Wybieram jeszcze raz [33]

- Gdzie mam niby iść? – parsknęła Kate, kiedy oznajmiłam jej, że musi niezwłocznie wynieść się z mieszkania na kilka godzin.
- Do Iana. To chyba jasne? – bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Ale on dziś umówił się z kolegami! I co, mam mu powiedzieć, że ma to odwołać, bo moja szalona przyjaciółka wymyśliła plan, którego podstawą jest moja nieobecność w mieszkaniu?
- Tak – przytaknęłam i zamrugałam szybko powiekami, ale Kate dalej była skrzywiona.
- Oj, Kate – machnęłam ręką lekceważąco. – Dla swojej kobiety powinno się robić wszystko. A poza tym, sama chciałaś, żebym zrobiła jakiś postęp z Lucasem, więc oto i on. Ale musisz zostawić mi mieszkanie.
Westchnęła głęboko.
- Dobra, niech ci będzie. Ale ostrzegam, że jak Ian wybierze kolegów, to tu wracam.
Hm, miałam nadzieję, że jednak tak nie będzie. Wreszcie miałam mieć Lucasa przez trochę czasu tylko dla siebie. Tak naprawdę nie wiedziałam nawet, co będziemy robić i o czym mogłabym na początku z nim rozmawiać, żeby od razu nie wypalić tekstem z grubej rury typu: „Jeżeli nie pojedziesz ze mną na wakacje, to cię zatłukę” lub jeszcze gorzej: „Jestem w ciąży z twoim dzieckiem”. Narobiłam dużo soku, a potem dokładnie wyczyściłam sokowirówkę, mając nadzieję, że Lucas nie będzie nic podejrzewał. Już wcześniej kręcił nosem na widok mojego lunchu… ale zawsze mogłam mu powiedzieć, że postanowiłam przejść na dietę. Cóż, poniekąd nawet na takowej byłam, tyle że nie z wyboru. Co również nie znaczyło, że nie marzyła mi się czekolada lub frytki… o rany. Nie mogłam przecież przeżyć dziewięciu miesięcy na samym soku. Postanowiłam jutro zagłębić się w otchłań Internetu i z jego pomocą ułożyć jakiś sensowny jadłospis dla niedoświadczonej, dwudziestojednoletniej przyszłej mamy. Zastanowiłam się nagle, jak ja to powiem moim rodzicom… potrząsnęłam głową i szybko porzuciłam te niezbyt przyjemne rozważania. Miałam na to jeszcze całe dziewięć miesięcy.
Nagle usłyszałam kroki i aż podskoczyłam. W pierwszym odruchu chciałam zasłonić sobie brzuch, ale przypomniałam sobie, że jeszcze niczego po mnie nie widać.
- No co? Dalej wchodzę jak do siebie – powiedział Lucas z szelmowskim uśmiechem, nagle pojawiając się w kuchni. O rany, wyglądał tak świetnie… jasne dżinsy, biała koszulka, czerwona bluza i lekka granatowa kurtka. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi i…
- Ściąłeś włosy? – spytałam ze zdumieniem, podchodząc bliżej, by mu się lepiej przyjrzeć.
- Właśnie wracam od fryzjera. I jak? – zapytał, udając, że poprawia sobie fryzurę przed lustrem. Wpatrywałam się w niego jak w obraz i im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej mi się podobał. Nie miał już niesfornej grzywki opadającej mu notorycznie na czoło, ale ściętą, odrobinę nastroszoną i zaczesaną do tyłu. Po krótkiej obserwacji doszłam do wniosku, że wygląda jeszcze lepiej, niż wcześniej. Natychmiast wyobraziłam sobie mini wersję Lucasa, która być może z każdą upływającą minutą rozwijała się we mnie coraz bardziej. Szczerze mówiąc, wolałam, aby dziecko więcej cech odziedziczyło po Lucasie. Z nas dwojga to on wyglądał zdecydowanie lepiej.
- Aż tak źle? – pytanie Lucasa wyrwało mnie z zamyślenia. Powróciłam do świata żywych i uśmiechnęłam się do niego.
- Wyglądasz super – odpowiedziałam nieco rozmarzonym tonem. – Ale nie powinieneś tak wchodzić bez pukania – pogroziłam mu żartobliwie palcem. – Mogłam się akurat przebierać.
- Prawdę mówiąc, na to właśnie liczyłem – pochylił się lekko, patrząc na mnie z rozbawieniem. – Zawiodłaś mnie, będąc już kompletnie ubraną.
- Oj, przepraszam – zachichotałam, wdzięczna losowi, że Lucas zachowywał się już normalnie. – Chciałbyś coś zjeść?
- Nie, dzięki – zaczął i chyba chciał coś dodać, ale w tej samej chwili z salonu wybiegł Szczęściarz i rzucił się na Lucasa z radosnym szczekiem. – Cześć mały – Lucas ukucnął obok niego i pieszczotliwie podrapał go za uszami. – Wciąż mnie pilnujesz? – Szczęściarz odpowiedział mu kolejnym szczeknięciem. – Chyba powinienem podziękować Erikowi, że ułatwiłeś Carly zerwanie z nim i pojawiłeś się w dobrym momencie. A, właśnie – Lucas podniósł na mnie wzrok. – Rozmawiałaś z nim?
- Nie – odpowiedziałam, zgodnie z prawdą. Ilekroć widziałam Erica na korytarzu lub na wykładach, unikał mojego wzroku jak ognia, a ja nie widziałam powodu, żeby mu się narzucać z rozmową.
- A nie chciałabyś poznać powodów jego dziwnego zachowania? – spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
- Nie – powiedziałam znowu pogodnym tonem i usiadłam na podłodze obok jego i Szczęściarza. – Ludzie są różni. To był jego wybór, żeby się tak zachowywać, więc niech to on się nad tym zastanawia. Ja po nim nie płaczę – wzruszyłam lekko ramionami i uśmiechnęłam się do Lucasa.
Kusiło mnie, żeby zapytać o Michelle, ale nie chciałam znowu wszystkiego popsuć od razu na starcie, więc milczałam.
- Wiesz co – powiedział Lucas po chwili. – Jednak bym coś zjadł.
- Ok – już zaczęłam się podnosić, ale Lucas dodał:
- Ale najpierw chcę to zrobić.
Nieco się zdziwiłam i z powrotem usiadłam na podłodze.
- Może rozwiń swój tok myślenia? – podsunęłam.
- Upieczmy ciasto – powiedział Lucas z szelmowskim uśmiechem godnym ucieszonego pięciolatka. Aż zachciało mi się śmiać.
- Chce ci się piec ciasto? Właśnie teraz? – zachichotałam, a Lucas zrobił minę wyrażającą głębokie urażenie.
- O tak, właśnie teraz. To nic, że jest ósma wieczorem. Do roboty! – poderwał się do góry i wyciągnął rękę w moją stronę. – Widziałaś już lucasowskie naleśniki, a teraz przyczynisz się do zrobienia lucasowskiego ciasta.
- Tylko się przyczynię? – spytałam zgryźliwie, ale z uśmiechem. Chwyciłam jego rękę i dałam mu się podnieść z podłogi. – A skąd wiesz, że ja nie jestem światowej klasy kucharką? Może to ja będę tu głównym dowodzącym.
- Zaraz się przekonamy – odpowiedział z uśmiechem, zdejmując z siebie kurtkę i bluzę. Aż się spięłam na jego widok w przylegającej i lekko prześwitującej białej koszulce, ale nakazałam sobie się opanować. Dopiero co go odrzuciłam. Musiałam to rozegrać powoli, żeby to wszystko znowu się nie rozpadło.
- A jakie konkretnie ciasto chcesz zrobić? – spytałam, idąc za Lucasem, który dziarsko wkroczył do kuchni.
- Zawsze chciałem zrobić takie, które często robiła moja mama, a mi się nigdy nie udawało… - zaczął, ale mu przerwałam:
- Tobie się coś nie udało? A co z reputacją profesjonalnego kucharza? – uniosłam brwi, a Lucas niby groźnie zmarszczył swoje.
- Cicho bądź. Nie można być we wszystkim idealnym. Od każdej reguły są wyjątki.
- Aha, czyli ty jesteś tym nieidealnym idealnym wyjątkiem? – roześmiałam się w głos, a Lucasowi ze śmiechu zadrgały wargi.
- Otóż to. A więc zawsze chciałem zrobić ciasto z musem z białej czekolady – rozmarzył się, a ja przełknęłam ślinę. Kurczę, takie ciasto zapowiadało dużo kalorii i to tych niezdrowych, a ja nie mogłam sobie teraz na to pozwolić… no cóż, najwyżej będę musiała zaciskać zęby, żeby nie zjeść go za dużo. Nie mogłam odmówić Lucasowi, który teraz wyglądał, jakby od tego ciasta zależał cały jego los.
- Ale nie mamy składników – zauważyłam.
- Mamy – powiedział Lucas, uśmiechając się tajemniczo. Wskazał na przyniesioną reklamówkę, której wcześniej nie zauważyłem. – Już wcześniej się zaopatrzyłem.
Uniosłam brwi.
- A gdybym nie miała ochoty na robienie ciasta? – zerknęłam na niego z ukosa.
- Wtedy bym cię zmusił – rzucił beztrosko. – Albo wyrzucił przez okno i upiekłbym je sam. No, rusz się tu, mamy tyle roboty!
Wariat, po prostu wariat. Podeszłam do niego z uśmiechem, czując, jak serce we mnie rośnie. Dlaczego nie mogło być tak zawsze - taki beztroski Lucas, obsesyjnie chcący robić ciasto, żadnych niedomówień, żadnych psychicznych byłych dziewczyn? Musiałam zadbać o to, żeby to wszystko już się nie pojawiało.
Robienie z Lucasem ciasta było - jak się wkrótce przekonałam - pełne śmiechu, wpadek i chaosu. Chyba przez całe swoje życie smażył tylko naleśniki albo po prostu był wybitnie niewybitny, jeśli chodziło o ciasta, bo przez większość czasu po prostu stałam i płakałam ze śmiechu.
- Tu jest napisane, że potrzeba gorzkiego kakao – powiedziałam po raz trzeci, stukając palcem w przepis widniejący na ekranie telefonu.
- Ale ja chcę dać normalne, żeby ciasto było słodsze – upierał się Lucas,
- Przecież i tak będzie słodkie, jak damy mus z białej czekolady.
- A poza tym nie chcę tu dawać kawy.
- Zachowujesz się jak dziecko. Jest w przepisie kawa? Jest. Więc co robimy? Dodajemy ją. Proste.
- Równie dobrze możemy jej nie dać – odparł Lucas buntowniczym tonem. – Pracuję w Starbucksie. Chyba mogę sobie raz na jakiś czas odpuścić kawę.
Załamałam ręce.
- A twoja mama dodaje kawę, gdy robi to ciasto?
- Dodaje.
- To dlaczego nie możesz być równie posłuszny przepisowi, jak ona?
- Bo jestem buntownikiem – wypiął dumnie pierś, a ja znowu zaczęłam się śmiać. W odwecie sypnął na mnie garścią mąki, co skwitowałam głośnym okrzykiem.
- Lucas!!
- O, zobacz, jaka jesteś teraz piękna – sam zaczął się zwijać ze śmiechu, który zamarł, gdy również nabrałam na rękę trochę mąki i rzuciłam w jego stronę. Oczy mu się rozszerzyły. – Kobieto! Ja dopiero co wyszedłem od fryzjera! – zaczął gwałtownie strzepywać mąkę z włosów, a ja odeszłam od niego kawałek, żeby nie przyszło mu do głowy rzucić we mnie jajkami czy czymś jeszcze gorszym. Dopadł mnie i przygwoździł do lodówki.
- Nie uciekniesz – oddychał ciężko, podobnie jak ja. Staliśmy tak przez chwilę, patrząc sobie w oczy. Miałam wrażenie, że za chwilę mnie pocałuje. Chyba wyczytał to z moich myśli, bo uśmiechnął się i szepnął:
- Nie, Carly, nie dziś. Mieliśmy tylko porozmawiać. Pamiętasz?
A niech to. Załatwił mnie moją własną bronią. Wyprostowałam się, godnie otrzepałam z mąki i powiedziałam:
- Nie wiem, o czym mówisz. A do ciasta i tak dodamy kawę.
Po wszystkim położyliśmy się na kanapie i włączyliśmy telewizor, ale chyba żadne z nas na niego nie patrzyło. Rozmawialiśmy, a powietrze wokół nas pachniało piekącym się ciastem. W końcu zrobiłam się senna i zamknęłam oczy, choć pilnowałam się, żeby nie zasnąć. Lucas także umilkł, ale wiedziałam, że nie śpi. Niby przypadkiem osunęłam się lekko na kanapie, tak, że moja głowa oparła się na jego ramieniu. Wstrzymałam oddech, niepewna, jak Lucas na to zareaguje. Przez chwilę nic się nie działo i już miałam się odsuwać lub udać, że się obudziłam, kiedy delikatnie przyciągnął mnie do siebie i objął ramieniem.
Serce mi zatrzepotało i w myślach uśmiechnęłam się sama do siebie. Teraz mogłam już zasnąć.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2031 słów i 11343 znaków.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Lolisss

    No nie, a mieli pogadac :( ale i tak świetne <3

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lolisss no mieli, ale tak ogólnie :D <3

    10 sie 2016

  • Użytkownik Czarodziejka

    Mega <3 Kiedy kolejna? <3

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Czarodziejka jutro :*

    10 sie 2016

  • Użytkownik Krolewna

    Kiedy nastepna? <3

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Krolewna jutro :*

    10 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    Błagam cię dodaj jeszcze jedną część dzisiaj, bo nie zasnę jak się dowiem się jak Lucas zareaguje na wieść o dziecku

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia w następnym jeszcze się nie dowie ;)

    10 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy Boty to wiesz jak popsuć mi humor :/ A w której się dowie :D

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia 38 :)

    10 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy Dopiero????  Nie możesz w 35 :D

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia kochana, wszystko już jest od dawna napisane xd

    10 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy To dodaj dzisiaj wszystkie :D

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia taa xdd

    10 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy Ej no. Dodaj dzisiaj chociaż jedną

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia no dobra :*

    10 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy Jak ja cię uwielbiam :D

    10 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia wzajemnie <3

    10 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy  :kiss:

    10 sie 2016