Na początku muszę zabrać szybciutko „głos”. Jeśli chodzi o tą część to hmm... Pewnie będą zawiedzeni wszyscy, którzy oczekiwali na poznanie skutków strzelaniny. Niestety, musicie uzbroić się w cierpliwość, ponieważ postanowiłam wykorzystać pomysł jednego z Czytelników, aby dać "odpocząć" trochę Adzie i Olafowi. Czarnyrafał- dziękuję bardzo jeszcze raz! <3 Doceniam Twoje zaangażowanie i pozostałych, którzy czytają opowiadanie- także. Krótko mówiąc- teraz będzie trochę o Wiktorze i jego losach (przeplatanych z losami Kamili). Dopiero później, jak dojdę do momentu strzelaniny- to dowiecie się, kto ucierpiał, ale do tego jeszcze długa droga Dziękuję za komentarze! I życzę miłego czytania
______________________________________________________________________
*** Wiktor ***
- Wiktor!- zawołała mama, kiedy usłyszała, że uchylam drzwi. Ostatnio jakoś bardziej mnie kontrolowała, ale w sumie nie dziwiłem się jej- gdzie wychodzisz?
- Nie jestem już dzieckiem. Sam o siebie zadbam- odparowałem- idę z chłopakami na mecz. Nie wiem, o której wrócę!- i wyszedłem.
Fakt, nie jestem dorosły, ale nie mam 7 lat, żeby za każdym razem zadawać mi pytanie, gdzie wychodzę. Rozumiem. Po ostatniej akcji rodzice mogli się martwić… Obiecałem, że będę już ostrożniejszy i nie wezmę niczego. O co chodziło?
Po jednej z imprez wybrałem się z kolegami do pewnej „meliny”. Tak- naprawdę można to pomieszczenie tak nazwać, i chociaż nie wyzwala jakichś przyjemnych skojarzeń- dawało jednak przyjemne odloty. Nie musieli mnie długo namawiać, żebym spróbował. Po prostu, kiedy widziałem ich uszczęśliwione miny, sam chciałem czegoś takiego doświadczyć i wciągnęło mnie na dobre. Oczywiście mama zmartwiona, zapłakana. Ojciec na maksa wkurzony. A ja?- rozanielony jak nigdy dotąd. Obiecałem im, że skończę, ale to nie jest takie proste. Jeśli bylibyśmy głodni, tak na skraju wyczerpania i ktoś zaproponowałby nam chociażby kawałek bułki- nie skorzystalibyśmy? Ha! Wręcz rzucilibyśmy się na nią jak szaleni… Tak samo było z moim powoli rosnącym uzależnieniem. Aż do pewnego momentu.
Siedziałem z chłopakami w naszej miejscówie.
- A może byśmy tak, gdzieś wyskoczyli?- zasugerował Grzesiek
- Stary, jesteśmy ujarani w cztery dupy- odburknął z bananem na twarzy Krzysiek- myślisz, że ktoś tego nie zauważy?
Wybuchliśmy głośnym śmiechem. Aż zaczęliśmy zanosić się od kaszlu.
- Ale odjazd…
- O kur*wa
- Dobra, zabieramy się stąd i idziemy gdzieś!
Przystaliśmy na tę propozycję, bo w końcu nie mieliśmy zamiaru siedzieć tu do samego rana. Na początku ciężko nam było ogarnąć fazę, ale po chwili już było okej. Chociaż nadal mieliśmy jakieś dziwne myśli. Przechodziliśmy właśnie przez jakieś ciemne zakamarki czyjegoś podwórza. Raczej powszechnie uczęszczanego. Pod drzewem zauważyliśmy cień. Dziewczyna siedziała samotnie i płakała. Zrobiło mi się jej żal. Rzadko współczułem takim osobom, bo byłem przekonany, że wyją, bo ktoś im coś niemiłego powiedział, albo coś o wiele banalniejszego. Nie tolerowałem użalania się nad sobą. Choć sam, czasami to robiłem. Z nią było inaczej. Zauważyłem to, kiedy skrzyżowaliśmy nasze spojrzenia. Coś ją bolało. I to była nie byle jaka tragedia! Chłopaki podążyli za moim wzrokiem.
- O proszę! Jaka lalunia!- Grzesiek podszedł do niej pewnym krokiem. Dziewczyna zwinęła się w kłębek- może się zabawimy, co?
- Zostaw mnie!- pisnęła przerażona
- Ej, ej, spokojnie skarbie- uspokajał ją z szyderczym uśmiechem- będzie całkiem miło- reszta spoglądała na tę scenkę z osłupieniem.
Grzesiek nigdy nie pokazał nam się od tej strony. Zazwyczaj sam krytykował takim namolów, jakim stał się przed momentem, dla tej niewinnej istoty. Może nie był do końca świadomy tego, co robił? Baliśmy się go. Zawsze uważaliśmy się za jego podwładnych, jak w jakiejś pieprzonej pracy, dla debili- takich, jak my. Mogliśmy się ogarnąć, ale nie chcieliśmy. Nie mieliśmy dla kogo- może to była prawdziwa przyczyna? Nie wiem. Nigdy nie było okazji, żeby mu się przeciwstawić, aż do teraz. Ale jak to zrobić?- wszyscy zachodziliśmy w głowę. Tymczasem on uklęknął przed dziewczyną i gwałtownie szarpnął ją za włosy. Krzyknęła. To musiało boleć. Nie mogłem na to patrzeć.
- Zostaw ją!- poleciłem, sam nie wierząc w swoją odwagę. Odwrócił się nieznacznie w moją stronę
- Co powiedziałeś?
- Żebyś ją zostawił! Nic Ci nie zrobiła- dokończyłem
- Jesteś spity i zjarany, tak jak my wszyscy… I próbujesz mi powiedzieć, że nie chcesz wykorzystać takiej sytuacji?- wstał i zbliżył się do mnie- a może próbujesz mnie skrytykować, co?!- podniósł głos- że niby co? Jestem jakimś cholernym zboczeńcem? Tak? Tak myślisz- wycelował we mnie palcem- przyznaj się!
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Stałem, milcząc, ale nie spuszczałem z niego oczu. „Uciekaj”- nakazałem bezgłośnie dziewczynie, gdy ponownie spotkaliśmy się spojrzeniami. Uczyniła to z lekkim wahaniem.
- Stary, odpuść!- w końcu odezwali się inni
I jakoś powróciła wcześniejsza atmosfera. Pełna żartów, śmiechów. Ale nie dla mnie. Ja nadal tkwiłem w tamtym miejscu. Skądś kojarzyłem tę laskę… skąd?- nie mogłem sobie przypomnieć.
Następnego dnia, do mojego domu przyszła policja. Poszukiwała niejakiego Wiktora K., czyli mnie. I moją drużynę. Drużynę? Serio?! Chciało mi się śmiać, kiedy to usłyszałem, ale to nie był czas do żartów. Poza tym, to nie ja byłem przywódcą tej całej „drużyny”, więc dlaczego przyszli akurat do mnie?
- Mieliśmy doniesienie, że Pani syn, wraz z innymi chłopcami pod wpływem środków odurzających, napastowali niewinną dziewczynę- zwrócił się policjant do mojej matki- jeden okazał się szczególnie nieustępliwy, ale nie znała jego nazwiska. Podała nam tylko Twoje dane- tym razem słowa skierował do mnie.
Stałem jak wryty. I co teraz? Miałem wydać kumpli. „Tak proszę pana, piliśmy, jaraliśmy, a na koniec znęcaliśmy się nad tą dziewczyną. Wszystko się zgadza. A ten chłopak too….” Naprawdę mieli mnie za takiego naiwniaka? Godne pożałowania. Poza tym, ja jej nic nie zrobiłem. Nie mogli mi nic udowodnić. Ale wskazała tylko mnie… Dlaczego? Nie przypominałem sobie, żebyśmy się znali. A może jednak? A może to nie ona na nas doniosła.
- Ja nic nie wiem, niczego takiego świadkiem nie byłem- wyznałem, siląc się, by to wszystko zabrzmiało szczerze- nie pozwoliłbym nikogo skrzywdzić na moich oczach!- zapewniłem żarliwie, ale czy rzeczywiście tak było? Nigdy nie miałem okazji, żeby się przekonać, aż do wczoraj.
- Potrzebne nam będą Twoje zeznania. Opowiesz, co robiłeś wczoraj i będziesz wolny!
Dlatego właśnie teraz moi rodzice byli tacy przeczuleni… Wcześniej nie sprawiałem im żadnych kłopotów, a nagle jakieś narkotyki, pobicia, groźby. Nie rozumieli tego wszystkiego.
Spotkałem się szybko ze swoją „drużyną” wyjaśniłem im sytuację. Lepiej siedźcie teraz cicho- rozkazałem- chyba, że chcecie mieć na ogonie policję. Wasz wybór.
I pierwszy raz poszedłem całkiem wolny od wszelkich zmartwień do szkoły. Kiedy ja tu byłem ostatni raz? No jakoś w tamtym tygodniu. Czas najwyższy pokazać się ponownie. Właśnie otwierałem drzwi i ktoś na mnie wpadł.
- Jak chodzisz?- zapytałem rozdrażniony, ale mój wyraz twarzy się zmienił, gdy dostrzegłem, kto stoi przede mną- to Ty!- rzekłem oskarżycielsko. To ona. Ta dziewczyna, która mnie bezpodstawnie oskarżyła, chociaż ją obroniłem!
- Ja, ja- nie wiedziała, co powiedzieć- to nie tak jak myślisz! Nie znam Was. To znaczy ich. Ciebie kojarzyłam, ale to nie ja zawiadomiłam policję. To sąsiad, który także znał tylko Ciebie…- popatrzyłem na nią, mówiła poważnie, szczerze
- Słuchaj Mała- zacząłem- jeśli następnym razem przyjdzie Ci do głowy pomysł, podania mnie na policję, to się zastanów z 5 razy! To ja Ci uratowałem tyłek, nawet nie wiesz, do czego ten człowiek byłby zdolny- zakończyłem, a w jej oczach pojawiły się łzy. Inne niż wczorajsze.
- Przepraszam! Cholera! Przepraszam, pasuje?- krzyczała- o to Ci chodziło? Mam przed Tobą paść na kolana i składać pokłony, bo mnie rzekomo uratowałeś? Mogłeś nic nie robić. Zresztą… tak byłoby lepiej! Ale dziękuję!- miała zamiar wyjść, ale zatrzymałem ją
- Jak masz na imię? Skoro Ty znasz moje, należy mi się jakiś rewanż, prawda?
- Kamila- rzuciła nieśpiesznie
- Posłuchaj Kamilo- mistrz przemówień ze mnie!- rozumiem, że może Ci się w życiu nie układać. Znam to. Nawet nie wiesz jak bardzo… Ale nie wyżywam się na innych. Nie oskarżam o rzeczy, których nie dokonali.
- Przecież Ci powiedziałam, że to nie ja!- przerwała mi czerwona ze złości- po co miałabym to robić?
- Nie wiem, Ty mi powiedz!
- Czy Ty jesteś taki głupi? Czy co?! Gdybym to ja chciała Was wsypać, to wezwałabym policję, przyprowadziła do szkoły… Tu wskazałabym każdego po kolei palcem i bylibyście udupieni wszyscy, okej? Nie wydałabym samego Ciebie- no to miałoby sens…
- Eeee!- zatkało mnie
- Możesz mnie przepuścić?
- Jasne- i uczyniłem to, o co mnie prosiła. Skąd taka potulność? Nie wiem! Ta cała Kamila miała w oczach coś takiego, co nie dawało spokoju!
Nie interesowały mnie wówczas żadne miłostki. Jeśli chciałaby się z kimś porządnie zabawić- to owszem- moje drzwi stały otworem, dla takich lasek, ale nic poza tym! A ona na taką nie wyglądała. Szkoda…
Czas mijał mi nieubłaganie wolno. Hmmm… Co ja tu jeszcze robię?- zastanawiałem się, nie zwracając uwagi na nauczyciela. W ogóle siedziałem jakiś taki rozkojarzony. W końcu zadzwonił dzwonek i wyszedłem ze szkoły. Jedyne, co się dla mnie liczyło to koszykówka. Ona stanowiła cały mój świat. Do momentu aż zacząłem brać. To wszystko musi się zmienić! Muszę wziąć się w garść- powziąłem.
Wracając do domu, wstąpiłem do Grześka, aby mu zakomunikować, że to koniec. Chcę znowu zacząć grać i cieszyć się sukcesami. Wiedziałem- wyśmieje mnie, ale to nic! Nie o jego opinię mi chodziło. Jednak nie zastałem go w domu. Cholera! „Melina”- to pierwsze, co mi wpadło do głowy. Idę. Po drodze mijam nieznajome twarze. Mam wrażenie jakby ich spojrzenia przewiercały mnie na wskroś. Jakby mówiły „Ogarnij swoje życie. Nie marnuj się!”. To tylko głupie wyobrażenie… Dotarłem na miejsce. Cała paczka wyszła się ze mną przywitać. Byli jeszcze „normalni”. Nic nie brali. Jak im to powiedzieć?- tworzyłem w głowie pewien plan. Przemieszczaliśmy się powoli w kierunku pobliskiego parku. Jeśli tak to można w ogóle nazwać. Pełno śmieci, porozwalane butelki, zaniedbane ławki. Idealnie jednak wyglądało na tle całej okolicy. Nie odstawało swoim odstraszającym wyglądem. Już miałem mówić, co mi w duszy gra, ale usłyszałem pewien znajomy krzyk.
- Wiktorrr!- zapamiętała moje imię!
- Kamila?- zdziwiłem się
- Uciekajcie stąd! Już!- rozkazała przepełniona emocjami
- Nie będziesz mi rozkazywała, złotko- Grzesiek ponownie się do niej przyczepił. Ruszył w jej kierunku, ale zagrodziłem mu drogę.
- Co jest?- zapytałem- o co chodzi?
- Policja!- krzyknął Krzysiek i wszyscy zerwaliśmy się jak oparzeni.
Chwilę później staliśmy już w bezpiecznym miejscu.
- To jej wina! To wszystko Ona. Przynosi nam same kłopoty- „przywódca” nadawał jak nakręcony- trzeba się jej jakoś pozbyć! W ogóle…
- Nawet o tym nie myśl- rzekłem mrożącym krew w żyłach głosem- nie pozwolę Ci jej tknąć!
- O proszę, proszę! Czy ja o czymś nie wiem? Ktoś tu się może zakochał? Kiedy życie Ci się rozwala, wiesz do kogo masz przyjść, a jak taka suka zawróci w głowie…- nie dokończył, zrozumiał, że przegiął- stary! Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
- Zamknij się! Nie mam z nią nic wspólnego… Ale gówno Cię to powinno interesować! Świetnie się z Wami bawiłem, ale to nie dla mnie! Odchodzę- oznajmiłem
- Myślisz, że możesz tak po prostu odejść?- zapytał z kpiną- chyba za krótko mnie znasz. Daję Ci czas do zastanowienia, bo zdążyłem Cię polubić… W innym razie, już teraz leżałbyś na ziemi, skopany i zakrwawiony!- dokończył spokojnym głosem
- Jesteś poje*any- skwitowałem i odszedłem w drugą stronę.
Dziwiłem się, że za mną nie pobiegł. Wyzwałem go. Może rzeczywiście jakieś ziarnko prawdy było w tym, co mówił?
Kilka dni później przekonałem się, iż moje domysły były błędne. Przyczaił się z jakimiś kolesiami, których nie znałem i zaczęli mnie kopać, okładać pięściami. Już wszystko mi jedno- ostatnia myśl przebiegła przez moją głowę.
- Przestańcie!- rozkazał znajomy głos. Zaraz, zaraz. Co ona tu robi? Zwariowała?
- O, kogo my tu mamy?- zapytali moi oprawcy
- Wynocha, bo zadzwonię…
- Oj lala, jeszcze pożałujesz, że z nami zadarłaś! A teraz: ratuj swojego kochasia- i odeszli
Nie mogłem się ruszyć przez dobre 10 minut. Ona cały czas przy mnie siedziała. Kilka razy mijaliśmy się w szkole. Wymienialiśmy uśmiechy, „cześć”, „cześć” i tyle. Wzięła moją głowę na swoje kolana i milczeliśmy. Ja, bo nie miałem siły. Ona, bo czekała aż do siebie dojdę.
- Wszystko okej?- usłyszałem w końcu jej cichutki głos
- A jak myślisz?- warknąłem- cholera! Oni mogli Ci coś zrobić! Nie rozumiesz! A teraz oboje możemy odliczać dni do śmierci- podniosłem się gwałtownie i opadłem z powrotem na jej nogi- kur*a! Po co tu przychodziłaś?!- wyżywałem się na niej
- Przecież by Cię zabili!- syknęła- źle, że chciałam pomóc?
- Oni myślą, że to wszystko przez Ciebie!
- Niech tak myślą, proszę bardzo!
- Kamila! To nie są jacyś kolesie, którzy pogrożą Ci paluszkiem i powiedzą: więcej tak nie rób. Oni inaczej załatwiają takie sprawy- kontynuowałem- sama byłaś przed chwilą świadkiem „rozwiązywania” jednej z nich.
- Przestań brać!
- Co?
- Dobrze słyszałeś!
- Po pierwsze, zrobię ze swoim życiem, co będę chciał! Po drugie, właśnie to zrobiłem około tygodnia temu, dlatego mnie dopadli… Musisz się trzymać ode mnie z daleka- powziąłem po krótkiej przerwie, uspokajając się odrobinę
- Nie ma mowy- odparła tym samym tonem.
Spojrzałem na nią. Nasze oczy spotkały się i utonęliśmy w ich blasku. Panowała całkowita cisza. Było miło. Nie wiedziałem, co teraz powinienem zrobić albo powiedzieć. Totalna pustka.
- Musze już iść- brawo palancie! Nad wyraz inteligentne posunięcie. Kpiła moja podświadomość.
- Poradzisz sobie? Ja też muszę lecieć.
- Odprowadzę Cię- zaproponowałem
- Nie ma takiej potrzeby. Lepiej idź do domu i ogarnij się. Na pewno dasz radę?- martwiła się
- Na pewno.
Czy ona właśnie dyskretnie dała mi kosza? Chciałem ją odprowadzić. Ale z drugiej strony… Wyglądałem teraz jak tysiąc nieszczęść. W innych okolicznościach nie dałaby mi kosza- odezwało się moje ego. Byłem cholernym narcyzem! Wyjdę z tego- żartobliwie skwitowałem i skierowałem się do domu. Rodzice byli przerażeni moim stanem. Chcieli zabrać mnie do szpitala. Nie zgodziłem się. Zaprotestowałem i uszanowali moją decyzję. Przez kolejny tydzień nie chodziłem do szkoły. Nie miałem zamiaru pokazywać się tam, w takim opłakanym stanie. Pewnego dnia, ktoś zapukał do moich drzwi. Nikogo, poza mną akurat nie było. Poszedłem otworzyć. Jakie było moje zdziwienie , kiedy ujrzałem Kamilę.
- Cześć- uśmiechnęła się słodko- przyszłam zobaczyć, jak się trzymasz?
- Hej- odpowiedziałem pełen rezerwy- jak widać, szału nie ma… Skąd właściwie wiesz, gdzie mieszkam? I dlaczego interesujesz się moim zdrowiem?- dopytywałem. Gestem dłoni zaprosiłem ją do środka.
- Ja…- jąkała się- nie potrafię Ci tego wyjaśnić. Po prostu, mój brat kiedyś brał i źle się to dla niego skończyło- w jej oczach dostrzegłem łzy. Tylko nie to!- a adres wzięłam ze szkoły. Powiedziałam, że musze przekazać Ci coś pilnego, o co prosiła mnie Twoja wychowawczyni, no i byłam bardzo przekonywująca…- dodała bez cienia skromności.
- Napijesz się czegoś?- zawsze byłem kulturalny!
- Sok, poproszę.
- Opowiedz mi coś o sobie- poleciłem, spoglądając w jej stronę.
Wyglądała naprawdę ładnie. Miała nietypowe rysy twarzy, przez to wyróżniała się od innych dziewczyn. Ciemne włosy, niebieskie oczy, zgrabna figura. W dodatku ten uśmiech. Co ja do cholery gadam!- zganiłem się w myślach. Poznałem parę faktów z jej życia, ale to mi nie wystarczało. Zauważyła to.
- Co chcesz jeszcze wiedzieć?- zmrużyła oczy, jakby bojąc się usłyszeć moją odpowiedź
- Dlaczego wtedy płakałaś?- padło z moich ust i od razu tego pożałowałem.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i miała już otwierać drzwi, kiedy ją wyprzedziłem i zablokowałem jej wyjście. Zaciśnięte usta, lekko zadarty w górę podbródek świadczyły o bojowym nastawieniu. Mmmm!
- Jestem zbyt wścibski, przepraszam- udałem skruchę i położyłem swoją dłoń na Kamili, chcąc odciągnąć ją od klamki- zostań jeszcze chwilę, ostatnio brakuje mi towarzystwa!- uśmiechnąłem się w najbardziej czarujący sposób jaki potrafiłem. Oby zadziałało. Analizowała przez moment moje słowa.
- Po prostu na razie o to nie pytaj- rzekła- kiedy będę gotowa, być może opowiem Ci o tym- wierzyłem jej. Dlaczego? Nie wiem! Ciągle prześladowało mnie to „nie wiem”…
- Dobrze- szepnąłem i przejechałem kciukiem po jej policzku. Nie odsunęła się. Wręcz przeciwnie- wtuliła w moją dłoń jeszcze bardziej.
To ja przerwałem ten intymny moment. Coś mnie ukuło. Nie w dosłownym znaczeniu… Po prostu, nie chciałem, by myślała, że to wszystko znaczy coś więcej. Ja nie bawię się w miłostki. Nie potrafię kochać. W ostatnim czasie zbliżyliśmy się do siebie. Musiałem coś z tym zrobić, żeby przeze mnie nie cierpiała. Jednak czułem, że nasze losy jeszcze się splotą ze sobą w przyszłości. Mogłaby być dobrą przyjaciółką (…)
7 komentarzy
Domiii
Kiedy następna?
Nikka
@Domiii Najpóźniej- jutro
Marlens
Ale z tego wyjdzie hit.! No swietny byl to pomysl
Nikka
@Marlens Hit na pewno nie, ale dziękuję
Domiii
Proszę teraz napisz co z naszą najwspanialszą parą! Błagammm
Nikka
@Domiii Niestety, ale nie ma mowy Wszystko w swoim czasie Ale, nie będzie aż tak źle- obiecuję!
Malin0wa
Super fajnie ze poszłaś w tym kierunku
Nikka
@Malin0wa Dziękuję Obawiałam się trochę pozostawić poprzednią część bez jednoznacznego zakończenia, ale odważyłam się!
Misiaa14
Jest Boskie ;3
Nikka
@Misiaa14 A dziękuję bardzo ;3
czarnyrafal
Znowu przecudnie opowiedziany mam nadzieję początek czegoś- no nie wiem.Wartka akcja-to u Ciebie reguła soczysty opis postaci.Rob tak dalej a wszystko będzie prześwietnie.Duża bużka Autorko.
adaa14
Super jest !
Nikka
@adaa14 Dziękuję!