Wybieram jeszcze raz [18]

Gdy obudziłam się następnego dnia, najpierw wystawiłam głowę zza drzwi od pokoju Lucasa i dokładnie zlustrowałam okolicę. Na szczęście nigdzie nie widziałam Marka, więc wyszłam na korytarz - przezornie ubrana od stóp do głów. Przeszłam do kuchni, gdzie Lucas stał przy kuchence… bez koszulki.
Ledwo zarejestrowałam, że smaży naleśniki, bo zbytnio skupiłam się na jego bosych stopach, luźno opadających dżinsach, widocznym pasku bokserek, szerokiej klatce piersiowej, idealnych mięśniach…
- Gapisz się na mnie – odezwał się nagle.
- Wcale nie. – Spłonęłam rumieńcem, kiedy odwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem.
- Jasne. Podziwiałaś dzieło sztuki.
- Może trochę – przyznałam, podchodząc i mocno go całując, przy okazji oplatając ciasno ramionami. Przez chwilę rozkoszowałam się dotykiem jego skóry i pewnie mogłabym tak zostać przez całą wieczność, gdyby nie dobiegła nas woń przypalanego naleśnika.
- Cholera. – Lucas błyskawicznie się ode mnie odwrócił, chwycił patelnię i zsunął mocno już brązowego naleśnika na talerz. – Właśnie ucierpiała moja reputacja perfekcyjnego kucharza.
- A któż ci nadał taki tytuł? – spytałam z ciekawością, celowo utrudniając mu pracę, stając za nim i przytulając go.
- Ja, oczywiście.
- To rzeczywiście zmienia postać rzeczy. Zwłaszcza patrząc na tego biednego naleśnika.
- Siedź cicho – zarządził Lucas, odpędzając mnie ruchem ręki. – Siadaj i mnie nie rozpraszaj. Zaraz ci pokażę, co potrafi Kucharz Lucas. Usmażę ci takiego idealnego naleśnika, że twoja śliczna szczęka znajdzie się na podłodze. Zobaczysz.
Tak się zaaferował swoim zadaniem, że już wkrótce miałam cały stos idealnie wysmażonych naleśników, na których Lucas pieczołowicie wymalował serca dżemem truskawkowym. Po wchłonięciu ich wszystkich czułam się, jakbym nagle przytyła pięć kilo.
- Nie spodoba ci się to co powiem – zaczął Lucas, wstając, by umyć naczynia.
Nie spodobał mi się już sam ton jego wypowiedzi.
- To znaczy?
Odwrócił się do mnie, opierając się o blat i skrzyżował ręce na piersiach.
- No cóż, to będzie trochę bezsensowne, egoistyczne i samolubne, ale… chciałbym cię poprosić, żebyś przemyślała kwestię swojej pracy.
Przez chwilę nie miałam pojęcia, o co mu chodziło, ale dotarło do mnie: teraz w pracy miałabym już dwie wrogie mi osoby zamiast jednej. Może „wrogie” nie było najlepszym określeniem, ale z Michelle od trzech miesięcy nie zamieniłam ani słowa, a Eric też z pewnością nie był aktualnie moim zagorzałym fanem. Kurczę, byłoby głupotą rzucać dobrą pracę z powodów osobistych, ale nie potrafiłam sobie teraz wyobrazić spędzania tylu godzin w tygodniu obok byłej przyjaciółki i byłego chłopaka. Lucas trafił tym w sedno.
- To głupie – wymamrotałam. – Ale… już teraz wyobrażam sobie, jak niezręcznie będę się czuła.
- A ja będę piekielnie zazdrosny – Lucas powrócił do mycia naczyń.
Kurczę. Teraz dopiero miałam dylemat.
- Pomyślę nad tym jutro – powiedziałam po chwili. – Dziś i tak muszę iść do pracy.
Strach nagle ścisnął mi żołądek. Jak mam się zachować w takiej sytuacji? Normalnie rozmawiać? Zignorować? Jak Eric się zachowa? Nie przywykłam do takich sytuacji.
Ponieważ Lucas i ja znów byliśmy razem nie musiałam się kłopotać chodzeniem pieszo na uczelnię - codziennie jeździłam z nim. Był tak kochany, że nawet kiedy miał na późniejszą godzinę niż ja, to i tak wstawał, zawoził mnie i zazwyczaj wracał jeszcze na trochę do mieszkania. Oczywiście po zajęciach musiałam iść do pracy na piechotę, ale nie przeszkadzało mi to - było już coraz cieplej, a i ja po południu miałam o wiele większą motywację do chodzenia, niż rano.
Do sklepu weszłam cała w nerwach. Wszystkie mięśnie spięły mi się jak na rozkaz, kiedy zobaczyłam Erica stojącego przy kasie… jak zwykle z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę. Nagle zapragnęłam stać się niewidzialna, kiedy spojrzał na mnie i jego twarz wykrzywiła wściekłość. Szybko odwróciłam wzrok i zajęłam się klientami, bo nigdzie nie widziałam Michelle. Nadal czułam na sobie palący wzrok byłego chłopaka.
- Jezu – wymamrotałam do siebie. – Wzbudzam powszechną nienawiść.
Byłam niemal wdzięczna, że Michelle dziś nie było, bo miałam dużo roboty. Rwałam się do każdego, kto wchodził do sklepu, a na Erica starałam się nie patrzeć. Po wszystkim pomyślałam, że może jednak egoistyczna prośba Lucasa miała dość solidne podłoże- nie mogłam tak pracować. Choć podobało mi się bycie samodzielną, niezależną i pracującą kobietą, to czułam się niedobrze w takiej niezdrowej atmosferze. Gdyby nie pojawiający się wciąż klienci, atmosferę można by kroić nożem.
Lucas jak zwykle czekał na mnie w samochodzie, a kiedy do niego weszłam, powitał mnie pocałunkiem, który podziałał na mnie jak prysznic - nagle zmył ze mnie troski całego dnia.
- I jak było? – zapytał, przytulając mnie.
- Do dupy – powiedziałam krótko i niezbyt elegancko.
- Czy ten cham się w ogóle odezwał?
- Nie – zasmuciłam się. – I co gorsza nie wiem czy to dobrze, czy źle. Może ulżyłoby mi, jakby na mnie nawrzeszczał czy coś.
- Nikt nie będzie na ciebie wrzeszczał – powiedział dobitnie Lucas, zapalając silnik. – A na pewno nie, póki ja jestem przy tobie.
Przytuliłam się do niego, utrudniając mu nieco wycofanie z parkingu.
- W piątek jest impreza – zagaił Lucas po chwili. – Masz ochotę iść?
Całe moje studenckie życie kręciło się wokół imprez, ale teraz sytuacja była trochę inna. Nie poszłabym tam sama, nie poszłabym z Jaredem, poszłabym z Lucasem, chłopakiem, który mnie kocha.
A, właśnie. Przypomniałam sobie jego słowa wypowiedziane w lekko pijackim amoku. Były prawdziwe? Nie powtórzył ich już- ani na trzeźwo, ani w żadnej innej sytuacji. Wymsknęło mu się? Myślał o kimś innym? A może po prostu już mu to minęło?
Uspokój się, zrugałam się w myślach. Dopiero co do siebie wróciliście. Zresztą zobacz, jak dobrze cię traktuje. Na te słowa potrzeba czasu. Zwłaszcza po tym, jak dopiero co krzyczałaś mu w twarz, że nigdy więcej nie chcesz go widzieć.
- Carly?
Momentalnie powróciłam do świata żywych.
- Jasne – posłałam mu uśmiech. – Z tobą zawsze.
- To dobrze, bo już powiedziałem Kate, że idziemy – wyszczerzył się.
Przewróciłam oczami.
- Poprawiają wam się stosunki, co?
- O, i to jak. Może jednak powinienem podziękować Ericowi, bo Kate do tego stopnia go nie znosiła, że już woli znosić mnie.
- Czyli Kate i Ian też idą?
- Taki jest plan.
- Fajnie – uznałam. I naprawdę tak myślałam. Może wreszcie czekała mnie normalna impreza z przyjaciółmi bez żadnych rewelacji, zerwań, krzyków, rozbitych szklanek i odrzuceń.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1255 słów i 6995 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik ~☆mîšîâ☆

    Suuper <3 kiedy  wstępna część? <3

    7 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @~☆mîšîâ☆ niedługo ;) <3

    7 sie 2016

  • Użytkownik Lolisss

    Świetne!!<3

    7 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Lolisss <3

    7 sie 2016

  • Użytkownik Nika....

    :D cudo!

    7 sie 2016

  • Użytkownik candy

    @Nika.... <3

    7 sie 2016