Wybieram jeszcze raz [24]

Cóż, nie tak sobie wyobrażałam brak snu tej nocy.
Siedziałam w szpitalnej poczekalni ubrana jedynie w piżamę, ale miałam to mocno gdzieś. Kate siedziała obok i ściskała mnie za rękę. Ian został w mieszkaniu ze Szczęściarzem, bo choć piesek umiał już radzić sobie sam, kiedy w mieszkaniu nie było ani Kate ani mnie, to po całym zajściu był niespokojny. Gdybym nie umierała teraz ze strachu o Lucasa, pewnie ścisnęłabym Szczęściarza w podzięce i już nie puściła. Co za kochane, mądre stworzenie. Gdyby nie poszedł do mieszkania Lucasa, gdyby po mnie nie przybiegł… drżałam na samą myśl. Ale fakt faktem, że gdyby nie Szczęściarz sytuacja byłaby o wiele gorsza, niż teraz. Rozpaczliwie chciałam, by z sali ktoś wreszcie wyszedł i powiedział mi, co się dzieje.
- Jak to się stało? – zapytała Kate, odzywając się po raz pierwszy od przyjazdu do szpitala.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziałam zachrypniętym głosem, dalej wpatrując się w ten sam punkt na ścianie.
Nagle z sali wyszedł lekarz, ten sam, któremu opowiedziałyśmy z Kate całe zajście. Od razu poderwałam się do góry, a Kate zaraz za mną.
- To panie przyjechały z panem Williamsem, tak? – zapytał, patrząc na nas.
- Tak. Co z nim? – spytałam szybko.
Popatrzył na nas z uniesionymi brwiami.
- Są panie z rodziny?
Boże, nienawidziłam tych szpitalnych formalności.
- Jesteśmy studentami – odezwałam się. – Mieszkamy dość daleko od naszych rodzin, które nie są w stanie natychmiast stawić się na miejscu, gdy dzieje się coś złego. Czy może pan wreszcie powiedzieć, co z Lucasem?
Spojrzał na mnie nieco krzywo.
- Pani to Carly?
Chciałam nim mocno potrząsnąć, by przestał wreszcie zadawać pytania i udzielił mi tej cholernej odpowiedzi.
- Tak. Skąd pan wie? – spytałam, nieco zaskoczona, bo nikomu się nie przedstawiałam.
Pokiwał głową, jakby ze zrozumieniem, po czym odsunął się od drzwi, mówiąc:
- Pan Williams przed chwilą odzyskał przytomność i pytał o panią.
Moje zmrożone strachem wnętrzności zalała fala ciepłej ulgi. Nie tracąc czasu, czym prędzej pchnęłam drzwi, odnotowując z irytacją, że upierdliwy lekarz wszedł za mną.
Lucas leżał w łóżku, wciąż blady i wyglądający jak po przebiegnięciu maratonu, ale posłał w moją stronę lekki uśmiech. Przytuliłam go ostrożnie, uważając, by nie zahaczyć o kroplówkę. Uniosłam wzrok i zerknęłam na lekarza, który był wyraźnie zniesmaczony.
- Co się stało? – zapytałam po raz kolejny.
- Zatrucie tlenkiem węgla – odpowiedział łaskawie. – Inaczej zaczadzenie, prawdopodobnie z winy łazienkowego pieca i zatkanej wentylacji. Na szczęście pan Williams wchłonął na tyle mało gazu, że skończyło się tylko na utracie przytomności. Może pan odczuwać przez parę godzin lekki ból głowy – zwrócił się do Lucasa. – Zatrzymamy pana jeszcze przez kilka dni, ponieważ musimy wykonać badania potwierdzające bądź wykluczające wstrząśnienie mózgu. Dość mocno uderzył się pan, upadając. Tak czy inaczej, nie powinno być większych problemów – dodał. – Miał pan dużo szczęścia.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, aż w końcu Lucas odchrząknął i spojrzał na mężczyznę wymownie, który zreflektował się i wyszedł, zostawiając nas samych. Rzuciłam się Lucasowi na szyję.
- Myślałam, że umrzesz! – jęknęłam, wtulając się w niego. – Od dzisiaj masz zakaz mycia się!
Parsknął słabym śmiechem.
- Nie będziesz mnie chciała, kiedy będę śmierdział.
- Wolę cię śmierdzącego, niż nieżywego – odsunęłam się kawałek i spojrzałam na niego, czując, jak spływa ze mnie całe napięcie i oczy wypełniają się łzami. – Jezu, Lucas, mogłeś umrzeć!
- Ale nie umarłem, więc chodź tutaj – wyciągnął ramiona w moją stronę i ponownie się w niego wtuliłam.
- Dziękuję – szepnął Lucas po chwili.
- Za co?
- Za to, że mnie uratowałaś.
Jedna łza skapnęła mi na spodnie.
- To nie mnie powinieneś dziękować, tylko Szczęściarzowi – chlipnęłam. – To on mnie zaalarmował… nie domknęłam drzwi i pobiegł do twojego mieszkania.
- No właśnie, kochanie – szepnął Lucas, całując mnie w skroń. – Nie domknęłaś ich. Gdyby nie to, Szczęściarz by do mnie nie przybiegł. Absolutnie nie umniejszam jego zasług, ale gdyby nie twój nawyk niedomykania drzwi… - miałam wrażenie, że i w jego oczach zaszkliły się łzy. – Już bym nie żył. Nawdychałbym się tego cholernego gazu jak cholerny balon. Uratowałaś mi życie – powtórzył.
Moje serce rwało się, by wreszcie powiedzieć, że go kocham. Bo przecież go kochałam… a to był po prostu kolejna idealna chwila, by wreszcie to z siebie wyrzucić. Zaraz jednak przypomniała mi się Michele i głos jak zwykle uwiązł mi w gardle. Nawet nie wiedziałam, czy Lucas w ogóle chciał to usłyszeć. Nie wiedziałam też, czy przeszłoby mi to przez gardło. W uszach wciąż dźwięczały mi słowa Michelle, że Lucas tylko udaje. Mając to na uwadze i będąc ledwie chwilę po tym, jak Lucas omal nie umarł - czułam się naraz przestraszona, zestresowana i wyczerpana - choć z nas dwojga to przecież Lucas leżał w szpitalnym łóżku.
- A teraz leć do domu – wyrwał mnie z zamyślenia jego głos.
- Nie ma mowy – odpowiedziałam ze zdumieniem, że w ogóle mnie o to prosi.
- Jest środek nocy – zauważył Lucas. – Ja rano raczej nie idę na zajęcia – przez jego twarz przemknął uśmiech. – Ale ty nie masz tak dobrej wymówki jak ja.
- Przecież cię tu nie zostawię! – oburzyłam się.
Lucas westchnął ciężko.
- Nie pozwolę ci opuścić zajęć z mojego powodu, zwłaszcza że zostaję tu na obserwację, a nie na amputację kończyn. Serio, wróć z Kate do mieszkania, prześpij się trochę, idź na uczelnię, a jak skończysz zajęcia, dostaniesz ode mnie specjalne zezwolenie na odwiedziny – uśmiechnął się. – A ja będę ci wysyłał seks smsy.
Zrozumiałam, że sam też musi być wyczerpany, więc próbuje mnie subtelnie wygonić. Westchnęłam, pocałowałam go i podniosłam się z krzesła.
- Ok, niech ci będzie. Przyjdę po zajęciach. Przyniosę ci trochę jedzenia, bo tym szpitalnym raczej się nie najesz.
- Możesz spróbować podrobić moje doskonałe lucasowskie naleśniki – wymamrotał z przymkniętymi oczami, już odpływając. Pocałowałam go jeszcze w policzek i wyszłam, zamykając cicho drzwi.
Kate spojrzała na mnie pytająco.
- Co z nim?
- W porządku – odpowiedziałam jej zmęczonym tonem, garbiąc się nieco. Dopiero teraz poczułam, że przez ten cały czas miałam napięte mięśnie. – Jedźmy do domu.
Wezwałyśmy taksówkę, w której zdążyłam zasnąć i Kate musiała mną mocno potrząsnąć, żebym się obudziła i wdrapała na trzecie piętro. Ian, choć z nieco mętnym już wzrokiem, siedział i oglądał telewizję, czekając na nas. Przekazałam jemu i Kate, co powiedział mi lekarz, po czym podeszłam do legowiska Szczęściarza. Spał, ale podniósł czujnie ucho, gdy ukucnęłam obok niego. Przytuliłam się do jego miękkiej sierści, dziękując Bogu za tak cudowne i mądre zwierzątko i obiecując sobie, że następnego dnia kupię mu tonę jego ulubionej karmy.
Źle spałam tej nocy, bo w snach wciąż widziałam Lucasa leżącego bez ruchu na ziemi, toteż gdy pojawiłam się o ósmej przed salą, musiałam prezentować się wprost nieziemsko, ubrana cała na czarno i z podkrążonymi oczami, na które ciężkie powieki opadały mi średnio co dziesięć sekund. Po pierwszym wykładzie nie wytrzymałam i kupiłam sobie kawę, by jakoś dotrwać do końca dnia. Raz po raz zerkałam na telefon, nie chcąc przegapić momentu, gdy Lucas wstanie i coś napisze. Wolałam nie pisać do niego pierwsza, by go przypadkiem nie obudzić.
W końcu napisał, a ja rzuciłam się na telefon jak oparzona, prawie rozlewając na siebie kawę.
LUCAS: Cześć, moja piękna. Jak się masz w ten cudowny poranek?
Co za niepoprawny optymista.
JA: Chyba to ja powinnam pytać o to Ciebie? Jak Twoja głowa?
LUCAS: Trochę jak na kacu - normalka.
Zachichotałam, wdzięczna losowi, że Lucas jest taki jak zawsze i ten koszmarny incydent nie zakończył się czymś gorszym. Pisałam z nim do końca zajęć, a później schowałam telefon i pognałam jak szalona do domu, po drodze jeszcze wstępując do sklepu. Kupiłam Lucasowi dużo owoców i jedno opakowanie czekoladek, żeby nie zaczął jęczeć, że próbuję go zakatować samym zdrowym jedzeniem. W mieszkaniu wypakowałam z torby książki, włożyłam do niej jedzenie i nucąc, wyszłam z mieszkania. Do szpitala był kawałek drogi stąd, więc zastanowiłam się, czy zadzwonić po taksówkę, czy poprosić Kate o podwiezienie. Albo…
Do głowy wpadła mi szalona myśl, którą z początku chciałam od razu odrzucić, ale po chwili przystanęłam i głęboko się zamyśliłam. W sumie… dlaczego nie?
Wróciłam się do mieszkania.
- Kate – zwróciłam się do przyjaciółki, zaciskając palce na szczęście. – Pożyczyłabyś mi samochód?
Kate wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Tobie? Chcesz skasować mój samochód, czy raczej siebie?
- Ej – obruszyłam się. – Może trochę wiary. Nawet Lucas dał mi swój samochód, kiedy na nowo uczył mnie jeździć. Proszę! Będę uważać.
Spojrzała na mnie nieufnie, ale podała mi kluczyki. Ściskając je, zeszłam na dół. Czułam ssący mnie w żołądku stres, ale przecież miałam nie lada motywację- dotarcie do Lucasa.
Do szpitala dotarłam bez większych przeszkód. Nie przejechałam żadnego pieszego, żadna wiewiórka również nie ucierpiała. Co prawda odkryłam, że równe parkowanie nie było moją mocną stroną, ale kto by się tym przejmował. Dojechałam! Ja, urodzona fajtłapa, bez żadnego zadrapania - ani na ciele, ani na samochodzie - dojechałam do celu! Byłam z siebie dumna jak paw. Chwyciłam torbę, zamknęłam samochód i wypełniona nagłym szczęściem szybko szłam do sali, gdzie leżał Lucas.
- Cześć kochanie! – zawołałam, wkraczając do środka i wyobrażając sobie, jak zaraz mu powiem o moim wyczynie i jaki będzie ze mnie dumny… i nagle moja radość prysła jak bańka mydlana. Przy łóżku Lucasa siedziała Michelle.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1886 słów i 10389 znaków.

7 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Aga1922

    Niech w końcu powie mu prawde o Michelle :(

    9 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Aga1922 powie :*

    9 sie 2016

  • Użytkownik Krolewna

    :kiss:  <3

    9 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Krolewna <3

    9 sie 2016

  • Użytkownik Happiness

    Dodaj dziś coś jeszcze  :*

    8 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Happiness jutro przed południem dodam :*

    9 sie 2016

  • Użytkownik Lolisss

    Blagam, niech te Michelle Szczęściarz zagryzie, nie nawidze jwj !! Ale. Opowiadanoe jak zawsze ekstra!! <3

    8 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lolisss haha :D dziękuję :*

    9 sie 2016

  • Użytkownik Oliwia

    ♥♥♥♥♥

    8 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Oliwia ♥♥♥

    9 sie 2016

  • Użytkownik Czarodziejka

    Kocham Cie i Twoje opowiadanie <3. Kiedy kolejna? <3

    8 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Czarodziejka wow dziękuję <3 jutro :*

    8 sie 2016

  • Użytkownik Czarodziejka

    @candy czekam z nie sierpliwością <3

    8 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    Znowu ona? Nie cierpię tej całej Michelle :/ Kiedy kolejna?  :D

    8 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lovcia jutro :)

    8 sie 2016

  • Użytkownik Lovcia

    @candy  :kiss:

    8 sie 2016