzję, była sobota, nie szedłem do szkoły i oczekiwałem na telefon od Gośki. Gdy tylko usłyszałem dźwięk dzwonka i głos matki „Radek do ciebie” wiedziałem, że muszę podjąć ostateczną decyzję.
– Radek, słucham – rzuciłem w słuchawkę.
– Cześć tu Gośka, słuchaj, oddzwoniłam wczoraj, musisz przyjechać do hotelu Centrum na 16:30 na spotkanie z tą panią doktor. – wyrzuciła z siebie, z szybkością karabinu maszynowego.
– Ale Gosia, ja nie wiem, czy to dobry pomysł – odparłem.
– Radek, wczoraj powiedziałeś, że się zgadzasz, więc nie mów mi teraz, że nie. Kobieta jedzie do nas. Wspominała, że miała zgłoszenia od innych, taka szansa już drugi raz się nie przydarzy – wyrzuciła z siebie.
– No wiesz, ja sam nie wiem…… – rzuciłem.
– Przestań, nie wystawiaj mnie teraz, mamy szanse zarobić sporo kasy, a ty pękasz. Wiesz, co spotkajmy się za dwie godziny przy szkole – odparła.
– Dobrze – odpowiedziałem, mając nadzieję, że może odwiodę ją od tego pomysłu.
– To cześć, do zobaczenia – usłyszałem.
– Cześć – odparłem i odłożyłem słuchawkę.
Małgośka była napalona na to przedsięwzięcie. Nic, żadna lampka alarmowa jej nie mrugała. Jak ją pamiętałem zawsze była szalona i nieobliczalna, czasami wychodziło jej to na dobre. Cieszyłem, że się spotkamy i dogadamy tę sprawę.
Po dwóch godzinach spotkałem się z Gośką pod naszą podstawówką. Wyglądała całkiem atrakcyjnie i figurę też miała niezłą. Szatynka wzrostu około 168 cm z upiętymi w koński ogon włosami średniej długości nie była typem topowych modelek i aktorek. Zgrabna ze średniej wielkości biustem i zgrabnym tyłkiem prezentowała się bardzo dobrze. Ubrana w krótką miniówkę, sportowe buty i sportową bluzę wyglądała jak wiele dziewczyn w jej wieku. Poznałem ją, podobnie jak ona mnie.
– No cześć, wyładniałeś Radeczku – zaczęła konwersację.
– No Gośka, ty też wyglądasz fantastycznie – odparłem komplementem.
Czy była w moim typie, sam do końca nie wiem? Ona, jak to ona, miała w sobie to coś. Zgrabne długie nogi, smukła, szczupła sylwetka. Chyba nawet nie miała makijażu, a jeżeli już to taki delikatny, nie to, co niektóre panny, gdzie ‘tapeta”, raziła z daleka.
– Choć pójdziemy na boisko to pogadamy – zaproponowała.
Poszliśmy tam, gdzie chciała. Usiedliśmy na ławce. Od razu zarzuciłem ją pytaniami. Na wszystkie starała się odpowiedzieć, jak najlepiej. Dowiedziałem się, że dlatego wybrała mnie, bo zarówno Sławek, jak i Paweł oraz Piotrek, który mieszkał obok niej są w wojsku i nie ma szans, by się z wyrwali na jakąś przepustkę. Wiążąca umowa miała być podpisana dzisiaj w hotelu… Wszędzie ona i ja mieliśmy występować jako modele w zajęciach dotyczących anatomii, budowy i seksualności człowieka. Łatwo można to była przetłumaczyć jako praktyczna lekcja biologii z zakresu narządów płciowych i zajęcia z PDŻ w kwestii seksualności człowieka. Ot, taki mix obu tych przedmiotów. Zajęcia trwać miały dwie jednostki lekcyjne. Gwarantowano pełną anonimowość oraz maski na twarz, by nas nie rozpoznano.
Wynagrodzenie miało być wypłacone zaraz po zajęciach do ręki w gotówce. Gwarantowano, że nic nie będzie nagrywane, upubliczniane do innych podmiotów, a także, że obecni na zajęciach uczestnicy zobowiązani są zachować poufność. Wszystko na pierwszy rzut oka dla nas, młodych ludzi wyglądało OK…
Terkotanie Małgośki nie bardzo mnie przekonywało i ona sama to widziała. Widziałem, że była napalona na ten wyjazd. Wszak odwiedzenie tego jednego z większych polskich miast było naszym marzeniem, lecz nie za wszelką cenę.
– Słuchaj, widzę, że masz opory, jednak niedługo spotykamy się z nią i musimy ustalić pewne fakty, bo ona może nas przemaglować. Zdecydujesz się po rozmowie z nią. Bardzo miła i konkretna babka i nie owija w bawełnę tylko wali prosto z mostu. Mnie przekonała i tyle.– rzuciła.
– Dobra, to co musimy ustalić? –zapytałem.
Zawsze była bezpośrednia, i to ona rzucała pytania i odpowiedzi, jakie mieliśmy ustalić. Zacząwszy od tego, jak długo jesteśmy parą (bo jak się dowiedziałem to było warunkiem niezbędnym) od, jak dawna współżyjemy ze sobą i z jaką częstotliwością, co nas łączy, jakie pozycje lubimy. Co nas rajcuje, a czego nie lubimy. W początkowej fazie rozmowy nie za bardzo wiedziałem, co odpowiadać, lecz po paru jej szczerych odpowiedziach otworzyłem się ku swemu zdziwieniu i rzucałem pewnie odpowiedzi.
Gdyby ktoś przysłuchiwał się nam, to pomyślałby, że gada para jakichś dewiantów seksualnych. Rozmowa trwała i zagłębialiśmy się w coraz bardziej w różne aspekty naszego związku. Widząc, że ona jest otwarta i mówi mi dość intymne i wstydliwe rzeczy starałem się być szczery w stosunku do niej. Z pewnością każde z nas pozostawiło sobie jakieś sekrety dla siebie, lecz po tej rozmowie wiedzieliśmy o sobie bardzo, bardzo dużo.
Jej charakter nie zmienił się dużo od podstawówki. Typ dziewczyny z „jajami”, która bez zażenowania potrafiła zgasić niejednego chłopaka. Trochę szalona i nieobliczalna. W podstawówce żadnego z chłopaków to nie pociągało. Typ chłopczycy. Marzyliśmy o dziewczynach innego pokroju. Takich innych niż ona. Bardziej dziewczęcych, może ładniejszych. Typie ładnych, ułożonych, grzecznych. Nie było to nic nadzwyczajnego, po prostu ten wiek tak miał.
– Słuchaj jest jeszcze jedna kwestia, którą teraz nie załatwimy – rzuciła.
– Jaka? – zapytałem.
– No nigdy jeszcze nie widzieliśmy się nago – odparła z rozbrajającą szczerością.
– No i? – zapytałem ponownie.
– To, że mówisz, że masz ptaszka długiego na piętnaście centymetrów to może być twój punkt widzenia, a to, że ja mam jędrne piersi i ładną cipkę to mój – zaczęła.
Podejrzewałem, do czego zmierza. Każdy plan, nawet najlepiej obgadany mógł runąć w momencie zapytania o szczegóły praktyczne. Rozglądnęła się wokół i będąc pewna, że nikogo obcego nie ma bez żadnego wstydu podniosła swoją sportową bluzkę razem z biustonoszem, ukazując mi swoje dwie jędrne średniej wielkości piersi. Miała odwagę, to musiałem przyznać. Zaskoczyło mnie to i aż otwarłem usta z wrażenia.
– Na co czekasz, pokazuj ptaszka i zapamiętaj, że mam pieprzyka na lewej piersi – rzuciła, opuszczając w dół bluzkę.
Chwilę musiałem ochłonąć, nim podjąłem jakieś działania. Małgorzata, widząc moje chwilowe zakłopotanie po raz kolejny odwróciła się dookoła, patrząc, czy nikogo nie ma, podniosła się z ławki delikatnie i wsunąwszy pod miniówkę obie dłonie zsunęła do dołu majteczki.
– Na co czekasz, aż ludzie przyjdą? – zapytała.
Rozpiąłem guzik i rozsunąłem rozporek spodni. Delikatnie podniosłem swój zadek z ławki i zsunąłem spodnie prawie do kolan, eksponując jej przyrodzenie. Ptaszek podnosił się powoli do góry, nabierając długości i objętości. Patrzyła z zaciekawieniem i rozdziawioną buzią na to zjawisko. Gdy osiągnąłem pełną erekcję i penis sterczał jak najęty podniosłem się chcąc naciągnąć spodnie.
– Nie, jeszcze chwile – powiedziała i swą dłonią chwyciła za me udo i usadziła mnie z powrotem na ławce.
– Gośka! – zaoponowałem nieco zawstydzony.
Nie odpowiedziała nic. Podniosła minispódniczkę, delikatnie rozszerzyła nogi i mogłem teraz podziwiać jej narządy tam na dole. By dokładnie je zlustrować musiałbym przykucnąć, bo z pozycji siedzącego na ławce widziałem tylko owłosiony wzgórek łonowy i zarys zewnętrznych warg sromowych. Podniosłem się ponownie i nasunąłem spodnie na tyłek. Małgorzata pochyliła się, by naciągnąć swe majtki, lecz teraz to ja zablokowałem jej dłoń. Nie zaoponowała. Zsunąłem się z ławki i przykucnąłem na wysokości jej łona. Dokładnie mogłem teraz zobaczyć cipkę. Rozszerzone na tyle, ile pozwalała gumka jej niebieskich majtek nogi pozwalały dojrzeć jej wargi sromowe i różowiutkie wnętrze. Wszystko piękne i jak na moje oko perfekcyjne. Odsunęła moja dłoń i podnosząc się podciągnęła majtki pod spódnicę.
Gdybyśmy mieli potencjalnego widza miałby niezły show. Podnosząc się z przyklęku zapiąłem guzik i rozporek. Ponownie siedzieliśmy obok siebie, nie mówiąc nic przez chwilę. Właśnie przekroczyliśmy pewną granicę, taką, jaką nigdy nie przekroczylibyśmy, gdyby nie ta praca.
– Chodźmy, bo za chwilę przyjedzie doktor Sylwia – rzuciła Gośka.
Powstałem z ławki. Dostałem dużą porcję wrażeń, a kolejne czekały na mnie. Spokojnym krokiem, ustalając jeszcze ostatnie szczegóły zmierzaliśmy w kierunku hotelu.
+++++
– Pani Sylwia, zaprasza, pokój 201, drugie piętro – usłyszeliśmy od recepcjonisty po tym, jak Małgorzata zgłosiła mu nasze przybycie.
Udaliśmy się na drugie piętro i stanęliśmy przed drzwiami hotelowego pokoju. Serce biło mi jak oszalałe, a w głowie panował mętlik. Zapukałem delikatnie do drzwi i usłyszałem „Proszę”. Nacisnąłem na klamkę i weszliśmy do wnętrza.
Na fotelu za stolikiem siedziała atrakcyjna szczupła kobieta w wieku około 40 lat. Długie, mokre rozpuszczone farbowane włosy w kolorze brązu, szczupła sylwetka, wydatne piersi, to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Ubrana tylko w biały kąpielowy hotelowy szlafrok prezentowała się jak na swój wiek zjawiskowo. Była w podobnym wieku, jak moja matka, lecz wyglądała o niebo lepiej. Powstała z fotela i teraz mogłem w całości ocenić jej sylwetkę. Była zgrabna i szczupła. Bardzo zgrabne długie nogi. Paznokcie stóp i dłoni zadbane, pomalowane na spokojny stonowany czerwony kolor. Zbliżyła się do nas i wyciągnęła dłoń na powitanie. Najpierw z Małgośką, a potem ze mną.
– Sylwia Grajewska – przedstawiła się.
– Radosław Grabarczyk – przedstawiłem się również i jak mnie nauczono chciałem pocałować ją w rękę.
Cofnęła ją.
– Bez tych, staromodnych zwyczajów – rzuciła.
Wskazała byśmy usiedli. Sama wróciła na swoje miejsce, a nasze krzesła znajdowały się przed nią w takiej odległości, by mogła nas widzieć w całości. Pojedyncze dwa drewniane krzesła ustawione najwyraźniej przez nią.
Rozpoczęła dość szybko rozmowę mówiąc o sobie. Ukończyła studia, zrobiła doktorat i teraz prowadziła swój kolejny projekt. Słuchałem jej z uwagą, starając się zapamiętać, jak najwięcej. Po tym wstępie zadała pytania dotyczące naszych relacji i co skłoniło nas do podjęcia decyzji. Tego pytania nie przerabialiśmy razem i teraz to była nasza radosna twórczość. W pewnych kwestiach zgodna, lecz nieco się różniąca. Obserwowała nas i nasze odpowiedzi. Miała przed sobą skoroszyt i od czasu do czasu coś tam sobie notowała. Ustaliła, że najpierw odpowiada Małgośka, a potem ja. Padły pytania, jakie przerabialiśmy wcześniej, lecz nie były aż tak intymne, jakich spodziewaliśmy się. O długość związku, o łączące nas emocje, o to jak poznaliśmy się i inne, których już teraz nie spamiętam. Zgodnie z ustaleniami nasze odpowiedzi wydawały być się spójne i zbyt dużo nie notowała w swym kajecie w tej części.
– Dobrze, to teraz poproszę o pozostanie Małgosi, a ty jesteś wolny, zaproszę cię jak z nią skończę – usłyszałem i opuściłem pokój.
Nie wiem, jak długo łaziłem po hotelowym korytarzu. Wydawało mi się, że trwało to wieki. Gdy zobaczyłem Gośkę wychodzącą z pokoju, z nietęga mina i nieco zarumienioną wiedziałem, że nie będzie lekko.
– I jak? – zapytałem krótko.
– Sam zobaczysz – odparła równie krótko i zostałem poproszony o wejście do środka.
Nieco zdenerwowany znalazłem się w pokoju. Doktor Sylwia kazała mi usiąść na jednym z krzeseł. Przycupnąłem zestresowany.
– Zdajesz sobie sprawę, że twoja praca polegać będzie na tym, iż będziesz nagi, co prawda w kominiarce przed obcymi ludźmi. Będziesz dotykany wskaźnikiem lub bezpośrednio przeze mnie w miejsca intymne. Twój członek będzie musiał, a to być w stanie spoczynku, a to we wzwodzie. – zapytała bez ogródek na wstępie tej osobistej rozmowy.
– Tak – odparłem krótko.
Poczęła teraz tłumaczyć misję swojego projektu. Pokrótce zajęcia w ramach biologii i WDŻ prowadzone w szkołach podstawowych okazały się niewypałem i robione były po łebkach lub przez osoby do tego nieprzygotowane.
W tej kwestii w duchu się z nią zgadzałem, gdyż WDŻ u nas prowadziła nauczycielka z chemii i jako stara panna odwaliła to na sztukę. Tłumacząc nam kwestię życia seksualnego człowieka czytała rzeczy z podręcznika, nie zagłębiając się w temat.
Ona, czyli nasza doktor Sylwia, będąc na zachodzie i zdobywając tam doświadczenie opracowała autorski program, który miała zamiar wprowadzić w życie. W chwili obecnej zgłosiło się jedno jakieś podobno prywatne elitarne liceum z chęcią byśmy tam zagościli. Szkoła zapewnić miała psychologa i niezbędne zabezpieczenie materiałowe tych zajęć. My mieliśmy być jak to określiła brutalnie „żywymi rekwizytami” tych zajęć. Wywód swój zakończyła stwierdzeniem o zaściankowości naszego społeczeństwa i walką, by ten program wszedł do średnich szkół państwowych. Jako głównego przeciwnika wskazała kościół katolicki i miała o nim jak najgorsze zdanie, podsumowując go jako „ciemnotę”
Była bezpośrednia, wyzwolona i stanowcza. Wiedziała, czego chce i miała zamiar dążyć do upragnionego celu. Nie spotkałem jeszcze takiej kobiety i jej gadka zrobiła na mnie duże wrażenie.
– Godzisz się na to chłopcze? – zapytała, kończąc swój wywód.
– Tak, pani doktor – odparłem bez chwili zastanowienia, będąc pod wrażeniem jej słów.
Powstała zza stolika i podeszła do mnie.
– No to teraz rozbieraj się, chcę zobaczyć, z kim potencjalnie mam pracować – rzuciła, patrząc mi prosto w oczy.
Po tym zdaniu skierowała się do łazienki będącej na wyposażeniu pokoju. Nim w niej zniknęła obróciła się do mnie.
– Całkowicie masz być nagi, ubrania połóż na łóżku – dodała, znikając w łazience.
Byłem chwilowo zaskoczony, lecz po chwili już zrzucałem z siebie kolejne części mojego ubrania i bielizny. Nie zamknęła drzwi od łazienki i wyraźnie było słychać jak oddaje mocz. To było dla mnie szokujące i nienormalne, lecz zrzucałem kolejne fatałaszki z siebie. Usłyszałem jak puszcza wodę w umywalce, myjąc prawdopodobnie ręce. Gdy wyszła z łazienki zsuwałem z siebie slipki. Minęła mnie, delikatnie, lustrując wzrokiem moje ciało. Usiadła, a ja ułożyłem swe ciuszki na łóżku, jak kazała.
Stałem przed nią, eksponując swą nagość. Co dziwne nie byłem nawet zbyt podniecony, gdyż ptaszek tylko lekko się uniósł, a jego rozmiary niedużo się powiększyły. Kazała mi usiąść na krześle przed sobą. Teraz padły bardziej intymne pytania. Będąc nagi przed nią starałem się odpowiadać tak jak ustaliłem to z Małgośką, lecz różnie mi to wychodziło. W pewnym momencie nawet pomyślałem, że plotę głupoty niespójne z tym, co ustaliliśmy. Nie wiem, jak długo trwały te pytania, lecz, siedząc nagi przed tą kobietą byłem bardziej przerażony niż podniecony. Wreszcie przepytywanie mnie dobiegło końca. Doktor Sylwia wstała i zawołała Małgorzatę. Byłem nadal nagi, lecz nie zważałem na to. Wszak widzieliśmy swoje narządy.
– Gosiu, rozbierz się – usłyszałem.
Małgośka była za moimi plecami i tylko słyszałem jak ściąga z siebie ciuszki. Po kilku chwilach kompletnie naga usiadła na krześle obok mnie. Nawet nie rzuciłem na nią okiem.
– Wstańcie i podejdźcie do siebie, chce zobaczyć jak na siebie reagujecie – poleciła doktorka, a my jak roboty wykonaliśmy jej polecenie.
Stres, zakłopotanie, wstyd zadziałał jak anty-afrodyzjak. Mój penis podniósł się co prawda nieco, lecz daleko było do osiągnięcia pełnego wzwodu. Staliśmy naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy, w tym erotycznym spektaklu, gdzie erotyki było tyle co w zapałce trucizny. Sylwia podeszła do nas i bez żadnego zażenowania dotknęła nasze dolne części ciała swymi dłońmi. Nie patrzyłem, gdzie dotknęła Małgorzatę, lecz ta jęknęła cicho. Osobiście poczułem jej palce najpierw na mosznie i podstawie członka, a potem bezwstydnie poczęła ona stymulować penisa dłonią. To zadziałało jak płachta na byka. Tak silny bodziec spowodował, że penis począł się powiększać i osiągać wzwód. Stymulując go dalej bez zażenowania odczekała, aż osiągnąłem pełna erekcję i uderzając na sam koniec nabrzmiały organ swym palcem odeszła do stolika.
– Jesteście przyjęci, na stoliku leży umowa, podpiszcie i jak nie macie żadnych pytań do niej, to jesteście wolni – rzuciła, podejmując decyzję o naszym zatrudnieniu.
Obawy, opadły, nerwy odpuściły. Staliśmy nadzy przed sobą jeszcze chwilę, nim dotarło do nas, że to już koniec castingu.
– Jesteście naturszczykami, choć ty mała masz lekką tendencję do fantazjowania. Takich modeli szukam, naturalnych, szczerych i z naturalnymi odruchami, bez zbędnego aktorstwa. – umotywowała swój wybór.
Siedziała z założona na nogę nogą. Widać było po jej zachowaniu, że jest stanowcza i pewna siebie. Podpisaliśmy umowę i jeden egzemplarz został dla nas. Prawdę powiedziawszy, to oboje tylko chyba rzuciliśmy na nią okiem, bo w głowie mieliśmy chaos. Kazała nam jeszcze usiąść i pokrótce omówiła techniczne szczegóły najbliższego wyjazdu. Wyszliśmy z hotelu i teraz dopiero każde z nas poczuło jak uchodzi z nas ciśnienie.
– Radek, mamy tę robotę – radośnie zaszczebiotała Gośka, całując mnie w policzek.
Też byłem zadowolony, że nam się udało. Szczęśliwi z takiego obrotu sprawy szliśmy w kierunku swych domostw, rozmawiając i śmiejąc się. Mieliśmy powód do radości, przechodząc tę selekcję.
+++++
Pierwszy na wyjazd nastąpił w sobotę, skoro świt. Sylwia podjechała w umówione miejsce swoim Volkswagenem Golfem. Nie braliśmy żadnych bagaży ze sobą. Nie było takiej potrzeby. W domu nabajerowałem, że jadę z kumplami nad jezioro i wrócę późno wieczór. Sylwia ubrana była po młodzieżowemu w dżinsowe spodnie, kurtkę i adidasy. Małgorzata wystroiła się w Koszulową turkusową sukienkę na guziki o długości midi i wygodne buty na płaskim obcasie. Mój strój to standardowe dżinsy, koszulka polo + dżinsowa bluza i wygodne adidasy. Droga przebiegła bez problemów z jednym postojem w przydrożnym fast foodzie. Im bliżej było celu, tym bardziej nasze zdenerwowanie rosło. Miał to być nasz debiut. Debiut, od którego zależeć miała dalsza współpraca. Sylwia widziała nasze zdenerwowanie i starała się nas uspokoić. Cały czas powtarzała, by być naturalnym, dobrze jej słuchać i wykonywać to, co mówi. Gdy dojeżdżaliśmy do celu wyjęła z samochodowego schowka dwie cienkie, czarne bawełniane kominiarki i kazała nam je założyć. Stres osiągnął wysoki poziom, gdy weszliśmy do budynku szkoły.
Wszystko chyba prawie poszło z planem, gdy wyszliśmy z Sali, gdzie były zajęcia. Pośpiesznie zakładaliśmy ciuchy w wydzielonym nam pomieszczeniu. Nie było tak strasznie, ale też nie było lekko. Widownie, jaką mieliśmy to trzecia klasa tego „elitarnego” prywatnego Liceum o profilu biologiczno-chemicznym. Z grupy liczącej tak na oko z osiemnaście osób przeważały dziewczyny. Chłopaków doliczyłem się może z pięciu, sześciu. Zostaliśmy wprowadzeni w tych kominiarkach nadzy do sali lekcyjnej, gdzie przygotowany był rzutnik i drewniany wskaźnik. Nasza kierowniczka przebrała się z lekkiego stroku podróżnego w elegancką białą bluzkę i dopasowaną do niej czarną ołówkową spódnicę do kolan i cienkie czarne rajstopy. Dopełnieniem jej stroju były gustowne szpilki w kolorze czarnym na dość wysokim obcasie. Wyglądała szykownie i elegancko. Rozpoczęła zajęcia od omówienia budowy i zadań narządów płciowych, skazując na nas co, gdzie się znajduje i jak wygląda. Pomimo moich chęci, by wejść z penisem w spoczynku wparowałem w opcji pół wzwodu. Widziałem niezadowolenie Sylwii z tego powodu, lecz wybrnęła z tego stwierdzeniem, że „w spoczynku zobaczą Państwo w trakcie pokazu” co też nastąpiło. Pełną erekcję zgodnie z planem osiągnąłem, gdy omawiała poszczególne części mojego fallusa i mosznę, dotykając te części wskaźnikiem oraz w przypadku ściągnięcia napletka wykonała to bezpośrednio dłonią. Małgośka też nie miała łatwo, gdyż musiała położyć się na przygotowanym stole i rozchylając nogi eksponować swe narządy. Też dotykana była wskaźnikiem w intymne części i palce Sylwii rozchyliły jej wargi sromowe. Pomimo zapewnienia nas przez przedstawicielkę grona pedagogicznego i obecną szkolną psycholog, że młodzież jest poinstruowana jak się zachowywać dało się słyszeć chamskie docinki i stwierdzenia zarówno w stosunku do mnie, jak i do Małgorzaty. Cicho i głośniej rzucane hasła typu „Ja mam większego”, „Większego widziałam” „ale ma kapsko” „zakisiłbym ją” oraz podobne usłyszeliśmy, i to deprymowało. Szczytem chamstwa było rzucone pytanie „A będą się pierdolić?” przez którąś z dziewczyn. Szkolna psycholog i chyba nauczycielka biologii próbowały coś z tym zrobić jednak do końca zajęć słyszeliśmy takie i podobne stwierdzenia. W tej części nasza mentorka omówiła też zagadnienia dotyczące nieprawidłowości w budowie narządów, kwestii ich higieny, szeroko pojęcie menstruacji. Dalszym tematem było wytłumaczenie orientacji seksualnej i tutaj staliśmy tylko. Wtedy to ptaszek mi opadł i mentorka mogła wskazać jak on wygląda w spoczynku. Po omówieniu różnego rodzaju dewiacji seksualnych z podziałem na dozwolone prawnie i karalne (lub za zgodą partnera/partnerki) zakończona została pierwsza część zajęć. Nastąpiła przerwa i razem z naszą pracodawczynią udaliśmy się do wydzielonego nam pomieszczenia, gdzie mogliśmy chwilę odpocząć.
– Chamstwo i buractwo, oto dzieci dzisiejszych elit, elit z patologii – podsumowała zachowanie, zamykając drzwi.
Zdjęliśmy kominiarki, bo odczuwaliśmy głód świeżego powietrza. Widać było, że Sylwia również bardzo przeżywa swój debiut. Dla nas wszystko robiła perfekcyjnie, a gdy któreś z nas chwilowo zawiodło, potrafiła natychmiast przejść do kolejnej części. Nie improwizowała, umiała kontynuować i w odpowiednim momencie wrócić do opuszczonego wątku. Wkurzona miała coś powiedzieć, gdy bez pukania do naszego pomieszczenia wpadła szkolna pani psycholog.
– Przepraszam za młodzież, to dla nich nowe… … – rzuciła, stojąc w drzwiach.
– Proszę wejść i zamknąć drzwi, bo moi ludzie mają zapewnioną anonimowość – odpowiedziała Sylwia, tłumiąc w sobie złość.
Rozmawiały przez chwilę, a po kilku minutach musieliśmy ruszać na drugą zakontraktowaną godzinę lekcyjną. Tematy zaczęły dotyczyć seksualności i życia seksualnego. Ponownie staliśmy przed grupą młodzieży, nago, w towarzystwie dwóch pań z tej szkoły. Ta część była dla nas trudniejsza. Rozpoczęła się od definicji popędu płciowego, określenia stref erogennych i pettingu. W tym momencie zaczęła się nasza wspólna praca z Małgośką. Stymulowaliśmy nawzajem swoje strefy erogenne, a widzowie mogli bezpośrednio zobaczyć wzrost podniecenia u nas oraz towarzyszące temu fizjologiczne aspekty. Nie doprowadzaliśmy się do orgazmu, co zabroniła nam nasza mentorka – krótkie pieszczoty, które miały rozbudzić podniecenie, i na tym koniec. To było jedno z trudniejszych zadań, ponieważ mimo zapewnień psycholożki, widzowie rzucali komentarze w stylu: „Zapakuje jej”, „Pewnie zaraz się spuści” i inne niesmaczne stwierdzenia. Nie padały one tylko z ust chłopaków; część z nich wypowiadały dziewczyny. Omówione zostały aspekty form zaspokajania się bez partnera. Sylwia pokazała, dotykając nas, w jaki sposób to się realizuje, ale bez zbyt długiej stymulacji. W moim przypadku objęła jedną dłonią penisa, a drugą stymulowała mosznę przez kilka sekund. W przypadku Małgośki skupiła się na orgazmie łechtaczkowym, drażniąc to miejsce przez chwilę. Kolejnym zagadnieniem, które omawialiśmy, były typowe pozycje seksualne, wyświetlane na rzutniku. Doktor Sylwia szczegółowo omawiała, które pozycje są lubiane przez kobiety, a które przez mężczyzn, i w tym temacie była perfekcjonistką. Omówiła podstawowe pozycje, chyba w liczbie dziesięciu. Po raz pierwszy dało się słyszeć buczenie widowni i hasła typu: „No niech pokażą”, „Niech go dosiądzie”, „Może trójkącik”. To ostatnie wybitnie ją wkurzyło, ale opanowała swoje emocje. Ostatnim aspektem kończącym ten cykl zajęć była antykoncepcja. Tutaj znów miałem się poddać niecnej praktyce zakładania przez nią prezerwatywy na mojego stojącego członka. Z sali padło hasło: „Pokaż, jak ustami”, co niemal doprowadziło Sylwię do wybuchu. Szczęśliwie druga godzina lekcyjna dobiegała końca, a nasze zadanie zostało wykonane. Końcowe, nieco rachityczne brawa, zainicjowane przez obie kobiety z personelu szkoły, były dla nas wszystkich występujących sztuczne i na siłę. Wydelegowany uczeń z uczennicą wręczyli pani Sylwii bukiet kwiatów, a Gośce i mnie psycholog oraz nauczycielka wręczyły jakieś papierowe torby z prezentami. Podziękowaliśmy i szybko udaliśmy się do naszego pomieszczenia. Sylwia została jeszcze poproszona na chwilę celem podpisania jakichś dokumentów. Nim wyszła, rzuciła mi kluczyki od samochodu.
– Zabierzcie swoje rzeczy i moją torbę i czekajcie na mnie w samochodzie – rzuciła, wychodząc z panią psycholog.
Ubieraliśmy się z Małgośką chyba na wyścigi. Zdołałem zrobić to pierwszy i tylko, w związku z tym, że ona była bardziej rozsądnie myśląca, niż ja nie wyszedłem na szkolny korytarz bez kominiarki. Szybko opuściliśmy teren szkoły i usiedliśmy w samochodzie. Emocje opadły. Byliśmy po tym pierwszym razie i, pomijając zachowanie młodzieży, spodziewaliśmy się czegoś gorszego. Zaczęliśmy swobodnie rozmawiać, nadal w tych maskach. Nie były komfortowe, cała twarz była spocona. W końcu zerwałem ją z siebie.
– A, pierdolę to, mam już jej dość – skwitowałem swój ruch.
Małgorzata była zaskoczona. Nadal nosiła swoją kominiarkę i nie miała zamiaru jej ściągnąć. Z budynku szkolnego wyszła nasza kierowniczka z bukietem kwiatów, razem z psycholog. Sylwia machnęła ręką, dając znak, by któreś z nas do niej podeszło.
– Idź – rzuciłem do Małgorzaty.
Wysiadła i ruszyła w stronę Sylwii. Cała trójka kobiet rozmawiała, a psycholog coś zapisywała. Pożegnały się z nią i ruszyły w kierunku samochodu. Wysiadłem z pojazdu. Sylwia podała mi bukiet kwiatów i powiedziała, żebym otworzył bagażnik. Wcisnęła bukiet do bagażnika i usiadła na tylnym siedzeniu, co było dla mnie dziwne.
– Młody masz prawo jazdy? – zapytała.
Kiwnąłem głową na znak, że takowy dokument posiadam. Prawo jazdy zrobiłem zaraz po osiemnastce i miałem uprawnienia na A i B.
– Siadaj, za fajerę i jedź, mam nadzieję, że opanujesz ten wózek – rzuciła młodzieżowym slangiem.
Chyba bardziej niż my była przejęta dzisiejszymi zajęciami. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Chwilę mi zajęło, by opanować sprzęgło, gaz i hamulec oraz skrzynię biegów. Parę razy dało się słyszeć, jak „liczę zęby w skrzyni biegów”, lecz po kilkunastu kilometrach wstępnie opanowałem pojazd.
– Zatrzymaj się przy sklepie, muszę odreagować – rzuciła, wskazując mi mijany sklep.
Zawróciłem i stanąłem pod nim. Kipiała złością. Otworzyła drzwi i wyszła z pojazdu. Po paru krokach zawróciła.
– Młoda, ty pijesz, wypijesz z pracodawczynią? – zapytała.
– Tak – odparła Gośka.
Było ostro. Chyba bardziej niż my była przejęta dzisiejszymi zajęciami. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeżeli nie poszło tutaj, to klops. Wróciła po chwili, taszcząc pod pachą dwie półlitrowe butelki wódki i jakieś napoje.
– Szczęśliwie zakupiłam również komplet kieliszków, bo na sztuki nie sprzedają – poinformowała nas po powrocie.
Gośka, w momencie gdy ruszyliśmy, zdjęła kominiarkę. Miałem teraz transportować imprezującą damską ekipę. Rozpoczęły konsumpcję zaraz po tym, jak ruszyliśmy spod sklepu. Sylwia szybko zrzuciła buty. Potem zaczęła narzekać, jak to jest teraz z młodzieżą, że za jej czasów było inaczej, a ogólnie, że dzisiejsze elity to prostaki i chamy. Na młodzieży uczestniczącej w pokazie nie pozostawiła suchej nitki.
– Ameby emocjonalne, rodzice nachapali się na przekształceniach i posłali pół debili do prywatnej szkoły, gdzie kasa załatwia rok – zaczęła.
Małgośka działała z głową. Dała jej się wygadać w kwestii chamskiej młodzieży oraz wychowania, a potem rzuciła naszą kwestię. Najpierw padły uwagi, a potem pochwały w stosunku do nas.
– Ty młody, to jak mówię, że ma ci leżeć na torbie, to ma leżeć, a nie jakieś nie wiadomo co – usłyszałem.
– Młoda, mówię, rozszerz swoje płatki i pokaż wnętrze, to nie jak dziewica orleańska, wstydzisz się – usłyszała uwagi Małgośka.
Ogólnie nas podsumowała na czwórkę, ewentualnie czwórkę z plusem. Po kolejnych kielonkach ognistego trunku już wiedzieliśmy, że przedłuża nam kontrakt. Z każdym kilometrem malała ilość paliwa i alkoholu. To pierwsze załatwiliśmy na najbliższym CPN. Ilość alkoholu, jak na nie dwie, wydawała się wystarczająca, a ku mojemu zaskoczeniu pierwsza z tego pijackiego maratonu odpadła Gośka. Pamiętam, że na leśnym parkingu to ja podnosiłem jej sukienkę i ściągałem majtki, by mogła się wysikać. Obok sikała nasza mentorka bez krzty wstydu. Po 2 godzinach jazdy zatrzymaliśmy się na jakimś leśnym parkingu. Gośka spała zamroczona alkoholem w najlepsze. Pani Sylwia poprosiła mnie, bym jej pomógł wysiąść i zaprowadzić w ustronne miejsce. Bez krępacji ściągnęła w dół swe rajstopy i majtki, oddając swoje fizjologiczne potrzeby w mojej obecności. Od momentu ściągnięcia swych szpilek wychodziła boso, w samych rajstopach na zewnątrz.
– Masz na mnie ochotę? – zapytała, skończywszy sikać.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Byłem jedynym trzeźwym w tym pojeździe.
– Miałbym, tylko nie teraz – odparłem dyplomatycznie.
Zdałem sobie sprawę, że postąpiłem właściwie. Nie miałem zamiaru wykorzystać pijanej kobiety. Nie to, że Sylwia mnie nie podniecała. Prosty algorytm działał. Gwałt na kobiecie i bezwzględna kara. Pomogłem jej się podnieść i naciągnąć na siebie majtki wraz z rajstopami. Załadowałem ją do samochodu i wtedy miałem już święty spokój. Obie dziewuchy spały. Do naszego miejsca zamieszkania miałem już spokój z pasażerkami. Parę kilometrów przed naszą miejscowością zatrzymałem na pobliskiej stacji paliw samochód. Na szczęście doktor Sylwia przebudziła się.
– Gdzie podjechać, ma pani zarezerwowany hotel i co z Małgorzatą? – zapytałem.
Chwilę zajęło jej zrozumienie, o co pytam.
– Podjedź pod ten hotel, co ostatnio. U was to chyba nie będzie problemu z noclegiem. Bierz pokoje na mnie – jeden dla młodej, a drugi wspólny dla nas – odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się uśmieszek, podbity sporą dawką alkoholu.
Dalej do mnie podbijała. Zostanie z nią w pokoju wydawało mi się poniżej mojej godności. Owszem, nie miałbym oporów, gdyby to było na trzeźwo lub po małej lampce wina spożytej wcześniej. Była to moja szefowa i jakoś to mnie odrzucało. Może gdyby wypiła mniej, skusiłbym się. Tak dla kurażu, dla rozluźnienia – to jak najbardziej. Nie czułbym z tego przyjemności, a ona miałaby moralnego kaca. Zatrzymałem samochód przed hotelem, zgasiłem silnik i podszedłem do recepcji.
– Jeden pokój dla dwóch kobiet, pojedyncze łóżka – rzuciłem.
Recepcjonista sprawdził dostępność i potwierdził, że ma takie pokoje.
– Tylko proszę najniżej, bo damy są … no wie pan, jakie – dodałem, puszczając mu oczko.
– Mamy na parterze, pokój 19 – odparł, wręczając mi klucz.
Najpierw przetransportowałem Gosię. Była kompletnie pijana, więc musiałem ją nieść na rękach. Recepcjonista tylko się uśmiechnął, widząc, jak wnoszę ją do środka. Ułożyłem ją na najbliższym łóżku, a potem zająłem się naszą mentorką, która również była mocno podchmielona. Wsparta na moim ramieniu, dotarła do pokoju. W momencie, gdy miałem je obie, zastanowiłem się, czy powinienem je jakoś rozebrać do snu. Usiadłem w fotelu i miałem niezłą zagwozdkę. W końcu postanowiłem przynajmniej rozebrać obie do bielizny i tak je zostawić. Zacząłem rozpinać guziki sukienki Małgorzaty. To było prostsze niż rozebranie Sylwii. Po chwili Gośka, po ściągnięciu butów, leżała w samej bieliźnie i smacznie chrapała. Gorzej było z doktor Sylwią. Najpierw ściągnąłem jej rajstopy wraz z majtkami, a potem zabrałem się za spódnicę. Zostawiłem ją z odkrytym dołem. Rozładowując swoje napięcie, bezwstydnie się masturbowałem, patrząc na te dwa nieprzytomne kobiece ciała. Spuściłem się do skrawka papieru toaletowego zostawiając obie kobiety bezpieczne. Ruszyłem do mieszkania z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
+++++
Po dwóch tygodniach Sylwia skontaktowała się ze mną. Odebrał ojciec, a po długiej rozmowie dał mi słuchawkę.
– Słuchaj, co ty kombinujesz, jakaś Sylwia do Ciebie dzwoni i ma sprawę rzucił ojciec
– Spotkanie dzisiaj, tak jak ostatnio w hotelu. Robota za tydzień, kasa większa niż ostatnio – usłyszałem w słuchawce.
Nie pozbyła się nas, nie wystawiła do wiatru, a na dodatek większa kasa, tliło mi się w głowie
– Co znowu? – zapytał ojciec.
– Praca – odpowiedziałem krótko.
Ojciec spojrzał na mnie jak na Marsjanina.
– Ty po liceum… – zaczął, a ja wiedziałem, co ma zamiar kontynuować. Na tę gadkę miałem gotową odpowiedź.
– Pojechaliście z matką i Grześkiem nad Balaton, a ja sponsorowałem Wam 40 procent wyjazdu, więc niech się tata nie wpierdala – rzuciłem krótko.
Zamilkł. Nie mógł zaprzeczyć, że tak było. To była święta prawda.
– To nie są narkotyki, synu? – zapytał.
– Nie – odparłem zgodnie z prawdą.
Dostałem zgodę od rodziców na wyjazd. Matka była ciekawa, po co tam jadę, ale po chwili spuściła z tonu. Spotkanie z Sylwią w tym samym hotelu, co ostatnio, miało charakter typowo organizacyjny, ale wprowadzało pewne zmiany.
– Jedziemy na zajęcia opłacone przez grupę rodziców, którzy realizują nauczanie w domu z pomocą nauczycieli ze szkół. Są przerażeni tym, co oni sobą prezentują, szczególnie w kontekście znanych nam spraw. Dostałam błagalne pisma, by zrealizować nasze zajęcia dla wąskiej grupy dzieciaków w wieku 15-16 lat z różnych rodzin. Ci rodzice mają doświadczenie, jak nauczyciele z biologii i WDŻ podchodzą do pracy. Jedna osoba po takich zajęciach zamknęła się w sobie, druga, widząc w sobie osobę niepełnosprawną ruchowo, próbowała popełnić samobójstwo – zaczęła doktor Sylwia.
Siedzieliśmy z Małgorzatą, czekając na dalsze informacje. Ktoś mógłby nas przekląć lub powiedzieć, że jesteśmy podłymi ludźmi. Niestety, życie jest brutalne i uderza każdego. Podstawowym warunkiem było niewystępowanie w maskach. Drugim – wiek odbiorców. Inaczej jest z rozwydrzonymi nastolatkami w „Liceum dla głupich cip”, jak to nazwała nasza mentorka, inaczej z 15-16-latkami. Trzecia sprawa to miejsce zajęć. Nie odbywały się w szkole. Rodzice tych dzieci wynajęli jakąś salę w nieczynnym ośrodku wypoczynkowym.
– Dacie radę z niepełnosprawnymi na wózkach, czy z osobą po chemii, nastolatkami z problemami? – zapytała nas, przedstawiając stawkę za pracę.
Stawka była godziwa i wyższa niż ostatnio.
– Pani doktor, to pani wie najlepiej, czy damy radę – rzuciłem, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Nie siedzę w waszej psychice, ludzie różnie się zachowują na widok kalectwa i cierpienia innych osób, wiek publiki też ma duże znaczenie. To jeszcze dzieci, więc możecie mieć opory, by się rozebrać. Od razu uprzedzam co do wieku, nie czynimy niczego złego tym dzieciakom, zgodnie z prawem dopuszczalny wiek obcowania płciowego to 15 lat. – usłyszeliśmy od niej kolejną porcję informacji.
Dodała, że grupa będzie liczyć pięcioro nastolatków, psychologa i dwoje lub troje rodziców. Zgodziliśmy się, co Sylwia przyjęła z zadowoleniem. Przedstawiła aneks do umowy, określający zmiany, które z nami omówiła. Mieliśmy pociągiem dojechać do niej i potem podróżować jej samochodem. Rozstaliśmy się i każde z nas udało się w swoją stronę.
+++++
Z Małgorzatą spotkałem się wczesnym rankiem na dworcu kolejowym. Ubrany byłem w sztruksowe spodnie i koszulę w kratkę z długim rękawem. Małgośka miała na sobie sukienkę o fasonie litry A, z kołnierzykiem. Sukienka ta była rozpinana na przodzie i przewiązana delikatnym paskiem z klamerką. Roślinny wzór oraz rozkloszowany dół nadawały sukience romantycznego charakteru. Kolor tej kreacji to koralowy. Rękawy o długości 7/8 z wiązaniem dawały modny wygląd. Do tej kreacji sportowe buty i cieliste rajstopy były dobrym wyborem. Wyglądała naturalnie, młodzieżowo, kobieco i co najważniejsze modnie. W dłoni średniej wielkości torebka. Włosy spięte jak zawsze w koński ogon. Przywitaliśmy się.
– Co mi się tak przyglądasz? – zapytała.
– Bo bardzo ładnie wyglądasz – odparłem zgodnie z prawdą.
– Przestań, wybrałam tę sukienkę, bo jest na guziki i szybko ją mogę ściągnąć, żadna modna rewelacja, po prostu wygodna i tyle – odparła.
Droga minęła nam na miłej rozmowie. Byliśmy sami w przedziale, przez co mogliśmy podjąć także bardziej odważne tematy dotyczące naszej pracy. Oboje mieliśmy jakieś obawy, głównie co do wieku widowni i występowania bez masek. Zgodnie z ustaleniami Sylwia miała na nas czekać na dworcu. Gdy wyszliśmy z dworcowego budynku Małgorzata dojrzała jej samochód. Chwila i siedzieliśmy w pojeździe. Szybkie przywitanie i ruszyliśmy w drogę. Tym razem nasza doktorka postawiła na luźny styl swego ubioru połączony z pewną ekstrawagancją. Biały T-shirt z jakimś modnym nadrukiem, krótka dżinsowa rozpinana od przodu na guziki spódnica z czarnym wąskim paskiem, białe markowe tenisówki i te ekstrawaganckie cienkie wzorzyste czarne rajstopy w duże grochy. Nie mogłem oderwać wzroku od jej zgrabnych nóg w tych rajtkach. Starałem się nie patrzeć ciągle na jej nogi. Mimowolnie jednak co pewien czas łypałem wzrokiem na ten jakże awangardowy „look”. Siedziałem z przodu obok niej. Miała gust. Pomalowane na czerwono paznokcie u rąk, delikatna czerwona szminka na ustach. Teraz począłem żałować, że wtedy w hotelu nie skorzystałem z okazji. Było, w tym jej wyglądzie coś, co mnie podnieciło. Teraz zdałem sobie sprawę, że można się podniecić niekoniecznie na widok nagiej kobiety. Mój penis urósł i stawał się wilgotny. Starałem się nie patrzyć na jej zgrabne nogi, i to jeszcze w tych super rajstopach. Jednak nie mogłem, musiałem co jakiś czas tam zerknąć. Było to silniejsze ode mnie. Kilometry mijały nam na rozmowie. Sylwia podziękowała mi i przeprosiła za alkoholowy incydent po ostatnich zajęciach. Tłumaczyła się, że musiała w jakiś sposób odreagować. Stwierdziła, że zachowałem się jak poważny dorosły mężczyzna i obsypała mnie kompletem miłych słów. Było to miłe i łechtało moje ego.
– Widzę, że podobają ci się moje rajstopy – rzuciła i wiedziałem, że dostrzegła, że coraz częściej patrzę na jej nogi.
– Tak, są ładne – odparłem zawstydzony.
– Widzę, że ktoś tu jest małym fetyszystą – palnęła prosto z mostu i razem z Gośką wybuchły śmiechem.
Speszyłem się. Postanowiłem, że muszę przestać tam patrzeć lub mocno to ograniczyć. Szczęśliwie temat rozmów powrócił do naszego dzisiejszego występu. Psychologiem miała być ta sama kobieta co wtedy w liceum. Rodziców miała być trójka, i to same matki. Głównymi odbiorcami zajęć miała być trójka dziewcząt i dwoje chłopaków. Wszyscy w wieku szesnastu lat. Miejsce, gdzie udawaliśmy się było oddalone kilkanaście kilometrów od szkoły, gdzie był nasz debiut.
– Bierzcie pod uwagę, że większość ich nie widziała w realu nagich osób płci przeciwnej, ich doświadczenia to jakieś zdjęcia, ewentualnie filmy porno, dlatego ważne jest, by wszystko było zrealizowane w sposób właściwy – kontynuowała swe wskazówki dla nas.
– Radku, przede wszystkim nie od razu z erekcją, bo może być to szokujące na początku. Musisz kontrolować swe podniecenie i wzwód członka ma być stopniowy, a nie od razu – tu rzuciła wskazówki do mnie.
– Gośka, twoja łechtaczka i srom też nie od razu wypełnione. Niech stopniowo nabierają rozmiaru, sutki też nie od razu stojące i drażliwe. – te wskazówki otrzymała Małgorzata.
Miało być sensualnie, a nie wulgarnie. Żadnych wyuzdanych póz, aktorstwa i wszystkiego, co kojarzyć, by się mogło z przemysłem porno. Softowy spektakl, z którego wyniosą właściwe wnioski. Łatwo jej było powiedzieć w sytuacji, gdy ja byłem podniecony wiadomym fetyszem. Mimo że penis nieco zmalał i był w półwzwodzie to swoje slipki miałem wilgotne od śluzu. Ruch na drodze nie był duży. Zatrzymaliśmy się raz, by coś lekkiego zjeść w przydrożnym barze i drugi raz przy automacie telefonicznym, gdy byliśmy blisko celu. Sylwia poszła zadzwonić i wróciła po paru minutach.
– Dobra, możemy jechać do tego ośrodka, jedna z matek już tam jest i nam otworzy – oznajmiła i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Dotarliśmy tam po jakimś kwadransie. Były ośrodek FWP ulokowany w sosnowym lesie. Lata świetności miał już za sobą. Kilkanaście domków typu Brda i centralnie położony duży budynek, gdzie mieliśmy wystąpić. Prócz jednej z matek na miejscu była pani psycholog. Kobieta powyżej trzydziestki, lekko puszysta. Ubrana w sukienkę o klasycznym fasonie długości midi sięgającej poniżej kolan i rękawy długości ¾. Sukienka miała wzór w kratę. W odcieniach szarości z dodatkiem czerwonych i granatowych akcentów. Narzucony na nią rozpięty granatowy sweterek, cieliste rajstopy i czarne czółenka na małym obcasie uzupełniały jej wygląd. Daleko było jej do sylwetki naszej Sylwii. Była od niej grubsza i nie tak zgrabna. Tak dobrana sukienka maskowała niedoskonałości jej ciała. Druga z kobiet miała na sobie długą czarną sukienkę z dzianiny o prostym kroju długości maxi Do tego jakieś klapki na nogach w jasnym kolorze i cieliste rajstopy. Miał około 40 lat i była też przy kości, może nawet bardziej niż pani psycholog. Wysiedliśmy z samochodu i przywitaliśmy się z obiema kobietami.
– Miło się z wami znowu spotkać, teraz już naszych młodych gości mogę zobaczyć bez kominiarek – rzuciła po powitaniu psycholog.
Po krótkiej wymianie uprzejmości poszliśmy do budynku, gdzie miały odbyć się zajęcia. Była to średniej wielkości sala z dużą ilością książek ułożonych na równie licznych regałach. Cała zrobiona w boazerii. Drewniana podłoga, ułożone pięć krzeseł przed miejscem, gdzie mieliśmy stać. W rogu sali skórzana sofa i fotel. Stół z rzutnikiem i rozwinięty przenośny ekran. Zaciągnięte ciężkie zasłony dawały nam poczucie bezpieczeństwa przed potencjalnymi gapiami od strony lasu. Sylwia z psycholog udały się do pomieszczenia będącego chyba recepcją. Nas druga z kobiet zaprowadziła do znajdującego się blisko pomieszczenia o charakterze administracyjno-biurowym. Typowe biurowe meble, krzesła, biurko i stająca pod ścianą dość leciwa wersalka.
– Łazienka z natryskiem jest po drugiej stronie, niestety nie ma drzwi, bo poszły do remontu, no i kotara prysznicowa też zniszczona – usłyszeliśmy od tej pani.
Na biurku leżały dwa komplety ręczników, mydło i szampon. Kobieta wyszła z pokoju, pozostawiając nas samych. Byliśmy grubo przed czasem i wzięcie szybkiego prysznica wchodziło w grę. Mój ptaszek znów się podniósł, w momencie gdy wysiedliśmy z samochodu i mogłem napawać się widokiem Sylwii nóg w tych boskich rajstopach. Moje majtki były wilgotne od produkowanego śluzu.
– Radek, tobie stoi jak słup – zauważyła zgrubienie na moim kroczu Małgośka.
Tak było. Miałem nadzieję, że tego nie dojrzała ta matka. Byłem w cholernie trudnej sytuacji. Te gadki Sylwii, by panować nad podnieceniem, by to wszystko było spokojne i subtelne. Byłem podniecony i aby temu sprostać musiałem coś zrobić.
– A, ty nie jesteś podjarana, przecież widzę, jakie są twoje sutki pod sukienką – odparłem.
Rzeczywiście brodawki dziewczyny wyraźnie odznaczały się pod materiałem sukienki. Dojrzałem to dopiero teraz, gdyż Gośka podróżowała na tylnym siedzeniu.
– No trochę, musimy coś z tym zrobić – przyznała się.
Wyjście z tej sytuacji było jedno. Masturbacja. Tylko to nam przyszło do głowy.
– Chodźmy do łazienki, tam sobie ulżymy –zaproponowałem.
Małgośka podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku.
– Zwariowałeś, przecież tam nie ma drzwi. Ktoś nas może zobaczyć i dopiero będzie afera, zrobimy to tutaj i potem pod prysznic – powiedziała i zaczęła swymi dłońmi rozpinać guziki mojej koszuli.
Nie pozostałem jej dłużny i począłem dość niezgrabnie rozpinać guziki jej bluzki. Miała rację, w tamtej łazience nie było intymności. Zdjęła mi koszulę, następnie podkoszulek. W tym czasie ja rozpiąłem guziki od sukienki i ta opadła na podłogę. Mogłem teraz dokładnie zobaczyć sterczące brodawki kształtnych piersi. Została w samych majteczkach. Delikatnie popchnęła mnie do tyłu tak bym ułożył się na tej wersalce. Rozpięła mi spodnie i razem z majtkami ściągnęła je do kostek. Zdjąłem buta o buta i po chwili byłem w samych skarpetkach. Małgośka, w momencie gdy pozbywałem się tej ostatniej części mej garderoby ściągała białe figi. Chwila i byliśmy całkowicie nadzy i nabuzowani podnieceniem.
– Chodź, wstań – szepnęła.
Wstałem i stanąłem naprzeciw niej. Bez żadnego słowa dziewczyna ujęła jedną dłonią penisa drugą zaś nakierowała moje dłonie, jedną pomiędzy uda i drugą na piersi. Wsunąłem palec pomiędzy ciepłe i wilgotne wargi sromowe. Szepcząc, gdzie nakierowała mnie we właściwe miejsce. Czerpiąc wiedzę z poprzedniego szkolenia począłem delikatnie drażnić jej czułe miejsca. Delikatnie drażniłem sutki i stymulowałem wnętrze cipki. Robiłem to delikatnie. Ona stymulowała jedną dłonią członka, tak że opuszek jednego z jej palców drażnił odsłoniętą żołądź. Drugą dłonią delikatnie stymulowała mosznę i jądra.
– O ta, tak, możesz mocniej – szeptała mi do ucha.
Czułem, że i ja dochodzę. Poprosiłem ją, by szybciej wykonywała ruch swej dłonie na członku. Sapaliśmy i wydobywali z siebie ciche jęki. Nasze ciała przeszywały spazmy przyjemności. Poczułem tą wielką przyjemność. Zamknąłem oczy. Mój orgazm nadchodził. Ciało przeszedł dreszcz i poczułem jak tryskam.
– Już, już – wyszeptałem, widząc, że nie przerywa ruchów dłonią
– Jeszcze, jeszcze, mocniej, proszę – usłyszałem jej szept.
Gdy doszedłem chwilowo przestałem ją stymulować. Było to z mojej strony trochę egoistyczne i samolubne. Małgośka, czując to poczęła kręcić swoimi biodrami sama. Poczułem dreszcz przeszywający jej ciało i czułem jak jej cipka pulsuje.
– Ooo uuu – jęknęła i przestała wtedy stymulować penisa.
Oboje ledwo staliśmy na nogach. Szczęśliwi i spełnieni rozładowaliśmy nasze podniecenie. W sposób szybki i bezwstydny. Dysząc po pettingu zakończonym spełnieniem, staliśmy nadal naprzeciw siebie nic nie mówiąc. Małgorzata z brzuszkiem i dłonią upapraną w mym nasieniu i ja z jej śluzem na dłoni. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
– Dzięki, to było…. – zacząłem.
– Dzięki, chodźmy pod prysznic. – odparła, wycierając ospermioną dłoń o swoje udo i biorąc ze stołu nasze ręczniki.
Bez zażenowania, całkowicie nadzy przemknęliśmy pod prysznic. Oboje weszliśmy tam i po chwili poczuliśmy jak ciepła woda koi nasze ciała.
– Dobra, tylko już bez bezeceństw – rzuciła Małgośka z uśmieszkiem na twarzy.
Jedynym bezeceństwem było wzajemne namydlenie sobie pleców. Rozładowanie napięcia w ten sposób, jaki to zrobiliśmy dał pożądany efekt. Stojąc w małej kabinie prysznicowej z Małgorzatą nie odczuwałem podniecenia. Mój siurek był malutki i spokojnie sobie zwisał. Sutki Małgośki też nie stały na baczność.
– Słuchaj, czy ciebie to podjarały te jej rajtki? – zapytała mnie z lekkim uśmieszkiem.
Kiwnąłem głową znacząco. Ukrywanie tego po tym, co zrobiliśmy nie miało sensu.
– Na następny wyjazd takie założę – odparła z przekąsem.
– Ani mi się waż – odpowiedziałem.
Już mieliśmy wychodzić spod prysznica, gdy usłyszeliśmy kroki w korytarzu. Woda już była zakręcona. Małgośka przyłożyła palec do ust, dając mi znać bym był cicho.
– Ale jaja – szepnąłem.
Tkwiliśmy w bezruchu. Kroki stawały się coraz bliższe i nie były to kroki jednej osoby.
– W pokoju ich nie ma – usłyszałem głos Sylwii.
– Sprawdzę jeszcze tutaj – dał się słyszeć głos pani psycholog i zdaliśmy sobie sprawę, że wchodzi ona do łazienki.
Nasze ręczniki leżały na parapecie za załomem, gdzie był pisuar. Każdy wchodzący do łazienki nie mógł ich widzieć. Zamarliśmy w bezruchu skuleni w sobie. Zdając sobie sprawę, że ze 100% prawdopodobieństwem zostaniemy znalezieni przez psycholożkę, zakryliśmy dłońmi swe intymne części ciała.
– Ups…., Sylwia są tutaj – wyrzuciła z siebie nieco zmieszana pani psycholog, widząc nas pod prysznicem.
Staliśmy z głupimi minami, nie wiedząc co począć. Co gorsza, ona stała nadal lustrując nas wzrokiem. Na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
– A, co się tutaj dzieje moje gołąbki, co to ma znaczyć – rzuciła Sylwia, stając w rozkroku obok pani psycholog.
– Nic, braliśmy tylko prysznic – bąknęła Gośka.
– A jest tylko jedna kabina, a czasu mało – dodałem.
Tłumaczyliśmy się jak dzieci przyłapane na sprośnej zabawie. Obie kobiety na te nasze tłumaczenia parsknęły śmiechem.
– My naprawdę nic… – próbowałem coś nadal tłumaczyć.
– Dobra wytrzyjcie się i do pokoju, mamy wam jeszcze do przekazania ostatnie wytyczne. – przerwała mi Sylwia i zabrawszy ze sobą psycholog poszła do naszego pokoju.
– A ty chciałeś, żebyśmy tutaj… to dopiero byłoby – szepnęła do mnie Gośka, wychodząc spod prysznica.
Wytarliśmy swe ciała i przepasani ręcznikami weszliśmy do pokoju. Teraz dopiero zobaczyliśmy, że nasze ubrania były porozrzucane po pokoju. Obie kobiety siedziały na wersalce. Szybko staraliśmy się zebrać leżące ciuchy.
– Ależ wam się spieszyło pod ten prysznic – stwierdziła Sylwia, wprowadzając nas w zakłopotanie.
Nic nie odpowiedzieliśmy. Znów miałem przed oczami obraz Sylwii nóg w tych fantazyjnych rajstopkach. Usiedliśmy na krzesłach obok. Psycholog miała nam do przekazania uwagi ze swojej strony. Po części były o tym, co Sylwia mówiła nam w czasie drogi. Dodatkowo uprzedziła nas, że reakcje młodszych widzów mogą być spontaniczne i nieszablonowe. Na sali pokazu miała być trójka matek i one również mogły poprosić o przejście do dalszej części pokazu, widząc reakcję swych dzieci. Psycholog była ostatnim ogniwem w tym łańcuchu i miała działać w przypadku sytuacji niestandardowych.
– Jeżeli dojrzycie sytuacje typu erekcja u męskiej części lub inne podobne akcje nie zwracacie na to uwagi. Robicie swoje, jak gdyby nigdy nic. Może się zdarzyć, że ktoś opuści salę, też dalej robicie swoje. – rzuciła, kończąc swe uwagi.
Kiwnęliśmy głowami na znak, że zrozumieliśmy. Kobieta wyszła z pokoju, zostawiając nas z doktor Sylwią.
– Radek, erekcja jak? – zapytała mnie Sylwia.
– Pod kontrolą – odparłem śmiało.
– Pokaż – rzuciła, jakby mi nie ufając.
Zdjąłem ręcznik. Rzuciła okiem i uśmiechnęła się zadowolona.
– Dobrze, mam nadzieję, że ze wzwodem nie będzie problemów, tylko powoli i będzie OK –podsumowała to, co zobaczyła.
Zlustrowana za chwilę w podobny sposób została moja partnerka. Sylwia spojrzała na zegarek
– No dobra, już czas idziemy. Teraz jeszcze zakryjcie dłońmi swoją intymność. Odsłaniacie wszystko, gdy puszczę pierwszy slajd. – powiedziała i ruszyliśmy na salę pokazu.
7 komentarzy
Dantei74
Brawo Fajne opowiadanie. Czekam na kolejną część
Quba105
Kolejne zajebiste opowiadnie. Czekam na drugą cześć
andkor
Ach te lata 90 kiedy wszystko było takie nowe i odkrywcze po upadku komuny. Czekam na ciąg dalszy.
Hart
Dobre nawet śniadanie smakowało znacznie lepiej niż zwykle. Może jeszcze kiedyś zjem podobne rozkoszując się następną częścią? Świetne👍🏻
Jammer106
@Hart druga na szczęście napisana, czeka tylko na obróbkę korektorska. Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Gazda
Całkiem dobre i zaskakujące
Jammer106
@Gazda dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
Tomas
Dalsza część.
Jammer106
@Tomas będzie, bez obaw. Pozdrawiam.
Pumciak
Zaskoczyłeś mnie tym opowiadaniem całkowicie jagby nie twój styl ale podobało mi się bardzo
Jammer106
@Pumciak dziękuję za komentarz i pozdrawiam.