Czas zagrożenia 5

Czas zagrożenia 5Białogłowa zadumała się nad swym losem. Pieśni trubadura ulatywały gdzieś poza nią.

„A może… warto zostać nałożnicą tak możnego pana…? Nałożnicą… jak to brzmi! No jakby nie patrzeć, lepiej niż „ladacznicą”, czy „sprzedajną dziewką”… A jeśli już nawet sprzedajną, to nie za drobne miedziaki… a za jakieś wpływy na dworze… No właśnie. Będąc nałożnicą Karola, posiadłabym wiedzę i dostęp do ucha władcy… „posiadłabym” – jak to zacnie brzmi, wszak to on by mnie posiadł…
Ponadto, gdybym spała z tym możnym panem, uchroniłabym się tym samym, od conocnych wizyt wartowników… a wszak Karol, to dworniś, tamto – prostacy… no i poza tym, co dałoby mi sypianie z nimi?”

Dwa pacierze umknęły, niczym z bicza strzelił. Martha pomykała cichcem do komnaty władcy. Ten już tu był. Jego czy żarzyły się jak węgielki.
- Nie mogłem się ciebie doczekać, pani.
- Miło mi słyszeć tak dobrotliwe słowa, o panie… - kobieta dygnęła, kornie kłaniając się nisko.
Podszedł do niewiasty, żeby jej się lepiej przyjrzeć w świetle pochodni.
- Sława twej urody tak wielka, ale nijak się ma do tego co widzę. Jesteś jeszcze urodziwsza! Twe lico! Twe anielskie kształty!
Martha była w siódmym niebie. Zawsze ubóstwiała pochwały, ale te, pochodzące z ust tak możnego, działały na nią, jak żadne inne.
Nie wiedząc, co odpowiedzieć, spuściła oczy i tylko łopotała rzęsami.
- Wiesz, w jakim celu cię tu przywołałem, pani?
Niewiasta doskonale to wiedziała, ale cóż miała rzec?
- Panie… domyślam się jeno… - odparła stremowana sytuacją.
W duchu dodając: „Ano po to, żeby mnie mieć… żeby uczynić nałożnicą…”
Karol uśmiechnął się, mrużąc oczy, ujął jej dłoń i obrócił kobietę dokoła, żeby móc się dokładnie napatrzeć jej kształtom.
- To dobrze, że się domyślasz… - powiedział zadowolony, myśląc już o tym, jak będzie napawał się jej krągłościami.  
„Co za zadek! Co za cyc! Nie wypuszczę cię gołąbeczko z mego łoża zbyt chybko!”
- Ale panie… wiedz, że ze mnie porządna i cnotliwa niewiasta…
Osłoniła się dłońmi, jakby chcąc chronić swą cnotę.
- A tak… wiem… wiem… taka sława też za panią podąża. Słyszałem aż o dwóch mężach, którzy pono chcieli wtargnąć do pani alkowy i zostali z niczym… Mimo, że to byli możni i majętni panowie… To się rozeszło po kraju, że Martha przed nimi swą cnotę uchroniła… Ale… ja znam też inne opowieści… Choćby taką, jak to pani do arcybiskupa posłowała…
Kobieta zarumieniła się.
„Psiajuchy! Ach te chłopy! Chwalą się swymi zdobyczami. Nawet jeśli jest to „Jego Ekscelencja ksiądz biskup…” Nawet on nie omieszkał…”
Kontynuował.
- Wiem, że spędziła pani tam kilka dni… i nocy… - uśmiechnął się porozumiewawczo – Ksiądz arcybiskup wielce sobie chwalił pani towarzystwo… obcowanie z tak miłą niewiastą… Pono dysputy z panią trwały w jego prywatnych apartamentach aż do świtu!
- Nnno tak…
- I nie wypuścił klecha pani, dopóki się nią należycie nie nacieszył?!
„Wypuścił cię pewnikiem dopiero, jak już zupełnie z sił opadł!”
- Wielce gościnny okazał się dla mnie ksiądz biskup… to prawda…
„No tak… on gościł mnie… a ja gościłam jego…”
- No to ja chcę panią ugościć tak samo, a może lepiej, niż ksiądz arcybiskup…
Dłoń mężczyzny masowała plecy Marthy.
Kobieta pomyślała, że nie ma najmniejszego sensu zgrywać dziewicy, w sytuacji, gdy ten stary klecha wypaplał o swych bezeceństwach. Dlatego powiedziała wprost.
- Panie… a zatem zamierzasz uczynić mnie swą nałożnicą? - Aż zdziwiła się sobie samej, że z taką łatwością wypowiadała te słowa. – Wiedz, że niewielu mężów gościło w mym łonie…
Zdania wypowiadane przez Marthę podniecały go. Arcybiskup zdradził mu, że nie była dziewicą w chwili, gdy ją posiadł. Ale też wyjawił mu, że była „anielsko ciasna”.
- Mądra i domyślna z ciebie niewiasta.
Jedną ręką dotykał delikatnie jej podbródka, a drugą położył na biodro.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i historyczne, użyła 759 słów i 4185 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto