18
Gdy Maryla wychodziła z budynku komisariatu, zauważyła stojącą przy radiowozie Agatę. Stała niedbale, żując gumę. Chciała już ją minąć, lecz nastolatka zawołała;
- Pani Marylo, pani inspektor. Pani czeka.
- Nie jestem inspektorem. Starsza posterunkowa Maryla Kowalik.
- Oj tam, oj tam. Kiedyś pani będzie. Nie znam się na stopniach...
- Czego chcesz?
- Przeprosić, zaprosić i podziękować.
- Jaśniej.
- Przeprosić, nie najlepiej się zachowałam. No, kur... kurcze, cholernie źle. Ale była akcja, nie?
- No i
- I podziękować...
Rzuciła się na szyję Maryli i całowała po policzkach.
- Dobra, nie trzeba. Już, już... starczy.
- No to zapraszam na pizze.
- Ty mnie?
- No, zgódź się, posterunkowa.
Po tych słowach Agata prawie uklękła przed Marylą
- Już, już... starczy. Dobra.
Podeszły do motoru.
- To twój, pani komisarz? - zapytała Agata.
- Mój, mój, ale ja jestem starsza posterunkowa.
- Kur... kurcze nie znam się na tym, ale motor!!
- A ty dobrze się czujesz? Nie powinnaś być u psychologa? - zapytała Maryla.
- Dobrze się czuję. Jutro mam iść do niej, ale wolałabym iść do szkoły.
- To wsiadaj. Jedziemy na pizze.
- Ale fajno, gdyby to widział Sebastian. A tę małpę Sylwię to by szlak trafił.
- A ta małpa Sylwia, to koleżanka z klasy?
- Jaka tam koleżanka. To su... su...mie... w sumie tak.
- I zaszła ci za skórę.
- Ale czy to moja wina, że ma mniejsze piegi i Seba woli mnie.
- Wsiadaj!
Po kilkunastu minutach siedzieli w pizzerii. Czekając na zamówienie, w oczekiwaniu na kelnerkę, Agata zaczęła rysować na serwetce.
- Mam pytanie – odezwała się Maryla.
- Tak?
- Mama ci kazała mnie przeprosić?
- Nie, ja sama. Mama nie wie nic o pizzy.
- Sorry, lubię mieć jasne sytuacje.
- Oki.
Nagle Maryla za frasowała się.
- Coś nie tak? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała – jestem już dorosła. Mama nie musi...Halo 007 do bazy.
- Co? - ocknęła się Maryla.
- Mówię, że mama nie musi...
- A tak, tak... że mama nie musi...
Agata, spojrzała na kobietę, której kilka sekund temu przyglądała się Maryla.
- Podobna do pani posterunkowej. Z rodziny? Pani Marylo - dociekała Agata.
- A tak, tak... Co? Nie nie... Obca. Nie znam jej.
- Na pewno?
Maryla, nie odpowiedziała, bowiem podeszła kelnerka po zamówienie przerwała dialog.
- O Agatka, tym razem z koleżanką?
- To jest pani...
- Starsza posterunkowa Maryla Kowalik.
- A jak mamusia?
- W porządku, pani Marto. A pani Maryla uratowała mi życie.
- Coś już słyszałam o tym. W radiu mówili. Gratuluję.
- Nie ma o czym mówić – przerwała Maryla.
Gdy kelnerka odeszła, Agata wróciła do tematu.
- W podstawówce chodziłam do klasy z dwoma dziewczynami obie miały nazwisko Kowalska, tak jak ty...
- Kowalik – przerwała Maryla.
- A tak, sorry. No i były do siebie podobne. I brano je za siostry, a były od dwóch innych rodzin. Rozumiesz?
- Tak.
- A ta jedna, Zuzia, miała siostrę młodszą, ale nie była do niej podobna. Za to Sandra, była podobna do starszego brata. Rozumiesz.
- Tak. A ty do jakiej szkoły chodzisz? - zapytała Maryla.
- Liceum Plastyczne.
- To dlatego rysujesz. Co tam bazgrzesz na serwetce?
Maryla nie czekała na odpowiedź, tylko wyszarpnęła taki nawyk z pracy.
- To ja! - ze zdziwieniem rozpoznała swoją twarz – ale masz talent. Mogę zatrzymać?
- Daj spokój. mogę ci narysować lepiej. Pani komisarz. A poza tym podarło się.
- Zrobiłaś byś mi portret?
- Tak. A gdzie jest ta pani, co była podobna do pani?
- Wyszła. To może już nie pani, ani tym bardziej nie komisarz, bo ci się to myli. Po prostu Maryla.
- Agata.
Podały sobie ręce. Trochę przerwała im w tym młoda kelnerka, przynosząc pizze.
- A pani... a ty... jeszcze się nie przyzwyczaję posterunkowa...
- Maryla
- Czemu jesteś w policji?
- Byłam w harcerstwie, zawsze podobały mi się mundury.
- Mi nie – przerwała Agata – i te zbiorki i stanie przed kimś na baczność.
- A mi tak. Po drodze skończyłam psychologię. Pracowałam w ośrodkach dla niegrzecznej młodzieży.
- Myślisz o mnie? I że, tam trafię?
- A gdzie chcesz trafić?
- Na studia plastyczne.
Po pizzy Maryla odwiozła Agatę do domu, a następnie pojechała do swojego domu. Pod blokiem spotkała starszą panią dźwigająca zakupy.
- Pomogę pani. Dobrze?
- No, ale ja tu mieszkam. O tam – próbowała pokazać głową, bo ręce miała zajęte.
- No dobrze, ale to jeszcze jakieś 150 metrów. To ja Pomogę pani. Dobrze?
- To dobrze moje dziecko, skoro jesteś tak miła i... uparta. To proszę.
Maryla lekko się uśmiechnęła i wzięła od starszej zakupy i powoli szły w kierunku mieszkania starszej pani. Po drodze chciała dowiedzieć się czegoś o niej, ale starsza pani milczała lub zbywała ją odpowiadając lakonicznie. Tak doszły do mieszkania starszej pani. I tu na drugim piętrze spotkała Marylę niespodzianka. Starsza pani odebrała zakupy i... zniknęła szybko za drzwiami.
- Ups. Jakieś dziękuję... czy coś miłego, coś takiego – powiedziała po cichu Maryla, stojąc jak wryta przed zamkniętymi już drzwiami z numerem 7.
*
Wieczorem Kamilla Bełk zapukała do drzwi mieszkania Maryli. Przyniosła butelkę wina.
- No proszę. Flaszeczka dobrego wina – wzięła do ręki Maryla.
- Napijemy się. Prawda?
- Pewnie. Rozgość się.
Kamilla weszła do pokoju. Rozglądała się po pokoju. Pochwaliła gust gospodyni.
- Grasz w szachy?
Zapytała widząc rozłożone na szachownicy, duże eleganckie drewniane bierki.
- Tak. Ojciec lubił i zmuszał mnie do tego, bym z nim grała. Potem to nawet polubiłam. A ty grasz?
- Tak. Zagramy?
- Zagramy. Lecz najpierw wypijmy za spotkanie.
Maryla nalała w kieliszki.
- To za spotkanie.
- To za spotkanie.
Następnie usiadły do szachów.
- Odezwij się. Nie jesteśmy na turnieju – Maryla przerwała ciszę, która, Przez chwile zapanowała w pokoju.
- Dobrze grasz – powiedziała Kamilla.
- Tak? To wiesz po kilku ruchach. Lepiej powiedz coś o sobie.
- Na zasadzie „poznajmy się” - Kamilla uśmiechnęła się – No może ty.
- To jeszcze napijmy się.
- Za zwycięstwo, któreś z nas.
- Za zwycięstwo, któreś z nas.
Zapanowała krótka cisza.
- To jak ci mówiłam mój tatuś... tatuś zmuszał mnie do grania. A że był despotą to jak się opierałam brał pas i lał.
- Czemu?
- Bo był głupim despotą.
- A co na to matka?
- Była uległa i nie reagowała. Nie tylko za szachy, bił nas. Miałam siostrę Helenę, ale gdzie jest to nie wiem. Nie wiem czy nawet żyje. Ale wiesz co?
- Co?
- Dziś byłam na pizzy z tą... Agatką.
- Jaką?
- No z tą... Makłło. Przyszła mnie przeprosić, zaprosić i podziękować – Tak to ujęła. I tam „u Laufra” zobaczyłam kobietę podobną do Helenki.
- I nie podeszłaś? Zapytać.
- Nie. A wiesz ojciec nie tylko bił na gołą... ale kazał też leżeć lub stać nago. Nie, nie, nie naruszał nietykalności, tylko upokarzał. Napijmy się.
- Przecież, to też było naruszanie. A gdzie jest dziś? - dociekała Kamilla.
- Nie żyje. Zginął razem z matką wypadku samochodowym, a ja z Helenką do domu dziecka, ale my tu gadu, gadu, a tu szach...
- I mat. Rewanż?
- Tak, ale teraz ty opowiadasz. Taki rewanż! A i nie mów nikomu, co usłyszałaś.
- Pss! - położyła palec wskazujący na usta - A co tu opowiadać? No dobra. U mnie normalka; Rodzina, szkoła.. a teraz praca.
- A czemu policja?
- Harcerstwo, mundurki. Lubiłam sobie postrzelać.
- Acha.
- Mam brata. Muszę cię poznać z nim.
- Kawaler?
- Inaczej bym ci nie proponowała.
- To już jest propozycja.
- No taka bratowa jak ty!
- Jeszcze się tak bardzo nie znamy, ale miłe. A kim on jest? Co robi? - dopytywała Maryla.
- Nauczycielem wuefu w Liceum Plastycznym.
- To u Agatki.
- Makłło?
- Tak. Zrobi mi portret.
Tak sobie rozmawiały, aż nagle usłyszały trzaski na balkonie.
- Co to? - zapytała Kamilla.
- Nie wiem, ktoś tu jest. Chyba na balkonie.
Było już ciemno, więc nie widziały. Z pistoletem w ręku, Kamilla z nożem weszły na balkon.
- Nie strzelaj! - powiedział nagi młody człowiek.
- Co ty tu robisz, człowieku!
- Zaraz wszystko wyjaśnię.
- No ja myślę. Jestem policjantką, starsza posterunkowa Maryla Kowalik – przedstawiła się widząc jak bardzo przestraszył iż jest uzbrojona - Chodź do środka.
- Skąd się... ty tu... na balkonie? - dociekała Kamilla.
- Wszystko powiem, nie wzywajcie panie tylko policji – powiedział zdenerwowany chłopak.
- Policja to my. Posterunkowa Kamilla Bełk.
- Starsza posterunkowa Maryla Kowalik, no mów chudzielcu. Jak i dlaczego znalazłeś się na moim balkonie.
- Nazywam się Bartłomiej Lebiodtka, bylem u mojej dziewczyny, kiedy nieoczekiwanie przyszła jej babcia...
- I musiałem uciekać... - dokończyła Kamilla.
- No właśnie.
- Chodź do środka, coś ci dam do ubrania.
Lecz po chwili Maryla patrząc na niego, dodała
- A właściwie to powinien za karę stać jak święty turecki.
- Wszystko powiem, ale wstyd mi bardzo. Bardzo proszę coś do ubrania.
- Bardzo, bardzo – drwiła Maryla – trzeba było pomyśleć o tym wcześniej, a nie teraz mi tu świecić... zaraz przyniosę bieliznę, spodnie i sweter. Gorzej będzie z butami.
- Jak się nazywa dziewczyna?
- Nowicka. Julia Nowicka.
- Ile ma lat?
- Dwadzieścia jeden.
- A ty?- pytała Kamilla, jakby wczuła się w rolę policjantki na komendzie.
- Również, Dwadzieścia jeden.
- A gdzie mieszkasz?
- Na Pedagogicznej.
- Bardzo adekwatna nazwa na dzisiejszy dzień – zauważyła Maryla z drugiego pokoju.
- Zaraz zadzwonię do brata, może będzie mógł przyjechać.
-A ty co porabiasz? Tylko mów prawdę.
Powiedziała Maryla, która wróciła z garderobą i ruchem ręki, dała mu do zrozumienia, że inaczej postoi sobie jeszcze.
- Jestem słuchaczem w Policealnym Studium Edukacji Prawniczo – Policyjnej – odpowiedział chłopak.
- No co raz lepiej.
- To co, teraz ze mną będzie? - zapytał jakby jednocześnie prosił by dała mu już te ubranie
Lecz zamiast Maryli odezwała się Kamilla.
- Ubieraj się. Zaraz przyjedzie mój brat. Przy okazji poznasz Darka.
- Oczywiście, ale po co? - zdziwił się Bartek.
- Nie ty, tylko Maryla. Oczywiście.
- No. zobaczymy co to za ciacho.
Powiedziała Maryla i chcąc nie chcąc dała chłopakowi ubranie.
- Chce mnie z nim poznać – szeptanka do chłopaka – lecz, gdybyś musiał kiedyś znów uciekać to nie ma sprawy.
Wkrótce w drzwiach stanął wysoki, wysportowany brunet. Maryla patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.
- Przyjechałem po siostrę. Nazywam się Dariusz Bełk.
- A tak, tak. Proszę wejść – po chwili wpuściła go do środka – Maryla Kowalik, albo po prostu Maryla.
- Darek.
- O poznaj mojego brata – powiedziała Kamilla.
- Już się poznaliśmy – odpowiedziała Maryla – chodźcie do pokoju. Poznamy się lepiej.
- Teraz to nie mamy czasu. Może za przyszłą sobotę.
- Przyszłą sobotę to ja mam dyżur.
- Maryla! Jeszcze się umówimy. Teraz musimy jechać. Zabieramy młodego – dyrygowała Kamilla.
- Zakładaj buty – powiedział Darek.
- On nie ma butów! - stwierdziła Maryla.
- Jak to? – zdziwił się Darek
- Potem ci wyjaśnię. Młody przejdziesz boso do samochodu? - zapytała Kamilla
- Tak – odpowiedział.
Boso, ale w ostrogach – pomyślała Maryla, gdy została sama – napijemy się jeszcze, potem siusiu - ziuziu i spać.
Dodaj komentarz