Serce do serca | Część 15

Serce do serca | Część 15Dzień jest piękny i słoneczny. Przyjemny wiaterek przedostaje się do pokoju poprzez otwarte okno, a Gabriel budzi mnie swoimi pocałunkami. Czuję, że długo spałem, o tak. Ostatnio nie miałem czasu na sen, a to wszystko przez moje szalone życie na walizkach z jednego lotniska na drugie. Jego czerwone wargi błądzą po moim karku, a jego opuszki palców delikatnie wędrują wokół moich nagich pleców. Cichutko szepcze jak bardzo uwielbia moje ramiona, a po chwili jego usta z szyi przenoszą się właśnie tam. Czuję kuszący zapach. Zapach tak bardzo mi znany. Zapach, który tak bardzo uwielbiam. Jajecznica! I to nie byle jaka, bo taką jaką robi Gabriel.. mało kto umie zrobić. Obracam się na plecy i z szerokim uśmiechem na twarzy się wyciągam. Jestem tak bardzo wyspany, a do tego tak bardzo szczęśliwy. Jest tu on. Jestem tu ja. Znów jesteśmy razem. I tak już pozostanie.  

Dostaję ogromnego buziaka na dzień dobry i robię mu miejsce koło siebie, byśmy mogli razem zjeść. Uwielbiam jedzenie w łóżku, uwielbiam jajecznicę, uwielbiam jego. Dyskutujemy nad tym jak spędzimy ten sobotni piękny dzień. Najchętniej nie wychodziłbym z nim z łóżka, ale jego propozycja sprawia, że nie mogę się oprzeć. Nigdy jeszcze nie pływałem łódką po fiordach, nie mogę odmówić. Możliwość wypłynięcia na wodę, którą otaczają piękne widoki w postaci skał i drzew sprawia, że wypijam swoją kawę duszkiem, by jak najszybciej wstać, ubrać się i przygotować. Jedyną przeszkodą ku temu, to on… Gdy już go przytulę, nie chcę puścić. Tak długo musiałem bez niego żyć, teraz chcę się nim nacieszyć. Rozkoszuję się każdą jedyną chwilą, momentem, godziną, minutą i sekundą. Chcę by już było tak na zawsze.  

Biała łódka z granatowym paskiem zacumowana jest pięć minut drogi od domku. Jestem podekscytowany, bo jeszcze nigdy nie pływałem pomijając kajak, rower wodny i łódeczkę z Kubą. Gabriel obiecuje, że nauczy mnie prowadzić, a do tego łowić. Matko, na pewno jest spora różnica od łowienia w polskim jeziorku, a łowieniem na norweskim fiordzie. Zabieramy ze sobą skrzynkę z przyrządami do łowienia, wędki, kamizelki i plecak z prowiantem. Dzień jest tak bardzo ciepły. Czyżby do Norwegii przywiało hiszpańskie promienie? Po chwili znajdujemy się przy łódce i jest dokładnie taka, jaką sobie wyobraziłem po opowiadaniach Gabriela. Nie jest ani za duża, ani za mała, ma może pięć metrów długości. Jej zaletą jest to, że jest głęboka, więc nie boję się, że przez jakieś feralne zdarzenie z niej wypadnę. Wchodzimy na drewnianą przystań, a Gabriel od razu wskakuje na łódkę. Prosi bym podał mu rzeczy, układa je na łódce, a potem mówi, żebym wskakiwał. Ciekawe jak? Między łódką, a przystanią jest spora przerwa, a ja mam już scenariusz, gdzie od razu wpadam do wody. Przyglądam się łódce i zastanawiam się nad najbezpieczniejszym sposobem wejścia na jej pokład. Gabriel wskoczył na jej dziób, a potem zeskoczył na pokład. Zajęło mu to może pięć sekund, a zrobił to kompletnie bez poczucia strachu. Boję się, że jak tylko stanę na dziobie, łódka się przechyli, a ja po raz pierwszy w życiu zamoczę się w norweskiej wodzie. Gabriel szeroko się uśmiecha i wyciąga swoją rękę do mnie.  

- No chodź – zachęca mnie rozbawiony.  
- Boję się – wzruszam ramionami.  
- Jak tu wejdziesz, to coś dostaniesz!  
- Słucham – powoli napływa do mnie odwaga.  
- Buziaka – składa ofertę nie do odrzucenia.  
- No dobra – łapię za jego rękę, po chwili wskakuję na dziób i przerażam się, bo łódka się przechyla. Gdy już mam wrócić się na przystań, ciągnie mnie ku sobie i ląduję na pokładzie.  
- No widzisz – chwyta mnie w ramiona i obdarowuje buziakiem.  

Zakładam na siebie czerwoną kamizelkę bezpieczeństwa i czuję się podwójnie bezpieczny. Kamizelka zabezpiecza mnie przed utonięciem podczas ewentualnego wypadnięcia z łódki, a Gabriel obok zabezpiecza mnie przed wszystkim innym. Pokład łódki jest dość przyjemny i bezpieczny. Z przodu znajduje się kierownica razem z manetką, a przed nią miejsca dla dwóch osób. Po bokach są ławeczki, ale są niewygodne, bo po ich bokach zamontowane są wiosła gdyby nawalił silnik. Na samym końcu łódki znajduje się mały schowek, który jednocześnie robi za miejsce do siedzenia, a za siedzeniem zawieszony jest czarny silnik. Gabriel odwiązuje łódkę od przystani i wypływamy. W między czasie tłumaczy mi jak prowadzić i obiecuje, że jak wypłyniemy na prosty teren bez skał, to będę mógł poprowadzić.  

- Przyśpiesz – zachęcam, bo płynie dość wolno, żebym się nie bał.  
- Uwielbiam jak to mówisz – szeroko się uśmiecha i przekręca manetkę.  
- Uwielbiam jak to robisz – flirtuję z nim.  

Łódka szybko pędzi po wodzie, zostawiając za sobą jedynie fale. Biedne rybki. Wiatr rozwiewa moje włosy w każdą możliwą stronę. Zamykam oczy i rozkoszuję się tą chwilą. Mam tyle powodów do zadowolenia. Jestem z Gabrielem. Jestem z nim w Norwegii. Sunę właśnie łódką po norweskim fiordzie. Czegoż tu chcieć więcej? Ach tak, możliwości poprowadzenia tej łódki. Oczywiście nie zamierzam pędzić tak jak Gabriel, bo skończyłoby się to tak, że przez miesiące zdrapywaliby nas ze skał po bokach, ale przynajmniej przez chwilę potrzymać tą kierownicę i manetkę.. czemu nie. Gabriel zwalnia, a jego krzyk zadowolenia mnie rozbawia. Gabriel wstaje, zajmuję jego miejsce, a on siada obok. Jeszcze raz pokazuje mi wajchę manetki. Pociągając do przodu przyśpieszę, a pociągając do tyłu zwolnię. Kierownica działa tak samo jak w samochodzie, więc nie mam z tym żadnego problemu. Zakładam rękę na manetkę, ale nie jestem pewny siebie. Gabriel widząc to, kładzie swoją dłoń na mojej i delikatnie przesuwa ją do przodu. Płyniemy wolno, ale ciągle steruję kierownicą, by utrzymać łódkę na prostej, bo ciągle znosi ją do skał. Łódka szybko może się wtedy poobijać i porysować. Najgorsze są małe skały w wodzie. Na szczęście oznaczone są barierkami i wtedy należy zwolnić i przejechać jak najdalej od nich, ale nie ufam mojemu słabemu wzrokowi i gdy tylko takie barierki się pojawiają, to zwalniam, a Gabriel mówi mi, w którą stronę kręcić. Znajdujemy w końcu ciche miejsce, gdzie nie ma aż tyle wiatru, więc nie będzie nas co chwilę znosić na skały. Gaszę silnik, a Gabriel idzie do tyłu i majsterkuje przy wędkach. Uważnie mu się przyglądam, próbując jednocześnie przypomnieć sobie jak się wędkuję. Ojciec tylko raz zabrał mnie na ryby, więc słabo to pamiętam.  

- Na co chciałbyś łowić? – pyta, kucając przed pudełkiem.  
- A co tam masz? – udaję, że się na tym znam.  
- Blaszkę na dorsza i makrelę, takie o rybki też na makrelę i ciężarek z krewetką – wymienia po kolei.  
- Zrób mi z ciężarkiem – odpowiadam, bo brzmi to najmniej skomplikowanie.  
- Przestałem słuchać na "zrób mi" – jego śmiech wypełnia pokład łódki.  
- Też cię kocham – cmokam w jego stronę.  

Wręcza mi wędkę i zaczyna przygotowywać swoją. Siadam z tyłu i przyglądam się wędce, którą mi przygotował. Długa żyłka, na niej zawieszony długi i ostry haczyk z zawieszonym grzbietem krewetki, a pod tym zawieszony ciężarek. Zastanawiam się jak się zarzucało wędkę. Nie chcę pokazywać mu jaką ciapą jestem i sam zaczynam kombinować. Jeśli ją zarzucę, to spadnie mi krewetka, bez sensu. Może mam ją zapuścić na dno i czekać na zdobycz? Dobrze, tak zrobię. Tylko.. jak spuścić tą żyłkę w dół? Boże, czy naprawdę jestem tak ułomny? Ciapa jak ich mało, nie wie jak się łowi! Myśl Maćku, myśl. Tyle razy oglądałeś te wszystkie nudne programy o łowieniu na Discovery, gdy miałeś kaca z dziewczynami. Problemem jest to, że oni łowili tam rekiny, a nie dorsze. Wystawiam wędkę poza łódkę, a Gabriel przez chwilę mi się przygląda. Wytykam do niego język, a on szeroko się uśmiecha i kontynuuje przygotowywanie swojej wędki. Muszę chyba odblokować to coś, co jest na kołowrotku. Ostrożnie podnoszę to do góry. Sukces! Moja krewetka zanurza się w wodzie, a żyłka w szybkim tempie zsuwa się z kołowrotka. Gdy już przestaje się zsuwać, przywracam kółeczko na jego miejsce, czym blokuję żyłkę. Gabriela wędka jest już gotowa i z łatwością ją zarzuca. Zagaduje mnie, a ja przez niego kompletnie zapominam zwijać żyłkę. Przypominam sobie o tym i zaczynam kręcić kołowrotkiem. Nic się nie dzieje, zostawiam w miejscu.  

- To co z tą naszą wycieczką? – zmienił nagle temat.  
- Chciałem cię zapytać o to samo…  
- Kiedy chciałbyś jechać, miśku?  
- Wtedy kiedy ty! – rozbawiam go.  
- Na początku września? Ominiemy tłumy turystów, tak jak planowaliśmy – zwija żyłkę, pewnie będzie zarzucał od nowa.  
- Ważne, że jedziemy – posyłam mu jeden z najszerszych uśmiechów – o kurwa! – podskakuję, bo coś ciągnie moją wędkę.  
- Co jest?  
- Branie mam! Haha! – cieszę się jak dziecko.  
- Jesteś niemożliwy – przygląda się mojemu zwijaniu żyłki.  

Ciągnę drania do góry. Rzuca się i wygina całą wędkę. Gabriel mnie dopinguje, a ja kręcę z całych sił. Cieszę się, gdy widzę już swoją zdobycz przez wodę. Tylko co teraz? Nie wzięliśmy podbieraka, co robić? Zwijam do końca i nie wiedząc co robić, po prostu zwijam ją na pokład. Skubana, odhaczyła się i teraz skacze po pokładzie. Odkładam bezpiecznie wędkę i rzucam się na kolana by ją potrzymać.  

- Fu! Jaka ślizga – mówię z obrzydzeniem, gdy już trzymam ją za ogon.  
- Fiu, fiu, ależ sztuka – komentuje Gabriel i kuca przy mnie, bo widzi, że sobie nie radzę.  
- Ma się ten talent – odpowiadam zadowolony.  

Udaje mi się jeszcze złowić kilka ryb, ale nijak nie potrafię w tym dorównać jemu. Złowił dwa razy tyle co ja, a sposób w jaki rozprawiał się ze swoimi zdobyczami ujawniał jego całe doświadczenie. Po łowach zdecydowaliśmy się jeszcze trochę popływać, bo szkoda było opuszczać pokład biało-granatowej łódki. Kompletnie nie wiedziałem, która jest godzina kiedy wyruszaliśmy i dlatego zaskakuje mnie zachód słońca. Zachód ten jest tak piękny z tego kadru. Mnie i Gabriela siedzących razem na pokładzie, przytulających się, a dookoła nas woda i piękne niebo. Może tak zostać na zawsze. Tak bardzo mi go brakowało. Jego czułości, miłości i niezamykającej się buzi.  

- Ty i ja.. – zaczyna.  
- Ja i ty.. – odpowiadam, bo nad czymś się zastanawia.  
- Łączy nas coś pięknego.  
- Mówią na to miłość – całuję go w czoło.  
- Miłość na całe życie – dodaje Gabriel.  

***  

Spędziliśmy na działce piękny tydzień. Z rana wypływaliśmy na ryby, południami chodziliśmy się kąpać, popołudniami przyrządzaliśmy nasze zdobycze, a wieczorami rozpalaliśmy grilla i wspólnie zajadaliśmy się przygotowanymi wcześniej zdobyczami. Spędziliśmy ten czas tak, jak najbardziej lubiłem – sami, pomijając wizytę ciekawskiej kobiety z lokami, która wsiadła do najbardziej znienawidzonego przez siebie samochodu, by zobaczyć co u nas. Chciała przywieść mi moją torbę z ubraniami, ale tak naprawdę była ciekawa, czy do siebie wróciliśmy. Fakt, że żaden z nas się do niej nie odzywał, mówił jej, że albo do siebie wróciliśmy, albo pozabijaliśmy się nawzajem. Gdy przyjechała, akurat ganialiśmy się wokół domu z wężem ogrodniczym. Została na obiad, wypytała o co miała wypytać i z zadowoleniem odjechała francuskim samochodem. Tym samym, który mnie tu przywiózł bym miał okazję odzyskać miłość swojego życia.  

Następnych parę dni spędziłem w Sandefjord, razem z nim i jego rodzicami. Gabriel pokazał mi całe miasto, a do tego zabrał do dwóch sąsiednich. Wybraliśmy się również na obiecane przeze mnie piwo z Dianą. Powoli zaczęliśmy nadrabiać wszystkie te dni, które musieliśmy przeżyć bez siebie. Będzie trudno, ale zbytnio się tym nie przejmuję, bo mamy przed sobą całe życie. Znaleźliśmy się w beznadziejnej sytuacji, ale o tym czas już zapomnieć. Nigdy więcej nie pozwolimy komuś zrujnować tak naszego życia, jak zrobiła to Ula. Jej czyny są kompletnie nie do wybaczenia, a co najgorsze kompletnie nie do zrozumienia. Nie chcę o tym rozmyślać. Nie dziś, ani nie teraz, gdy razem z Gabrielem gotujemy pożegnalny obiad w kuchni jego rodziców. Tworzymy kurczaka w ziołach razem ze smacznym ryżem, bo tak naprawdę nic więcej nie chce nam się robić do jedzenia, a jego rodzice uwielbiają kurczaka. Wieczorem mamy lot do Gdańska i nadszedł czas, by uczcić ostatnie zdarzenia - takie jak moją wizytę czy nasz powrót do siebie. Dziewczyny nie mogą się już nas doczekać, co daje mi pewność, że ktoś jednak nas odbierze z lotniska.  

Rodzice Gabriela są przykładem idealnego małżeństwa. Nigdy jeszcze nie widziałem tak zgranego związku małżeńskiego. Związku moich rodziców nie można było nazwać nawet związkiem. Ciekawe po co za siebie wyszli i sprawili sobie dwójkę dzieci? Ojciec całymi dniami albo pracował, albo szlajał się po mieście, a mama praca, praca i jeszcze raz praca. Dopóki Marta jeszcze była w domu, to było znośnie, ale po jej wyjeździe.. wszystko się popsuło. Rodzice się rozstali, bo już po prostu przestali się kochać. Ojciec znalazł kogoś nowego i założył nową rodzinę, a matka.. o tym też nie chcę na razie myśleć. Zawsze miałem słaby kontakt ze swoim ojcem, a z matką, to już żadnego. Tak naprawdę nie wiedziałem jak to jest mieć rodzinę dopóki nie trafiłem do jednej. Rodzina Gabriela od razu przyjęła mnie jak jej członka. Czuję się tu dobrze, czuję się tu jak w domu.  

- Więc jakie macie plany na teraz? – pyta jego mama zachwycając się kurczakiem.  
- Na początek zamieszkanie razem, a potem wycieczka – Gabriel chwyta mnie za dłoń pod stołem.  
- I kiedy chcecie wyruszyć?  
- Myśleliśmy o połowie września – tym razem ja odpowiadam.  
- Żebyście tylko uważali.. nie wiadomo co się może zdarzyć.  
- Ten twój optymizm – komentuje Jonas.  
- Masz coś do mojego optymizmu? – zaczynają się kłócić na żarty. - A macie może jakieś plany na święta? – pyta po chwili z nadzieją w głosie jego mama.  
- Jeszcze nie – odpowiada Gabriel.  
- To może dacie się zaprosić na święta tu? – szeroko uśmiecha się w naszą stronę.  

Zostaliśmy obsypani jeszcze masą pytań, ale w końcu dokończyliśmy nasz obiad i całą paczką wyruszyliśmy na małe lotnisko zwane Oslo Torp. Nazwa tego lotniska bardzo mnie intryguje, bo w końcu znajduje się w Sandefjord, a nie w Oslo, ale wolę nie tracić czasu na zastanowienia. Jestem już prawdziwym ekspertem w procedurach lotnisk i lotów, więc nie mam żadnego problemu ze zdaniem swojego bagażu. Zostajemy wyściskani przez jego rodziców, a po chwili jesteśmy już sami. Chwyta mnie za rękę i zmierzamy w kierunek bramek, w których można się odprawić. Niechętnie zdejmujemy swoje wisiorki z szyi i wkładamy je do pudełeczka, które kolejno ma zostać prześwietlone. Gdy tylko przechodzimy przez bramkę, od razu zakładamy je na stare miejsca i zmierzamy do krzeseł przy jednym z wyjść do samolotu. Obejmuję go, a on przylega swoją głową do mojego ramienia. Tak bardzo za tym wszystkim tęskniłem – za tymi wszystkimi chwilami razem. Nie musimy się nawet do siebie odzyskać, bo i tak wiemy o czym myślimy. Kocham go takim jakim jest. Nie musi nic w sobie dla mnie zmieniać. Dążę do jego szczęścia, a każdy jego uśmiech jest niczym największą dla mnie nagrodą. Na przykład taki uśmiech, jaki teraz gości na jego twarzy. Ma tam zostać już na zawsze.  

Moje przemyślenia przerywa informacja, że można już wchodzić na pokład samolotu. O dziwo dziś jest mało pasażerów i po chwili jesteśmy już na pokładzie. Wygodnie rozsiadamy się z przodu samolotu i czekamy aż samolot rozpędzi się, by kolejno wbić się w powietrze. Zapinam swój pas i tym razem to ja opieram swoją głowę o jego ramie. Na jego buzi pojawia się mały uśmiech, a jego palce delikatnie błądzą po mojej dłoni. Tyle przeszliśmy, ale dziś siedzimy tu szczęśliwi i jesteśmy w drodze na stare śmieci. Zamierzamy zamieszkać razem, oficjalnie. Nieoficjalnie i tak ze sobą mieszkaliśmy. Po świętach zrozumiałem, że na sto procent chcę spędzić resztę swojego życia z tym człowiekiem. Jesteśmy już na to gotowi.  

- O czym myślisz? – szepcze.  
- Jakbyś nie wiedział… O tobie.  
- I co tam sobie tak myślisz o mnie? – znów się uśmiecha.  
- O tym, że zamierzam spędzić z tobą resztę życia – również się uśmiecham.  
- Kocham cię – wyszeptuje wprost do mojego ucha. – Myślałem, że już nigdy nie będę miał okazji ci tego powiedzieć… Teraz mam na to całe życie.  
- Chciałbyś do końca życia znosić mój zimny nosek i jeszcze zimniejsze nogi? – cytuję fragment jego listu.  
- Marzę o tym.. a nosek wystarczy pocałować i już jest ciepły – mówi, a potem dyskretnie to robi.  

Przez chwilę jeszcze rozmawialiśmy, ale jego bliskość i mój zwyczaj spania w samolocie sprawił, że niespodziewanie zasnąłem. Czułem jak mnie obejmuje i układa się tak, bym swobodnie mógł trzymać swoją głowę na jego ramieniu. Czułem jak głaskał mnie po policzku i domyślałem się, że jego oczy wpatrują się wprost w moją twarz. Tak bardzo mnie kocha. Nie musi mi o tym mówić, bo doskonale to widzę i wiem. Gdy delikatnie mnie szturcha, to wiem, że zaraz będziemy lądować. Otwieram oczy, ale nie zamierzam podnosić swojej głowy z jego ciepłego ramienia. Cieszę się, bo zaraz znów zobaczę dziewczyny, a do tego wyściskam mojego czworonożnego przyjaciela, który mam nadzieję, że jeszcze mnie lubi po tych wszystkich moich nieobecnościach. Będzie wniebowzięty, bo nie dość, że w końcu spotka mnie, to będzie miał okazję przywitać się z Gabrielem, którego kochał tak samo jak mnie. Znów będzie spał nam w nogach, a rano wpełzał pod kołdrę, by nas obudzić i wyciągnąć na poranny spacer. W takich chwilach Gabriel żałował, że nie nauczyliśmy go korzystać z kuwety, ale mimo tego podnosił się z łóżka, a ja z przyzwyczajenia wstawałem za nim i zabieraliśmy członka naszej małej rodzinki na długi spacerek do parku. Gdy już byliśmy w parku, to zachodziliśmy do jego babci, która znów narzekała, że Gabriel został u mnie na noc, ale mimo to się z tego cieszyła i proponowała nam śniadanie. Wszystko wraca do normy. Pomału odzyskuję swoje dawne życie.  

Samolot idealnie ląduje, a na dworze jest już dość ciemno. Opuszczamy pokład samolotu i kierujemy się do wejścia. Odbieramy swoje bagaże i wychodzimy z hali przylotów. Czeka na nas już podekscytowana Samanta, razem z Magdą i Michałem. Uświadamiam sobie, że gdyby nie oni wszyscy, to pewnie nadal byłbym nieszczęśliwy tęskniąc do Gabriela. Dobrze, że tak szybko mnie do niego wysłały. Ruda wariatka podbiega do nas i rzuca się na nas cała stęskniona. Udaję zazdrosnego, gdy zbyt długo ściska mojego partnera, ale postanawiam się powitać z moją przyszywaną siostrą i jej chłopakiem. Po Magdzie widać, że również odnalazła już swój dopływ szczęścia. Nigdy wcześniej nie widziałem jej tak szczęśliwej i coś mi się zdaje, że jakby to powiedziała Samanta – będą z tego dzieci. Witam się też z Michałem, który okazał się dobrym kumplem i opuszczamy lotnisko. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Dziewczyny razem z Gabrielem popędzili do środka, a ja kłócę się z Michałem, że zapłacę za tankowanie. Gdy już w końcu udaje mi się go przekonać, okazuje się, że ma do mnie jakieś pytanie.  

- Chciałem się ciebie o coś zapytać – zaczął tajemniczo.  
- Opowiadaj.  
- Ale obiecaj, że się nie wygadasz. Z Samantą nie mam co o tym gadać, bo zaraz by się wygadała - uśmiecha się.  
- Obiecuję – odpowiadam z narastającą ciekawością.  
- Czy miałbyś coś przeciwko, gdybym oświadczył się Madzi?  
- Zaskoczyłeś mnie – odpowiadam, ale jeszcze to do mnie nie dociera.  
- Może i krótko się znamy, ale wiem, że chcę być przy niej do samego końca.  
- Pewnie, że nie mam nic przeciwko! – dopiero teraz to do mnie dociera. Poklepuję go po plecach rozpromieniony. – Kiedy planujesz? – dopytuję po chwili.  
- Nie myślałem o jakimś specjalnym dniu. Najpierw chciałem się poradzić ciebie. Mam już nawet pierścionek – odpowiada dumnie.  
- Kurde.. ale się cieszę! Dobra, trzeba przyjąć poważne miny, żeby się nie domyśliła. Będę milczał jak grób – obiecuję i kieruję się do drzwi stacji, by móc zapłacić za tankowanie.  

Płacę za benzynę, batoniki jakie wybrała sobie moja brygada i w końcu jedziemy do domu. Po drodze umawiamy się, że jutro wszyscy pójdziemy na kręgle. Podjeżdżamy pod moją kamienicę, żegnamy się ze wszystkimi i wchodzimy do mieszkania. Gdy tylko przekraczamy próg kamienicy, od razu słyszymy Łobuza, który musiał usłyszeć nas. Magda przed wyjazdem na lotnisko podrzuciła go do mieszkania. Otwieram drzwi, a Łobuz doznaje ataku szczęścia i głupawki. Jest przeszczęśliwy i nie wie kogo najpierw powitać, mnie czy Gabriela. Wita nas oboje po trochu i w końcu udaje nam się przekroczyć próg mieszkania. Mieszkanie wygląda dokładnie tak, jak zostawiłem je przed wyjazdem. Zostawiamy bagaże na przedpokoju, szukam smyczy, zapinam ją Łobuzowi i wszyscy wychodzimy na dwór. Wieczór jest przyjemny, a Łobuz, tak jak przewidywałem wniebowzięty. Gabriel trzyma smycz jedną ręką, a drugą trzyma moją.

Z przyzwyczajenia już kierujemy się do parku, przy którym Gabriel mieszka, czy też mieszkał z babcią. Gabriel musiał okropnie się za nią stęsknić, a ona za nim. Łobuz domyśla się, że idziemy do jego ulubionej babci i przyśpiesza kroku. Szybko zbliżamy się pod jego kamienicę, ale zamiast wejść do środka, to stajemy przed nią. Jedynym oświetleniem są tu lampy i palące się światła z okien, a z jednego dobiega przyjemna dla ucha piosenka romantyczna. Gabriel zaczepia smycz Łobuza o słupek i chwyta mnie w swoje ramiona. Śmieje się, że jest wariatem i bujamy się do rytmu piosenki. Przypominam sobie jak właśnie tu Gabriel próbował mi się wytłumaczyć z wydarzeń z nią, a ja od niego uciekłem. Nie chcę już tego pamiętać i jeszcze mocniej się do niego przytulam. Łobuz macha ogonem w każdą stronę widząc nas szczęśliwych. Ciągle zaciągam się jego zapachem i cieszę się, że znów mam ku temu okazję. Tak bardzo chciałem go przytulać, całować i oglądać.. to wszystko się spełniło. Odpinamy Łobuza i wchodzimy do kamienicy. Szybko pokonujemy strome schodki, bo Łobuz nie może się doczekać spotkania, a gdy wchodzimy na drugie piętro, babcia już czeka w drzwiach.  

- No myślałam, że już nigdy się od siebie tam nie odkleicie – mówi i mocno ściska Gabriela – mówiłam ci, że będziecie ze sobą – głaska go po policzkach.  
- Jak zawsze miałaś rację – podlizuje się Gabriel, ponownie ją ściska i wchodzi do środka.  
- Maciuś – zwraca się do mnie i również mnie obściskuje – i po co te wszystkie stresy, mówiłam!  
- Mówiłaś – odwołuje Gabriel ze środka.  
- No widzisz – ponownie się zwraca do mnie.  
- Stęskniłem się, babciu – po raz pierwszy tak się do niej zwracam i przytulam ją.  
- Oh, ja za tobą też. Cieszę się, że wszystko jest już po staremu.  

Spędzamy miły wieczór z seniorką. Opowiadamy jej o przygodach z Norwegii i naszych najbliższych planach. Jest szczęśliwa, że nam się układa, a do tego pewna, że nie umiemy bez niej żyć i będziemy ciągle w kontakcie. Oczywiście zostałem na noc. Siedzieliśmy razem do późna, aż w końcu się położyliśmy. Ten dom tak dobrze mi się kojarzy.. kojarzy mi się z domem, rodziną. Tyle tu ciepła otrzymuję od wszystkich. Idealne schronienie, lecz najlepszym są ramiona Gabriela. Tam mogę chować się przed każdym złem, niezgodnością czy problemem. Tak właśnie robię teraz i jest mi bardzo przyjemnie. Uwielbiam jego łóżko.  

- Wiem, że się powtarzam, ale jesteś dla mnie wszystkim – mimo, że nic mi nie jest, to z moich oczu wypływają małe krople łez.  
- Dlaczego płaczesz? – pyta i od razu wyciera swoim kciukiem wszystkie te krople, które zdążyły pokryć moje policzki.  
- Bo jestem z tobą i jestem tak bardzo szczęśliwy. Znów mogę przyglądać się twojej pięknej twarzy całymi nocami, czuć cię, dotykać, rozmawiać… Tak dużo mi dałeś… Dałeś mi miłość, szczęście, rodzinę, bezpieczeństwo – po moich słowach i on się rozkleja.  
- Ty dałeś mi to samo misiu… Nie płacz – przekonuje mnie, ale sam płacze.  
- Nie chcę już żyć bez ciebie. Nigdy, słyszysz?  
- Już zawsze razem, obiecuję – mocno mnie przytula, a ja jego.  

Długo nie puszcza mnie ze swoich objęć. To tu chciałem zamieszkać, w jego ramionach. Jestem pewien, że przyjmie mój wniosek o zameldowanie się w nich. Czynsz nie powinien być drogi, a okolica jest dość niezła. Całą noc spędziliśmy na rozmowie, której przysłuchiwał się Łobuz. Leżał nam w nogach i również nie spał, wolał się nam przyglądać. Nad ranem mocno się we mnie wtulił i zasnęliśmy. Moje sny były przepiękne, bo był w nich on. Niebieskooki ganiał za mną po tajemniczej łące, na której nigdy wcześniej nie byłem. Nie chciałem budzić się z tego snu, ale z niewiadomych przyczyn dość wcześnie się przebudziłem. Gabriel jeszcze spał ukazując swoją anielską minę. Zawsze uwielbiałem oglądać jak śpi, ale to zazwyczaj on budził się przede mną, a gdy już otwierałem oczy, to jego oczy już od dawna obserwowały moją spokojną twarz. Delikatnie głaszczę go po policzku i po cichu wstaję z łóżka. Łobuza już nie ma w pokoju, więc pewnie babcia go stąd wyprowadziła. Ubieram na siebie koszulkę i wychodzę z pokoju. Seniorka siedzi przy stole w salonie z kawą, pochylona nad swoimi krzyżówkami. Daję jej całusa w policzek i robię sobie kawę. Do kuchni przybiega Łobuz chętny pieszczot, które dostaje. Zaparzam kawę i zasiadam koło seniorki.  

- Dobrze się spało? - pyta czule.  
- Wyśmienicie - zaciągam się aromatem kawy.  
- Nawet nie wiesz jak mi lżej na sercu teraz, gdy znów jesteście razem - jedną ręką głaszcze moją dłoń, a drugą rozwiązuje swoją krzyżówkę.  
- Wszystko wraca na swoje miejsce - uśmiecham się.  
- Zaraz mnie szlag trafi! Mam na końcu języka... Pracują przy garniturach - czyta mi pytanie z nadzieją, że znam odpowiedź.  
- Szwaczki - odpowiadam bez zawahania.  
- Zgadza się! Mój ty kochany - odrywa się od krzyżówki i całuje mnie w policzek.  

***  

Razem z Gabrysiem już nie raz udowadnialiśmy naszym przyjaciołom, że w parze jesteśmy mistrzami w kręgle. Wyszliśmy jednak z wprawy i przed dzisiejszym starciem nie jesteśmy aż tak pewni siebie. Ubrałem na siebie luźne dżinsy i szarą koszulkę, ale Gabriel mi przy tym przeszkodził. Gdy tylko się ubrałem, to od razu mnie rozebrał, a teraz musimy się pośpieszyć, by nie spóźnić się na spotkanie, które sami zaproponowaliśmy. Wychodzimy z domu i szybkim krokiem udajemy się w stronę parku, gdzie miała czekać na nas Samanta z Tomkiem. Gdy docieramy na miejsce, to dziwi nas fakt, że jeszcze ich nie ma i spokojnie zasiadamy na ławce. Ah, no tak. Cholerny zegarek w salonie! Jak zwykle dałem się na niego nabrać, kiedy go wyrzucę? Gabriel się ze mnie śmieje, a ja wygodnie rozsiadam się na ławce.  

Najbardziej zakręcona para roku w końcu do nas dołącza i widać, że Tomek chyba też przeszkadzał Samancie w ubraniu się. Jeszcze rok temu z kawałkiem, trójka z nas poszukiwała swoich wielkich miłości, a dziś ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, Magda niedługo będzie zaręczona, Samanta jest szalenie zakochana w swoim Tomusiu, a Patrycja doświadcza cech miłości razem ze swoim Gusto. Docieramy na kręgielnie i wszyscy już są. Magda z Michałem siedzieli i wygłupiali się razem z Patrycją i jej wymarzonym chłopakiem. Od razu zaczęli machać w naszą stronę, gotowi by oberwać od mistrzów.  

Po raz kolejny podzieliliśmy się na grupy, gdzie dwie pary były w jednej, a dwie w drugiej. Wygrane pary z par w grupach grają między sobą finał, a przegrani grają o trzecie miejsce. Tym razem z Gabrielem graliśmy przeciwko Patrycji i Piotrkowi, a oni perfidnie nas ograli! O trzecie miejsce walczyliśmy z rudą wariatką i jej wariatem i udało nam się wywalczyć trzecie miejsce. Magda z Michałem wywalczyli złoto, a Patrycja z Piotrkiem była usatysfakcjonowana srebrem.  

Po całych rozgrywkach przenosimy się w drugą część kręgielni, gdzie znajduje się bar i bilard. Rozsiadamy się przy dużym stoliku i wspólnie świętujemy dzisiejszy dzień. Samanta nie może się nacieszyć, że ja i Gabriel znów jesteśmy razem. Czuje się matką tego sukcesu, i ma do tego całkowite prawo. Jedyna nie zwątpiła w Gabriela i miała rację. Wszyscy poznaliśmy się na Uli, ale nic tego nie przepowiadało. Była częścią naszej paczki. Najpierw była jedynie koleżanką z klasy, a potem została przyjaciółką. Przez chwilę zastanawiam się co u niej, ale dosłownie przez chwilę, bo tak naprawdę nie chciałbym o niej już pamiętać. Jak na razie udaje mi się odrzucić myśli o niej gdzieś w kąt, przykryć je i ignorować. Wybrała taką ścieżkę życia sama.. ścieżkę bez nas, jako swoich przyjaciół. Koniec.  

- Dobra! Jak jesteś taka mądra, to hmm – zastanawia się Gabriel – kto napisał autobiografię Mickiewicza? – Gabryś kłóci się z Samantą, że miał lepsze oceny od niej i próbuje z niej zażartować.  
- A żeś dojebał.. skąd mam pamiętać takie rzeczy – wzrusza ramionami ruda, a wszyscy dookoła zaczynają się z niej śmiać.  
- Kochanie, a kto miałby napisać twoją autobiografię? – zwraca się do niej rozbawiony Tomek, a ruda dalej nie rozumie, że autobiografia, to biografia napisana przez samego siebie.  
- No nie wiem. Musiałby to być ktoś wiesz.. ktoś kto dobrze by mnie znał i rozumiał i w ogóle. Na pewno nikt obcy i niekompetentny – zaczyna wymieniać, a wszyscy dookoła już leżą ze śmiechu – no co?! – oburza się.  
- Nic, nic – odpowiadam przez łzy spowodowane ze śmiechu.  
- O was nikt by nie chciał napisać, zazdrościcie i tyle – oburza się.  
- Dokładnie, nie mogę wytrzymać z zazdrości – Magda zapowietrza się ze śmiechu.  
- Spadajcie! Idę do toalety. Z debilami siedziała nie będę – prycha, wstaje i kieruje się do łazienki.  

Spędzamy jeszcze trochę czasu w kręgielni, ale jest tu zdecydowanie za głośno i Magda proponuje, żebyśmy przenieśli się do niej. Takie rozwiązanie jest najlepsze, bo nie ma sensu się przekrzykiwać. Spacerujemy po mrocznych ulicach Gdańska, a ta sytuacja bardzo mnie zadowala. Każdy ma swoją połówkę i jest szczęśliwy. Czy właśnie nie do tego dążymy? Do bycia szczęśliwymi? Czasami jest trudno być szczęśliwym, ale prędzej czy później, to uczucie nas odwiedza i zostaje w nas. Trzeba być cierpliwym i nie szukać tego szczęścia na siłę, bo wtedy na pewno nam się nie powiedzie. Szczęście jest jak słoneczny dzień w zimę. Długo na nie oczekujesz, ale gdy już się poddajesz, sądząc, że nigdy nie doczekasz się słońca, to nagle się zjawia. Nie ma co się poddawać i od razu łamać. Trzeba cierpliwie czekać i robić wszystko, by jak najmniej to wszystko odczuwać.  

Idę z Gabrielem z samego przodu i zostawiliśmy resztę o paręnaście metrów za sobą. Trzymamy się za ręce i luźnie dyskutujemy o najbliższych dniach. Za niedługo zamierzamy wyruszyć w naszą upragnioną wycieczkę dookoła Europy. Gdy wrócimy, Gabriel ostatecznie i w całości się do mnie wprowadzi i zaczniemy poszukiwania za studiami na następny rok. Nie chcę myśleć o szkoleniu się, jeszcze nie. Teraz myślę tylko o nim i naszym szczęściu. Naszą spokojną rozmowę przerywa jakiś krzyk.  

Krzyk należy do jakiejś kobiety. Nie widzę jej, ale dokładnie ją słyszę. Wydaje mi się, że jest za rogiem. Spoglądam przestraszony na Gabriela, a w następnej sekundzie biegnę w kierunku dobiegającego krzyku. Gabriel krzyczy, żebym poczekał, ale nie wiem co może dziać z kobieta się. Może potrzebuje natychmiastowej pomocy. Zostawiam go w tyle i wbiegam w zaułek. Teraz już wiem, że mogłem na niego poczekać, ale nie chciałem go narażać. Wysoki mężczyzna szarpię się z drobną kobietką i zgaduję, że to właśnie jej krzyk przed chwilą bębnił w moich uszach. Mężczyzna najwidoczniej chce wyrwać jej torebkę, a ta się nie daje. W końcu udaje mu się, po czym odrzuca kobietę pod ścianę tak mocno, że gdy osuwa się na ziemie, to już nie jest w stanie się z niej podnieść. Głośno jęczy i trzyma się za kolano. Krzyczę w jego kierunku, ale ten ignoruje mnie i ucieka. Ruszam za nim i dopiero teraz utwierdzam się w przekonaniu, że z moją kondycją wcale nie jest tak źle jak sądziłem. Może to adrenalina tak na mnie działa. W normalnym przypadku zostałbym przy kobiecie, mając w głębokim poważaniu tą torebkę, ale po tym jak ją potraktował nie mam wyboru, muszę dogonić tego drania. Wiem, że Gabriel był zaraz za moimi plecami i ją przypilnuje. Wybiegam z zaułka i dokładnie widzę jego sylwetkę. Jest tylko parę metrów przede mną. Dokładnie słyszę jego oddech przed sobą, a z oddali spanikowanego Gabriela wołającego za mną. Doganiam go. Chwytam go za ramię i zatrzymuję. Spoglądam mu w oczy z chęcią naplucia mu na twarz za jego czyn. Jest młodym chłopakiem, może i w moim wieku bądź rok starszy. Zrozumiem jeszcze kradzież, ale takie potraktowanie tej kobiety, gdy już wyszarpał jej torebkę, to nie. Przygląda mi się, a jego oczy są pełne strachu. Próbuje mi się wyswobodzić, ale mocno trzymam jego koszulkę. Zaczyna się cały trząść, a ja zauważam, że coś trzyma w ręce. To coś to ciemny pistolet. Gdy chcę go już puścić, ogłusza mnie strzał z czarnej broni. Opadam na ziemię, młody człowiek w błyskawicznym tempie znika z horyzontu, a przy mnie nagle pojawia się niebieskooki.  

Gabriel jest przerażony. Dopiero teraz odczuwam ból i cały się rozdzieram. Czuję jakby w moim brzuchu rozpełzło się miliard szczypawek i pijawek, które jedna po drugiej mnie wykańczają. Próbuje przyłożyć swoją dłoń do miejsca, w którym tak bardzo mnie boli, ale gdy tylko próbuję, od razu jest mokra od ciemnego krwistego płynu. Jest mi zimno na chodniku. Czuję, że zaczynam zamarzać mimo, że wieczór jest dość ciepły. Nie umiem przestać krzyczeć, chociaż nijak nie osłabia to poczucia bólu.  

- Boże, Maciek. Hej! Patrz na mnie – Gabriel patrzy wprost w moje przymykające się oczy. Cały drży, a jego twarz jest okropnie zapłakana i przestraszona. – Dzwoń do cholery! – odwraca swoją głowę i drze się w czyimś kierunku.  
- Zaraz mają być – słyszę przestraszony głos Samanty.  
- Maciek, hej, słyszysz mnie? – jest cholernie wystraszony.  
- Ttttttak – przerywam swój krzyk, bo nie mogę patrzeć na niego w takim stanie.  
- Patrz na mnie. Nie waż się zamykać oczu, skup się na mnie. – Chodź tu! – krzyczy w tym samym kierunku co wcześniej.  

Moje powieki stają się coraz cięższe, ale zgodnie z tym co wykrzykuje Gabriel, próbuję ich nie zamykać. Klęczy nade mną razem z Samantą i rozdzierają mi koszulkę. Gabriel spogląda na moje ciało i cały się skrzywia. Z trudem zauważam, że bez zawahania zdejmuje swoją koszulkę i przykłada ją do rany. Ależ zabolało! Rozdzieram się na całe gardło, a Gabriel każe trzymać koszulkę Samancie, którą próbowali powstrzymać krwawienie.  

- Nie odchodź mi tu, proszę cię – opiera swoje czoło o moje – ani mi się waż, słyszysz?!
- Bbbbbboli – próbuję się zwinąć z bólu, ale mocno przytrzymuje moje dłonie bym się nie ruszał.  
- Wiem skarbie… Zaraz będą. Wytrzymaj, dla mnie. Nie zamykaj oczu. Nie zostawiaj mnie, patrz na mnie – błaga mnie. Obie ręce i kawałek czoła ma we krwi. W mojej krwi. Przeraża mnie ten widok. Jest mi coraz zimniej.  
- Zzzzzzzimno miiiii – cały dygoczę, co sprawia mi jeszcze większy ból. Przylega swoimi ciałem do części mojego i przeraźliwie łka.  
- Jeszcze chwilę… Gdzie oni są, kurwa…  
- Jadą – szepcze Samanta w jego kierunku.

Jabber

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 6610 słów i 36873 znaków.

11 komentarze

 
  • Picasso

    rozkleiłem sie na prawde swietne opowiadanie

    23 gru 2013

  • love94

    I tym razem się rozbeczałam, przez co nie dasz mi żyć -.- Aj aj aj dwa dni bez ciebie i więcej nie dałam rady, znowu xd Naprawdę jesteśmy jak rodzeństwo, bo mimo że się pokłócimy o coś,to dwa dni bez siebie to męka :P Nie muszę mówić w którym momencie pękłam, bo to oczywiste. Ja już wcześniej zakończyłabym opowiadanie i szacunek za wenę i pomysły kochany:* A za akcję z Samantą dostaniesz srogi wpierdul ( wiesz o co chodzi;) )

    5 gru 2013

  • bbebbetty

    Zakochalam się w tej cZesci xd <3

    4 gru 2013

  • .

    jeej cudowne !

    4 gru 2013

  • paula.

    i właśnie za to bardzo Ci dziękuję. <3

    4 gru 2013

  • paula.

    i emocji przeżywanych przez postacie, utożsamiam się z nimi. Z drugiej strony czuję pustkę, bo wiem, że znów muszę czekać, co też jest dobre, ponieważ wtedy czytanie następnej części sprawia mi jeszcze więcej radości. Coś za co bardzo chciałabym Ci podziękować to to, że dając upust swojej wyobraźni i kreatywności wprowadzasz do mojego życia pewnego rodzaju szczęście, bo potrafisz oderwać mnie od mojej „szarej” codzienności i dajesz nadzieję, że prawdziwa miłość naprawdę może istnieć+

    4 gru 2013

  • paula.

    Możesz mnie już nazywać beksą, ale znowu płaczę .. ;) Czegoś tak lekkiego, a zarazem wciągającego Cię dogłębnie, dającego przeżyć każde emocje i uczucia bohaterów jeszcze nie czytałam. Uwierz mi, że czasami możliwość przeczytania Twojego rozdziału jest jedynym elementem mojego dnia na który czekam z niecierpliwością i na który na prawdę się cieszę; że będę mogła w spokoju usiąść i sprawdzić sobie czy może dodałeś już coś nowego. Najczęściej po przeczytaniu Twojego opowiadania jestem pełna uczuć+

    4 gru 2013

  • Gabriel

    Opowiadanie jak wszystkie poprzednie części super, ale czemu musiałeś dodać ten wątek z postrzeleniem go. Wszystko zaczynało układać się super, a Ty raptem znowu się spie****ło. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i z niecierpliwością czekam na kolejną część, która mam nadzieję będzie jak najszybciej. Weny.

    4 gru 2013

  • Kubolo

    No kurcze, ale się porobiło! Piękna cześć zakończona taką sceną… Nie masz serca :mad: I nawet coraz mniej błędów widzę, ale kij z tym jak mi tu Maciek umiera :mad: Zaczęło mi towarzyszyć okropne uczucie, które odczuwam podczas skończenia świetnej książki, w której mój ukochany bohater traci życie. Mam nadzieję, że tutaj nie straci niczego prócz ciemnej kałuży krwi :blackeye: Weny życzę, bo długość jak i jakość mnie jak zwykle nie zawiodły :smile:

    4 gru 2013

  • Ja

    O matko boska. Maciek musi żyć..to by było zbyt okrutne gdyby umarł. Tak nie może być. Czekam na ciąg dalszy...jak najszybciej. Nie moze zostawić Gabriela.

    4 gru 2013

  • sweetkicia

    Nieee!!!! Maciek musi żyć! On nie może zginąć! Nie teraz.. No zrób coś z tym! Aż się wszystko we mnie gotuje i mam ochotą zabić tego cholernego bandytę. Kompletnie nad sobą nie panuję i rycze... Jeszcze raz: on musi żyć! Opowiadanie jak zwykle świetne i czekam na ciąg dalszy, bo chcę wiedzieć co z Maćkiem. <3

    4 gru 2013