Amadeusz 6

Amadeusz 6Robiłem to regularnie. Nikt mi nie kazał, rzadko kto tego ode mnie wymagał, a jednak to robiłem. Dla własnego komfortu, poczucia bezpieczeństwa i spokoju. Nigdy nie szedłem z samego rana i w porze obiadowej, kiedy ludzie kończyli prace. Nie chodzi o to, że nie lubiłem kolejek, po prostu nie chciałem tam kogoś spotkać, zmyślać i słuchać niewygodnych pytań. Koło południa nie było tam praktycznie nikogo, i to mi odpowiadało. Podszedłem do okienka i podałem kobiecie karteczkę. Zawsze ją miałem ze sobą. Nie wyobrażałem sobie podawania jej tego, po co przyszedłem na głos zwłaszcza w obecności innych, potencjalnych osób za mną.
Kobieta wydrukowała zlecenie i skasowała mnie na ponad trzy stówy. Kiedyś płaciłem mniej, teraz ceny skoczyły, ale wliczałem to w swoje koszty.  
- Zapraszam do stanowiska numer trzy — powiedziała i podła mi kartę ze zleceniem.
Usiadłem i rozpiąłem koszulę.
- Dzień dobry — powiedziała pielęgniarka, która nagle zmaterializowała się obok mnie.
Kobieta miała koło trzydziestu lat i nie powiem, podobała mi się. Była ładna i skromna. Nie malowała się za bardzo, nie upiększała swojego ciała, ale mimo to była bardzo kobieca. Miała piękny i szczery uśmiech, choć czasem nad wyraz subtelny.
- Skoro panią spotkałem, to na pewno będzie dobry — odpowiedziałem i soczyście się uśmiechnąłem.
Kobieta odwzajemniła uśmiech.
Jeszcze raz spojrzała na kartę zleceń.
- Nigdy nie wiem ile tej krwi pobrać. Nikt w naszym laboratorium nie wykonuje całej gamy badań — powiedziała lekko zakłopotana.
Policzyła jeszcze raz i uznała, że musi mieć aż trzy probówki.
- Mdleje pan na widok krwi? - spytała, kiedy zaciskała mi opaskę na ramieniu.
- Nie.
- Może pan na wszelki wypadek patrzeć gdzie indziej.
- Mam taki zamiar — odpowiedziałem i spojrzałem na jej biust.
Dziewczyna pokiwała głową, ale na jej twarzy zamiast oburzenia pojawił się szczery uśmiech.
Było na co patrzeć. Miała na sobie niebieski kitel, a spod niego lekko widać było koronkę białego staniczka.
- Pan jest uwodzicielem, prawda? - spytała, czym całkowicie mnie zaskoczyła. Lekko się zestresowałem, że wie, czym się zajmuje, ale dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, co dla niej może znaczyć to słowo. Mimo wszystko chciałem się upewnić.
- Co pani rozumie przez to pojęcie?
- To, że każdego wieczoru idzie pan do klubu, podrywa kobiety, albo robi to portalach randkowych, czaruje je, a potem kończy z nimi w swoim mieszkaniu. Pewnie dlatego tak pan kontroluje stan swojego zdrowia.
Dobra była. Odważna, szczera i inteligentna.  
- Powiedzmy.  
Dziewczyna uśmiechnęła się w geście zadowolenia, że mnie rozpracowała. Było w tym jeszcze coś innego jakby nutka żalu.
- Jak pani mnie rozpracowała?
- Jest pan przystojny, grzeczny, zawsze dobrze ubrany i genialnie pan pachnie — powiedziała
Ucieszyłem się, zwłaszcza po jej ostatnim zdaniu. Gruba kasa, jaką wydawałem na feromony, działała.
- To dla pani synonim uwodziciela?
- Poniekąd.
Miała rękawiczki, ale akurat skończyła swoją pracę i je zdjęła. Nie było obrączki ani drogiego pierścionka. Najprawdopodobniej była sama.
- Ma pani jakieś przykre doświadczenia z uwodzicielami?
- Nie, ale chyba wszystko przede mną — powiedziała, patrząc mi w oczy. Dała mi wyraźny znak, po czym poszła do pomieszczenia służbowego.
Myśli o tym, że powinienem rzucić swoją robotę i znaleźć kogoś na stałe, z kim zbuduje przyszłość, po raz kolejny zakołatały mi w głowie, kiedy wracałem do domu. Odrzuciłem je, obiecując sobie, że kiedyś do nich wrócę.
Wieczorem przyszedł mail z wynikami. HIV, kiła, rzeżączka były negatywne. Resztę sprawdziłem już z mniejszą obawą. Wszystko było w porządku. Mogłem spokojnie pójść spać. Za miesiąc kolejne badanie. Na myśl o tym, że być może znów ją spotkam, zrobiło mi się przyjemnie. To nie był dobry znak.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.