Czas grozy 18. Junosza

Czas grozy 18. JunoszaA może inny bieg zdarzeń?

Tej nocy do komnaty Marthy zapukał najmłodszy z dwunastki wojów, którzy mieli ją nawiedzać.
Nieśmiało wsadził głowę z jasną czupryną w szparę utworzoną przez uchylone drzwi...
- Pani... czy mogę... starsi druhowie prawią, że to moja kolej, bom ustrzelił z murów aż dwóch Wikingów... - Cicho wydukał.
- Ano, jeśli tak. Zapraszam. - Martha siliła się na uśmiech.
Stała w strojnej sukni. Zastanawiała się wcześniej, jak przyjmować tych wojów? Czy już leżąc w łożu w koszuli nocnej, czy w dziennym odzieniu. Postanowiła być jednak szykowną damą i oczekiwać w stroju, jakby wybierała się na wieczerzę dworską, lubiła być wytworną.
- A zatem prawdziwy z ciebie junak! Bohater! Taki młody a pozbawił żywota dwóch wrogów! Ileż ty młodzieńcze liczysz wiosen?
"Junosza! Może nigdy nie obcował jeszcze z białogłową? Może nigdy nie zapuścił swego mieczyka do pochewki...?"
- Abo to wiadomo ile? Przygarnięto mnie jeszcze jako pacholę, bom stracił rodzicieli, gdy spustoszono moje sioło. Posługiwałem rycerzom, a oni mnie uczyli parania się mieczem, czy łukiem. Uznali mnie za pojętnego w sztuce wojennej, to i zostałem najmłodszym wojem w całej krainie...

Poczuła w sobie jakieś opiekuńcze uczucia, jakby chciała mu matkować.
Pogłaskała go dłonią po czuprynie.
- Młodyś. Pewnieś jeszcze nie miał niewiasty w łożu?
- Nnnieee... - wyszeptał.
Objęła go i przytuliła do siebie.
- A matkę swoją pomnisz?
- Jako przez mgłę. Urodziwa była! Jako i pani. Takoż miała jasne włosy. Jako i pani...
Zaszlochał, lecz cicho i krótko. Wtulił się w nią jak w rodzicielkę.
Kobieta nie wiedziała, jak się zachować. Młodzieniec bardzo jej się spodobał, ponadto po raz pierwszy w życiu poczuła, że z nowopoznanym człowiekiem zaczyna łączyć ją jakaś niezrozumiała, niedefiniowalna więź.
Jakże się zdumiała, kiedy usłyszała słowa:
- Czy ja do pani mogę mówić - matko?
Chciała odmówić, gdyż wydało jej się to dziwaczne. Jednak znajdowała w tym też coś podniecającego. Zmilczała długą chwilę. Wreszcie odezwała się.
- Dobrze... Dobrze mój synku.

- Matko... czy mogę lec swą skronią, na twych piersiach?
Marthę niezwykle ekscytowała ta sytuacja. Wciskała jego głowę między swe piersi. Gdy młodzian przesunął nią nieco, jego twarz znalazła się na jej półkulach, na ich nagiej części.
- Synku... - szepnęła, trzymając go za głowę i głaszcząc młodzieńczą czuprynę.
Poczuła, jak jego usta zaczęły suwać się po jej piersiach...

***

Wtedy, przez jej umysł przebiegł promień wspomnień.  
Była wtedy dziewczęciem. Dziewicą. Zbrojni, którzy stanowili jej straż, odstawili ją do pewnego klasztoru. Męskiego. Tam, za sowitą opłatę uiszczoną przez tajemniczego możnego, mnisi mieli uczyć dziewczę nauki pisania i czytania, łaciny i greki, a nawet historii świata...
Przeor bardzo się nasrożył i wrogo ustosunkował się do takiego pomysłu.
- Czyżeście powariowali! Dziewczę do klasztoru! Do tego uczyć! Co to za herezja! Urąganie najwyższemu! Białogłowa miałaby umieć czytać i pisać? A po co?! Węszę tu jakieś szatańskie sztuczki!
Jednak brzęczące złoto wpłynęło istotnie na poglądy opata,
- No cóż... i tak niewiasta, jako niepomiernie mniej sprawna na rozumie i tak się niczego nie nauczy, więc obrazy boskiej nie będzie.
Otrzymała celę. Co rano o brzasku musiała odmawiać wiele pacierzy, a potem szła na naukę. Przypatrywał się temu przeor, nawet z chęcią, bo oto będzie miał dobitny dowód swej tezy, że kobiety są wielokrotnie  

***

Zawrócił kobietę.
- Wyznałaś, że wódz Wikingów cię posiadł. Opowiedz. Opowiedz nam ze szczegółami!
- Panie... nie każ mi tego... Wiesz, że dla białogłowy upokorzeniem wielkim jest to, co mi ten poganin uczynił. Przypominanie tego, wyznawanie wam... to kolejny srom dla mnie. Srom i upodlenie...
- Księciu nie możesz odmówić! - syknął podniecony, a i rozsierdzony władca.
Spuściła głowę.
- Cóżże mogę dodać ponadto, że mię pohańbił?  
- Opowiedz, jak to uczynił.
- Okrutnie, wierz mi panie, okrutnie... bez krzty litości dla czci niewieściej.
- Okrutnie? Opowiadaj... Opowiadaj, jak cię chędożył.
- Ach panie... nie chcę wracać wspomnieniami do tej bolesnej dla mnie chwili... gdy ten zwierz... nie będzie przesadą, gdy rzeknę nań -zwierz, wtargnął we mnie...
- Dałaś mu przyzwolenie?
- Gdzieżby, panie... nie przecz panie mej skromności niewieściej... Klnę się na czystość najjaśniejszej panienki, że ten poganin targnął się na mą cześć siłą...
- Broniłaś mu się?
- Mój opór został przełamany, jako trzcina przez huragan...
- Od razu cię wyryćkał, czy trochę poigrał sobie z tobą...
- Ach panie... to bestia... zanim to uczynił, pastwił się nade mną okrutnie... zaiste... okrutnie...
- Ale...? Obłapił i zmiętosił twe wielkie cyce? Obłapiał łono?
- Panie... trudno mi to mówić... ale było, jako rzeczesz... miętosił... to wielce łagodne tego nazwanie...
- Chciał się nacieszyć twoimi białogłowimi skarbami... obściskiwał zapewne i twój kształtny zadek... i piczę?!
- Ach panie... widzę, że nie ukryje się przed tobą nic z mojej sromoty... z mojego pohańbienia...
- Wyznaj pani, azali długiego miał drąga, którym takie spustoszenie miał poczynić w twym łonie?
- Ach... panie... - Martha zakryła oczy - to był istny potwór! W życiu nie widziałam straszniejszego!
Po tym zaniemówiła, jakby złapała się za język.
"Przecie to jakbym się wydała, że już trochę męskich przyrodzeń widziałam w swoim życiu..."

***

Martha naprawdę tęskniła za wodzem Wikingów. Sama nie wiedziała dlaczego? Za jago dzikością? Siłą? Może jego okrucieństwo wywoływało w niej przemożny strach - była świadoma, że to nielitościwy zbój, z setkami żyć ludzkich na sumieniu, z nią łączy się w akcie miłosnym...
W każdym bądź razie wciąż myślała o jego twardym mieczu. Czekała chwili, kiedy znów będzie mogła mu się oddać.

- Panie... może nie dasz wiary mym słowom, ale ckniło mi się za tobą. Śniłam już o chwili, gdy weźmiesz mnie do swego łoża. Kiedy zobaczę twój potężny oręż, kiedy wejdziesz nim we mnie, tak ostro, tak władczo. Tak bardzo chcę poczuć twą dominację. Poczuć na sobie twój władczy ciężar. Posmakować w ustach twej męskości. Poczuć ją między piersiami. Poczuć, jak napiera na me łono...
Wiking słuchał pochwał swej wspaniałości z niemałą rozkoszą. Patrzył jej prosto w oczy, zdając się upominać o jeszcze.
Martha nie ustawała.
- To boskie uczucie, gdy twój miecz wnika w me łono, pruje w nią niczym lemiesz w bruzdę... Gdy ów miecz zadaje cios bezlitosny, jakoby urągał wrogowi - biada ci! Nic cię nie uchroni!

- No to zaraz się przekonamy dzierlatko, azali prawdę prawiłaś.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1244 słów i 6985 znaków, zaktualizowała 4 gru 2021.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Jakub

    nie może być inaczej, Autorka gwarantuje jakość i fascynującą wyobraźnię:)

    23 gru 2020