Marthcie nie było dane wyspać się tego dnia.
Niewiele minęło pacierzy, gdy w jej skromnej komnacie zagościło dwóch posłańców.
- Szykuj się pani. Sam młody książę cię wzywa!
Martha, na wpół śniąc, popatrzyła na schludnie odzianych jegomości.
„Ani chybi, dworzanie. Od tego grubasa…”
- Wielmożny Theodor sam raczy ci to wyjawić.
- Zatem opuśćcie panowie moją komnatkę… nie chcecie azali bym się przy was odziewała…
„A pewnie, huncwoty, żebyście chcieli, żebym przy was poświeciła gołym zadkiem… a już na pewno cyckami…”
Jeden z typów już chciał rzec co sprośnego, bo aż mu się chytrze zaświeciły oczka, ale tylko machnął ręką, po czym obaj wyszli.
Martha nie mogła, z wiadomego powodu, założyć najelegantszej ze swych sukni, ale miała w kuferku nie mniej wytworną, białą.
„Czy to się aby dobrze nie składa, że kiecka jest w kolorze czystości? Ten psubrat, Theodor snuje mrzonki o pierwszej nocy… czyżby to miało być celem mego wezwania? Czyżbym miała zostać nałożnicą i księcia i jego syna? A co powiedzą te łapserdaki, jeśli ich spytam?”
Mimo, że zmęczona i niewyspana, Martha szła między dwoma dworzakami, wytwornie, jak na damę przystało, z gracją stąpając po kocich łbach dziedzińca.
- Zacni panowie nie zdradzą nic, to wiem, ale dyskretnej białogłowie możecie cień jeno rzucić, co ją czeka u możnego Theodora…
Pachołki zaśmieli się tylko, zrazu nic nie mówiąc. Potem jeden, ten sam, co w komnacie sprośnie się gapił, wyszeptał.
- A pomyśl pani, do czego takiemu wybrednemu panu, o wyszukanych gustach, taka urodziwa niewiasta, może być potrzebna? Ha ha!
„No tak… do łoża! Jeno do łoża! Tego nie musisz dopowiadać chłystku.
Ach! Biedna ze mnie białogłowa. Wymęczą mnie ci książęta. Wymęczą!”
Theodor już czekał na samozwańczym tronie, specjalnie dla niego, w tajemnicy przed ojcem, wykonanego przez stolarskiego mistrza Eda Woodmaestra. Wkrótce po tej robocie, co prawda, słuch o Edzie nagle zaginął, ale tron pysznił się, jak żaden kiedykolwiek wcześniej na wyspie.
- Witaj pani! Ależ pięknie w tej białej sukni się nam przedstawiasz! Choć blade twe lico! Może ty zbyt długo z mym ojczulkiem biesiadowałaś???
Martha kornie ukłoniła się przed grubasem na masywnym tronie. Martha, zawstydzona, odparła.
- Prawda, to panie… Książę wielce gościnność swą okazać mi raczył…
- A ja też dla ciebie pani gościnę urządzę! Pamiętasz nasze dysputy? Ty pani tak zgrabnie szermujesz łaciną, która nijak się mej głowy nie ima… Jak to się zwało?
- Ius primae noctis...
- I cóż to prawo głosi???
- Cóż... prawo pan feudalnego do zdeflorowania świeżopoślubionej żony swego poddanego...
- Widzisz pani, ja je tak nieznacznie zmodyfikowałem. Po cóż czekać do ślubu... ja egzekwuję swoje prawa jeszcze wcześniej... Ha ha!
Marta, co najmniej zmieszana w tej sytuacji, spuściła wzrok.
- Zatem pewnie jesteś pani, ciekawa, po com cię przywołał? A widzisz, wiem, żeś kształcona... bystra... bywała... potrafisz się znaleźć w różnych miejscach i... rolach!
- Zatem cóż za rolę... dla mnie panie... rychtujesz?
"Głupie pytanie zadaję... skoro poddane niewiasty chcesz rozdziewiczać, to i mnie zapewne chcesz brać do swego łoża... ale... twój chory umysł chyba nie tylko to dla mnie przeznacza... coś knowasz... coś bardziej perfidnego niż twój rodzic, który kazał mi się oddać giermkowi... cóżże to może być?"
- A to proste... jak widzisz pani, rozmiłowałem się w tym prawie pierwszej nocy... Ale, jak się zapewne domyślasz, najsmakowitsze w tym jest to prawdziwe prawo... wzięcie do łoża prawdziwej świeżoposlubionej dziewki. A to nie takie już łatwe. Nie co dzień mi się tu żenią... a są i takie łotry, że łamią prawo! I zmykają z opolicy na jakiś czas, byle nie dać swemu księciu szansy na to bym ich zaszczycił tą dla nich niewątpliwą łaską i przywilejem...
- Ale... jakaż ma być ma rola, panie?
- Cóż... kocham sytuacje, w których białogłowa odgrywa jakąś rolę. A tu, trafiła mi się najdoskonalsza niewiasta do takiej roli!
- Jak to panie, mam odgrywać rolę świeżoposlubionej przez twego poddanego?
"Miałabym wcielić się w biedną małżonkę... którą sam książę chce zdeflorować... posiąść przed jej ślubnym! Matko! Dlaczego to perwersyjne wyobrażenie, tak silnie mnie podnieca?"
- Wiedziałem pani, żeś bystra! Nóże pachołki, nakarmcie panią Marthę, potem niech dziewki przygotują jej kąpiel, niech dadzą jej suknię ślubną i pomogą się przebrać! Zaraz potem oczekuję cię pani w mej alkowie!
"Ależże z niego lubieżnik! Nawet nie spytał mnie o zdanie!"
- Panie... a nie zapytasz mnie o moją zgodę?
- Pani, a czy kto pyta te dziewki, czy one chcą? Często nie chcą. A ja nawet dużo bardziej wolę, jak nie chcą! Ha ha ha!
Dwie służki zaprowadziły Marthę do pomieszczenia z balią. Ciepła woda już na nią czekała. Zaś słuzki nie czekał, aż się zacznie rozbierać, same rozpięły jej suknię i obnażyły w try miga.
- Zaraz zaraz! Co to za obyczaje?! - Kobieta zasłaniała piersi i łono, przed wzrokiem służebnych.
- Daruj pani, ale my tak przyzwyczajone, mamy nakazane, nie pytać, ale czym prędzej rozodziewać niewiastę, którą nam przyprowadzą...
- Tak, pani. Często nam się pannice, oj, już nie panice, wyrywają, mocują... czasem trza wołać pachołka... alibo i kilku!
- To teraz nie wołajcie żadnych obwiesi! Sama się ukąpię...
Dziewczyny z zazdrością spozierały na Marthę.
- Pani... piękna jesteś!
- I masz czym dychać! Nie dziwota, że książę cię sobie upatrzył... do łoża!
- Miłe z was dziewki... Ale wam takoż niczego nie brakuje. A może i wy musiałyście służyć w książęcej łożnicy???
Panny zmieszały się i zarumieniły.
- Cóż... nic nie rzekniecie? Zrozumiałam. Pewnie nie raz każda z was była tam wzywana. Może jakoweś rady z książęcej alkowy mi podarujecie?
Wyższa i starsza, Ana, szepnęła:
- Pani... to ja radzę być w pełni uległą... książę to uwielbia.
- I jeszcze jedno... - ośmieliła się niższa, Helen, choć jej głos zdradzał spore zmieszanie. - Pan lubi patrzeć... patrzeć jak niewiasta... jak niewiasta... sama sobie robi dobrze...
- O Matko! - wyrwało się Marthcie.
Ana pomagała w myciu. Nachyliła się do ucha Marthy.
- Pani, uważaj na tę niszę w ścianie. Stamtąd lubi podglądać kąpane białogłowy, Rodryk, prawa ręka księcia, ale to szuja, przebrzydły charakter...
- Dzięki!
Kobieta zrazu okryła swe nagie piersi i zanurzyła je pod powierzchnią spienionej wody.
Z czasem jednak poczuła, że to wydaje jej się podniecające.
"Ach ty łajdaku! Chcesz sobie popatrzeć, na to co twój pan będzie sobie dziś używał? A bardzo proszę! Zobacz sobie jak okazałe i kształtne są moje cycki! I tak nie dla ciebie to! Nie dla psa kiełbasa!"
Po czym Martha wstała i myła się już w pozycji na stojąco. Celowo, bardzo powoli szorowała swe piersi z każdej strony, szczególnie w rowku pod nimi... Potem przyszedł czas na łono. Myła je niezwykle starannie, aż zdało jej się, że służki przypatrują się w podejrzany sposób.
"A gap się pomagierze tłuściocha, jak dama myje sobie psioszkę... Widzisz, jak delikatnie suwają się palce po mych wargach? Zapewne nigdy nie widziałeś, by w tym miejscu białogłowa była wystrzyżona i miała jeno pasek kędziorków... Zapewne chciałbyś skorzystać z mojej szczelinki... Tak zadbanej, świeżej... zapewne oczyma wyobraźni już widzisz, jak mierzysz tam swym sztylecikiem? Ulokowałbyś go tam sobie... ani chybi! Ale, nie dla psa kiełbasa!"
- Dziewoje miłe, jużem ukąpana. Rada, nie rada, taka ma dola, że czas na mnie do alkowy książęcej...
- Pani, tu jest dla cię wyrychtowana suknia ślubna, ale Rodryk nakazał nam, byśmy cie oblekły w twą suknię. Też biała, ale ileż szykowniejsza.
- Ze złotą nicią! Musiała kosztować krocie! Zdradź nam pani, gdzieś owo cudo posiadła?
- Dzięki moje panny za takie pochwały! Kupiec frankoński mi ją przywiózł. Zza morza. Znacie się kumoszki na sukniach... rzeczywiście sporo złota za nią kupiec zaśpiewał...
***
Alkowa młodego księcia tonęła w mroku, rozbijanym przez trzy pochodnie i kilka świec porozstawianych na podłodze i w świecznikach. Tworzyło to iście magiczny nastrój.
- Wyglądasz pięknie moja pani! Niczym pogańska bogini, których rzeźby ostały się po Rzymianach!
- Dzięki ci o panie. - Martha pokłoniła się kornie.
- Miło mi, żeś przybyła do mej łożnicy, prosto z kaplicy, gdzie odbyły się zaślubiny!
"A więc już gra! Jest w tym coś podniecającego! Zatem ja też zacznę! Nie powiem, że bez przyjemności!"
- Panie... mój, wiem, że to twe prawo, ale... błagam cię uniżenie, oszczędź mój wianek... ostaw go dla mego pana męża...
- Ha ha! Lubię, jak o coś proszą mnie białogłowy! A już dziewice, to zwłaszcza! No nie wiem, nie wiem...
"Ciekawe, jaką gierkę ze mną podejmie? Aż mu się świecą oczka! Rozpustnik!"
- Panie, uczynię, co zechcesz, bylem jeno mogła uchować swą cnotę... Wszak mój pan mąż, nawet nie widział jeszcze mego łona, a tu ktoś przed nim, posiadłby mnie... me dziewictwo...
"Jakże to jest podniecające! Błagać! Korzyć się! I... udawać dziewicę!"
- Hm... cóż... wobec tego, gotowem przemyśleć jeszcze me prawa... Skoro prawisz, że uczynisz, co zechcę... Zatem, niech i tak będzie... Oto mam życzenie, abyś czyniła to, co niezamężne kobiety czynią w swych łożach, nie mogąc się doczekać zamążpójścia... i rolę męża, przejmują jej własne rączęta!
"A więc prawdę prawiły dziewki służebne! Ten sprośny wieprz, chce popatrzeć, jak sama ze sobą się zabawiam..."
- Panie... wiedz, żem prawa wyznawczyni naszego Kościoła, a ten takich praktyk broni! Słusznie jako grzeszne je zowiąc.
"Ciekawe, jak wybrniesz z tego lubieżny capie! Ale już widzę, jak świecą ci się oczka! Lubisz, jak musisz pokonywać przeszkody rzucane niewieścią ręką."
- Cóż pani... w ten sposób sama sobie odmawiasz szansy...
"Dobry jesteś spaślaku, w takie gierki! Też mnie to rajcuje!"
- Cóż... zatem wyznam swą skrytą tajemnicę... gdy pozostawałam sama w komnacie... zdarzało się, że uchylałam sukni... i... oczekiwane męskie dłonie, zastępowałam swoimi...
- Wyznawaj pani... wyznawaj... i jakżeż to poczynały sobie pani rączki?
"Ależ cudnie być tak dopytywaną! Ależ to rajcuje!"
- Panie... wstyd odbiera mi mowę...
- Ależ droga niewiasto, wiesz, co cię czeka... a może ja będę sporo sroższy dla mało spolegliwej białki?!
- Tak, tak... już prawię, co trza... Oto... chwytałam w swe dłonie moje obie piersi... tak, jakby to czynił mężczyzna, młody, jurny, pobudzony...
"Cóż za przyjemność, tak wyjawiać tajemnice..."
- I cóż czyni ów jurny samczyk?
- Cóż... mocno obejmuje... ściska, wręcz gniecie moje cycunie...
- Tylko cycunie?!
- Nie tylko... wkłada rękę pod suknię!
- Dość opowieści! Chcę to ujrzeć!
"Jeszcze nigdy nie pieściłam się na oczach mężczyzny... co za wstyd... a zdrugiej strony... jakżesz to podnicające! Mam sama sobie ściskać cycki, podczas, gdy ten sprośny knur będzie się temu przyglądał!"
Nie zdejmując sukni, chwyciła dłońmi swe piersi. Materiał zgrabnie eksponował ich kształty, gdy ujmowała je rękoma. Bawiła się niemi, jakby badała je, jak wyrostek, który pierwszy raz dotyka biustu dziewczyny.
Theodor sapał.
- Czyż to nie ujmujący widok, gdy białogłowa sama siebie obmacuje. Stęskniona już swego męża, na którego poślubienie dopiero czeka. Pewnie coś tam sobie wtedy pomrukuje pod nosem!
"Rozpustniku! Wiecz co znaczy granie postaci! Wiesz jak to smakuje!"
Martha silniej chwyciła się za piersi.
- Ach... mój ty oblubieńcu! Kiedyżże wreszcie to ty mnie tak chwycisz! Już nie mogę się doczekać, kiedy zostanę żoną! Będziesz mógł wyczyniać z moimi cyckami, czego tylko zapragniesz!
Po czym klępnęła się sama w tyłek, który uprzednio wypięła jak do klapsów.
- Achh! Nie tylko cycunie będą do twej dyspozycji!
Wreszcie włożyła dłoń pod suknię i sięgnęła ud.
- Wszystko! Najintymniejsze zakątki mego ciała, będą służyly dla twej uciechy, mój przyszły mężu! Aaaachhh!
Syn księcia był wniebowzięty.
"Psiakość! Jeszcze żadna z dziewek, nawet te nabystrzejsze, nie wczuwały się tak w swe role jak ona!"
- Moja droga... ale suknię to w takich sytuacjach chyba się z siebie rozodziewa?
Martha kiwnęła głową.
- Jesteś panie praw... absolutnie.
Jak za skinieniem czarodziejskiej różdżki, rozpięła broszę. Zsunęła suknię z góry, obnażając biust.
"Na toś pewnie ie mógł się doczekać, mimo tej gry. Na to, aż ujrzysz moje cycki!"
Theodor nie powstrzymał emocji.
- Ależ dorodne! Piękne! Czy twój mężuś widział je przed ślubem?!
"No piękna gra! Ciekawe kto nią się bawi bardziej, ja? Czy on?! Teraz jest genialny moment, by wykazać swą cnotliwość i dramat prawa pierwszej nocy."
- Panie! Ależ w żadnym wypadku! Jam bogobojna i cna chrześcijanka! Nigdy bym na to nie zezwoliła, by mój, wówczas przyszły mąż, zaglądał pod mą suknię! A już zwlaszcza, spozierał na me nagie piersi!
- Takiej odpowiedzi żem pożądał! Że twój mężuś nie widział jeszcze twych skarbów! Ni cyców, ni piczy! Tym bardziej nie wsuwał ci swych łap pod kiecę? Prawda?
- Prawda absolutna! Gdzież ja, pobożna i cnotliwa, wierna kościołowi, mogłabym pomysleć choćby o takim bezeceństwie... Ręce żadnego z mężów nie zagościły pod moją spódnicą...
"Jesteś świetna! Wczułaś się w swoją rolę, że gotówem uwierzyć, żeś właśnie z uczty weselnej została do mnie doprowadzona! I żeś nieskalana jak jakaś święta! Oj, takie właśnie najpyszniej smakują!"
- No to dzierlatko, baw się tymi twoimi wielkimi cycuchami, których nie widział biedny mężuś!
Martha wręcz nie mogła się doczekać, kiedy rozpocznie pokaz.
Najpierw podłożyła dłonie pod piersi i jakby je ważyła.
- Widzisz, mój mężusiu - celowo użyła sformułowania przywołanego przez Theodora - nawet nie wiesz, że twa żoneczka ma takie obfite cycuszki...
Następnie posuwistymi, okrężnymi ruchami rąk, pieściła je delikatnie. Wzdychając cichutko.
- Achh... ach... gdybyż to były twe mocarne dłonie!
Potem starała się jakby objąć każdą pierś dłonią. Lecz okazywały się za duże.
- Widzisz mój luby, są zbyt duże, byś je pomieścił w ręce... Czy na pewno zechcesz niewiastę ze zbyt dużymi cycuniami?
Theodor aż zaklasnął.
Zaraz potemrozdziawił gębę, gdy zobaczył jak Martha po wypieszczeniu sutka opuszkami palców, zgarnęła go do ust i zaczęła ssać.
- Oż choroba! - mruknął po nosem. "Zaraz jezcze mocniej ci possę!"
Kobieta z pasją gładziła swoje piersi, co rusz chwytajęc je do ust.
- Ach... mój mężulku, że też to nie ty masujesz moje piersiątka... nie gnieciesz ich...
Syn władcy rozpalił się.
- A teraz rączka między nogi!
Martha zadrżała. Zawstydziła się pod wpływem tak nagłego i zdrożnego polecenia.
"O Matko! Raptus z ciebie spaślaku! Lecz cóż... taki pokaz może być wielce namiętny..."
- Panie... jako rzekłam, gotowam na twe rozkazy... ale ten, tak srogo wydałeś...
Surowy wzrok możnowładcy nie pozostawiał pola na droczenie się.
Kobieta chwyciła za suknię i powoli unosiła ją ku górze. Prawa dłoń damy zręcznie wsunęła się pod materiał i trafiła na wrażliwe miejsce.
- Ach... - wzdychała Martha. - Że też mój mężusiu to nie ty wkładasz rękę pod mą suknię... może nawet nie będzie ci dane, byś jako pierwszy dotknął mego łona.
Theodor zagryzał zęby.
"No pewnie! No pewnie, głupia dziewko, że nie będzie mu dane, jako pierwszemu, nie tylko dotknąć ale i zamoczyć! Ha ha!" - zaśmiał się w duchu, zdumiony że tak mocno wczuł się w sytuację, jakby była prawdziwa.
Tymczasem Martha pieściła się namiętnie.
- Aaaa... aachh... aaaa...
- W górę kiecę! Do stu tysięcy diabłów! Chcę to widzieć! - krzyknął rozogniony diuk.
Drżące ręce kobiety podsunęły suknię wyżej. Theodor wreszcie mógł dostrzec zgrabną, kobiecą dłoń miedzy udami. Poruszała się powoli...
Władca nie wytrzymał. Jakaś siła zmuszała go by podejść jak najbliżej, by jak najlepiej obserwować kapitalne widowisko.
Ciężko stąpał, jak na otyłego mężczyznę przystało. Sapał, idąc w kierunku zmieszanej Marthy.
- Szerzej nogi! - polecił rozgniewany, gdy zobaczył, że kobieta stara się zmniejszyć mu pole obserwacji.
Gdy skonsternowana kobieta, po krótkiej chwili wahania, spełniła polecenie feudała i rozchyliła uda, oczom Theodora ukazała się fantastyczna scenka. Paluszek dziewoi raźno hasał po jej szparce, sprawiawszy niemałą przyjemność, sądząc po jej minie.
Najwyraźniej, nie mniej rozkoszne doznania wzbudzał ów widok u diuka.
- Mocniej! - ponaglał ją.
Martha posłuchała się wladcy. Przyspieszyła ruchy palca.
Jednocześnie otworzyła usta, jakby w niemym krzyku i wgięła się do tyłu, jak kotka.
Pieściła się w tak szybkim tempie, że Theodor odniósł wrażenie, że niewiasta przetrze swą kobiecość.
- Oooo! Ooooo! - jęczała.
- O tak! Tak! - zakrzyknął rozgorączkowany możny. - A teraz... wsadź palce do cipy!
Kobietę przeszył kolejny dreszcz.
Natychmiast posłusznie wypełniła zadanie. Dwa palce wjechały w jej cipkę.
- Achhh! - krzyknęła, jakby została zaskoczona taką agresją.
Wsuwała palce w tę i we wtę. Symulowała ruchy frykcyje wyjątkowo realistycznie, przy tym z niesamowitą gracją.
- Aaaaa... aaaaaa... aaaaaa!
Martha wbijała palce głęboko i energicznie.
- Ach... mój miły! Nawet nie wiesz, że w hołdzie dla ciebie to czynię! Aaaaa... aaaa! Wyobrażam sobie, że to twoja męskość tęgo dźga me łono!
Theodor aż mlaskał z zachwytu.
- A wyobrażaj sobie damulko, wyobrażaj że to mężusiowa kutasina... Tymczasem zaraz tam się pojawi prawdziwy kutas, prawdziwego rycerza!
Rozpalony mężczyzna natychmiast zaczął rozpinać pas.
- Panie, ach nie! Wszak mówiłeś, że jeśli na twych oczach zrobię, to co zrobiłam, rozważysz zaniechanie mnie...
- I rozważyłem! Nie zaniecham.
-O mój Boże! Ach ja biedna! Chcesz mnie panie pozbawić cnoty, przed mym mężem?!
Martha grała swą rolę przekonująco. Wznosiła oczy ku niebu, załamywała ręce.
Syn księcia był wniebowzięty. Tym bardziej się nakręcał.
- Dziewko! Pewnie, że chcę! I to mnie jara najbardziej! Że twój mężuś dostanie połowicę już rozdziewiczoną!
- Panie, jakże to tak można...? - biadoliła, autentycznie chlipiąc.
- Można, mocą prawa! To mi się należy przywilej zdeflorowania cię! To moja buława ma rozpieczętować ten skarb!
Marthę szalenie podniecała ta gierka słowna. An myślała jej zaprzestać.
- Ach panie! Jestem przerażona! To takie okrutne, by obcy mężczyzna miał mnie jako pierwszy... by jako pierwszy wdzierał się w me łono...
- Dura lex...! Sama dokończ pani, ponoć żeś oczytana... Ale to słodkie prawo! To ja mam przywilej rozdarcia twej błony dziewiczej! Patrzenia w twą twarz, gdy ów akt dokonuje się. A mężuś... cóż... otrzyma białkę bez hymenu!
Kobieta nie przestawała załamywania rąk...
- Srogie to prawo... okrutne... a tyś panie, jeszcze okrutniejszy. Nielitościwy... Zatem przyjdzie mi jedno... oddać ci moj wianek...
Theodor zatarł ręce.
"Tę chwilę kocham najbardziej. Gdy przerażona dziewka, zaczyna rozumieć, że jedyne wyjście, to mi ulec! To posłusznie rozłożyć nogi!"
- Rozsądnie prawisz. Ułóż się wygodnie w moim łożu i podciągnij suknię.
Martha nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła najbardziej podniecającego ją wątku.
Udała wielce przerażoną.
- Panie! A co jeśli spłodzisz mi dziecię???
Taka perspektywa rozpalała syna księcia.
- Ano tak to jest. Kto to wie, ile osesków mego dzieła, własnie ssie cycki swych matek? Jedno w tę, jedno w tę... Bękarty były, są i będą... A jeśli mojego będzie wychowywał twój mężulek... to miła memu sercu droga... Zatem, cóż, chętnie uczynię cię brzemienną! Ha ha ha!
- Panie...nie...
Kobieta genialnie grała zrozpaczoną.
- Chyżo moja dziewko! Do łoża!
Martha, z opuszczoną głową, powoli, udawała się we wskazane miejsce.
Zrezygnowana ułożyła się na plecach, po czym podciągnęła suknię do kolan.
Władca, z tryumfalnym błyskiem w oku, stanął nad nią i patrzył z góry.
- Wyżej kieca!
Kobieta podciągnęła materiał do połowy ud.
-Wyżej! Chcę widzieć twe łono!
"Ech, ty sprośny wieprzu! Chcesz obejrzeć sobie moją cipkę, zanim wbijesz tam swoj mieczyk... A popatrz sobie... pewnie nie widziałeś nigdy tak zadbanej piczki..."
Podciągnęła suknię wysoko. Możnowładca zdołał dostrzec pionową kreskę.
- Rozłóż nogi! Szeroko!
Martha udała, że się potwornie krępuje. Zamarkowała rozchylanie ud, ale rozsunęła je ledwie o cal...
- Ach, ty cnotko! Pierwszy raz rozwierasz nóżęta przed mężem. To miłe... lubię, jak się wtedy dziewka kryguje! - Zaśmiał się. - Możesz uchylać swego sekretu powoli... Możesz. Ale nie przestawaj rozpościerać swych aksamitnych nóżek.
Cedził słowa powoli, jakby napawając się wstydem dziewiczym.
Kobieta oblała się rumieńcem.
- Panie... ach... cóż to dla mnie za sromota...
"Czyż nie to cię tłusty capie rozpala?! Czyż nie strach dziewicy przed utratą swego najcenniejszego skarbu?"
Wreszcie rozchyliła uda szeroko, jakby manifestując - "Zapraszam panie... zapraszam do uczty..."
Syn księcia, jakby chcąc napawać się swą władzą, uchwycił Marthę za krocze.
- Ach! Panie... - zakrzyknęła z przestrachem.
Theodor oblizał się lubieżnie, po czym wsunął palec wskazujący w kobiecą norkę.
- Ojej! Panie! - jeszcze głosniej krzyknęła niewiasta.
"I co, sprośny prosiaku, zadziwiłeś się, jakem ciasna?!"
- Mmmm... takie lubię! Wąskie kuciapki cnotek! Do zdeflorowania! Do rozepchania!
Wykonał kilka ruchów palcem, symulując ruchy frykcyjne.
- Aaaa... aaach! - jęknęła Martha.
- O tak! Szykuj swoją dziewiczą psioszkę do przyjęcia czegoś większego od palca!
"No ciekawe, czym tam jego otyła wielmożność wypełnia portki? Ale, co by nie było, srogi lament i tak podniosę z powodu olbrzymmich rozmiarów tarana, rychtującego się do deflorowania mojej wąziuteńkiej kuciapki..."
Rycerz pogmerał przy spodniach, po czym wygrzebał z nich przeciętnej wielkości męskość.
- Boże mój umiłowany! Co za potwór! Błagam, nie! Książę, on jest za duży na mą niewieścią dziurkę!
Schlebiło księciu takie zawołanie. Wyraźnie schlebiło. Na jego twarzy rozlał się promieny i szeroki uśmiech.
- Nie bój się, moja pani. Nie z takimi ciasnymi dziurkami sobie radził! Ten oręż jest zaprawiony w boju! Zwłaszcza z cnotkami! Ha ha ha! Niejedne wrota ów taran szturmował...niejedną świątynię złupił!
Wysapawszy swą kwestię począł włazić na kobietę.
- Panie... nie...
"Góra mięsa się na mnie gramoli... poczuję na sobie solidnie ciężar mężczyzny... oj... poczuję..."
- Panie... jeszcze możesz mnie zaniechać... - biadała Martha.
- Mogę... ale ani o tym myślę! - zipał.
- Panie... pomyśl o mym biednym mężu... któremu się ostanie białogłowa... popsowana... - żałosliwie desperowała.
- Ale, rzecz w tym - dyszał władca - że ja o nim właśnie myslę... właśnie o tym, że to ja osobiście... - łapał tchu - żoneczkę mu popsowam!
"Matko! Ależ ja się wczułam w tę rolę! Ależ ten dialog mnie podnieca! Wydaje mi się, jakbym rzeczywiście została wydarta jakiemuś mężulkowi...
Mężczyzna ulokował się wygodnie na swej zdobyczy. Zmusił Marthę, by jeszcze szerzej rozchyliła uda. Łyknął chaust powietrza, po czym bez ostrzeżenia naparł swą kuśką na obnażoną cipkę.
- Ach! Ja biedna! anie... oszczędź mą cnotę!
Theodor, pocierając żołędzią o wargi sromowe, sapał.
- Nie oszczędzę! Trafiłaś gołąbeczko w me szpony... już cię nie wypuszczę. Wezmę co według prawa, do mnie przynależy!
Martha udała, że próbuje zrzucić z siebie ciężkiego mężczyznę, jednak będąc przyszpiloną, mogła jedynie manifestować wolę oporu.
- Nie... nie... proszę...
- Widzisz dziewko! Nie tak łatwo wysadzić mnie z siodła! - Theodor chcąc zademonstrować swój ciężar, całą sobą oparł się na kobiecie.
- Ach... nie! Zagnieciesz mnie panie... - utyskiwała Martha.
"Pod takim kopcem sadła każda drobna dziewka mogłaby wyzionąć ducha!"
- Lubię dziewki, które opór stawią! A jeszcze bardziej lubuje się w tego oporu łamaniu! I przymuszaniu dziewki do uległości!
- Panie... ledwie zipię! Sfolguj... bo ducha wyzionę! - niemal łkała.
- Zatem poddajesz się?! Będziesz mi już spolegliwą?! - wysyczał.
- Azaliż mam inne wyjście? Będę...
- O tak! Powtórz to wyraźnie, niech się tym nasycę!
- Będę... będę spolegliwą... będę ci uległą...
- Jeszcze raz!
- Panie... będę posłuszną... i uległą... w pełni uległą...
"Tak! Tak! Chcę być ci uległą! Chcę być tak zmuszoną, sprowadzoną do uległości! Zupełnej uległości! Posiądź mnie..."
- To lubię! - Theodor mlaskał wpychając główkę swej kuśki w ciasną norkę.
- Ach... ach! - wzdychała kobieta. - Oto bierzesz, mój panie, me dziewictwo...
W ślad za główką, w głąb wąskiego tunelu, podążył trzon męskości Theodora.
Martha silnie poczuła rozpychanie ścianek pochwy.
"Ależ bosko jest czuć go w sobie... tak samo cudnie jest grać dziewicę..."
-Ach! Panie! Ależ mocno wszedłeś we mnie! Aż boli mnie! Naparłeś na mą dziewiczą błonkę!
Takie wyznania doprowadzały możnego do ekstazy. Natarł z całej siły, jakby chciał przeszyć kobietę na wylot.
- Tak! Tak! Rozpruję twój hymen, jak ostra włócznia harata wroga bez zbroi!
Po czym wycofał się i znów przystąpił do gwałtownego szturmu.
- Auuaaa! Panie! Uczyniłeś to! Posiadłeś mnie. Odebrałeś mi dziewictwo!
- Tak! Tak! Ius primae noctis zostało wypełnione!
- Ach mój biedny mężuś, dostanie mnie taką... rozpieczętowaną... popsowaną...
- Nic to. W dowód łaski pozwolę mu złowić jelenia z mych lasów. Tak jak i innym mężulkom pozwalałem na otarcie łez. Kto wie, może po wiekach, będą mówić o takich, że przyprawiono im rogi! Ha ha ha!
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Aladyn
Kolejny, kapitalny rozdział.
Co jeszcze czeka nieszczęsną (raczej zadowoloną) Marthę w tym zamku pełnym lubieżnych osobników, czyhających na urodziwą białogłowę.
Autorko...bravissimo!