Wybieram jeszcze raz [3]

Bolało. Bolało po raz kolejny, jednak tym razem po pół godzinie wylewania z siebie łez nad kubkiem herbaty postanowiłam sobie, że nie rozpadnę się znowu przez kawałek nic nie znaczącego spędzonego z Lucasem czasu. Wmawiając sobie, że to nie było nic warte, zaczęłam sprzątać mieszkanie, by nie zwariować. Nie chciałam rozmawiać z Kate, więc gdy wreszcie wróciła i zapukała do mojego pokoju, udałam, że śpię.
Mimo wszystko co chwila zerkałam na telefon. Myślałam, że Lucas napisze, zadzwoni, cokolwiek. Że mimo wszystko będzie chciał mi to wytłumaczyć, tak jak ja to zrobiłam - kiedy on zobaczył moje zdjęcie z Joe. W przypływie złości chciałam do niego zadzwonić, ale ponownie przypomniałam sobie, że przecież zmienił numer. Nie chciałam znowu słuchać głosu sekretarki, która mechanicznym głosem informowała mnie, że nie ma takiego numeru. Potem pomyślałam z niemałą zazdrością, dlaczego ta cholerna Paula miała jego numer, a ja nie.
Próbowałam się uspokoić. Może to jego siostra. Może koleżanka z dawnych lat. Może po prostu przyjaciółka, taka, która zaprasza cię na wspólne oglądanie telewizji i jedzenie chipsów, kiedy jej się nudzi. Ale żadna z tych hipotez do mnie nie przemawiała. Musiałam to usłyszeć od samego Lucasa, ale tak naprawdę sama nie byłam pewna, czy tego chcę.
W sumie też zachowałam się trochę nie fair. Nie dałam mu nawet szansy tego wytłumaczyć, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Uciekłam od prawdy. No dobra, ale czego się spodziewał? I czego innego ja się po sobie spodziewałam? Na widok tej wiadomości wszystko we mnie momentalnie się zmroziło. W jednej chwili Lucas był obok i mnie przytulał, a w następnej w naszą chwilę sam na sam - po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu - wpieprzyła się jakaś dziewczyna, kimkolwiek była.
Przez chwilę rozważałam pójście do jego mieszkania i sprawdzenie, czy w ogóle jest w domu, czy gdzieś z Paulą. Już prawie wstałam z łóżka i się ubrałam, ale w ostatniej chwili mój mózg postanowił mnie powstrzymać. Dlaczego to ja miałam chodzić po wyjaśnienia? To on powinien próbować mi to wyjaśnić, jeśli zależało mu choć trochę. Tak jak ja próbowałam, zanim mnie odrzucił.
Tak więc o pierwszej piętnaście podjęłam decyzję, że będę po prostu czekać i zobaczę, czy zrobi jakiś krok w stronę naprawienia tej patowej sytuacji. Kiedyś przecież w końcu musiało być dobrze. Wreszcie spotkałam faceta, z którym naprawdę mogłabym jakoś spędzić życie, a przynajmniej jakąś jego część - a to było tak cholernie skomplikowane, że traciłam wiarę w to wszystko. Kate nie miała takich problemów. Zawsze kogoś miała, kogoś, kto przy niej był. Co prawda zazwyczaj były to krótkie, przelotne przygody, które podobno mało dla niej znaczyły, ale zawsze miała smykałkę do facetów. I nie była sama. Teraz znalazła Iana i z mojego punktu widzenia naprawdę do siebie pasowali. Życzyłam im jak najlepiej, ale jednocześnie czułam ból w sercu. Dlaczego ja nie mogłam tak mieć?
Rano pożałowałam swoich nocnych rozmyślań. Wstałam o dwadzieścia minut za późno, a w obecnej sytuacji, kiedy do uczelni miałam trochę dalej - było to ogromne utrudnienie. Biegałam od kuchni do sypialni, pogryzając po drodze pospiesznie zrobioną kanapkę, z sypialni do salonu, jednocześnie wciągając na siebie spodnie, a w salonie szukając książek. Naprawdę, byłam zorganizowana jak nigdy.
Zajęcia zaczynałam o ósmej, a z mieszkania wypadłam o siódmej trzydzieści pięć. Za późno, stanowczo za późno. Przechodząc przez próg, przy okazji się wywaliłam.
- Boże jedyny, zlituj się choć trochę – zajęczałam, zbierając się żałośnie z podłogi, a gdy się wyprostowałam, stanęłam dokładnie naprzeciwko okna i zbaraniałam. Za przezroczystą szybą, jakby kpiąc ze mnie, spadały grube i gęste płatki śniegu. Podbiegłam do okna i spojrzałam w dół. Cały świat był przykryty białym puchem.
- No to są chyba jakieś żarty! – wrzasnęłam, w duchu przeklinając wszystko, co akurat przyszło mi do głowy. Jak, u licha, miałam biec po śniegu bez złamania sobie nogi albo karku? Teraz pozostała mi tylko modlitwa, o cokolwiek, co choć trochę by poprawiło moją nędzną sytuację- na przykład, żeby profesora dopadło zatwardzenie albo żeby z nieba spadł mi szybki transport. Na Kate nie mogłam liczyć- miała na dziesiątą. Znowu. I właśnie spała sobie w najlepsze.
Miałam właśnie uderzyć w parapet z totalnej bezsilności, kiedy za mną otworzyły się drzwi. Cholera, cholera, cholera.
- Carly? – Lucas przetarł zaspane oczy. – To ty tak wrzeszczysz?
Jeszcze nigdy nie widziałam go zaspanego, a wyglądał wtedy jak urocze, wyrośnięte nad wiek dziecko. Prawie się uśmiechnęłam, ale zaraz przypomniała mi się Paula oraz widmo spóźnienia się na wykład.
- Tak, ja – potwierdziłam. – Spadł cholerny śnieg, a ja mam zajęcia za… - Zerknęłam na zegarek. – Dwadzieścia minut. Super.
- Podwiozę cię – zaproponował.
Normalnie od razu bym zaprzeczyła, ale…
Ale nie chciałam się spóźnić, a z Lucasem chciałam porozmawiać. No i nie uśmiechała mi się wizja szaleńczego biegu po rozmokłym śniegu.
- Dzięki – mruknęłam.
- Poczekaj tu chwilę.
Nie było go minutę, aż w końcu wyłonił się zza drzwi w pełni ubrany.
- Chodź.
Nie trzeba było mi tego powtarzać. Poszłam za nim posłusznie, zbiegliśmy szybko na dół. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, zadrżałam z zimna. Lucas poprowadził mnie do garaży przy bloku i wreszcie zobaczyłam na powrót jego samochód, którego tak wypatrywałam przez ostatni czas. Z wdzięcznością wślizgnęłam się do środka, a Lucas natychmiast włączył ogrzewanie. Zauważyłam, że miał trochę problemu z wyjechaniem z garażu.
- Wszystko ok? – spytałam, widząc, jak się siłuje z maszyną.
- Tak – odpowiedział, wreszcie wrzucając wsteczny. – Trochę się odzwyczaiłem.
- Odzwyczaiłeś?
- Ostatnio jeżdżę autobusami albo z kolegą. – Wzruszył ramionami.
Nie rozumiałam tego. Miał taki samochód, jaki miał i jeździł publicznym transportem lub z kimś innym? To raczej on powinien wozić innych.
- Ale dlaczego?
Spuścił wzrok.
- Ten samochód za bardzo przypominał mi o tobie.
Wzruszenie ścisnęło mi gardło, więc wbiłam wzrok w szybę. Nagle odechciało mi się rozmawiać. Nie chciałam, żeby coś zmąciło wydźwięk tych słów.
Ale oczywiście coś mi nie pasowało i musiałam się odezwać.
- Więc… od kiedy nie jechałeś tym samochodem? – spytałam ostrożnie, podczas gdy on manewrował kierownicą po ulicy.
Wzrok miał cały czas wbity przed siebie, ale dostrzegłam, że zacisnął szczęki.
- Od kiedy… - głos uwiązł mu w gardle. No dobra. Nie musiał nic więcej dodawać.
- Rozumiem. I… jedziesz nim dzisiaj tylko dlatego, że mogę się spóźnić na wykład?
Przytaknął.
Od środka zalało mnie dziwne ciepło. Wpatrywałam się w padający śnieg i nagle stwierdziłam w duchu, że nie mam najmniejszej ochoty iść na zajęcia. Chciałam zostać z Lucasem.
- Wiesz… - powiedziałam powoli. – A może pojedziemy do pijalni czekolady? – uśmiechnęłam się.
Spojrzał na mnie ze zdumieniem.
- Masz zaraz zajęcia.
- Wiem – przytaknęłam.
- Jestem praktycznie w piżamie…
- Wiem.
- Nie wiem, czy to dobry po…
- O rany, Lucas! – zawołałam. – Jedziemy napić się gorącej czekolady!
Parsknął śmiechem.
- Jasne, szefowo.
Znowu się zatrzymał na tym pośrednim etapie, gdzie potrafił się roześmiać, ale nie był sobą, nie był moim Lucasem. Martwiło mnie to. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że brakuje mi tego, jak mnie irytował, jak warczałam na niego ze złości, a on sobie nic z tego nie robił i tylko go to bawiło. Zapomniałam na chwilę o Pauli. Postanowiłam nie wysuwać pochopnych wniosków. Najważniejsze było to, że Lucas i ja mieliśmy ponowny kontakt. Musiałam to wykorzystać. Musiałam z nim porozmawiać.
Kiedy siedzieliśmy już nad kubkiem parujących czekolad, widać było, że Lucas czuje się niezręcznie. Kręcił się i wiercił. Ledwo zdołałam go przekonać do zdjęcia z siebie kurtki. Wzbraniał się przed tym, ponieważ siedział teraz tak, jak wyszedł z łóżka- szara koszulka i czarne dresowe spodnie.
Mi to nie przeszkadzało ani trochę. Wszystko inne poza kurtką właściwie też mógłby zdjąć.
- Musimy porozmawiać – zażądałam.
Spojrzał na mnie z uniesioną brwią. Grrrr.
- Carly, jeśli chodzi o tą wiadomość od Pauli…
Czekałam.
- To tylko koleżanka. Nic więcej.
No, skoro tak…
- Nie musisz mi się tłumaczyć – stwierdziłam.
- Ty mi też nie musiałaś – spojrzał mi prosto w oczy. Przełknęłam ślinę, starając się nie wracać pamięcią do tej okropnej nocy w klubie.
- Nie o tym chciałam porozmawiać… - Upiłam łyk czekolady. – Chodzi mi o to… że nic o tobie nie wiem. Nie sądzisz, że powinniśmy się lepiej poznać?
Zabrzmiało to tak żałośnie, że aż się roześmiałam. Przez głowę przemknęły mi wszystkie nasze pocałunki, rozmowy, nasz wzajemny dotyk… i dopiero po tym wszystkim- moje stwierdzenie, że powinniśmy się lepiej poznać. Lucasowi chyba też to przyszło na myśl, bo parsknął śmiechem.
- Pewnie powinniśmy. Zaczynaj.
- O nie – zaprzeczyłam. – To był mój pomysł i ja wyszłam z inicjatywą tej rozmowy. Ty pierwszy.
- To zadaj mi pytanie. Nie będę ci streszczał całego mojego życiorysu, bo jest zbyt obfity i ekscytujący – mruknął z uśmiechem.
Chyba jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam, że znowu jest złośliwy.
- Czy ty w ogóle studiujesz? Na naszym uniwersytecie? – zadałam pytanie, które mnie nurtowało od dnia, w którym go poznałam.
- Oczywiście. Myślałaś, że jestem nic nie robiącym leniem? – Upił łyk czekolady.
Pominęłam to pytanie.
- Co studiujesz?
- Pedagogikę naturalistyczną.
Na chwilę mnie zatkało.
- Serio?
- Tak. Co w tym dziwnego?
- No… - dukałam. Nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. – Nie wyglądasz na… pedagoga.
Parsknął śmiechem.
- Czym właściwie cechuje się pedagogika naturalistyczna? – spytałam.
Lucas przeczesał włosy.
- Odkrywaniem dziecka, jego potrzeb, zachowań, wychowywanie wedle stopnia jego rozwoju.
Dziwiłam się coraz bardziej.
- Dlaczego studiujesz właśnie taki kierunek? – naciskałam.
Wyraz twarzy Lucasa nieco się zmienił.
- Kiedyś ci powiem.
Wyczułam, że to drażliwy temat, dlatego spytałam o bardziej niewinną rzecz:
- Ile masz lat?
Znowu się roześmiał.
- Dopiero teraz o to pytasz?
- Nie było wcześniej okazji – stwierdziłam.
- Jestem na drugim roku pedagogiki. Policz sobie. Jesteś mądrą dziewczynką.
- Masz dwadzieścia jeden lat?
Przytaknął.
- Co nie wyjaśnia, dlaczego ty jesteś na pierwszym i również masz dwadzieścia jeden – uśmiechnął się złośliwie.
- Skąd wiesz, ile mam lat? – aż podskoczyłam. – Wyglądam aż tak staro?
- Tak, powiedziały mi to zmarszczki wokół twoich oczu – zaśmiał się.
Nachmurzyłam się.
- Nie mam zmarszczek!
- Racja. Policzyłem tylko siwe włosy na twojej głowie.
- Lucas!
Teraz śmiał się już do rozpuku.
- Jesteś okropny – nadąsałam się.
- I za to mnie lubisz.
Chyba nie tylko lubię… ale już nic więcej nie powiedziałam.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2075 słów i 11470 znaków.

9 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Lovcia

    <3  <3  <3

    3 sie 2016

  • Nika....

    <3

    3 sie 2016

  • Happiness

    Kiedy kolejna ? *.*

    3 sie 2016

  • Aga1922

    Kurde gdzie ten stary Lucas :( <3

    3 sie 2016

  • Kucner

    :bravo:

    3 sie 2016

  • ☆míšíâ☆

    Super♡ nie mogę się doczekać następnej części :kiss:  :kiss:

    3 sie 2016

  • Dream

    Uwielbiam <3 Czekam na cd :D

    3 sie 2016

  • Ania13477

    ŚWIETNE! :*

    3 sie 2016

  • cukiereczek1

    <3 rewelacyjna część normalnie nie mogę już się doczekać kolejnej części. :*

    3 sie 2016