Serce do serca | Część 17 - The End

Serce do serca | Część 17 - The EndJego pytanie tamtego wieczoru kompletnie mnie zaskoczyło. Myślałem, że nie mówił o tym poważnie kiedy spałem. Mimo, że pytanie te padło pięć dni temu, nadal nie mogę wyjść z zaskoczenia. To byłoby.. wspaniałe. Co ja plotę, przewspaniałe! Tak bardzo mnie tym zawstydził, że już nic mu nie odpowiedziałem. Sądzę, że domyślił się mojej odpowiedzi, gdy zanurzyłem się w jego objęciach. Cholera, jestem już tu dziesiąty dzień, a piąty od pobudki. Ileż jeszcze będę musiał tutaj siedzieć? Czuję się jak więzień! Wyniki są bardzo dobre, a do tego nie muszę być już podłączony do tych wszystkich kabli i męczących, pikających urządzeń. Jestem na obserwacji, wielkie mi halo. Co tu obserwować? Czuję mały dyskomfort przy chodzeniu, bo rana wciąż się goi, ale lekarze mówią, że to całkiem normalne i przepisali mi maść kojącą, po której dyskomfort kompletnie znika. Oprócz tego jest już ze mną wszystko w porządku. Nie mogę sobie poleżeć w domu? Mam już dość szpitala, lekarzy, pielęgniarek i tego całego cyrku…  

Mam spore szczęście, że nie zmieniono mi pokoju, a to wszystko dzięki mojej wspaniałej mamie. Ostatnio jest moim stałym gościem, a to wszystko przez urlop, na jaki sobie pozwoliła przez mój stan zdrowia. Do tego wszystkiego polubiła się z Gabrielem. Gdyby Gabriel nie był Gabrielem, a moja mama w dziwny sposób nie zmieniła się w lepszą osobą, to miałbym obawy po historii z Kamilem, ale teraz jestem całkowicie spokojny. Wstaję z łóżka i z przyzwyczajenia lekko się skrzywiam, ale robię to kompletnie bez powodu, bo tym razem nie dokucza mi żaden najmniejszy ból. Staję na nogach i sam się sobie dziwię. Miałem już dość szpitalnych ubrań, a że lekarze chcieli zatrzymać mnie na obserwacji, to wywalczyłem prawo do ślęczenia tu we własnych ciuchach. Tak dawno nie chodziłem w dresach. Jedna z pielęgniarek w sekrecie powiedziała mi, że zależy im na obserwowaniu mojego dochodzenia do siebie po tym postrzale. Znów powtórzyła, że brakowało centymetra, by dziś mnie tu z nimi nie było, a dla lekarzy robiących specjalizację w zakresie chirurgii jest to dość interesujący przypadek. Co jakiś czas przychodzi tu dwóch młodych lekarzy i dopytują się o moje zdrowie. Wrzody na dupsku.  

Otwieram szufladę stolika, który stoi przy moim łóżku i wyjmuję z niego maść, która została mi przepisana. Nie czuję żadnego bólu, ale wolę dmuchać na zimne, bo mam zamiar przejść się dookoła szpitalnego korytarza. Mam już dość leżenia i marzę o spacerze. Zazwyczaj przechadzam się po korytarzach z Gabrielem, bo upiera się, że mi pomoże, bo panicznie się boi, że upadnę i nabawię się jakiegoś guza bądź gipsu. Odkręcam wieczko od kusząco pachnącej maści i odkładam je obok. Unoszę swoją koszulkę do góry i przyglądam się miejscu, w które dostałem kulkę. Jeszcze do końca nie wiem jak będzie wyglądała moja blizna, ale wiem, że na pewno będzie. Delikatnie odklejam duży plaster, który jest tam dla bezpieczeństwa i odkładam go koło wieczka od maści. Słabo widzę tą całą bliznę, bo wciąż mam szwy. Czarna nitka utrudnia mi kontakt z nowym nabytkiem. Gdy w końcu się jej pozbędę, będę mógł dokładnie zobaczyć to, z czym przyjdzie żyć mi do końca życia. Mimowolnie w moje oczy rzuca się kolejna rzecz, z którą przyjdzie mi żyć do końca życia. A właściwie nie rzecz, a osoba na zdjęciu, które leży w szufladzie. Gabriel. Wygląda na to, że spędzimy resztę naszych dni razem. Uśmiecham się i zamaczam palca w zawartości plastikowego, okrągłego pudełeczka. Delikatnie rozsmarowuję maść, po czym wyjmuję świeży plaster z szufladki i przyklejam go na swoje miejsce. Chowam wszystko to, co wyjąłem z szufladki i wolnym krokiem zmierzam do kosza, który stoi przy drzwiach, a nie koło stolika.  

- Miałeś leżeć – w drzwiach przestrasza mnie Magda, a za nią stoi Samanta razem z Patrycją, która ciągnie za sobą wózek inwalidzki.  
- Boże! Chcecie żebym jeszcze zawał musiał przejść?!  
- Przynajmniej miałbyś blisko do szpitala – Samanta wybucha śmiechem i poklepuje mnie po plecach na powitanie.  
- Szykuj się, idziemy w miasto – zwraca się do mnie Patrycja wskazując na wózek.  
- W miasto? – spoglądam ciekawsko na wózek. – Zaraz przyjdą te wrzody na dupsku pytać jak się mam – skrzywiam się na samą myśl o natarczywych lekarzach.  
- Lekarz pozwolił porwać cię na parę godzinek, szybciej! – Magda mną dyryguje.  
- Ordynator – poprawia ją Samanta.  
- To też lekarz – przewraca oczami Magda.  
- Ale nie taki całkiem lekarz, co nie? Czy tak?  

Rozbawiony przygotowuję się do wyjścia. Torbę z ubraniami mam pod łóżkiem. Próbuję się po nią schylić, ale Patrycja od razu do mnie doskakuje i robi to za mnie. Ubieram skarpetki, bo wygodniej jest spacerować po pokoju na bosaka i znajduję szarą bluzę do kompletu z dresami. W końcu odetchnę świeżym powietrzem! Dość już tego szpitalnego powietrza i zapachu wybielacza. Dziewczyny są całe podekscytowane, a ich humor mi się udziela. Patrycja pomaga mi założyć trampki, a ja próbuję się kłócić, że nie potrzebuję wózka, ale nalegają, że inaczej nie puszczą mnie ze szpitala, a do tego Gabriel nalegał, żebym bezpiecznie siedział w czterokołowym pojeździe. Uzgodniły to i z nim i z lekarzem, cóż za wspaniała organizacja. W końcu zasiadam na wózek, a Samanta przejmuje ster. Chwali się swoim bicepsem i wyjeżdżamy za próg pokoju, w którym zamknęli mnie na obserwacji. Gdy tylko wyjeżdżamy na korytarz, jeden z dwóch moich prześladowców woła za mną.  

- Panie Maćku! – woła młody mężczyzna ze stertą papierów w rękach z drugiego końca korytarza.  
- Panie Maćku, spierdalamy! – śmieje się Samanta i rozpędza się z wózkiem.  
- Gazu, gazu – dopinguję ją rozbawiony.  

Udaje nam się uciec przed wrzodem numer jeden do windy. Magda od razu zamyka metalowe drzwi odpowiednim przyciskiem i jedziemy w dół. Nasz głośny śmiech roznosi się w szerokiej windzie, a ja już wiem, że jak tylko wrócę, to nie dadzą mi spokoju. Czy nie uczyli ich, że nie powinno się stresować pacjentów? Zjeżdżamy na parter i od razu kierujemy się do wyjścia. Nareszcie. Nareszcie mam okazję rozkoszować się świeżym powietrzem, a do tego nie tym z okna. Dzień jest ciepły i przyjemny. Mówię dziewczynom, że marzę o dobrej kawie i decydujemy się odwiedzić pobliską kawiarenkę. Przyglądam się wszystkim miejscom, które mijamy i dopiero teraz tak bardzo doceniam to, że żyję. Mogłem być teraz gdzieś daleko stąd, a jednak jestem tu. Z życiem nie ma żartów. Życie jest cenne już samo w sobie, a to jakie będzie potem, zależy już tylko od nas.  

Docieramy do ulicy, która znana jest z dużego ruchu i zauważamy przytulną kawiarenkę tuż za rogiem. Jej staromodny wygląd sprawia, że od razu kierujemy się do niej, zamiast do tej dobrze nam znanej, która znajduje się ulicę dalej. Wstaję z wózka i mimo protestów, bez problemu pokonuję paręnaście metrów, które dzielą mnie od stolika z czterema krzesłami. W taką pogodę ani mi się śni siedzieć w środku. Po chwili dołączają do mnie dziewczyny i zajmują miejsca przy krzesłach w kolorze ciemnego brązu, a Magda idzie do środka złożyć zamówienie. Wygodnie opieram swoje plecy o oparcie krzesła i rozkoszuję się widokiem ulicy i pędzących przez nią ludzi. Tyle żyć przechadza po tej ziemi. Każdy ma swoje uczucia, wspomnienia, plany, marzenia i problemy. Każdy do czegoś dąży i uczestniczy w swoim małym, osobistym biegu, a ja nie tak dawno temu mogłem zostać z tego biegu zdyskwalifikowany.  

- O czym tak myślisz? – zaczepia mnie Magda, gdy się do nas przysiaduje.  
- Życiu i takich tam – wytykam język w jej stronę – a raczej o tym, jak łatwo jest je stracić.  
- I to przez te myśli nie chcesz uczestniczyć w rozprawie? – Samanta czyta w moich myślach.  
- Po co mam się jeszcze teraz z kimś sądzić… I tak go skażą i tak go skażą, czy to coś polepszy jeśli będę musiał stanąć przed sądem, a przy okazji spojrzeć mu w oczy? – mój głos się łamie, bo przed oczami znów staje mi młody, przestraszony chłopak. – A poza tym chcę w końcu pojechać z Gabrielem na naszą wycieczkę, a te wszystkie procedury i inne dyrdymały tylko nam w tym przeszkodzą – zmieniam temat mając nadzieję, że chłopak zniknie z sprzed moich oczu.  
- Też bym w taką wycieczkę chciała pojechać – wzdycha Patrycja.  
- To na co czekasz? – pytam, a do nas podchodzi kelnerka z czteroma kubkami kawy.  
- A gdzie tam ja na takie wycieczki. Takie wieśniary jak ja, to siedzą w domu i zakuwają do kolejnego egzaminu, a nie wybierają się w podróż po Europie.  
- To wszystko przez tą biedronkę… Nie potrzebnie jej mówiłam, a teraz masz – chichra się ruda, po czym bierze kilka łyków kawy.  
- A żebyś wiedziała! Jak mogłaś mnie tak perfidnie wtedy okłamać?! – oburza się Patrycja.  
- Oj, zamknij się! To było piętnaście lat temu, a teraz będziesz mi to wypominać przez kolejne trzydzieści. Zachowuje się jak bym jej przynajmniej pół rodziny wymordowała – przewraca oczami Samanta, a ja z Magdą mamy niezły ubaw.  

Dziewczyny przez chwilę się jeszcze kłócą, a potem zaczynamy naradę awaryjną, bo Magda sieje panikę, że Michał ją zdradza. Mam nie mały dylemat, bo obiecałem, że nie puszczę parę z ust o oświadczynach. Mimo, że już znalazła pierścionek, to nadal siedzę cicho i udaję, że nic nie wiem. Kobiety. Facet chce jej się oświadczyć, znajduje pierścionek, a i tak powie, że ją zdradza. Z drugiej strony ciekawi mnie, co tak bardzo wstrzymuje Michała przed oświadczeniem się. Przekonuję dziewczyny, że na pewno jej nie zdradza, a do tego z ciekawości pytam swoją przyszywaną siostrę, czy zgodziłaby się, gdyby poprosił ją o rękę. Zgodnie z moimi oczekiwaniami odpowiada, że oszalałaby ze szczęścia i wykrzyczała mu "tak" kilkaset razy. Nie zdziwiłbym się, gdyby faktycznie tak zrobiła.  

- Tak w ogóle to gdzie jest Gabryś? – spoglądam ciekawsko na wszystkie trzy, bo coś mi tu nie gra. Ostatnio jest strasznie tajemniczy, gdzieś jeździ, pojawia się i znika.  
- A co ja, chipa mu wszyłam? – widzę po Magdzie, że doskonale wie, gdzie on teraz jest.  
- Mów co knuje, proszę – przymilam się przyszywanemu członkowi rodziny.  
- O boże! O matko! – Samanta gwałtownie podnosi się z krzesła.  
- Co ci? – pyta zdziwiona Patrycja całą sytuacją.  
- No jak to co mi?! Okres dostałam, ha! – Samanta wybucha śmiechem, czym po raz kolejny zwraca uwagę innych na nas.  
- Przepraszam, wszystko w porządku? – pyta kelnerka, która akurat obsługiwała stolik obok.  
- W jak największym, okres dostałam! Och, dzięki ci matko, ojcze, bracie i kuzynie. Ominą mnie śmierdzące pieluchy, płacze, sracze i rozstępy!  

Samanta znika od stolika i leci do środka, gdzie znajduje się łazienka, a my znów nie możemy wyrobić ze śmiechu. Tak naprawdę zapomniałem powiadomić dziewczyny, że dokładnie słyszałem wszystko to co mówiły, gdy wygodnie sobie spałem bez możliwości obudzenia się. Miałem zemścić się za robienie mi głupich min i ciągnięcie za uszy, ale kompletnie o tym zapomniałem. Jeszcze będę miał wiele okazji do tego, o tak.  

- A oto i Gabriel – Magda wskazuje palcem na coś za moimi plecami.  

Odwracam się z nadzieją, że ujrzę za sobą Gabriela i tak właśnie się dzieje. Uśmiecha się na mój widok i składa pocałunek na moim policzku. Nie byłby sobą, gdyby nie zapytał jak się czuję i czy coś mnie boli. Dziewczyny chcą go namówić na małą kawkę, ale odmawia i ostrzega, że zamierza mnie porwać. Nie mam nic przeciwko temu porwaniu i po chwili żegnam się cały szczęśliwy z przyjaciółkami, bo czeka mnie spacer z Gabrielem. W sumie to jego czeka spacer, bo upiera się, żebym wygodnie rozsiadł się na wózku. Wyruszamy, a ja cały wypełniony ciekawością pytam jak minęło mu popołudnie. Słodko zaczyna się jąkać, co tylko potwierdza moje przepuszczenia, że coś knuje. Decyduję się go nie męczyć, spróbuję potem dowiedzieć się wszystkiego.  

Niektórzy ciekawsko mi się przyglądają. No tak, wystarczy wyjechać wózkiem inwalidzkim na ulicę i już jesteś na językach wszystkich dookoła. Czasem zastanawiałem się co taka osoba na wózku musi sobie myśleć, gdy wszyscy dookoła się przyglądają, a teraz już doskonale wiem. Chociaż nie do końca, bo mam możliwość podniesienia się z tego wózka. Czasem ciekawość i brak wyczucia innych mnie dobija. Żyjemy w świecie, w którym ludzie zamiast żyć swoimi życiami, próbują z całych sił żyć życiem kogoś innego, najczęściej kompletnie mu nie znanemu. Jedni nazwą to przesadzoną empatią, jednak ja nazwałbym to zwykłą wścibskością. Czasami sam jestem obiektem przyciągającym wzrok innych, a dokładniej ja z Gabrielem, gdy przykładowo trzymamy się za rękę gdzieś na ulicy. Ludzie bywają wścibscy, ale z drugiej strony nigdy jeszcze nie mieliśmy okazji spotkać się z aktem homofobii czy nienawiści w naszą stronę. Ludzie się gapią, pod nosem coś gadają, w myślach przeklinają, ale tak naprawdę boją się głośno powiedzieć, że coś im się nie podoba. Są też ludzie, którzy bardzo chętnie mówią o tym głośno, ale niestety nie potrafią wytłumaczyć swojego sprzeciwienia ku takim osobom jak ja i Gabriel. Ludzie boją się wszystkiego co inne i wszystkiego tego, co różni się od nich. Homofobia jak dla mnie jest może nie śmieszna, a bardziej żałosna. Mało która osoba, która uważa, że jest homofobem, potrafi podać ku temu racjonalny argument. Homofobia roznosi się jak grypa, bo ludzie są naiwni i zamiast słuchać siebie samych i dążyć do wyrobienia sobie swojego zdania, to słuchają innych. Słuchają tego co powie kolega w szkole, sąsiad na podwórku, ojciec w domu czy proboszcz na mszy. Nikt tak naprawdę nie umie podać racjonalnego powodu, dlaczego dwie osoby nie powinny się kochać i być takimi jakimi chcą. Homoseksualizm nie jest chorobą, to homofobią nią jest.  

Spacerując po ulicach Gdańska, Gabrielowi zaczyna burczeć w brzuchu. Zaśmiałem się i proponuję, żebyśmy udali się coś zjeść. Od razu przystaje na moją propozycję i zakręcamy w alejkę z barem fast food. Od razu tego żałujemy, bo przed nami pojawia się nikt inny jak Ula. Po chwili też nas zauważa i cała się skrzywia. Słyszę jak Gabriel cicho klnie pod nosem, ale wciąż pcha wózek przed siebie.  

- Cześć – mówi, gdy już zbliżamy się do siebie.  
- Hej – odpowiadam, ale nie potrafię się do niej uśmiechnąć.  

Gabriel w odpowiedzi mija ją ze mną na wózku, kompletnie ją ignorując. Wolę milczeć, by go nie zdenerwować. Po chwili jesteśmy już w środku, a zapach tych wszystkich dań, które można tu dostać sprawia, że staję się o wiele bardziej głodny niż byłem, gdy proponowałem coś do zjedzenia. Niebieskooki zostawia mnie samego przy stoliku i idzie w stronę lady, by zamówić jakieś jedzenie. Z głośników wywieszonych dookoła pomieszczenia wylewa się spokojna muzyka, która sprawia, że nie myślę już o tym spotkaniu. Ciąża jej służy, nie ma co. Jej brzuch jest już licznych rozmiarów, ale za cholerę nie chce mi się zastanawiać, w którym miesiącu musi być teraz. Pewnie jest już bliżej, niż dalej. Sięgam za ulotkę z menu i powoli ją przeglądam, by się nie nudzić. Jest krótka i szczegółowa, odrobinę nudna. Odkładam ją i zakładam ręce na stół. Po chwili dołącza Gabriel, chwyta za nie i lekko całuje.  

- Złościsz się jeszcze? – moje usta same się rozszerzają, gdy tylko spoglądają na jego piękną twarz i te niebieskie oczy…  
- Ja? Ja się nigdy nie złoszczę – również się uśmiecha.  
- Akurat – mój uśmiech jeszcze bardziej się szerzy.
- Piękny jesteś, mówiłem ci to już?  
- Wiele razy, ale nijak nie mogę konkurować ze stopniem twojej piękności.  
- Och, przesadzasz – zawstydza się.  

Nasze wyznania przerywa kelner, który dostarcza nam dwa duże hamburgery. Gabriel jak zwykle ma ze mnie ubaw, że nie umiem jeść hamburgera, a ja go ignoruję, bo wole sobie w nim podłubać widelcem i zjeść powoli niż rozszerzać swoją buzię, by móc bez problemu ugryźć bułkę i jej zawartość. Tak naprawdę jeszcze nigdy nie udało mi się ugryźć hamburgera bez pobrudzenia się i żeby uniknąć kompromitacji, stosuję sposób z widelcem. Niebieskooki wstaje od stolika i szybko wraca z plastikowym widelcem w ręce. Nie byłbym sobą, gdybym nie zwrócił mu uwagi, że sam nie umie jeść hamburgera, a on śmieje się, że przyniósł mi zapasowy, bo jestem tak gorący, że plastikowy przedmiot niedługo roztopi się w moich dłoniach. Hamburger nie jest najgorszy. Co knajpa, to inny smak mięsa. Najbardziej jednak smakują mi sałatki w nim, są przepyszne. Dopiero teraz wpadam na to, że powinienem jeść zdrowiej, bo wrzody znów zaciągną mnie na badanie i przedłużą mi obserwację.  

- Zapomniałbym! Rodzice cię pozdrawiają – przypomina sobie Gabriel.  
- Czyi? – rozbawiam go, choć znam odpowiedź.  
- Moi – ponownie szeroko się uśmiecha w moją stronę.  
- A propos, kiedy w końcu wyruszymy w naszą wycieczkę?  
- Niedługo – odpowiada krótko i tajemniczo.  
- Niedługo, czyli kiedy?  
- Prędko!  

Po raz kolejny nie udaje mi się z niego wyciągnąć, co takiego knuje. Rezygnuję ze swoich podejść i spędzam z nim bardzo miłe popołudnie. Zgodził się na kompromis i tak oto pokonałem drogę do szpitala na własnych nogach. Jakikolwiek ból zniknął, opuścił mnie i mam nadzieję, że na dobre. Docieramy do szpitala, a tam już od wejścia obskakuje mnie wrzód numer jeden razem z wrzodem numer dwa, zapraszając na prześwietlenie. Na samą wiadomość o kolejnych badaniach, sygnalizuję Gabrielowi odruchy wymiotne, a on rozbawiony odpowiada, że będzie na mnie czekał. Po raz kolejny jestem pytany o zdrowie, samopoczucie i bóle przy chodzeniu. Gdy wesoło wyjawiam, że żadne bóle już mi nie dolegają, wrzody zaczynają się dziwić i ślą mnie na jeszcze inne badania. Psia krew z nimi. Po wszystkich badaniach odwiedza mnie ordynator. Na szczęście już nie pyta jak się czuję, bo zapewne wrzody zdążyły już mu wszystko przekazać. Mówi, że wszystko jest już w porządku i już jutro mogą wypuścić mnie z czystym sumieniem ze szpitala. Cieszę się jak głupi. Cieszę się jak więzień, który odsiedział już swój wyrok. Jestem wolny, nareszcie! No dobra, od jutra.  

Gdy razem z Gabrielem spokojnie sobie leżeliśmy i rozmawialiśmy, niespodziewanie zasnął. Jego cichutkie pochrapywanie daje mi do zrozumienia, że albo tak bardzo zmęczył się pchaniem wózka ze mną, albo to przez to jego tajemnicze knucie. Zaskakuje mnie ciche pukanie do drzwi. Gabriel ani drgnął, więc po cichu wstaję i kieruję się w stronę drzwi. Mam nadzieję, że to nie wrzody. Jaka wielka szkoda, że drzwi te nie są wyposażone w judasza. Otwieram i doznaję pozytywnego zaskoczenia. To ona. Dziewczyna, która wtedy została tak okropnie potraktowana przez młodego chłopaka, który mnie postrzelił. Nie miałem okazji jeszcze jej spotkać. Pamiętam, że była u mnie raz, gdy jeszcze spałem. Drobna brunetka spogląda na mnie i nie wie co powiedzieć. Wychodzę z pokoju i po cichu zamykam drzwi, by nie obudzić Gabriela. W ciut krępującej ciszy kierujemy się w stronę ławek, które stoją przy ścianie.  

- Maciek – przedstawiam się, by przerwać krępującą ciszę.  
- Ania – wyciąga dłoń w moją stronę, a ja lekko ją ściskam.  

Po chwili Ania się rozluźnia i niepotrzebnie zaczyna mi dziękować, a do tego przepraszać. Jest skromną osobą, a do tego tak bardzo miłą. Jest studentką pedagogiki, idealny kierunek dla niej. Przez zaledwie godzinę spędzonej na szpitalnej ławce, udaje mi się ją dobrze poznać. Dzięki niej dowiaduję się też więcej o młodym chłopaku. Jest jej sąsiadem i ma na imię Arek. Podobno od małego nie miał łatwo w życiu.. nie, znów nawiedza mnie jego spojrzenie. Ania stwierdza, że mogła mu po prostu oddać tą torebkę i ani jej, ani mi nic by się nie stało. Głupoty. Po godzinie rozmowy musi lecieć, ale wymieniamy się numerem telefonu. Wracam do pokoju, a Gabriel śpi w najlepsze. Kładę się obok niego na plecach i przyglądając się białemu kolorowi, który pokrywa sufit, myślę o Arku. Czy naprawdę ciężka sytuacja w domu potrafi skłonić młodego człowieka do takich czynów? Ma zaledwie osiemnaście lat, dopiero co wyrobił sobie dowód osobisty, a teraz będzie musiał iść siedzieć za kradzież, pobicie, postrzał i posiadanie nielegalnej broni. To przykre, że niczego się nie nauczył przez to, co miał w domu. Bijatyki, awantury i zero zainteresowania. Opowieści Ani o jej sąsiedzie mnie przeraziły. Przez chwilę zrobiło mi się go po prostu żal. Te jego przestraszone oczy… Nie chciał użyć swojej broni, ale musiał. Bał się. Bronił się. Gdy już chciałem go puścić, pociągnął za spust. Wyrzuty sumienia nie dały mu żyć, sam zgłosił się na komisariat. Boję się, że znów mi się przyśni. Jak dobrze, że mam przy sobie Gabriela. Wtulam się w niego, zaciągam zapachem jego włosów i zamykam oczy z nadzieją, że tej nocy przestraszony, młody wzrok mnie nie nawiedzi.  

***

Z samego rana opuszczam bramy nieoficjalnego więzienia, oficjalnie nazywanego szpitalem. Żegnam się z całą załogą szpitala, a nawet i ze wrzodami, życząc im wysokich lotów w specjalizacji. Przy okazji zdjęto mi szwy, ale wolę na razie nie przyglądać się mojej bliźnie. Dla lepszego samopoczucia przyklejam sobie plaster, ale wiem, że wieczorem będę musiał go zdjąć i zmierzyć się z blizną. Lekarz mówił, że jest mała i nie ma czym się przejmować. W samotności i chwili spokoju sam się o tym przekonam. Nie odczuwam już żadnego bólu, ale Gabriel nadal upiera się, żebym niczego nie dźwigał i na razie się nie schylał. W końcu odwiedziłem dom, a do tego stęsknionego Łobuza. Tak bardzo go zaniedbuję ostatnio… Mam wyrzuty sumienia, ale szybko mi to wszystko wybacza. Szczęściarz, jego paszport już dawno przyniósł listonosz i wyruszy w wycieczkę razem z nami. Tylko kiedy? Gabriel nadal jest tajemniczy.  

Pierwszy dzień na wolności spędzam z Gabrielem, jego babcią i Łobuzem. Po pysznej obiadokolacji, Gabriel porywa mnie na spacer. Wolnym krokiem kierujemy się w stronę plaży, a towarzyszy nam przyjemny wiaterek, który pojawił się zaraz po tym, jak słońce zagubiło się w chmurach. Nie jest mi chłodno, ale mimo to Gabriel chwyta mnie w pasie i delikatnie do siebie przyciąga. Nadal męczę go pytaniami o wycieczkę i o to, co robił w ostatnich dniach, gdy nie było go przy mnie, ale w końcu mówi, że niedługo się wszystkiego dowiem. Milknę nie chcąc psuć sobie niespodzianki, jaką szykuje.  

- Za niedługo chwila prawdy – mówi cicho pod nosem zmieniając temat.  
- To znaczy? – zaintrygował mnie.  
- Nic cię nie boli? – pyta, by zmienić temat.  
- Przy tobie nie odczuwam żadnego bólu – słodzę mu.  
- Jestem jak środki znieczulające? Jestem jak narkotyk, twoją własną odmianą heroiny? – cytuje Edwarda Cullena ze Zmierzchu, czym mnie rozbawia.  
- Och, tak. A teraz mnie ugryź – wybucham śmiechem i przekraczamy teren plaży.  

Jestem odrobinę zdezorientowany, bo jeszcze nigdy wcześniej nie byłem w tym sektorze. Mimo, że dzieli nas tylko kilkadziesiąt metrów od morza, to wiatr jest umiarkowany. Nad wydającą przyjemne szumy wodą, podziwiamy piękne niebo, które przygotowuje się do zachodu. Szary odcień chmur spływa się z przepięknym odcieniem koloru pomarańczowego. Przystaję, by rozejrzeć się dookoła. W oddali widzę świecące się świeczki w kolorze czerwonym, które ułożone są na znak serca. Uśmiecham się, a do tego zżera mnie ciekawość, kto tak ładnie to ułożył. Gabriel widząc mój uśmiech, niespodziewanie biegnie przed siebie. Zdezorientowany obserwuję, gdzie tak bardzo mu się śpieszy. Dopiero teraz zauważam, że przebiegł przez jakąś małą bramkę, która została wcześniej wbita w piasek. Podchodzę bliżej bramy i dopiero teraz dostrzegam jej piękno. Jest wysoka, ale wąska. Zdobią ją czerwone róże, a na górze wywieszona jest tabliczka, a na niej starannie napisane jest "Idź dalej, czekam na Ciebie". Gdy przyglądam się piśmie na tabliczce, od razu orientuję się, że to jego pismo. Tylko on potrafi pisać tak ładnie i starannie, a do tego nie musi się przy tym przykładać. Uśmiecham się i podekscytowany przekraczam bramę. Wprost drogi, która kieruje do serca stworzonego przez czerwone świeczki, stoją przeróżne tabliczki wskazujące, które pokrywają to samo staranne pismo, co na tabliczce, która wisiała na bramie. Dopiero teraz dostrzegam sylwetkę mojego ukochanego w środku serca. Czy właśnie to knuł przez te wszystkie dni? Spoglądam na pierwszą tabliczkę wskazującą iście do przodu. "Jesteś miłością mojego życia". Tabliczka po drugiej stronie przedstawia podobny tekst "Jedyną… Amen!". Uśmiecham się jeszcze szerzej i idę dalej. "Nie potrzebuję słów… wystarczy dotyk twoich ust…". Tabliczki kończą się, a ja prawie co zdeptałbym małe serduszko, które zostało odrysowane patykiem, a jego środek wypełniony jest płatkami czerwonych róż. Omijam szerokim krokiem serduszko i idę dalej. Staję przed świecącym się sercem, w którym uśmiecha się w moją stronę Gabriel.  

Koło serca wbita jest kolejna tabliczka, którą dopiero teraz zauważam. "Moje serce jest Twoim sercem". Czuję napływające łzy wzruszenia, ale powstrzymuję je i wchodzę w sam środek serca. Spoglądam w niebieskie oczy, a te w odpowiedzi przybliżają się do moich, po czym zostaję obdarowany namiętnym pocałunkiem, który oddaje wszystkie te uczucia, którymi mnie darzy. Rozpływam się, gdy jego gorące wargi pieszczą moje, a dłonie gubią się na moich plecach. Tyle musieliśmy ostatnio przejść, ale dziś jesteśmy tu, razem i szczęśliwi. Niech tak pozostanie…  

- Maciuś… Kocham cię – szepcze wprost do mojego ucha.  
- Ja ciebie też... Tak bardzo… - niechętnie opuszczam jego ramiona, by móc go pocałować.  
- Każdego dnia kocham cię bardziej… Dziś? Jeszcze bardziej niż wczoraj, ale i tak mniej niż jutro – przyznaje szczerze, po czym klęka przede mną.  
- Gabriel…  
- Poczekaj, daj mi dokończyć, bo się nie odważę – mówi, ale mimo tego klękam przy nim i jego wargi znów błądzą po moich.  
- Kocham… - szepczę.  
- Nie mam żadnego pierścionka, bo to raczej mało popularny sposób na oświadczyny chłopakowi… Mam tylko to tu – wskazuje palcem na swoje serce. – To coś bardziej wartościowego niż taki pierścionek, czy inne rzeczy, które wręcza się przy oświadczynach – nadal mówi o sercu. – Wręczam ci swoje serce, które będzie twoje na zawsze… Czuję, że twoje serduszko też będziesz już zawsze należało do mnie.  
- Dobrze czujesz – zatyka mnie jego wyznanie, ale mimo to odpowiadam i znów składam pocałunek na jego ustach.  
- Chcę spędzić z tobą całe swoje życie. Chcę cię kochać, przebywać z tobą, dbać o ciebie, martwić, starać… Chcę wszystkiego, co związane z tobą – opiera swoje czoło o moje.  
- To wyjdź za mnie – lekko się uśmiecham i uświadamiam sobie, że uprzedziłem go, bo właśnie to chciał mi zaproponować.  
- A ty za mnie – obejmuje moją twarz w swoich dłoniach.  

Delikatnie popycham go do tyłu i ląduje na plecach. Przylegam swoim ciałem do jego i ponownie spoglądam w te piękne oczy. Są przeszczęśliwe, a do tego załzawione. Pozwalam swojemu czołu delikatnie opaść na jego czoło, a naszym nosom lekko się dotknąć. Czuję jego słodki i spokojny oddech na swoich wargach. Przybliżam je do jego i delikatnie je muskam. Pozwalam sobie zrobić nasze noski eskimoski, po czym wracam do namiętnych pocałunków. Ta chwila może się nie kończyć, nie chcę, aby się kończyła. Mogę spędzić z nim wieczność na tej plaży, jeśli tylko będzie na niej nas dwoje. Możemy wybudować tu własny szałas, tratwę i żywić się złowionymi rybami i innymi owocami morza. Rozmarzony odklejam się od jego warg i ignorując piasek, kładę się koło niego na plecach, a swoją głowę kładę na jego torsie. Wpatruję się w to, co on w tej chwili. W to przepiękne niebo. Nie jest już szaro pomarańczowe, teraz pokrywa je przepiękny fiolet. Mimo wszystkich przeszkód losu, zmyślonej zdradzie, wyjazdom i postrzałom.. jesteśmy razem. Niezniszczalni. Taka właśnie jest nasza miłość. Mimowolnie chwytam za mój wisiorek przez koszulkę i uśmiecham się jeszcze szerzej. Spotkało mnie coś cennego.. miłość do Gabriela. Miłość odwzajemniona. Zostaliśmy dla siebie stworzeni, może i jesteśmy sobie przeznaczeni. Czuję, że cały się rozpływam w radości, która właśnie mnie wypełnia. Jestem obok niego… Obok mojego narzeczonego. Jesteśmy blisko morza, a do tego wszystkiego podziwiamy tak piękne niebo, które zawitało przy zachodzie słońca. Nikt, ani nic już nas nie rozłączy.

- O czym myślisz? – tym razem, to ja zadaję mu takie pytanie.  
- O nas, o naszej przyszłości, teraźniejszości... Dokładnie pamiętam, gdy poczułem pierwsze motylki na twój widok, ale sądziłem, że za cholerę nic między nami nie będzie, a dziś… A dziś tak mocno się kochamy i leżymy wpatrując się w niebo, jak w jakiejś niezłej komedii romantycznej.  
- Ja na twój widok miewam ważki w brzuchu, a nie motylki – przypominam sobie, jak mówiłem tak dziewczynom o nim rok temu.  
- Jeśli tak, to ja mam.. słonie! – rozbawia mnie.  
- Aż tak wielkiego brzuszka nie masz – mimowolnie przejeżdżam opuszkami palców po jego brzuchu.  
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę, w sumie mamy – zaczyna tajemniczo.  
- Mamy? – pytam ciekawsko – słucham, słucham.  
- Zaraz wszystkiego się dowiesz. Chyba nie sądziłeś, że opuścisz to serce bez romantycznego tańca.  

Szalony Gabriel. Podnosi się z ziemi i otrzepuje swoje ubrania z morskiego piasku, a po chwili idę w jego ślady. Gdy tylko kończę, od razu chwyta mnie w swoje ramiona i zaczyna się ze mną lekko bujać w prawo i w lewo. Śmieję się, że bez muzyki to nie to samo, a on po raz kolejny dosładza mi tekstem, że bicie mojego serca jest jego ulubioną muzyką, która nadaje się również do tańca. Chcę, by ten taniec trwał wiecznie, choć z drugiej strony jestem ciekawy, co jeszcze przyrządził. Mam nadzieję, że to coś wspólnego z jedzeniem, bo po wyjściu ze szpitala mam wielki apetyt. Tamto żarcie, ah… Po długiej chwili opuszczamy teren plaży i czekamy aż podjedzie pod nas taksówka. Gabriel nie chce mnie przemęczać, a do domu Magdy z plaży jest kawałek drogi. Cały się wzdrygam gdy mijamy ulicę, na której zostałem postrzelony. Gdy już wzrok młodego chłopaka miał znów pojawić się przed moimi oczami, niebieskooki mocno chwycił mnie za rękę.  

Docieramy pod blok Magdy. Ciekawe co takiego wymyślili.. oby było tam jedzenie! Opuszczamy ciepłe wnętrze samochodu i wychodzimy na dość chłodne powietrze. Parę chwil wcześniej nie było jeszcze tak zimno. Korzystam ze znajomości kodu do domofonu i szybko znajdujemy się na klatce schodowej. Wesołym krokiem pokonuję trzy piętra, wciąż trzymając Gabriela za rękę. Niepewnie pukam do drzwi, a po chwili otwiera mi je odstawiona i imprezowo umalowana ruda wariatka. No tak, wkręcili mnie w jakąś imprezę. Witam się z nią, a ona już przy wejściu wręcza mi butelkę z piwem. Gdy niezgrabnie próbuje zdjąć swoje trampki, słyszę głos tak dobrze mi znany… Niemożliwe, Kuba?! Czym prędzej próbuje pozbyć się okrycia nóg, aż szarooki zaskakuje mnie w progu przedpokoju. Śmieje się, że powinienem potrenować zakładanie oraz zdejmowanie butów i w między czasie przybija piątkę z Gabrielem. Spoglądam na nich dziwnie, bo zachowują się jak para dobrych kumpli.  

- No co, zdążyliśmy się trochę poznać i przy okazji cię obgadać – stwierdza rozpromieniony Kuba, a Gabriel mu przytakuje.  
- Tylko łapska z dala od mojego.. narzeczonego – dowcipie mu grożę i mocno obejmuję.  
- Oj, wybacz. Mam ze sobą chłopaka, nie wypada podbijać do drugiego – poklepuje mnie po plecach. – Chociaż powiem ci, że tak źle nie trafiłeś – szepcze, gdy Gabriel znika w kuchni z Samantą.  
- Jest z tobą José?! Nie gadaj, naprawdę?!  
- Naprawdę, naprawdę – puszcza mnie z objęć, bo omal mu się z nich nie wyrywam, by polecieć przywitać się z moim hiszpańskim amigo.  

Wpadam do salonu i powoli witam się ze wszystkimi. Na takiej imprezie nie mogło zabraknąć Magdy z Michałem, Samanty z jej wariatem Tomkiem, Patrycji z Piotrkiem, a do tego Krzyśka i drugiego Krzyśka, z którymi kumplujemy się od początku liceum. Wszyscy serdecznie mnie witają i od razu orientuję się, że ta impreza wyprawiona jest na moją cześć. Zawstydzam się lekko, ale spoglądam na stół z jedzeniem i od razu cieknie mi ślinka. Rozglądam się po pokoju i zastanawiam się, czy faktycznie jest tu José, czy może Kuba sobie ze mnie żartował. Zauważam, że drzwi od balkonu są otwarte i od razu na niego wychodzę. Chłodne powietrze osiada na mojej twarzy, a do tego przyjemnie pobudza mnie do imprezowania z resztą gości. Doznaję szoku, a do tego bardzo pozytywnego, bo na balkonie znajduje się nie jedna osoba, a dwie. Nie wiem, do której pierwszej się przylepić i decyduję uścisnąć tą dwójkę razem. W moich ramionach ląduje José, który z początku pałał do mnie nienawiścią, a razem z nim obściskam moją siostrę. Marta wpada w szaleńczy pisk, gdy tylko mnie widzi. Długo się nie widzieliśmy. José nas zostawia i obiecuje, że jeszcze mnie złapie, a ja nie mogę nacieszyć się moją siostrą.  

- Co nie mówiłaś, że przylatujesz? – pytam jednocześnie śmiejąc się i płacząc ze wzruszenia.  
- Dopiero dziś przyleciałam – mocno mnie ściska i zaczyna mną bujać we wszystkie strony – Gabriel chciał ci zrobić niespodziankę, a jak on się na coś uprze.. nie mogłam puścić pary z ust. Och, matko.. jak dobrze cię widzieć! Omal nie zginąłeś – zaczyna panikować, czym mnie rozbawia.  
- Ale żyję. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie – mój śmiech wypełnia całe podwórko Magdy.  
- Jak sobie pomyślę, że mogłabym cię więcej nie zobaczyć.. jak się czujesz?  
- Wspaniale – wyznaję zgodnie z prawdą i dalej nie puszczam jej ze swoich objęć.  
- Oświadczył się, czy jednak dostał pietra?  
- Oświadczył się – puszczam ją i oboje wpadamy w dziecinny pisk podekscytowania.  
- To nie sprawiedliwe, żebyś był zaręczony szybciej ode mnie!  

Spędzamy jeszcze chwilę na balkonie, ale chcę iść przywitać się z José. Siedzi między Samantą i Patrycją, a gdy tylko mnie zauważa, od razu uwalnia się z ciekawskich wzorków dziewczyn i dołącza do mnie na balkonie. Ponownie go ściskam, a Kuba widząc to, od razu do nas dołącza żartując, że nie pozwoli, bym odbił mu jego skarb. Przyglądamy się podwórku, które widać z balkonu i by José czuł się komfortowo, zaczynamy wymianę zdań po angielsku.  

- To opowiadajcie, co u was, co u Carmen, mamy, taty? – jestem tak bardzo ciekawy.  
- Jak widzisz, jesteśmy razem – José chwyta za dłoń Kuby i unosi ją do góry – a do tego mam coś dla ciebie od Carmen – mówi i znika w salonie.  
- I co, i co? Udało się! – Kuba miał rację, że jest szansa między nim i José oraz mną i Gabrielem.  
- Jak zawsze miałeś rację – przyznaję niechętnie – i jak tam?  
- A do przodu. W końcu wyprowadziłem się od rodziców – wytyka język zadowolony – mieszkamy razem i jest.. bosko.  
- Stęskniłem się za tobą, draniu – ponownie go ściskam.  
- Z szacunkiem do starszych!  
- Adrian był jeszcze w knajpce? – przypominam sobie i jemu o moim brytyjskim przyjacielu, który tak bardzo nie mógł o mnie zapomnieć.  
- Proszę – José wraca na balkon i wręcza mi białą kopertę.  
- Kasa na dojście do siebie? – przecieram dowcipnie ręce i biorę się za otwieranie koperty.  

Otwieram białą, starannie przygotowaną kopertę. Wydaję mi się, że jest wykonana własnoręcznie. Spoglądam do środka zaciekawiony. Spoglądam na chłopaków, a oni zachęcają do przeczytania kartki, która znajduje się w środku. Wyjmuję kartkę i zachodzę w głowę, co to takiego może być. Karta jest podzielona na trzy części, u góry wypisane jest imię mojej hiszpańskiej znajomej i jej narzeczonego. Na środku kartka wypełniona jest brązowym kolorem z ciekawym wzorkiem, a na środku zwieszona jest liliowa wstążeczka. Na dole papieru wypisana jest data, a mianowicie "15.12.2012". Od razu orientuję się, że to zaproszenie na ślub. Otwieram kartkę podekscytowany i mimo, że mało rozumiem z hiszpańskiego pisma, to domyślam się, że to zaproszenie na ślub dla mnie i Gabriela. W końcu się zdecydowali!  

Zostawiam ich samych, wlatuję do salonu i zostaję wyściskany przez dziewczyny. Chwilę się z nimi przytulam, po czym przybliżam się do Gabriela, który dyskutuje o czymś z Michałem. Od razu mnie obejmuje, kontynuując wymianę zdań z partnerem mojej przyjaciółki. Gdy tylko do Michała doskakuje Magda chętna tańczenia, Gabriel od razu zwraca na mnie uwagę, a ja pokazuję mu zaproszenie na ślub. Od razu mówi, że oczywiście pojedziemy. Naszą dyskusję przerywa Marta, która wpycha się między nas i po chwili obściskuje nas dwóch.  

- Tak bardzo was kocham – rozczula się.  
- Fajny ten Carlos, co nie? – dołącza do nas ruda, tworząc grupowy uścisk.  
- José – poprawiam ją.  
- José Carlos? – skrzywia się, a jej mina nas rozbawia.  
- Kuba też nieźle się wyrobił – komentuje Marta.  
- Co nie.. – przytakuje Samanta.  
- Ale z tymi dwojga nie mogą konkurować – moja siostra trzyma naszą stronę.  
- Właśnie – mówi mój narzeczony i odpycha dziewczyny, po czym chwyta mnie za rękę i ciągnie ze sobą na parkiet.  

Lekko obejmuję go w pasie i nie spuszczając z siebie oczu, powoli bujamy się w rytm muzyki, która wypełnia duży salon Magdy. Niedaleko nas tańczy lokatorka tego pomieszczenia ze swoim partnerem, a wokół nich kręci się Samanta razem z Tomkiem. Niebieskie oczy mojego narzeczonego dokładnie przyglądają się moim. Pragnę jego bliskości. Mocno się do niego przytulam i kontynuujemy nasz taniec mocno w siebie wtuleni.  

- To co z naszą wycieczką? – pytam z nadzieją, że w końcu odpowie.  
- No.. jak nie masz nic przeciwko, to moglibyśmy wyjechać już pojutrze. Samochód zatankowany, mapy przygotowane, musielibyśmy się tylko spakować. Łobuz już też jest gotowy na wyjazd, a zgaduję, że jutro dzień spędzimy z naszymi gośćmi.  
- Jejku, o wszystkim pomyślałeś…  
- Boże, dlaczego George Michael musi być gejem? – rozczula się Samanta, zazwyczaj tak ma po paru piwach. – Przecież on tak pięknie dmucha w ten saksofon.. Tomuś, jak ty byś mi tak zadmuchał, to och…  
- Kocham cię – szepcze rozbawiony Gabriel.  

Umawiamy się, że jutrzejszy dzień spędzimy wszyscy razem, a wieczorem odwieziemy Kubę z José na lotnisko, bo przylecieli tylko na parę dni. Impreza trwała w najlepsze, a mój narzeczony – tak, uwielbiam używać tego słowa, przekonał mnie do angielskiego opuszczenia lokalu i spędzenia tak ważnego wieczoru razem. Gdy tylko przekraczamy próg klatki, orientujemy się, że na dworze panuje kompletne ulewa. Cholera, nic nie przepowiadało takiej pogody. Szeroko się do niego uśmiecham i chwytam za jego rękę, po czym biegniemy. Czuję się, jakbyśmy znów byli w Krakowie i uciekali przed burzą. Ten deszcz, to powietrze i jego obecność tak bardzo przypomina mi tamten wieczór. Wycieczka do Krakowa... Jak bardzo cieszę się, że się odbyła. Gdyby nie ona, to kto wie gdzie teraz byłbym ja, gdzie byłby on. W połowie drogi zatrzymuję się i opieram go o ścianę przypadkowej kamienicy, którą mijamy po drodze. Składam pocałunek na jego wargach, a krople deszczu błądzą wokół mojej twarzy. Biegniemy dalej, aż znajdujemy się pod moją kamienicą. Znajdujemy schronienie w środku, ale zamiast od razu pognać do mieszkania, to opiera mnie o drzwi od niego i całuje. Czuję jak klamka od drzwi wpija mi się w plecy, ale totalnie to ignoruję.  

Wchodzimy do środka cali przemoczeni. Rozbieram się do bielizny na przedpokoju, by potem nie zamoczyć całego mieszkania. Gabriel idzie w moje ślady, po czym znika w łazience. Wraca z dwoma ręcznikami. Rozbawiony wyciera mi głowę, mówiąc, że nie mogę mu się rozchorować. Przypominam sobie, że dokładnie to samo powiedział, gdy po pierwszym pocałunku w Krakowie znaleźliśmy schronienie w naszym pokoju hotelowym. Chwytam go za dłoń i ciągnę za sobą, wprost do swojego pokoju. Stęskniłem się za moim łóżkiem, o tak. Z trudem otwieram drzwi od pomieszczenia, bo moje dłonie są zbyt zajęte błądzeniem po nagich plecach Gabriela. Opadamy na łóżko, a on delikatnie przykrywa moje ciało swoim. Zaczyna pieścić moją szyję, po czym tors i brzuch. Zatrzymuje się w jednym miejscu, a mianowicie przy mojej bliźnie. Ostrożnie odkleja plaster, który dla lepszego samopoczucia sobie tam przylepiłem i uważnie przygląda się wzorkowi, którego jeszcze nie miałem odwagi zobaczyć. Spogląda w moje oczy, gdy lekko się podnoszę i delikatnie przejeżdża swoim palcem po tym miejscu. Nic nie czuję. Podnoszę się i spoglądam na miejsce, po którym błądził opuszkiem swojego palca. Małe kółeczko, nic gorszego. Uśmiecham się, bo myślałem, że będzie gorzej. Gabriel odważa się i lekko muska swoimi wargami moją bliznę. Znów nic nie czuję. Nic, oprócz wypełniającego mnie pragnienia.  

- Ty i ja.. już na zawsze razem – mówię stanowczo i przyciągam jego gorące ciało do swojego.  

---------------------------------------------------------

Tak o to, chcąc nie chcąc, kończy się seria Serce do Serca...  
Mam ogromny sentyment do tego opowiadania, okropnie się z nim zżyłem, ale nic nie może trwać wiecznie. Jest mi cholernie przykro kończąc to opowiadanie i dlatego też nie wykluczam opcji, że za jakiś czas pojawi się kontynuacja. Ba, postawiłbym 99, 9%, że się pojawi. Już w mojej głowie pojawia się milion pomysłów, dzięki małym "furtkom", które zostawiłem sobie w tym opowiadaniu, gdybym chciał je kontynuować.  

Co dalej? Sam nie wiem. Jak na razie udaje się do literackiego SPA, a mianowicie czas przeczytać wszystkie te tytuły książek, które ostatnio sobie zakupiłem. Możliwe, że nawet za tydzień zobaczycie jakieś opowiadanie ode mnie, bo nie umiem żyć bez pisania. Chcę podszkolić swoje umiejętności i dać sobie trochę czasu na przemyślenia nad kontynuacją, nowymi opowiadaniami, a do tego muszę też pozałatwiać trochę spraw w życiu osobistym.  

Chciałbym podziękować wszystkim za komentarze, kciuki do góry, słowa wsparcia i całe to wsparcie, które od Was otrzymałem. Mam nadzieję, że nie stracę czytelników! :-D

Jabber

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 7704 słów i 43718 znaków.

22 komentarze

 
  • KE

    Czy można ogłosić upadłość konsumencka prowadząc  
    działalność gospodarczą?  
    Excellent blog post. I absolutely appreciate this site.

    Stick with it! Komu należy się upadłość konsumencką?

    16 sie 2023

  • wiernyobserwator

    Czytałem serię "Serce do serca" chyba z tysiąc razy... nadal się łudzę, że autor jeszcze kiedyś coś wrzuci... Regularnie tu z nadzieją zaglądam ;)

    23 sty 2021

  • Jabber

    @wiernyobserwator Wow, myślałem żem dawno zapomniany. Miło mi. Coś pomyślę!  :faja:

    13 mar 2021

  • Nikola

    Wzbudziło to we mnie tyle emocji! Płakałam...  nie moglam spać bo nie wiedziałam co dalej z gabrysiem i mackiem ♥

    30 lip 2015

  • Darecki

    no po prostu chce takiego Gabrysia <3

    23 kwi 2015

  • Domino26

    Po prostu pięknie, ba, przepięknie! Czekam na więcej! :)

    22 lis 2014

  • omg

    niesamowite, opowiadanie, najlepsze na tej stronie!
    jest trochę literówek i błędów gramatycznych, ale nie mają one wpływu na odbiór utworu. można je poprawić jednym lekkim ruchem. natomiast to Twoja zdolność opisywania emocji oraz kreowania świata, który nam przedstawiasz tworzy niepowtarzalny klimat tego opowiadania i zapewnia, że chce się je czytać. i tego nic ni nie zabierze, więc wykorzystaj swój talent w pełni i pisz ile wlezie ;)))
    pozdrawiam, Twój nowy czytelnik :D

    17 sie 2014

  • LittleScarlet

    Damn *-* Właśnie za jednym zamachem przeczytałam całą serię i mogę oficjalnie stwierdzić, że w końcu się zakochałam! Tekst opowiadania jest absolutnie... fenomenalny, kapitalny - jakby to powiedział mój nauczyciel fotografii. Świetnie opisujesz, więc nie ma problemu z wyobrażeniem sobie wszystkiego.Jest po prostu cudownie. Brawo.

    15 lut 2014

  • kala

    Twoje opowiadanie jest super nie mogę się doczekać kontynuacji.Pozdrawiam

    8 lut 2014

  • annie

    Świetna historia, wspaniale opisana. Szczerzę liczę na kontynuację i czekam na jej ciąg dalszy ;)

    6 sty 2014

  • Picasso

    opowiadanie świetne czekam na kolejne, Pisz dalej i również zyczę weny twórczej

    23 gru 2013

  • Ello

    Twoje opowiadanie jest wspaniałe. Pisz dalej. Życzę weny! ;)

    18 gru 2013

  • Amelia

    Pisz dalej, obojętnie czy kontynuację, czy też coś zupełnie nowego. Masz talent i świetne poczucie humoru :). Miło spędziłam czas na czytaniu tego opowiadania i cieszę się, że je odkryłam :)! Pozdrawiam i życzę weny!

    17 gru 2013

  • kasztanka

    Nieeeee... proszę cię nie kończ tego opowiadania :C wykorzystaj te furtki ;D I kurcze chciała bym mieć koło siebie takiego Gabriela :)

    15 gru 2013

  • petrova18

    Jak to koniec tego pięknego opowiadania? Nie zgadzam się, chce kontynuację. :C

    15 gru 2013

  • yuuchirokun

    Nie powiem ze nie ciekawi  mnie co bylo po tych pocalunkach ;> Jak dla mnie to hest najlepsze opowiadanie ktire istnieje :D tyle emoci we mnie budzilo :D szczescie , zazdrosc xd albi smutek jak teraz ;( az placze ;( zakonczenie boskie ale no to w koncu zakonczenie xd dodawaj szybko :D zbkazdym dniem bd wyczekiwal ^^

    15 gru 2013

  • Jabber

    Dziękuję  :redface:  Ja i długa przerwa w pisaniu? No way  :smile:

    15 gru 2013

  • Gabriel

    Jeszcze raz mówię, że mam nadzieję, że napiszesz kolejną serię tego opowiadania i jeszcze raz dziękuję za tak miłe spędzanie czasu przy czytaniu Twoich wspaniałych opowiadań. Życzę Ci miłego odpoczynku (oby nie za długiego) i czekam na kolejne prace.

    15 gru 2013

  • Gabriel

    Wielka szkoda, że zakończyłeś to opowiadanie. Uwielbiam tą serię i mam nadzieję, że będzie kontynuacja. Dziękuje Ci za przepiękne chwile spędzone przy czytaniu, pozwalałeś wszystkim czytelnikom na to, abyśmy mogli tak się wczuć w panującą tam atmosferę. Ja miałem wrażenie jak bym stał obok i wszystko widział, odrywałeś mnie od rzeczywistości. Były momenty smutne przy których nie raz płakałem, ale i były też szczęśliwe i piękne z których cieszyłem się jak nikt inny.

    15 gru 2013

  • .

    jak to kończy się? musi być następne musi !

    14 gru 2013

  • love94

    "Tak o to, chcąc nie chcąc, kończy się seria Serce do Serca... " Łezka mi poleciała jak przeczytałam to zdanie xd Ja też mam sentyment do tego opowiadania, w sumie do każdego twojego :P Pomiędzy Sercem a Poziomkami jest znaczna różnica kompozycji, którą sam zauważyłeś wcześniej :P Co nie znaczy że Poziomki były złe, ale teraz nie próbuj być lepszym pisarzem, bo lepszy już być nie może :*

    14 gru 2013

  • Kubolo

    Wielkie wyrazy szacunku - dla twojej twórczości - i wdzięczności - za to, że dzielisz się z nami swoim talentem! :jupi:

    14 gru 2013

  • Kubolo

    Zaiste, piękne zakończenie :faja: Co do tych otwartych furtek, to sam się zastanawiam nad tym, w jaki sposób zostaną domknięte. Co ja mogę powiedzieć, to zdecydowanie najlepsze 17 części, jakie kiedykolwiek czytałem. Odrywają mnie od rzeczywistości, pozwalają zapomnieć o wszystkich moich problemach i pomagają… po prostu się rozmarzyć. Wzbudzić tyle różnych emocji w czytelniku to naprawdę piękny dar. Zasłużyłeś sobie na mały odpoczynek - tylko się nie za bardzo nie rozłóż przed tymi książkami! :D

    14 gru 2013